Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-07-2009, 20:36   #61
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Elrix maszerował tunelem tuż za ryżym przewodnikiem przeklinając w myślach ludzi, liliputów i generalnie cały świat. Będzie czym się chwalić, epicką bitwą z cholernym dachowcem. Żadnego ciekawszego pomysłu nie miał, a król nie wydawał się być skłonny tak po prostu ich wypuścić, więc szedł teraz wściekle bijąc ogonem i układając w myślach plan zamordowania futrzaka.
- To tutaj - oznajmił idący dotąd na przedzie niebieski i naparł na zamykający tunel kamień, aż ten wysunął się na tyle aby mogli się przecisnąć - oto nasze spichlerze.
- Ale to przecież zwykły magazyn - zauważyła Laura - na pewno zbudowali go okoliczni wieśniacy...
- No przecież sami byśmy nie stawiali jak jeden już tu jest, nie?
Chciała jeszcze coś powiedzieć ale powstrzymał ją gest smokowca.
- Jak rozumiem chłopi uznali że za znikające zboże odpowiada plaga myszy i sprowadzili koty? - ni to stwierdził ni zapytał, rozglądając się z ciekawością. Widział już architekturę ludzi, ale nigdy z perspektywy gryzonia.
- Ano - odziany w kilt wojownik pokiwał energicznie głową - większość przepędziliśmy jak się tylko pojawiły, ale ten jest wyjątkowo wredny. He he, pewnie sami się przekonacie. Bywajcie! - krzyknął jeszcze na pożegnanie.
- Świetnie - burknął niezadowolony jaszczur w stronę znikających w korytarzu pleców - A ty tu lepiej zostań, dla tego kota będziesz po prostu dziwną myszą - rzucił do aktorki i ruszył w głąb pomieszczenia.
Budynek był całkiem nowoczesny, platforma załadunkowa przy drzwiach szerokich na tyle aby zmieścił się wóz zaopatrzona była w proste dźwigi, o zawieszonych pod sufitem kołowrotach. Do wysokości pierwszego piętra murowany, nawet dla osób normalnego rozmiaru musiał być całkiem spory. Bliskość miasta najwyraźniej służyła miejscowym farmerom.
W pewnym momencie Elrix zamarł w pół kroku. Wpatrywał się w ciemność wypełnionej różnej wielkości skrzyniami antresoli aż dostrzegł to co zwróciło jego uwagę. Dwa żarzące się ślepia, z tej odległości małe punkciki złośliwej ciekawości. Po chwili poruszyły się, gdy bestia zeskoczyła na jedną z podtrzymujących konstrukcję belek i zaczęła powoli zmierzać w stronę smokowca.
- Cholera, zapomniałem jak bardzo mnie zmniejszyli - zaklął cicho jaszczur gdy kocur zbliżył się na tyle aby można było właściwie ocenić jego rozmiary - No ale przecież nie ucieknę... - myślał na głos, jednocześnie rozglądając się pośpiesznie, dopóki jego wzrok nie padł na urządzenia przy drzwiach. Lina zaczepiona o pierwszy kołowrót zwisała co prawda swobodnie, ale druga była naprężona jak struna pod ciężarem worka z pszenicą. Któryś z pracowników musiał uznać że nie opłaca się go odnosić z powrotem skoro nie zmieścił się na wóz i zostawił go tak, przywiązawszy linę do stalowego pierścienia. Wbitego w drewniany słup... półtora metra od podłogi... Elrix nie zdążył nawet przekląć swojego pecha gdy bestia, częściowo zsunąwszy się po słupie, a po części skacząc, wylądowała tuż obok. Widać wciąż jeszcze rozespany i trochę znudzony kot chciał się pobawić najpierw zdobyczą. Zbliżał się nieśpiesznie, z każdym krokiem zmniejszając dystans między sobą a cofającym się śmiałkiem.
- Myślisz że jestem tu dla twojej rozrywki? - zapytał smokowiec, jakby spodziewał się odpowiedzi - No to cię zaskoczę! - Warknął i niespodziewanie skoczył do przodu, z krótkiego zamachu uderzając mieczem. Kot prychnął i na zupełnie sztywnych łapach wyskoczył niemal metr w górę i do tyłu. Przykucnął patrząc złowrogo na przeciwnika i zlizując kroplę krwi jaka pojawiła się na jego nosie po draśnięciu jakie mu zadano.
- No to teraz się skończyła zabawa - mruknął Elrix kiedy zobaczył jak kot spręża się do skoku. Zamarkował ruch w lewo i niemal natychmiast skoczył w przeciwną stronę. Opłaciło się i kot chybił swego morderczego ataku, a on pognał pod podest, klucząc pomiędzy podporami. Sycząc z wściekłością kot pognał za swą niedoszłą zdobyczą wzbijając kłęby kurzu, ale zniknęła mu ona z oczu. Miotał się przez chwilę, bezowocnie szukając dziwnej łuskowatej myszy, aż całkiem oblepił go brud i pajęczyny. Kiedy kichając i prychając, zniechęcony łowca przebijał się przez kolejne pajęcze sieci, jego przeciwnik niespodziewanie wyskoczył zza kolumny tuż przed jego nosem! Smokowiec chwycił w garść wąsy przerażonego zwierzęcia, a miecz wzniósł do morderczego ciosu.

Laura posłusznie czekała u wyjścia z tunelu. Nie była jakąś blondwłosą idiotką, która z nudów poszła by za swym bohaterem, narażając siebie i jego, ale była już mocno zdenerwowana czekaniem. Wychylała się zza kamienia na ile tylko się ośmieliła, próbując dostrzec cokolwiek w słabym świetle wschodzącego nieśpiesznie słońca, ale i tak przebiegu walki mogła się domyślać tylko po odgłosach. Na prawdę zaniepokoiła się gdy nagle zapanowała cisza, ale dopiero niespodziewany wrzask kota sprawił że serce w niej zamarło.
- Elrix! - Zwołała po chwili - Nic ci nie jest? Odezwij się!
- Załatwione! - odkrzyknął zbliżając się na tyle że wreszcie dostrzegła go w półmroku. Wyglądał strasznie, cały pokryty kurzem i pajęczynami i z niezbyt przyjaznym wyrazem twarzy. Idąc, rąbkiem płaszcza usiłował oczyścić ostrze z lepkiego plugastwa.
- Och, tak się cieszę - odetchnęła z ulgą - A co z tym biednym kotem?
Cofnęła się o pół kroku pod spojrzeniem jakim obdarzył ją smok. Ja tam prawie nie stałem się posiłkiem jakiegoś przerośniętego mruczka a ona...
- Ee, wiem że walczyłeś tam o życie - zaczęła się szybko tłumaczyć - i że zrobiłeś to co musiałeś...
- Nic mu nie będzie - burknął odzyskawszy wreszcie głos Elrix.
- Co? - zapytała aktorka, a głosy pół tuzina figurek w kiltach powtórzyły za nią jak echo to samo pytanie. Pojawili się pozornie znikąd i absolutnie bezszelestnie.
- He he zobaczcie sami - wykrzywił się złośliwie.
Jak na zawołanie spod platformy wyszedł kot. Nie był już nawet cieniem tej butnej bestii sprzed parunastu minut, cały w brudzie i pajęczynach zataczał się jak pijany, raz po raz padając na ziemię i pomiałkując żałośnie.
- Cóż żeś ty mu zrobił? - spytał jeden z niebieskawych.
- Przyjrzyj się! - krzyknął inny - brakuje mu wąsów!
- Co? Jakże? Co to zmienia, przecie on nie na wąsach chodzi?
- Ale równowagi złapać nie może! On nimi tak jakby balans łapie!
Elrix wyminął przekrzykujący się i kłócący tłumek, odciągając tylko ich przewodnika.
- Teraz to nawet ślepe dziecko sobie z nim poradzi, prowadź nas do szefa.
Liliput skinął głową i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na pokonaną bestię ruszył w drogę powrotną.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
Stary 22-07-2009, 20:27   #62
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
GUUN
Spotkanie z królem Ugbarem przebiegła nad spodziewanie łatwo. Włądca uwierzył bezkrytycznie w każde słowo Guuna.
- Jak to zrobiłeś? - dopytywała się Elltharion - Musisz być potężnym magiem słowa, skoro tak łatwo udało ci się przekonać Ugbara.
Badacz zachował dyplomatycze milczenie. Sam był lekko zdziwiony, że się udało, ale przecież czarodziejka nie musi o tym wiedzieć. Zyska w ten sposób w jej oczach, a to może okazać się niezwykle pomocne w przyszłości.
- Dobrze, nie chcesz to nie mów - powiedziała nadąsana czarodziejka - ale ja wiem swoje.
- Każdy ma swoje sekrety - odparł Guun - Mówiłaś, że ten amulet to zwykły wisiorek, a widziałem twoje oczy, gdy trzymał go Ugbar. Byłaś przerażona, że go utraciłaś.
Guun patrzył na błyszczący w słońcu srebrzystym blaskiem Talizman. Trzymał go i oglądał bacznie.
- Oddaj mi go - zarządała Elltharion - Należy do mnie.
- Wiem, że jest twój. Tylko skoro jest taki bezużyteczny to mogę go wrzucić do tej rozpadliny.
Droczył się z czarodziejką badacz, machając Talizmanem nad przepaścią która ukazała się przed nimi.
Szeroka na kilkanaście metrów. Jej ściany opadały wręcz pionowo w dół. Ciągnęła się w lewo i prawo, aż po horyzont.
Czarodziejka wpatrywała się z przerażeniem w Talizman. Jej twarz stawał się powoli purpurowa. Guun pożałować swojego żartu i zaczął obawiać się wybuchu gniewu Elltharion. Przypomniał sobie co zrobiła z rzecznym potworem. Wtem tuż obok Guuna z dużym hukiem ukazały się głęby szarego dymu. Zaskoczony hukiem badacz upuścił Talizman. Elltharion bez chwili wahania skoczyła za nim. W tym samym momencie tuż koło Guuna z opadajacych oparów dymu wyszła dziwna postać.

