Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2009, 22:23   #70
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
GUUN I THORIUS
- A więc żegnam – powiedział głośno badacz – Wracam do mojej mrocznej i chłodnej otchłani...
Po tych słowach skoczył w rozpadlinę i rozpoczął schodzenie po marmurowych stopniach.
Ciekawe dokąd mnie zawiodą – zastanawiał się idąc i ani raz nie odwracając wzroku ku górze.
Kolejne stopnie prowadziły coraz niżej. Z każdym krokiem otaczał Guuna coraz większy chłód. Ściany po bokach także wykonane były z marmuru, ozdobione dziwnymi hieroglifami. Rysunki te nic nie mówiły Guunowi i tylko mógł zgadywać ich znaczenia. Piasek i kurz zatarły wiele szczegółów płaskorzeźby, ale nadal znać było kunszt artysty. Guun zatrzymał się tylko chwilę, by przyjrzeć się hieroglifom i ruszył dalej w dół.
Gdy pokonał już ostatni stopnień znalazł się w niewielkim korytarzu z którego odchodziły trzy korytarze. Jeden bardzo wąski prowadził na wprost, a dwa następne na lewo i prawo.

LEGENDA W KOMENTARZACH
Guun zastanawiał się gdzie się dalej skierować, gdy usłyszał z góry jak beduini z krzykiem poganiają wielbłądy i odjeżdżają w pośpiechu.


Krasnoludzi pognali ile sił w nogach po swój ekwipunek pozostawiony pod palmą. Podziemia, które ukazały się po tąpinięciu dla innych byłyby przekleństwem, dla nich okazały się wybawieniem od żaru pustyni.
Thorius pożegnał się z beduinami w krótkich, acz treściwych słowach:
- Ekhem! - Thorius kaszlnął, by przykuć ich uwagę - Dobrzy ludzie! - wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę - W zaistniałych okolicznościach jestem zmuszony opuścić was wraz z towarzyszem. Zapewne to nie przypadek, że wędrowaliście przez ten kawałek pustyni, trafiając na nas. Jesteśmy wam wdzięczni za ratunek, którego byście nam udzielili, ale w obliczu pojawienia się tego plugawego człowieka jesteśmy zmuszeni ruszyć za nim w pogoń. Nawet w piekielnej otchłani nie powinno być takich mrocznych postaci jak tamta!
- Niech Allah będzie z wami.
- Eee... i z tobą też..? - powiedział niepewnie Thorius po czym zwrócił się do towarzysza - Dalej, Grumil, wchodzimy!
Thorius i Grumil zaczęli schodzić powoli za tajemniczym przybyszem. Starali się zachować ostrożność, by nie zdradzić swojej obecności. Oni także zatrzymali się na chwilę przy ledwo widocznej płaskorzeźbie. Wymienili poruzumiewawcze spojrzenia. Obaj dobrze widzieli, że to nie ich rodacy wykonali te podziemnia. Chyba, że to jakieś nieznane plemię. Gdy Guun ruszył brodaci wojownicy także podjęli wędrówkę. W napięciu oczekiwali na kolejny krok przybysza. Chłód podziemi przyniósł wielką ulgę obu mężczyzną. Otarli pot z czoła i wtedy usłyszeli krzyki beduinów z powierzchni. Trzask batów i ryki zwierząt wyraźnie świadczy o tym, że karawana odjeżdża w pośpiechu.

- Wynoście się stąd! - krzyknął ktoś z góry.
Guun i krasnoludzi odwrócili się i spojrzeli ku szczytowi schodów. Stał tam niski mężczyzna w asyście dwóch rosłych wojowników. Mężczyzna ubrany tylko w przepaskę z białego płótna i dziwne nakrycie głowy patrzył przenikliwym wzrokiem na stojące w dole postacie.

Wymachując groźnie zakrzywionym kosturem zaczął krzyczeć:
- A wam kto pozwolił naruszać spokój świętego miejsca bezbożnicy? Dziś jest wielki dzień a wy kalacie świętą ziemię swoją obecnością. Zapłacicie za to.
Mężczyzna wskazał kosturem na stojących bliżej krasnoludów i rozkazał swoim przybocznym:
- Brać ich!


