Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-07-2009, 21:31   #131
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Walka w przyniesionych naprędce przez Sunnego hełmach, miała tę zaletę, że poza oczywistą funkcją ułatwiania oddychania, zapewniały całkiem niezłą osłonę przed latającymi wszędzie pociskami. Ich wadą była pewna trudność w poruszaniu głową i ograniczenie słyszalności. Mimo to jednak Andiomene szybko dostrzegła różnicę w rozlegających się dźwiękach: Od strony gdzie prawdopodobnie przebywali Mesto i Duncan nie dochodziły żadne. Najwyraźniej ich ostrzał się zakończył i kobieta nie przypuszczała raczej, że to z powodu wyczerpania amunicji.
To właśnie dlatego za wszelką cenę starała się nie nawiązywać z ludźmi bliższych stosunków, nie przywiązywać się do nich: Za szybko odchodzili. Wyjątek od tej reguły stanowił Amx, który jakimś cudem trzymał się jej od przeszło trzech lat! Pewnie dlatego tak bardzo jej na nim zależało.

Te myśli przebiegały przez jej głowę w czasie gdy dłoń raz po raz pociągała za spust pistoletu, w kierunku, z którego nadchodziły strzały nieprzyjaciela. Wstrząs i towarzyszące mu dźwięki, dla obeznanej ze statkiem pilotki, były całkiem oczywiste: Ktoś, dość gwałtownie zacumował do drugiej sluzy. Pozostawało jedno istotne pytanie: Wróg, czy przyjaciel?
Ponieważ i tak nie miała wyboru strzelała dalej całkiem na oślep, w dymie nie było wielkich szans na jakiekolwiek celowanie. Mimo to po pewnym czasie strzelanina ucichła, a wentylacja statku oczyściła ładownie z dymu. Widok pobojowiska nie zaskoczył Andi. Tak samo jak widok ciał niedawnych towarzyszy. Uklękła przy każdym, sprawdzając, czy może któryś jeszcze oddycha. Byli całkiem stuprocentowo martwi. Jej spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Ama, a potem powędrowało na tkwiące na nadgarstkach trupów bransolety. Jak zwykle rozumieli się bez słów:
- Mesto był członkiem wojennego bractwa i jego towarzysze mogą upomnieć się o ciało – Powiedziała do mężczyzny – Nie mam ochoty im tłumaczyć dlaczego brakuje mu ręki, usuń więc tylko bransoletę. Natomiast co do Duncana nie widzę problemu, chyba raczej nikt nie będzie go szukał, więc wyprawimy mu piękny kosmiczny pogrzeb...
Zawiesiła głos, bo zbliżył się do nich Hawkwood, a pilotka nie miała ochoty dyskutować o swoich decyzjach.
Potem poszli śladem trupów i natrafili na kogoś, kto wyglądał jak ucieleśnienie boga wojny, po nagim mieczu spływały mu strugi krwi, a na piersi tkwił symbol Bractwa Wojennego. Sadząc po zaszlachtowanych ciałach to on podczepił się ostatnio do Roriana i najwyraźniej postanowił wmieszać się do walki po właściwej stronie. Albo jakiś przyjaciel Mesta, albo jakimś cudem Kościół dowiedział się o planowanej wymianie i trefnym „towarze” jaki mieli na pokładzie. Andi doszła jednak do wniosku, że w takim przypadku przysłali by raczej więcej osób i przynajmniej jednego przedstawiciela inkwizycji. Możliwość jednak istniała, więc lepiej było zachować ostrożność. Dziewczyna miała nadzieję, że golem nie wybierze się akurat na przechadzkę do ładowni.
Skinęła przybyszowi i ruszyła na inspekcję. Jedno było pewne: Należało jak najszybciej pozbyć się niespodziewanego gościa... hmmm... gości, bo na statku który ich zaatakował znalazła się jeszcze jakaś skrępowana blondyna. No powiedzmy prawie skrępowana, bo właśnie wyzwalała się z resztek więzów.