W mężczyźnie ubranym w powółczyste ciemne szaty było coś niepokojącego. Jego wyraz twarzy i spojrzenie napawały lękiem, a jego zdradliwy uśmieszek nie wróżył nic dobrego.
Guun spojrzał na niego przelotnie, a potem wychylił się nad przepaść wypatrując Elltharion. Leżała kilkanaście metrów poniżej. Na szczęście spadła na stos gałęzi. Badacz próbował dojrzeć czy nic się jej nie stało, ale z tej odległości nie widział za wiele. Czarodziejka leżał nieruchomo na brzuchu.
- O niej to bym zapomniał - rzekł mężczyzna.
Guun spojrzał w jego stronę. Mężczyzna widząc zainteresowanie swoją osobą ukonił się nisko w dworskim geście.
- Pozwól panie, że się przedstawię. Zwą mnie Mefistofeles, co znaczy tyle co "Niosący pomoc"
Guun ponownie przyjrzał się postać.
- Może i zwiesz się Mefistofeles... - pomyślał Guun - ..ale jednego jestem pewien, że to znaczy zupełnie co innego.
Badacz w instynktowny sposób nie ufał dziwnemu przybyszowi.
- Wiem, że mi nie ufasz - rzekł mężczyzna jakby odgadując myśli Guuna - ale pozwól, że coś ci powiem. Uciekacie z kopalni króla Ugbara, prawda? - ni to spytał, ni stwierdził Mefistofeles - Nie jest rzeczą roztropną oszukiwać króla podziemi. Spójrz - rzekł mężczyzna wyciągając za pazuchy szklaną kulę.

W kuli wirował niebieski dym z którego po chwili wyłonił się obraz. Guun ujrzał znajomą komnatę króla Ugbara, który krzyczał coś na strażnika i agresywnie gestykulował.
- Jak myślisz dlaczego król Ugbar jest taki wściekły? Co?
Guun milczał. Sytuacja była niebezpieczna. Mefistofeles widział dużo i dużo potrafił. Badacz widział już że magia w tym świecie nie jest niczym wyjątkowym i ten mężczyzna też potrafił nią władać.
- Czego chcesz? - zapytał poddenerwowany badacz.
- Pomóc ci, panie. Wiem czego szukasz i potrafię ci pomóc.
Oczy Mefistofelesa dosłownie przewiercały duszę Guuna na wylot.
- Kim on jest?
- Jestem twoją jedyną nadzieją - odparł Mefistofeles - Ludzie Ugbara będą tu lada chwila i tylko ja mogę cię zabrać stąd w bezpieczne miejsce.
- I pewnie robisz to z dobroci serca - spytał podejrzliwie Guun.
- Obrażasz mnie panie, ale udam że tego nie słyszałem. Gwarantuje ci że nie żądam żadnej zapłaty za moją pomoc. To jak znikamy stąd czy wolisz wyjaśnić ludzią Ugbara, dlaczego oszukałeś ich władcę?


Elrix
Niebieskie liliputy były w niebo wzięte. Tańczyły i śpiewały jak to pokonały wielką bestię. Elrix patrzył na to wszystko z lekkim uśmiechem. Z jednej strony nie lubił pyszałkowatych karłów, a z drugiej wydawali mu się w dziwny sposób sympatyczni.
- Brawo, brawo, brawo - powiedział król liliputów, gdy cała ekipa na powrót znalazła się w jego komnacie.
- Dziękuję królu - odparł Elrix i nisko się pokłonił - To teraz chyba jesteśmy kwita?
- No cóż nie zupełnie... - zaczął król - pozostaje jeszcze jedna nierozwiązana kwestia.
- Mianowicie? - zapytał zaniepokojony smokowiec.
- Co ten niebieski pokraka znowu wymyślił? - pomyślał.
- Chodzi o ten wisiorek na szyi twojej towarzyszki...
Laura instynktownie złapała za Talizman.
- Nie bój się moja droga. Nie jest nam on potrzebny. Chodzi tylko o to, że nie mówiliście że szukacie Korony Władzy.
- No cóż... - zaczął Elrix - Jakoś nie było sposobności.
- Dobrze, dobrze... - król uniósł dłoń w geście, że wszystko rozumie i nie potrzebuje głupich wyjaśnień - Mam dla was propozycję i odrazu zaznaczę, że nie przyjmuję odmowy.
- No to pięknie - pomyślał smokowiec.
- Proponuję byś pod przewodnictwem mojego najlepszego wojownika kontynuowali waszą wyprawę ku chwale naszego królestwa. Jeżeli uda wam się zdobyć Koronę Władzy, w co nie wątpię, przyniesieci mi ją i ja będę królem Trzech Krain. To jak umowa stoi? - zapytał na zakończenie król.
 
brody jest offline  
Stary 23-07-2009, 17:27   #63
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Po wkroczeniu w światłość drzwi za nimi zostały od razu zamknięte przez Gargulca. Słychać było tylko skrzypniecie starych drzwi, a później zupełnie jakby rozpłynęły się w pochłaniającej ich świetlistej poświacie.

Brodacze nie znali jeszcze źródła światła. Mimo to, pewnie ruszyli przed siebie.
Już po chwili dało się wyczuć, że podłoże diametralnie się zmieniło. Twardą kamienną posadzkę zastąpił sypki piaskowy grunt. Przemiana przebiegła dosłownie w mgnieniu oka. Gdyby ich wzrok rozróżniał otaczające ich kształty, nadal nie zauważyli by momentu "przejścia" z lochu wprost w... no właśnie, w co?
-Thorius! Czujesz? Piasek! Nadal nic nie widzę! Co się dzieje do cholery. - wrzeszczał autentycznie przerażony Grumil.
- Nie panikuj, stary.

Zachowując zimną krew, Thorius przełknął grdykę, która utkwiła mu w gardle. Trochę niepewnie zrobił jeszcze parę kroków naprzód po nowym podłożu. W jego dość postawne oblicze uderzyło potworne gorąco. Brodacz spocił się jak w saunie. Wzrok powoli mu wracał, ale mimo to oślepiający blask nie zniknął.
- To piekło! Ten Gargulec wyślą nas w otchłań piekielną! Niech go tylko...
- To nie jest piekło.
- Nie piekło? Nie czujesz jak tu gorąco! I to światło!
- Mówię ci, to nie jest piekło!
- Więc gdzie my u czorta jesteśmy!
- Wygląda na to, że trafiliśmy na pustynię. Przyjrzyj się uważnie.


Wzrok odzyskali już prawie w całości. Powoli przyzwyczaili się do otaczającego ich światła. Falujące od gorąca powietrze i brak wiatru sprawiało, że krasnoludzi czuli się jakby byli żywcem gotowani. Zbroja szybko się nagrzewała i niemiłosiernie paliła skórę. Pot lał się z nich strumieniami.
Z niedowierzaniem, nadal rozglądali się po otaczającej ich prawie pustej przestrzeni.
- Jakim cudem tu trafiliśmy! Pamiętam przecież że wchodziłem w gęstym lesie. W okolicy kilkuset kilometrów nie ma żadnych pustyń! To nielogiczne!
- Też nie umiem tego wytłumaczyć.