Gun'Ryan
Elf próbował przeprosić dżina i wytłumaczyć się ze swojego zachowania. Mimo, że unoszący się nad nimi olbrzymi duch słuchał uważnie, nie wyglądał na przekonanego. Ryani próbował negocjować za śliczną elfkę z dżinem:
- Dżinie, czy mógłbyś przywrócić jej mowę? - spytał nieśmiało.
Gigant pogładził się po brodzie i rzekł ze spokojem:
- Musiałaby mi wydać rozkaz.
- Ale czy musi go powiedzieć? Nie może po prostu pokazać?
Dżin spojrzał na elfa i zamyślił się głęboko.
- No cóż - zaczął - To dosyć nietypowa sytuacja. Gdybyś to ty mnie wypuścił, nie byłoby wogólne o czym dyskutować. Rozkazałbyś i w jednej chwili ta urodziwa panna, odzyskałaby mowę. Niestety to ona uwolniła mnie i to do niej należy władza nade mną. Tradycja i prawo, z tego co wiem, nie wspominają o tym jak należy się zachować w takiej sytuacji...
Elf ze spokojem słuchał wykładu eterycznego olbrzyma.
- Uważam jednak, że możemy spróbować. Może się uda. Słucham cię mała... jeśli w obecnej sytuacji można wogóle użyć takiego zwrotu.
Elfka ponownie złożyła ręce w geście prośby kierując je w stronę dżina, po czym pokazała na swój język.
Dżina strzelił palcami. Cała trójka z niecierpliwością oczekiwała efektów zaklęcia olbrzyma. Mężczyźnie spojrzeli na urodziwą elfkę i wpatrywali się w nią zachłannie.
Ona po chwili otworzyła usta i spróbował coś powiedzieć. Niestety nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- No to mamy problem - podsumował Ryani - Co można teraz zrobić?
- No cóż - westchnął dżin i gorący podmuch pustynnego powietrza owiał parę elfów - Ja jak widzisz mogę niewiele w tej sytuacji. Jedno jest pewne, że przez najbliższe siedem lat, niezależnie od wszystkiego.
- A po co jej twoja służba, skoro nie może skorzystać z twojej pomocy? - spytał poddenerwowany Ryani. Instynktownie wyczuwał, że dżin tylko robi im na złość i specjalnie nie chce pomóc kalekiej elfce.
- A to już nie jest moja wina - odparł spokojnie dżin - Oho! To ja znikam!
- Co się stało?
- Ktoś się zbliża gościńcem, lepiej żeby mnie nie widział - odparł olbrzym, po czym poprostu rozpłynął się w powietrzu.
Urodziwa elfka najwyraźniej też usłyszała zbliżających się jeźdzców bo nadstawiła ucha w kierunku drogi. Po chwili również Ryani usłyszał tętent galopujących koni. Młoda kobieta schowała się za Ryaniego i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie bój się - próbował ją uspokoić - Obronię cię, nie ma obawy - zapewnił śmiało .
Na horyzoncie pojawiło się pięciu konnych. W szybkim tempie zbliżali się w stronę pary elfów. Ryani nie zamierzał uciekać, to nie było w jego stylu, poza tym nie bardzo tak naprawdę miał gdzie. Dookoła tylko rozległe pola i równiny.
Gdy jeźdzcy stanęli kilka metrów przed nimi elf ujrzał bandę nieokrzesanych zbirów. Ich spojrzenia nie wyrażały nic poza nienawiścią i lubieżnymi myślami o urodziwej elfce. Zbójnicy odziani w kolczugi i uzbrojeni w krótkie miecze ze złośliwymi uśmieszkami patrzyli na stojącą przed nimi parę.

- Nie przeskadzamy - rzekł ich przywódca zeskakując z konia.
- Czego? - warknął butnie Ryani.
- Spokojnie młody - bandyta uśmiechnął się szeroko - My nie do ciebie, tylko do niej - wskazał palcem kobietę kryjącą się za plecami elfa.
- Pytam czego? - rzekł hardo.
- Młody zejdź nam z drogi jeśli ci życie miłe. Nic do ciebie nie mamy więc po co się wtrącasz...
- Ta kobieta jest ze mną, a z tego co widzę nie ma ochoty z wami mówić, więc dalej jazda. Wracać tam skąd przyszliście.
- Patrzcie go jaki rycerz się znalazł - zadrwił bandyta patrząc w stronę kompanów.
Ryknęli wszyscy śmiechem, a jeden z nich rzekł:
- Pokaż mu Miazga, jak smakuje twoja stal. Ode chce się młodemu wtrącać w nie swoje sprawy.
Kolejny salwa śmiechu. Młoda elfka aż skulił się z przerażenia.
- Załatw rycerzyka i bierzmy tą złodziejkę na zamek, szef czeka.
Ten zwany Miazgą podszedł do Ryaniego i szepnął do niego:
- Młody daje ci ostatnią szansę, zanim zrobię z ciebie szaszłyk, zejdź nam z drogi. Nie będziesz chyba bronił złodziejki. To jak mały dogadamy się czy mam ci przetrącić kości?
 
brody jest offline