Andiomene obrzuciła ją zdawkowym spojrzeniem i spojrzała na stojącą w kącie skrzynię, miała ozdobne symbole i była pewnie własnością kobiety, więc pilotka zignorowała ją i poszła do ładowni. W środku był towar do wymiany, najwyraźniej Albi wywiązał się z obietnicy. Dlaczego więc zaatakowali? To nie miało sensu! Chyba, że to była wynajęta grupa i postanowili działać na własną rękę. O tym jednak, będzie można się przekonać dopiero po powrocie na planetę. Dziewczyna postanowiła, że staremu znajomemu należy się szansa na wyjaśnienia.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 26-07-2009 o 22:08.
Eleanor jest offline  
Stary 26-07-2009, 23:04   #132
 
NHunter's Avatar
 
Reputacja: 1 NHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemuNHunter to imię znane każdemu
Sunne regularnie ostrzeliwał wrogów i wbrew temu, co sądził o swoich zdolnościach, całkiem nieźle mu to szło. Zastanawiał się, gdzie podziała się reszta drużyny. Zaczynał mieć złe przeczucia co do stanu Mesta i Duncana, ale najbardziej martwił się o Bru. Z całej załogi Alexander najbardziej polubił Voroxa. Wydawało mu się, że z nim rozumie się najlepiej. Parę razy miał wrażenie, że olbrzym przesunął się gdzieś obok niego, więc po chwili przestał myśleć o czymkolwiek, poza wysyłaniem przeciwników do piekła.
W końcu udało im się opanować chaos i po jakimś czasie znikł także dym, do tej pory wypełniający całą ładownię.
Upewniając się, że to już koniec zabawy, Sunne ściągnął maskę i rzucił ją na ziemię. Rozejrzał się powoli po pomieszczeniu i zobaczył coś, co wywołało u niego nagły przypływ złości. Podszedł do Valentine klęczącej nad stygnącymi ciałami towarzyszy.
- Kurwa – mruknął.
W tej chwili było to jedyne, co był w stanie powiedzieć. Praktycznie nie znajdował lepszych słów, na opisanie obecnej sytuacji. Spojrzał na Andiomene, czekając na jakąś reakcję. Pani komandor jednak już się nie odezwała, więc Hawkwood przeniósł wzrok na osobę, którą zobaczył dopiero teraz.

Wokół człowieka z zakrwawionym mieczem leżało dość sporo trupów. Co więcej był, jak widać, członkiem tego samego bractwa, co Mesto, ale Sunne jakoś nie poczuł do niego zaufania. Odłożył swój karabin i wyciągnął rapier. Spojrzał znacząco na mnicha wzrokiem mówiącym „jeden fałszywy ruch i skrócę Cię o głowę”. Nie wiedział, skąd ów typ się tu wziął i czego chce, ale miał dziwne wrażenie, że mu się to nie spodoba.
Zobaczył, jak Andi swobodnie go mija i rusza w głąb statku napastników. Postanowił także się ruszyć, więc powoli podszedł do mnicha i spojrzał mu w oczy.
- Kim jesteś, czego tu chcesz i co cię tu do sprowadziło? – rzucił chłodno, trzymając rapier w pogotowiu, tak... Na wszelki wypadek.
 

Ostatnio edytowane przez NHunter : 26-07-2009 o 23:13.
NHunter jest offline  
Stary 27-07-2009, 16:38   #133
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Widząc Alexandra ze swym rapierem, stojącego naprzeciw uzbrojonego w solidny miecz wojownika, wychodząca z ładowni Andiomene uśmiechnęła się lekko. Chłopak przebył naprawdę daleka drogę od czasu gdy się spotkali i od tego swojego: „Miło mi was poznać... mówcie mi Sunne.”

„No ale jeszcze sporo się musi nauczyć” pomyślała odrywając się od kontemplacji tego obrazu i ruszając w kierunku stojących naprzeciw siebie, niczym koguty na arenie, mężczyzn:
- Alexandrze, nigdy nie wyciągaj rapiera na kogoś, kto trzyma w reku kawał stali trzy razy grubszy od twojego, i właśnie zaszlachtował nim, bez większego wysiłku kilkunastu przeciwników – Powiedziała spokojnie zbliżając się i cały czas obserwując nowoprzybyłego.
- Przepraszam, że nie odezwałam się wcześniej, ale wolałam się upewnić, że na pewno mamy problem z głowy. Na uprzejme konwersacje zawsze znajdzie się czas – Uśmiechnęła się lekko i dodała:
- Andiomene Valentine, dowódca tego okrętu, oraz moi pomocnicy: Amx i Alexander.
Wskazała kolejno na stojących obok mężczyzn. Na wszelki wypadek pominęła nazwisko Sunnego i nie wspominała nic o voroxie. Zawsze dobrze jest mieć mocną kartę schowaną w rękawie.
- Rozumiem, że nie było czasu na prośbę o pozwolenie na dokowanie i jesteśmy wdzięczni za pomoc, ale chyba nie byliśmy sobie przedstawieni i nadal nie wiemy co was sprowadza w nasze skromne progi... - zawiesiła lekko głos, oczekując odpowiedzi nieznajomego.
 