- No to, żeśmy wdepnęli - podsumował Grumil ocierając pot z czoła. Zbędny wysiłek. W chwilę potem jego czoło ponownie zrosiło się kroplani potu, który nieprzyjemnie smyrając skórę spływał i znikał w gąszczu brody.
- Schowajmy się przed słońcem pod tym drzewem - rzekł Thorius wskazując nieodległą palmę przed nimi.
- To naprzód.

Przemarsz tych kilkuset metrów zmęczył ich bardziej niż walka z hordą gargulców w podziemiach. Szurając nogami w piasku, który dostał się już do butów i nieprzyjemnie chrobotał, dotarli osłabieni do cienia. usiadłszy, od razu zaczęli zrzucać z siebie uzbrojenie. Pozostawszy w samych tylko spodniach, w cieniu palmy było im w miarę wygodnie.
Siedzieli jakiś czas, ale żaden z nich nie wpadł na żaden pomysł. Drogi powrotnej nie było. A wędrówka po pustyni w uzbrojeniu byłaby dla nich męczarnią. Wydawałoby się, że zginą pod palmą, która początkowo ich uratowała.
- Grumil, posłuchaj.
- ... - Gorąco dawało się we znaki. Krasnolud tylko wyspał krótkie "hyyy?" i leżał dalej pogrążony w półśnie.
- Jest za gorąco na podróż. Nocą natomiast temperatura strasznie spada i zwyczajnie moglibyśmy pozamarzać. Proponuje, jak tylko się lekko ochłodzi, poszukać jakiegoś prowizorycznego schronienia.
- Yhyyy.
- Prześpijmy się trochę, bo z tego co widzę to dopiero południe.

Ostatnie zdanie umknęło uwadze Grumila. Zapadł w sen, zmęczony całym dniem. Thorius też odczuwał zmęczenie. Oparł się o pień drzewa i zasnął lekkim snem.

Obudził ich trzask batów i beczenie wielbłądów. Thorius lekko otworzył oczy, mrużąc je od wciąż jeszcze mocnego słońca. Przetarł z niedowierzaniem oczy. W ich stronę zbliżała się spora karawana. Wielbłądy obładowane towarami, popędzane przez beduinów szczelnie zawiniętych jakimiś szmatami. Najwyraźniej dla osłony przed słońcem.
- Czyżby los nie był, aż tak okrutny - pomyślał Thorius.

Krasnolud szarpnął ramieniem kolegi. Grumil pomruczał trochę i nie zareagował. Dopiero solidny kopniak jakoś go ożywił!
- Popie... - przekleństwo uwięzło mu w gardle. Suche powietrze wręcz wysuszyło jego usta. Skołowaciały język także nie pomagał.
- Patrz, karawana!
- Gharawhana?
- brodacz pociągnął solidny łyk z podręcznej manierki - Tfu. jaka karawana?
- No tam, patrz!


Krasnolud spojrzał w kierunku wskazywanym przez palec Thoriusa. Jego oblicze w mgnieniu oka się rozpromieniło.
- Zostań tu z naszym ekwipunkiem. Ja idę z nimi pogadać. Kto wie, może pomogą nam się wydostać z tej trudnej sytuacji.
- Na pewno nie wolałbyś iść razem ze mną? A jak są wrogo nastawieni.
- Hmm racja. Bądź w pogotowiu. Ale niech nie zobaczą, że mamy wrogie zamiary. Przynajmniej dopóki nie wykonają jakiegoś złego ruchu.
- Ok, liczę na ciebie.
- Ja na ciebie też, druhu.


Uściskali się, jakby to było ich ostatnie spotkanie. Thorius wsadził sobie nóż myśliwski za pasek u spodni, po czym wyruszył na mozolną przeprawę przez piaskowe wydmy. Na tyle, na ile pozwalało mu ciało i podłoże, poruszał się w stronę czoła kolumny wielbłądów. Prawdopodobnie tam znalazłby tutejszego "szefa" albo "przewodnika" stada.

Niemalże biegł, wymachując na nich ręką. Pot lał mu się po całym ciele, ale jakoś teraz nie odczuwał tak mocno panującego upału. Lejąca się z niego woda także mu nie przeszkadzała.
Wiedział, że wybawienie jest blisko.

Karawana zatrzymała się w momencie, kiedy krasnolud dotarł na jej czoło...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 23-07-2009, 20:23   #64
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Stawiasz mnie w nieco kłopotliwej sytuacji, Mefistofelesie - powiedział Guun do mężczyzny. - Mnie nie wciśniesz bajeczki, że pomagasz z dobroci serca. Ale zgadzam się. Wynośmy się stąd nim przybędą łowcy niewolników tej maszkary, Ugbara. A tak przy okazji, czym on jest?
- Satyrem - odparł Mefistofeles. - Masz rację chłopcze. Chodź ze mną. Pogadamy później.
- Zaczekaj! - zakrzyknął badacz do owijającego się płaszczem mężczyzny. - Co z nią? Czy nic jej nie grozi?
- A co Cię to obchodzi? Przecież poznałeś ją niedawno, nic Cię z nią nie łączy, prawda?
- Łączy - niespodziewanie odparł Guun. - Ona ma coś co jest mi potrzebne. Teraz! Rozumiesz?
- O czym mówisz? O tym wisiorku, który zrzuciłeś w rozpadlinę?
- Tak. To Talizman niezbędny aby wejść do Płomiennej Doliny w Środkowej Krainie. Jest mi potrzebny...
- Daj sobie spokój! - brutalnie przerwał Mefistofeles. - I tak był fałszywy. Ja wiem, gdzie zdobyć coś takiego. Nie marną podróbkę ale oryginał...
- Tak? I pewnie to też zdradzisz mi zupełnie za darmo - ironicznie spytał Guun.
- No niekoniecznie - odpowiedział Mefisto. - To jak? Idziesz czy nie? Bo popychadła Ugbara już są całkiem blisko. Spójrz!

Wskazał ręką w kierunku, z którego przyszli Guun i czarodziejka. W oddali widać było zbliżających się łowców niewolników. Ich sylwetki rosły w zastraszającym tępie. Guun przyjżał się uważniej, starając się policzyć ilu ich jest. Doliczył się co najmniej dziesięciu.

I na co ich liczę? - pomyślał. - Przecież i tak nie mam wyboru. Walczyć nie będę bo nie umiem. Elltharion leży tam w rozpadlinie, nie wiadomo czy żywa czy martwa. Moją jedyną nadzieją jest teraz ten nieznajomy. Ciekawe gdzie mnie zabierze?

- Chodźmy. Czas nagli - jakby w odpowiedzi odezwał się Mefistofeles i szczelniej owinął długim płaszczem. Guun ruszył za nim. Niespodziewanie po trzech krokach, Mefisto stanął w miejscu i machnął połą płaszcza. Znikąd pojawił się dym, który zaczął się kłębić wokół nóg obu mężczyzn. Wznosił się ku górze i już po chwili Guun nie widział nic poza szarym tumanem. Zrobiło się strasznie zimno. Badacz miał poczucie jakby ziemia usunęła mu się spod nóg i teraz dryfuje w nicości. Rozejrzał się wokół ale nie dostrzegł niczego, poza wciąż kłębiącym mu się przed oczami oparem.

- Ha ha ha ha haaaa! - usłyszał z wielkiej odległości śmiech. - Jeszcz chwila i będziemy na miejscu! Cierpliwości....

Nagle dym się rozwiał i Guun zamarł z przerażenia. Wokół niego nie było nic. Zupełna, czarna i lodowata pustka. Czuł, że leci przez tą pustkę z wielką prędkością, jednak nie w żadnym konkretnym kierunku. Nie było kierunków. Nie wiedział ile czasu leci. Nie było czasu. Nigdzie nie dostrzegł swojego towarzysza podróży. Nie było nic. Jego też nie było...

Nicość została ponownie przesłonięta przez szary opar. Zaraz też Guun poczuł, że ktoś jest obok niego, a temperatura gwałtownie wzrasta. Po chwili wyczuł twardy grunt pod nogami.

- No to jesteśmy na miejscu - powiedział Mefistofeles, odchylając gwałtownie połę płaszcza. Zaśmiał się. - Jak minęła podróż?

Dym rozwiał się i Guun mógł ocenić, gdzie się znalazł. Stali w niewielkim pomieszczeniu o pobielonych ścianach, które w całości było wypełnione skomplikowaną aparaturą. Na stole stało kilka moździerzy, w kącie pykał miedziany alembik. Tuż obok niego stała waga. Na ścianach, na szerokich półkach spoczywały pojemniki z różnokolorowymi płynami i proszkami. Z sufitu zwieszał się wypchany stwór, którego gatunku Guun nie był w stanie określić. Mefistofeles podszedł do wielkiej księgi, którą otwarł na chybił trafił i zaczął wodzić palcem po tekście.



