Widząc Alexandra ze swym rapierem, stojącego naprzeciw uzbrojonego w solidny miecz wojownika, wychodząca z ładowni Andiomene uśmiechnęła się lekko. Chłopak przebył naprawdę daleka drogę od czasu gdy się spotkali i od tego swojego: „Miło mi was poznać... mówcie mi Sunne.” „No ale jeszcze sporo się musi nauczyć” pomyślała odrywając się od kontemplacji tego obrazu i ruszając w kierunku stojących naprzeciw siebie, niczym koguty na arenie, mężczyzn:
- Alexandrze, nigdy nie wyciągaj rapiera na kogoś, kto trzyma w reku kawał stali trzy razy grubszy od twojego, i właśnie zaszlachtował nim, bez większego wysiłku kilkunastu przeciwników – Powiedziała spokojnie zbliżając się i cały czas obserwując nowoprzybyłego.
- Przepraszam, że nie odezwałam się wcześniej, ale wolałam się upewnić, że na pewno mamy problem z głowy. Na uprzejme konwersacje zawsze znajdzie się czas – Uśmiechnęła się lekko i dodała:
- Andiomene Valentine, dowódca tego okrętu, oraz moi pomocnicy: Amx i Alexander.
Wskazała kolejno na stojących obok mężczyzn. Na wszelki wypadek pominęła nazwisko Sunnego i nie wspominała nic o voroxie. Zawsze dobrze jest mieć mocną kartę schowaną w rękawie.
- Rozumiem, że nie było czasu na prośbę o pozwolenie na dokowanie i jesteśmy wdzięczni za pomoc, ale chyba nie byliśmy sobie przedstawieni i nadal nie wiemy co was sprowadza w nasze skromne progi... - zawiesiła lekko głos, oczekując odpowiedzi nieznajomego. |