Jestem w jakimś laboratorium alchemicznym. A więc on jest alchemikiem, poszukiwaczem kamienia filozoficznego i nieśmiertelności. Jestem ciekaw co będzie chciał w zamian za swoją nieocenioną pomoc - zastanawiał się Guun wodząc oczami po bogato wyposażonym laboratorium.

- A więc jesteś poszukiwaczem Korony Władzy, tak? - zapytał znad księgi Mefistofeles. Było to pytanie retoryczne, gdyż zaraz sam sobie odpowiedział. - Też kiedyś nurtował mnie ten problem. jednak doszedłem do wniosku, że to mżonki i banały. Po cóż sobie zaprzątać tym głowę, gdy świat pełen jest ciekawszych problemów. Na przykład nieśmiertelność... Albo migracja dusz... Co o tym sądzisz?

- Nic - odparł, jak zwykle szczerze Guun. - Nie mam powodów aby się nad tym zastanawiać. Chociaż nieśmiertelność jest chyba możliwa. Posiadacz Korony mógłby sobie takie coś zafundować. Przydałoby mu się, gdyby chciał zdobyć panowanie nad całym światem lub nieskonczoną ilością światów... Nie masz tam, w tej swojej księdze napisane ile jest światów?
- Nie i z kolei mnie ten temat nie interesuje. Powiedz mi dlaczego szukasz Korony? Odpowiedz szczerze, gdyż będę wiedział kiedy kłamiesz...
- To proste. Chce panować nad światem! Być wszechwładnym panem i bogiem, uwielbianym przez rzeszę wyznawców. Chcę by się mnie obawiano i składano mi hołd! Aby wszystko czego sobie zażyczę było na moje skinienie! Tego pragnę odkąd wyczytałem w jakimś zakazanym inkunabule o Koronie Władzy! To mój cel i moje marzenie! I zrobię wszystko aby to osiągnąć!
- Wszystko? Jesteś pewien tego co mówisz? - zapytał Mefisto, podejrzliwie patrząc na Guuna. Jego oczy lśniły dziwnym blaskiem.
- Tak! - bez wahania odpowiedział badacz. - Wszystko.
- Doskonale. W takim razie pomogę Ci. Wyślę Cię z powrotem do Wewnętrznej Krainy, gdyż musisz wiedzieć, że teraz znajdujemy się w nieco innym miejscu, można by powiedzieć, że w miejscu poza czasem i przestrzenią, na szczycie góry, która swym wierzchołkiem sięga nieba a swoje korzenie ma u podstaw ziemi. Dam Ci także worek złota, gdyż jak wiem nie jesteś zbyt bogatą osobą. Złoto zawsze się przyda, nieprawdaż? Co więcej wskażę Ci osobę, która ma Talizman. Prawdziwy Talizman, nie marną imitację. Jak od niej ten Talizman zdobędziesz, to już nie moja sprawa. Może kupisz, może ukradniesz, a może zabijesz ją i weźmiesz wisiorek, nie mój problem. Jesteś zainteresowany?
- A co chcesz w zamian za te wszystkie dobrodziejstwa, jakimi mnie obdarzasz? I kim jest posiadacz Talizmanu? - spytał Guun, najwyraźniej zainteresowany propozycją Mefistofelesa.
- Zgadzasz się? - Mefisto wyczuł intencje badacza. - Świetnie. Otóż w zamian za moją pomoc, tą już otrzymaną i tą, której Ci udzielę chcę jednej rzeczy. Duszy. Twojej. Ale nie teraz. Zjawię się u Ciebie jak już zdobędziesz swoją upragnioną Koronę Władzy i wszystko co z tym się wiąże. Wtedy chyba już nie będziesz potrzebował swojej duszy, co?

Zurro! Co robić? Co robić? - zastanawiał się gorączkowo Guun, ale chyba od początku znał odpowiedź na nurtujące go pytanie. - Gdy będę miał wszystko to na co mi dusza? A czy bogowie mają dusze? Chyba nie, bo po co? Mają przecież do dyspozycji tysiące dusz swoich wyznawców. A może duszy nie ma? Czy widział ktoś kiedyś duszę? Po śmierci człowiek zamienia się w dym lub pył. Potem nic nie ma. Chyba. Na pewno nie ma, więc na co mi dusza. A zresztą, gdy będę miał Koronę to Mefisto mi nie straszny. Niech wówczas przychodzi to zmuszę go do uległości!

- Tak. Zgadzam się na Twoją propozycję. Pomoc w zamian za duszę - zadeklarował Guun. - Więc kto ma Talizman?
- Nie tak szybko - Mefisto uśmiechnął się pokazując rząd ostrych, śnieżnonbiałych zębów. Spod płaszcza wyciągnął rulon pergaminu i pióro. Rozwinięty rulon położył na stole, a pióro podał Guunowi. - Podpisz tutaj... to nasza umowa... Krwią...

Guun wziął pióro, ukłuł się w opuszek palca i własną krwią podpisał zapisany drobnym makiem pergamin. Oddał pióro i possał zraniony palec. Mefistofeles, wyraźnie zadowolony z siebie zwinął pergamin i schował go za pazuchą.

- Umowa stoi. Talizman ma wódz plemienia leśnych elfów, Quormienthellion Elsandunne, mieszkający w Starożytnym Lesie. A oto Twoja torba złota. Czas na Ciebie... - Mefistofeles podał Guunowi worek wypełniony monetami, uścisnął mu rękę na pożegnanie i machnął połą płaszcza. Wszystko zniknęło...

- Do zobaczeniaaaaaaaaaa.... - usłyszał jeszcze Guun lecąc ponownie przez wszechogarniającą pustkę.
 
xeper jest offline  
Stary 24-07-2009, 13:47   #65
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Gun widział taką istotę pierwszy raz i miał wielką nadzieję, że ostatni. Serce w nim zamarło na widok giganta, ale sumienie nie pozwalało mu się bezczynnie przyglądać tej napaści. Dobył swego zakrzywionego miecza i dopadł do leżącej niewiasty, gotów natychmiast cisnąć we wroga błyskawicą.
- Zostaw ją, przebrzydła maszkaro! - zakrzyknął młody elf. Ukradkiem skierował swe spojrzenie na kobietę. Jej twarz była wypełniona paniką, histerią i strachem, kogo obchodzi, że to synonimy. - Nie lękaj się! Obronię cię! - zwrócił swe spojrzenie z powrotem w kierunku bestii, czekając na odpowiedź.
Nadeszła w dosyć nieoczekiwany sposób: rozległ się wwiercający się w czaszki głos.
- Jam jest Arkhnaraal Wielki, a przebrzydłą maszkarą nazywaj sobie swoją matkę! - wyciągnął w stronę Ryaniego wielką, umięśnioną rękę. - I nikt nigdy nie będzie mi mówił, co mam robić! - wokół kończyny zaczęły zbierać się małe iskry. Guun'Ryan zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza.
Będzie się działo... pomyślał i przełknął ślinkę.
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.

Ostatnio edytowane przez Raphael : 24-07-2009 o 13:55.
Raphael jest offline  
Stary 24-07-2009, 22:54   #66
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
GUUN I THORIUS
Wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Spotkanie z Mefistofelesem dało badaczowi wiele, uciekł przed sługami Ugbara, dowiedział się gdzie odnaleźć prawdziwy Talzman i otrzymał worek złota. Jak wiele stracił? Narazie nic, tak mu się przynajmniej wydawało. Wierzył głęboko, że gdy zdobędzie Koronę Władzy będzie potrafił także tajemniczego Mefistofelesa zmusić do posłuszeństwa. Czy na pewno? Czas pokaże.
- Do zobaczeniaaaaaaaaaa.... - usłyszał jeszcze Guun lecąc ponownie przez wszechogarniającą pustkę.

Guun ponownie doświadczył nie przyjemnego uczucia braku orientacji, gdy w chmurze szarego dymu stracił grunt pod nogami. Grobowy chłód otoczył badacza, znowu dryfował w pustce bez kresu. Czas stracił znaczenie. Dojmujące uczucie bezradności wypełniło duszę Guuna.
Niespodziewanie twarz badacza oblała fala gorąca, a oczy oślepione zostały potwornie jasnym światłem. Nogi Guuna wbiły się w miękki, sypki grunt.
Krzyki przerażenia rozległy się gdzieś w pobliżu. Oślepiony Guun próbował rękami wymacać gdzie się znajduje, natrafił jedynie na pustkę.
- O żesz ty - wrzasnął ktoś niskim głosem.
- Ibliss!!! - donośny, właczy męski głos rozległ się tuż nad badaczem.
Coś uderzyło Guuna w ramię. Cios był na tyle silny, że powalił badacza na ziemę.
To właśnie wtedy wzrok badacza zaczął powoli wracać. Najpierw zaczął rozróżniać niewyraźne kształty, ale z każdą sekundą nabierały one wyrazistości.

Żółty piasek i potworny upał dobitnie świadczyły o tym , gdzie Mefistofeles wysłał Guun. Pustynne pustkowie, a obok niego z jednej strony dwóch prawie nagich, niskich brodatych mężczyzn, a z drugiej kilkudziesieciu jeźdzców na garbatych wierzchowcach.


Thorius nie wierzył w swoje szczęście. Jednak bogowie ich nie opuścili. Karawana szłą prosto w ich kierunku. Szybka narada z zaspanym Grumilem doprowadziło brodatych wojowników, że to ich jedyna szansa na przeżycie.
Uzbrojeni w myśliwskie noże umieszczone za paskami spodni ruszyli w stronę zbliżających się jeźdzców.
Krasnoludzi niemal biegli, wymachując rękami w stronę karawany. Pot lał im się po całym ciele, ale nie było to teraz ważne. Liczyło się tylko jedno. Dobiec do kupców i zatrzymać. Wiedziali, że wybawienie jest blisko.
Karawana zatrzymała się w momencie, kiedy krasnoludzi dotarli na jej czoło...
- Witajcieeee.... szlachetni panowieeee... - wysapał zgięty w pół z wysiłku Thorius.
Podniósł glowę by spojrzeć na przewodnika karawany, gdy nagle...
Spadł prawie na nich jakiś człowiek ubrany w długie powłóczyste szaty. Pojawił się z nikąd. Poprostu zmaterializował się tuż przed nimi.
Grumil wyciągnął nóż i wrzasnął:
- O żesz ty... To ten cholerny Nagash!!! Bij dziada!!!
Już miał skoczyć na przybysza i wysłać go tam skąd przybył, gdy przewodnik karawny spiął swego wielbłąda. Wyszkolone zwierzę jednym ciosem powaliło przybysza na ziemię.
- Ibliss!!!
- Ibliss!!!
Krzyczeli wszyscy wokół. Większość członków karawany cofnęła się kilka metrów. Krasnoludzi też profilaktycznie cofneli się o krok. Tylko przewodnik karawany zeskoczył z wielbłąda, wyciągnął swój długi scimitar i skierował ostrze w stronę próbującego podnieść się z ziemi Guuna.
- Czego chcesz od nas demonie? - spytał groźnym tonem mężczyzna.
Słychać jednak było że przepełnia go strach, jednak obowiązki wobec rodziny i powierzonych mu ludzi wzięły nad nim górę.
Podnosząc się Guun spojrzał na mężczynę.

Jego twarz pokryta zmarszczkami i stalowe spojrzenie świadczyły, że jest to człowiek doświadczony i nie jedno w życiu przeszedł.
- No to pięknie... - pomyślał Guun - Dzięki Mefisto! Co teraz?
Odpowiedź przyszła sama. Nagle słońce przesłonił czarny cień, a ziemia zatrzęsła się straszliwie.

Ziemia targana była okropnymi wstrząsami dobrych kilka minut. Podniósły się straszliwe tumany kurzu.
Wszyscy padli na ziemi i prosili glośno bogów o litość. Thorius i Grumil patrzyli na Guun wciskając twarze w ramiona. Drobne ziarna piaski raniły boleśnie plecy krasnoludów.
- Przeklęty Ibliss - krzyknął Grumil - Zawsze widziałem, że magowie to tylko nieszczęście. Najpierw ten Nagash, a teraz ten.
- Gruuuummiiilll - krzyknął Thorius.
Ziemia pod nim rozstąpiła się i brodacz zaczął spadać w dół. Tylko refleks i siła Grumila uratowałyThoriusa od upadku w głęboką przepaść która powstała po tąpnięciu.
Nagle wszystko ustało. Ziemia przestał się trzęść a słońce na nowo zaczęło palić piekielnym żarem. Tąpnięcie odsłoniło kilku metrową przepaść na dnie której widać było jasne marmurowe schody prowadzące w dół.

Gun'Ryan
Elf stanął dzielnie w obronie pięknej niewiasty. Mimo, że strach podchodził mu do gardła nie dał tego po sobie poznać.
- Zostaw ją, przebrzydła maszkaro! - krzyknął śmiało w stronę górującej nad nim istoty.
- Jam jest Arkhnaraal Wielki, a przebrzydłą maszkarą nazywaj sobie swoją matkę! - wyciągnął w stronę Ryaniego wielką, umięśnioną rękę. - I nikt nigdy nie będzie mi mówił, co mam robić! - wokół kończyny zaczęły zbierać się małe iskry. Guun'Ryan zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza.
Z dłoni dżina wystrzelił błyskawica. Piorun uderzył tuż obok dzielnego elfa. Instynktownie skulił się, gdy usłyszał odgłos eksplozji.
- Nie ty mnie uwolniłeś i nie ty jesteś moim panem - wrzasnął Arkhnaraal Wielki - To ta przestraszona niewiasta ma od teraz nade mną władzę. To jej będę służył przez siedem najbliżysz lat.
- No to pięknie - pomyślał - Nie ma nic gorszego niż dać kobiecie władzę nad czymś czego nie rozumiem i czego się boi.
Przestraszona niewiasta wstała. Dopiero teraz Ryani dostrzegł, że jest nieziemsko pięna.

Długie i ślniace blond włosy opadały na gładkie ramiona. Jej oczy świeciły jakimś dziwnym smutnym, a zarazem urzekającym blaskiem. Teraz wypełnione były łzami. Powstrzymała się jednak od płaczu. Podeszła do Ryaniego ukłoniła mu się w podziekowaniu za uratowanie życia. Wtedy elf dostrzegł, że ona także jest z jego plemienia. Kobieta nie powiedziała ani słowa, ale zaczęła coś pokazywać na migi. Z jej gestów Gun'Ryan domyślił się że jest niemową.
- I co ja mam z tobą zrobić biedactwo? - pomyślał Ryani odganiająć wszystkie kosmate myśli.
 
brody jest offline  
Stary 25-07-2009, 12:10   #67
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Długie i lśniace blond włosy opadały na gładkie ramiona. Jej oczy świeciły jakimś dziwnym smutnym, a zarazem urzekającym blaskiem. Teraz wypełnione były łzami. Powstrzymała się jednak od płaczu. Podeszła do Ryaniego ukłoniła mu się w podziękowaniu za uratowanie życia. Wtedy elf dostrzegł, że ona także jest z jego plemienia. Kobieta nie powiedziała ani słowa, ale zaczęła coś pokazywać na migi. Z jej gestów Gun'Ryan domyślił się że jest niemową.
- I co ja mam z tobą zrobić biedactwo? - pomyślał Ryani odganiając wszystkie kosmate myśli. Rzekł jednak tylko:
- Jestem Gun'Ryan z Lasu Sindoriel, syn Nin'rotha. - przedstawił się, po czym musiał ogryźć się w język, by nie dodać: "Mów mi Ryani". - Najlepiej byłoby, gdybyś, pani, znalazła sposób na przekazanie mu rozkazu. - rzekł zerkając co chwila na dżina. Przemógł się i zwrócił się do giganta w szarym obłoku.
- Wybacz, Arhanaalu!... - na widok grymasu zjawy szybko dodał: - ...Wielki! mój nietakt: wziąłem cię za jedną z tych bestii czyhających na niewinne niewiasty. To... To oczywiście przez siłę i potęgę emanującą z twojej postawy! - dżin wydawał się być średnio udobruchany słowami młodego elfa, ale nie wyglądało na to, by zamierzał porazić go piorunem.
- Powiedz lepiej tej kobiecie, by przestała się kulić i dała mi jakiś rozkaz. Nudzę się! - rzekł gigant ze zniecierpliwieniem. - Byłeś kiedyś zamknięty przez tysiąc lat w lampie? I żadnej literatury w zasięgu wzroku! Koszmar! - nawet dżin musi kiedyś ponarzekać, jak widać.
Gun spojrzał na niewiastę. Wydawała się taka delikatna i niewinna... a na pewno piękna! Tylko jak przywrócić jej mowę, skoro nie może o to poprosić dżina? Najwidoczniej rozumiała, co do niej mówili, bo w połowie monologu zjawy zaczęła coś żywo pokazywać na migi.
- Czy możesz trochę wolniej, pani? - spytał elf. - nic nie rozumiem.
Elfka wskazała najpierw na swoje usta, potem zrobiła ręką gest oznaczający mowę, a na końcu popatrzyła na dżina i złożyła ręce jak do modlitwy. Gun z każdą chwilą coraz żywiej kiwał głową.
- Pani, czy chcesz, by dżin wrócił ci mowę? - spytał, a ona kiwnęła zanim skończył mówić. Zwrócił się więc do dzina, z trudem odciągając spojrzenie od jej boskich oczu:
- Dżinie, czy mógłbyś przywrócić jej mowę?
Gigant przez całą "rozmowę" elfów wisiał nad ziemią z założonymi rękoma, niecierpliwie stukając palcem w przedramię. Teraz odpowiedział:
- Musiałaby mi wydać rozkaz.
- Ale czy musi go p o w i e d z i e ć? Nie może po prostu p o k a z a ć?
Dżin spojrzał na elfa, poskrobał się po głowie i zamyślił się głęboko.
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.

Ostatnio edytowane przez Raphael : 25-07-2009 o 12:12. Powód: Pogrubienia i ortografia
Raphael jest offline  
Stary 25-07-2009, 21:17   #68
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
No nie – pomyślał Guun, podczas tej krótkiej chwili jaką cała zaistniała sytuacja zostawiła mu do dyspozycji. – Gdzie on mnie wysłał? Przecież to jest jakaś cholerna pustynia! Na co mi to?! Oszukał mnie... A właściwie nie. Przecież nie powiedział gdzie mnie ponownie przeniesie. Przecież nie mogłem oczekiwać, że wyladuje bezpiecznie w tym lesie, w chatce jakiegoś elfiego wodza. Cóż...

- Ibliss! – krzyknął ktoś stojący tuż obok zdezorientowanego Guuna. Silny cios powalił go na piasek. Uderzył twarzą w gorącą powierzchnię, piach wcisnął mu się do ust i nosa. Zadławił się i zaczął kaszleć i wypluwać parzącą zawartość ust.
- Czego chcesz od nas demonie? – spytał zawinięty w kolorowe, kraciaste szmaty mężczyzna. Miał stalowe oczy, w których czaił się strach. Mimo to dzierżył w dłoni szerokie, zakrzywione ostrze skierowane w podnoszącego się Guuna.

Guun już miał odpowiedzieć, że nie jest żadnym demonem tylko spragnionym i zaginionym podróżnym, szukającym oazy na tej rozległej i strasznej pustyni, jednak nagła anomalia pogodowo-sejsmiczna uniemożliwiła mu wypowiedzenie choćby słowa. W jednym momencie pustynię zalewał żar i jasność, a w drugim pogrążyła się w całkowitej ciemności. Od razu temperatura spadła. Słońce zostało przesłonięte, lecz nie przez chmurę a przez okrągły, idealnie pokrywający słoneczny dysk cień.

Zaćmienie! – wykrzyknął w myślach Guun. – Zurro! To nie wróży nic dobrego. Ten omen zaistniał w roku 813 i zwiastował wielkie nieszczęścia, związane z Wielką Wojną Północną. A ponoć przed najazdem Czarnoskrzydłych było to samo. Nie wspominając o kilku takich przypadkach podczas Okresu Burzliwej Magii....

Jego dalsze rozważania na temat interesującego zjawiska przerwał głuchy, jakby przyduszony huk dobywający się z wnętrza ziemi. Równocześnie z tym odgłosem ziemia zaczęła wibrować. Wibracje narastały, aż w końcu przeszły w wyraźnie odczuwalne wstrząsy, które też się nasilały. W końcu nie dało się ustać na nogach. Dwóch przysadzistych i brodatych, półnagich mężczyzn wymieniało między sobą uwagi leżąc tuż obok Guuna i wrogo na niego patrząc. Wspomnieli coś o magii i Nasgashu, krwiożerczym bożku Tehclann. W pewnym momencie ziemia pod jednym z nich rozstąpiła się z jękiem i mężczyzna runął w przepaść. Niechybnie zginąłby, gdyby nie jego towarzysz, który w ostatnim momencie uchwycił go muskularnym ramieniem i wciągnął poza krawędź.
Równie nagle jak się zaczęło, niesamowite zjawisko ustało. Słonce znów zalało pustynię swoim morderczym żarem, piasek opadł, a ziemia zamarła w bezruchu. Jedynym znakiem tego co się stało była głęboka rozpadlina, w którą powoli zsypywał się piasek. Na dnie rozpadliny widoczne były błyszczące i wypolerowane marmurowe schody.

- Zachowajcie spokój, dobrzy ludzie – Guun wstał z ziemi, otrzepał szaty z piasku, przy okazji sprawdzając czy sakiewka ze złotem jest na swoim miejscu i uniósł otwarte dłonie w geście pokoju. – Jestem Guun, jeśli to was interesuje i możecie mi wierzyć, w co wątpię, nie mam z tymi wydarzeniami nic wspólnego...

- Akurat! – krzyknął ten ze stalowymi oczami. – Jakem Abdul bin Harad, w życiu czegoś podobnego nie widziałem. To twoja sprawka, iblis! Bądź przeklęty i wynoś się do swojej otchłani. Chyba czeka na ciebie. Jak nie to ci pomożemy.
Abdul wskazał końcem sejmitara rozpadlinę ze schodami, jasno dając do zrozumienia Guunowi co ma zrobić.

- Pozwól tylko, dobry człowieku, że o coś zapytam – zwrócił się do niego Guun. – Ale nie Ciebie, a tych dwóch brodatych karłów...
- Wspomniałeś imię Nagasha. Czyż nie? – zapytał badacz niskiego człowieczka. – Skąd, jeśli wolno spytać znasz to przeklęte imię?

- Ty! Ty się mnie pytasz! – odkrzyknął brodacz wymachując pięściami. Gdyby nie powstrzymujący go towarzysz, już dawno rzuciłby się na Guuna. – Przecież to on! Gromil! Spójrz! To ten z podziemi! To ten kapłan!

- Cóż – odparł ten nazwany Gromilem. – Jest podobny, ale to nie on... Ma inne włosy i inny kolor szaty. Thorius, uspokój się. To nie on. A zaspokajając Twoją ciekawość, demonie, spotkaliśmy się z pewnym, niezbyt sympatycznym osobnikiem, który miał w zwyczaju dosyć często powtarzać to miano w różnym tonacjach. Był chyba jego kapłanem. Podążaliśmy za nim przez podziemia, z których wyszliśmy tutaj. Mój towarzysz pomylił go z tobą. A teraz lepiej zejdź mu z oczu, bo jest dosyć porywczy.

No to chyba nie mam wyjścia
– pomyślał Guun. Spojrzał na wciąż grożącego mu pięściami Thoriusa, na wrogi wzrok ludzi z karawany i na Abdula, który mierzył w niego swą zakrzywioną bronią. – Mefisto, jak się kiedyś spotkamy to nie masz co liczyć na moją duszę. W zamian zaoferuję Ci kilka kopniaków w tyłek.

- A więc żegnam – powiedział głośno. – Wracam do mojej mrocznej i chłodnej otchłani...
Po tych słowach skoczył w rozpadlinę i rozpoczął schodzenie po marmurowych stopniach.
Ciekawe dokąd mnie zawiodą – zastanawiał się idąc i ani raz nie odwracając wzroku ku górze, ku stojącym nad nim ludziom.
 
xeper jest offline  
Stary 26-07-2009, 09:03   #69
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Thorius zasapany pierwszy dotarł na czoło karawany, zostawiając towarzyszącego mu Grumila kilka kroków z tyłu. Zatrzymał się, a oparłszy ręce na kolanach i wziąwszy kilka oddechów podniósł głowę by spojrzeć na przewodnika karawany. Zanim jednak zdążył do niego przemówić, stało się coś niespodziewanego...

Praktycznie przed nimi, dość niefortunnie zresztą, upadł człowiek. Człowiek łudząco podobny to kapłana z podziemi. Spadł dosłownie znikąd, materializując się pomiędzy brodatymi wojownikami a czołem karawany.
Grumil wyciągnął nóż i wrzasnął:
- O rzesz ty... To ten cholerny Nagash!!! Bij dziada!!!
Grumil jako pierwszy pewnie rzuciłby się na zmaterializowanego przed chwilą - jak im się zdawało - owego kapłana z podziemi. Pałający rządzą zemsty za swojego pupila, Puszka, zamachnął się na stojącą postać. Ze swoimi zamiarami spóźnił się dosłownie o sekundę. Potężne uderzenie dosłownie zwaliło z nóg "Nagasha".
- Ibliss!!!
- Ibliss!!!


Rozległy się wszechogarniające krzyki. Harmider był nie do wytrzymania. Ludzie spinali wielbłądy, wycofując je o kilka kroków, niezrozumiale rozmawiający przy tym w jakimś dziwnym dialekcie. Zwierzęta nerwowo stąpały, jakby wyczuwając zagrożenie. Albo emanującą mroczną aurę od postaci.

Krasnoludzi odsunęli się na bok. Profilaktycznie. Z nożami myśliwskimi dużo zdziałać nie mogli. Tylko przewodnik, w całej karawanie, zsiadł ze swojego dwugarbnego środka lokomocji. Wyciągnął sejmitar zza pazuchy, przystawiając go do piersi "Nagasha".
- Czego chcesz od nas demonie? - spytał groźnym tonem mężczyzna.
jego oczy wypełniał strach, strach przed nieczystymi siłami, ale jego pozycja w grupie zmusiła go do takich działań. Jego twarz pokryta zmarszczkami i stalowe spojrzenie świadczyły, że jest to człowiek doświadczony i nie jedno w życiu przeszedł.

Niechybnie nieprzyjaciel zginąłby z rąk krasnoludów, lub od sejmitara przodownika grupy, gdyby nie dalsze, jakże niespodziewane wydarzenia.
W jednym momencie pustynię zalewał żar i jasność, a w drugim pogrążyła się w całkowitej ciemności. Od razu temperatura spadła. Słońce zostało przesłonięte przez coś na kształt dysku.

Krasnoludy, wychowane większości czasu w podziemiach, nie przywykły byłe do zaćmień. Grumil spoglądał zafascynowany, pierwszy raz widząc coś takiego. Thorius, trochę zlękniony obawiał się wpływu czarnej magii na całe to zdarzenie. Po chwili do zaćmienia, dołączyło trzęsienie ziemi.

Ziemia targana była okropnymi wstrząsami dobrych kilka minut. Podniosły się straszliwe tumany kurzu, które skutecznie uniemożliwiały oddychanie. Gryzący piasek potrafił dotrzeć we wszystkie otwory ludzkiego - i krasnoludzkiego - ciała. nawet te zakryte.
Zlęknieni podróżnicy popadali na ziemię, wznosząc modły do swoich bogów.
Thorius i Grumil zaś patrzyli na Guun, wciskając twarze w ramiona. Wycofywali się w stronę swojego ekwipunku. Drobne ziarna piasku raniły boleśnie plecy krasnoludów. Małe kroczki w miarę szybko doprowadziły ich mniejwięcej do połowy drogi. Ostoja, jaką była palma, była od dawna w zasięgu wzroku, ale teraz wydawała się przybliżać. Pomimo, iż krasnoludy zaprzestały poruszania się.

- Przeklęty Ibliss - krzyknął Grumil - Zawsze widziałem, że magowie to tylko nieszczęście. Najpierw ten Nagash, a teraz teeeeeeennnnnn... - ostatnie słowo jego towarzysza utonęło w otchłani. Thorius spadał w dół.
- Gruuuummiiilll - zdążyło mu się wyrwać z piersi.
Ziemia pod nim rozstąpiła się i brodacz zaczął spadać w dół. Tylko refleks i siła Grumila uratowały Thoriusa od upadku w głęboką przepaść która powstała po tąpnięciu.

Thorius dzięki pomocy towarzysza jakoś wydostał się z rozpadliny. Dopiero teraz zauważył, że trzęsienie ustało. A w rozpadlinie, pozornie niebezpiecznej, odkryli marmurowe schody. Piękny minerał błyszczał nawet w ciemności, wskazując na fachową robotę krasnoludów.
- Nasi byli już wszędzie - pomyślał Thorius, a na jego twarzy zagościł niewidziany już od kilku chwil uśmiech.

- Zachowajcie spokój, dobrzy ludzie – kapłan wstał z ziemi, otrzepując przy tym szaty z piasku. Uniósł otwarte dłonie w geście pokoju. – Jestem Guun, jeśli to was interesuje i możecie mi wierzyć, w co wątpię, nie mam z tymi wydarzeniami nic wspólnego...

- Akurat! – krzyknął stalowooki arab, przodownik grupy – Jakem Abdul bin Harad, w życiu czegoś podobnego nie widziałem. To twoja sprawka, iblis! Bądź przeklęty i wynoś się do swojej otchłani. Chyba czeka na ciebie. Jak nie to ci pomożemy. - wymownie swoją bronią wskazał na nowo powstałą rozpadlinę, dając mu do zrozumienia, że jego los jest przesądzony. A to jest jego jedyna droga.

- Pozwól tylko, dobry człowieku, że o coś zapytam – zwrócił się do niego Guun. – Ale nie Ciebie, a tych dwóch brodatych karłów...
-Już ja ci dam karłów! - zamachnął się groźnie Grumil, ale przybysz zbył go machnięciem ręki.
- Wspomniałeś imię Nagasha. Czyż nie? – zapytał badacz Thoriusa – Skąd, jeśli wolno spytać znasz to przeklęte imię?

- Ty! Ty się mnie pytasz! – odkrzyknął brodacz wymachując pięściami. Gdyby nie powstrzymujący go towarzysz, już dawno rzuciłby się na Guuna. – Przecież to on! Grumil! Spójrz! To ten z podziemi! To ten kapłan!

- Cóż – odparł ten nazwany Grumilem. – Jest podobny, ale to nie on... Ma inne włosy i inny kolor szaty. Thorius, uspokój się. To nie on.
- Fakt. Nie wygląda zbyt podobnie. Tylko jego morda jest podobna. A co do szat, dla maga to nie problem sobie wyczarować nowe. Więc to żaden argument... - powiedział towarzyszowi na ucho Thorius. Z nieufnością, ale bez strachu w oczach patrzył na Guuna.
- Zaspokajając Twoją ciekawość, demonie, spotkaliśmy się z pewnym, niezbyt sympatycznym osobnikiem, który miał w zwyczaju dosyć często powtarzać to miano w różnym tonacjach. Był chyba jego kapłanem. Podążaliśmy za nim przez podziemia, z których wyszliśmy tutaj. Mój towarzysz pomylił go z tobą.

- A więc żegnam – powiedział głośno Guun. – Wracam do mojej mrocznej i chłodnej otchłani...
Po tych słowach skoczył w rozpadlinę. Krasnoludy rzuciły się, patrząc przez krawędź, jak znika w otchłani.
- Po zbroję Grumil, po zbroję! - brodacze w karkołomnym biegu rzucili się do swego ekwipunku. Z zadziwiającą jak na takie osoby wprawą i zwinnością, w chwilę byli w całości uzbrojeni.
- Wracamy!
- Co zamierzasz?
- Iść za nim, to proste! Skoro tamten kapłan Nagasha potrafił wyczarować drogę przez komnatę Gargulców, to ten pewnie potrafi zlokalizować koronę. Po prostu zaczaimy się i mu ją zabierzemy, kiedy nie będzie się tego spodziewał!


Ponownie przybyli nad rozpadlinę. Karawana nadal stała w tym samym miejscu.
- Ekhem. - Thorius kaszlnął by przykuć ich uwagę - Dobrzy ludzie! - wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę - W zaistniałych okolicznościach jestem zmuszony opuścić was wraz z towarzyszem. Zapewne to nie przypadek, że wędrowaliście przez ten kawałek pustyni, trafiając na nas. Jesteśmy wam wdzięczni za ratunek, którego byście nam udzielili, ale w obliczu pojawienia się tego plugawego człowieka jesteśmy zmuszeni ruszyć za nim w pogoń. Nawet w piekielnej otchłani nie powinno być takich mrocznych postaci jak tamta!

Kilka osób pokiwało głowami. Abdul, lider grupy, spojrzał z wyrozumiałością i zrozumieniem. Schował już swój sejmitar i podszedł do krasnoluda. Położył mu przyjacielsko dłoń na ramieniu.
- Niech Allah będzie z wami.
- Eee... i z tobą też..?
- powiedział niepewnie Thorius po czym zwrócił się do towarzysza - Dalej, Grumil, wchodzimy!

Krasnolud machnął jeszcze ręką na podróżników, po czym skoczył na schody. Zaraz obok niego wylądował jego kompan. Zeszli do podziemi. Zapanowała lekka ciemność. ich oczy musiały się przyzwyczaić ponownie do zmiany oświetlenia.

Kroki owego tajemniczego przybysza jeszcze nie zamilkły. Najciszej jak się tylko dało, krasnoludy ruszyły za Guunem...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 26-07-2009, 22:23   #70
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
GUUN I THORIUS
- A więc żegnam – powiedział głośno badacz – Wracam do mojej mrocznej i chłodnej otchłani...
Po tych słowach skoczył w rozpadlinę i rozpoczął schodzenie po marmurowych stopniach.
Ciekawe dokąd mnie zawiodą – zastanawiał się idąc i ani raz nie odwracając wzroku ku górze.
Kolejne stopnie prowadziły coraz niżej. Z każdym krokiem otaczał Guuna coraz większy chłód. Ściany po bokach także wykonane były z marmuru, ozdobione dziwnymi hieroglifami. Rysunki te nic nie mówiły Guunowi i tylko mógł zgadywać ich znaczenia. Piasek i kurz zatarły wiele szczegółów płaskorzeźby, ale nadal znać było kunszt artysty. Guun zatrzymał się tylko chwilę, by przyjrzeć się hieroglifom i ruszył dalej w dół.
Gdy pokonał już ostatni stopnień znalazł się w niewielkim korytarzu z którego odchodziły trzy korytarze. Jeden bardzo wąski prowadził na wprost, a dwa następne na lewo i prawo.

LEGENDA W KOMENTARZACH
Guun zastanawiał się gdzie się dalej skierować, gdy usłyszał z góry jak beduini z krzykiem poganiają wielbłądy i odjeżdżają w pośpiechu.


Krasnoludzi pognali ile sił w nogach po swój ekwipunek pozostawiony pod palmą. Podziemia, które ukazały się po tąpinięciu dla innych byłyby przekleństwem, dla nich okazały się wybawieniem od żaru pustyni.
Thorius pożegnał się z beduinami w krótkich, acz treściwych słowach:
- Ekhem! - Thorius kaszlnął, by przykuć ich uwagę - Dobrzy ludzie! - wszystkie spojrzenia zwróciły się w jego stronę - W zaistniałych okolicznościach jestem zmuszony opuścić was wraz z towarzyszem. Zapewne to nie przypadek, że wędrowaliście przez ten kawałek pustyni, trafiając na nas. Jesteśmy wam wdzięczni za ratunek, którego byście nam udzielili, ale w obliczu pojawienia się tego plugawego człowieka jesteśmy zmuszeni ruszyć za nim w pogoń. Nawet w piekielnej otchłani nie powinno być takich mrocznych postaci jak tamta!
- Niech Allah będzie z wami.
- Eee... i z tobą też..? - powiedział niepewnie Thorius po czym zwrócił się do towarzysza - Dalej, Grumil, wchodzimy!
Thorius i Grumil zaczęli schodzić powoli za tajemniczym przybyszem. Starali się zachować ostrożność, by nie zdradzić swojej obecności. Oni także zatrzymali się na chwilę przy ledwo widocznej płaskorzeźbie. Wymienili poruzumiewawcze spojrzenia. Obaj dobrze widzieli, że to nie ich rodacy wykonali te podziemnia. Chyba, że to jakieś nieznane plemię. Gdy Guun ruszył brodaci wojownicy także podjęli wędrówkę. W napięciu oczekiwali na kolejny krok przybysza. Chłód podziemi przyniósł wielką ulgę obu mężczyzną. Otarli pot z czoła i wtedy usłyszeli krzyki beduinów z powierzchni. Trzask batów i ryki zwierząt wyraźnie świadczy o tym, że karawana odjeżdża w pośpiechu.

- Wynoście się stąd! - krzyknął ktoś z góry.
Guun i krasnoludzi odwrócili się i spojrzeli ku szczytowi schodów. Stał tam niski mężczyzna w asyście dwóch rosłych wojowników. Mężczyzna ubrany tylko w przepaskę z białego płótna i dziwne nakrycie głowy patrzył przenikliwym wzrokiem na stojące w dole postacie.

Wymachując groźnie zakrzywionym kosturem zaczął krzyczeć:
- A wam kto pozwolił naruszać spokój świętego miejsca bezbożnicy? Dziś jest wielki dzień a wy kalacie świętą ziemię swoją obecnością. Zapłacicie za to.
Mężczyzna wskazał kosturem na stojących bliżej krasnoludów i rozkazał swoim przybocznym:
- Brać ich!


Gun'Ryan
Elf próbował przeprosić dżina i wytłumaczyć się ze swojego zachowania. Mimo, że unoszący się nad nimi olbrzymi duch słuchał uważnie, nie wyglądał na przekonanego. Ryani próbował negocjować za śliczną elfkę z dżinem:
- Dżinie, czy mógłbyś przywrócić jej mowę? - spytał nieśmiało.
Gigant pogładził się po brodzie i rzekł ze spokojem:
- Musiałaby mi wydać rozkaz.
- Ale czy musi go powiedzieć? Nie może po prostu pokazać?
Dżin spojrzał na elfa i zamyślił się głęboko.
- No cóż - zaczął - To dosyć nietypowa sytuacja. Gdybyś to ty mnie wypuścił, nie byłoby wogólne o czym dyskutować. Rozkazałbyś i w jednej chwili ta urodziwa panna, odzyskałaby mowę. Niestety to ona uwolniła mnie i to do niej należy władza nade mną. Tradycja i prawo, z tego co wiem, nie wspominają o tym jak należy się zachować w takiej sytuacji...
Elf ze spokojem słuchał wykładu eterycznego olbrzyma.
- Uważam jednak, że możemy spróbować. Może się uda. Słucham cię mała... jeśli w obecnej sytuacji można wogóle użyć takiego zwrotu.
Elfka ponownie złożyła ręce w geście prośby kierując je w stronę dżina, po czym pokazała na swój język.
Dżina strzelił palcami. Cała trójka z niecierpliwością oczekiwała efektów zaklęcia olbrzyma. Mężczyźnie spojrzeli na urodziwą elfkę i wpatrywali się w nią zachłannie.
Ona po chwili otworzyła usta i spróbował coś powiedzieć. Niestety nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
- No to mamy problem - podsumował Ryani - Co można teraz zrobić?
- No cóż - westchnął dżin i gorący podmuch pustynnego powietrza owiał parę elfów - Ja jak widzisz mogę niewiele w tej sytuacji. Jedno jest pewne, że przez najbliższe siedem lat, niezależnie od wszystkiego.
- A po co jej twoja służba, skoro nie może skorzystać z twojej pomocy? - spytał poddenerwowany Ryani. Instynktownie wyczuwał, że dżin tylko robi im na złość i specjalnie nie chce pomóc kalekiej elfce.
- A to już nie jest moja wina - odparł spokojnie dżin - Oho! To ja znikam!
- Co się stało?
- Ktoś się zbliża gościńcem, lepiej żeby mnie nie widział - odparł olbrzym, po czym poprostu rozpłynął się w powietrzu.
Urodziwa elfka najwyraźniej też usłyszała zbliżających się jeźdzców bo nadstawiła ucha w kierunku drogi. Po chwili również Ryani usłyszał tętent galopujących koni. Młoda kobieta schowała się za Ryaniego i spojrzała na niego błagalnym wzrokiem.
- Nie bój się - próbował ją uspokoić - Obronię cię, nie ma obawy - zapewnił śmiało .
Na horyzoncie pojawiło się pięciu konnych. W szybkim tempie zbliżali się w stronę pary elfów. Ryani nie zamierzał uciekać, to nie było w jego stylu, poza tym nie bardzo tak naprawdę miał gdzie. Dookoła tylko rozległe pola i równiny.
Gdy jeźdzcy stanęli kilka metrów przed nimi elf ujrzał bandę nieokrzesanych zbirów. Ich spojrzenia nie wyrażały nic poza nienawiścią i lubieżnymi myślami o urodziwej elfce. Zbójnicy odziani w kolczugi i uzbrojeni w krótkie miecze ze złośliwymi uśmieszkami patrzyli na stojącą przed nimi parę.

- Nie przeskadzamy - rzekł ich przywódca zeskakując z konia.
- Czego? - warknął butnie Ryani.
- Spokojnie młody - bandyta uśmiechnął się szeroko - My nie do ciebie, tylko do niej - wskazał palcem kobietę kryjącą się za plecami elfa.
- Pytam czego? - rzekł hardo.
- Młody zejdź nam z drogi jeśli ci życie miłe. Nic do ciebie nie mamy więc po co się wtrącasz...
- Ta kobieta jest ze mną, a z tego co widzę nie ma ochoty z wami mówić, więc dalej jazda. Wracać tam skąd przyszliście.
- Patrzcie go jaki rycerz się znalazł - zadrwił bandyta patrząc w stronę kompanów.
Ryknęli wszyscy śmiechem, a jeden z nich rzekł:
- Pokaż mu Miazga, jak smakuje twoja stal. Ode chce się młodemu wtrącać w nie swoje sprawy.
Kolejny salwa śmiechu. Młoda elfka aż skulił się z przerażenia.
- Załatw rycerzyka i bierzmy tą złodziejkę na zamek, szef czeka.
Ten zwany Miazgą podszedł do Ryaniego i szepnął do niego:
- Młody daje ci ostatnią szansę, zanim zrobię z ciebie szaszłyk, zejdź nam z drogi. Nie będziesz chyba bronił złodziejki. To jak mały dogadamy się czy mam ci przetrącić kości?
 
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172