Eleanor jest offline  
Stary 29-07-2009, 21:22   #134
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
Kiedy tylko pojawiły się chmury podejrzanego gazu Bru zaczął powoli wycofywać się z głównej ładowni do jednego z korytarzy. Doskonale pamiętał działanie oparów z kolonii karnej i mimo, że powstrzymał wtedy oddech, na prawdę dało mu się to we znaki. Nie miał najmniejszego zamiaru znów walczyć ze wstrzymanym oddechem aż nie będzie na skraju wyczerpania.

Mimo wszystko przeciwnik nie odebrał mu całej radości. Dwójka uzbrojonych od razu udała się do pomieszczeń załogi z dala od głównej potyczki. Pewnie chcieli sprawdzić, czy na statku jest ktoś jeszcze, kto mógłby pokrzyżować im szyki.

"Jasna cholera." Voroks jak cień zagłębił się w ciemnych korytarzach śledząc szperaczy wchodzących coraz głębiej między pomieszczenia. "Nie zajdą daleko." - Pomyślał i odsłonił jednocześnie garnitur ostrych jak brzytwa zębisk.

Śledzenie przeciwnika trwało może kilka minut, nim znaleźli się w odpowiednim miejscu do ataku. Nim to się stało Bruggbuhr zdążył sobie dwa razy powtórzyć, żeby przypadkiem nie powiedzieć Andi co się stało z jej kajutą i dlaczego jest tam taki bałagan. Pomieszczenie wbrew pozorom nadawało się idealnie do jego potrzeb. Było wystarczająco duże by zająć ich na tyle czasu, by ustawić się na dogodnej pozycji. Później było już tylko kilka stęknięć i odgłosy przypominające chrupnięcie, co było równoznaczne ze skręceniem karku pechowych szperaczy.

Już po wszystkim złapał ciała za ubrania tuż za karkiem i ruszył ku ładowni wlekąc je za sobą po podłodze. Odgłosy walki wyraźnie ustały, ale zdaje się iż tym razem sytuacja nie była ani trochę różowa. Nim jeszcze zdążył cokolwiek zobaczyć wyczuł w powietrzu coś niepokojącego. Zostawił ciała w korytarzu wiodącym do ładowni i starając się zostać niezauważonym skierował swoje kroki do miejsca, gdzie opuścił towarzyszy, aby móc z ukrycia monitorować sytuację. Kiedy tylko zdążył cokolwiek zobaczyć w jego głowie zaroiło się od myśli.
- O wszechstwórco... Mesto... Duncan... - Wyszeptał niemal niesłyszalnie, po czym przeniósł wściekły wzrok na przybysza z mieczem.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 29-07-2009 o 21:38.
QuartZ jest offline  
Stary 31-07-2009, 00:16   #135
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Tydzień. Siedem przeklętych dni. Tyle czasu Elena tkwiła uwięziona pod posiadłością al Hasana. Pierwsze dni przeleżała skrępowana, wściekła i chora z bezradności. Zdradził ją i nawet nie wiedziała dlaczego. Przecież wszystko perfekcyjnie zaplanowała, nawet tę zdradę. Co poszło nie tak?... Planowała okrutną zemstę, w najdrobniejszych szczegółach. Jednak z każdym kolejnym długim dniem powoli poddawała się mozolnie upływającemu czasowi. Nie działo się nic.

Przegrała tę bitwę. Zaryzykowała dużo, bardzo dużo... Zaufała niewłaściwemu człowiekowi, choć świetnie wiedziała, że kupcom się przecież nie ufa. Z zasady. Ale nie miała wyjścia, musiała zaryzykować, al Hasan obiecywał w końcu tak cenne dla niej informacje. Takiej okazji nie mogła przegapić. Walka z Lizawietą, jej siostrą, ciągnęła się latami, wymagała poświęceń, coraz większych poświeceń... W każdej rodzinie zdarzają się czarne owce, a jej rodzina, Fiodorowie, składała się raczej z samych czarnych owiec. Dom, rodzina... Elena próbowała przypomnieć sobie znaczenie tych słów, z nudów, miała niespodziewanie mnóstwo czasu na myślenie.

Coś nagle wyrwało Elenę z letargu, w którym tkwiła tak długo. Odgłosy jakiejś walki, początkowo głucho z oddali, potem coraz wyraźniej docierały do kokpitu statku, który od tygodnia był więzieniem Eleny Fiodorow Decados. - "Czyżby te szkaradne hieny al Hasana zaczęły się wreszcie nawzajem wyżynać?" - głowiła się zaciekawiona Elena. Ale odgłosy dobiegające z wnętrza statku nie brzmiały jak bratobójcza walka. Wszystko wskazywało na to, że zostali jednak zaatakowani. - "Wrogowie czy przyjaciele, nieważne! Teraz albo nigdy!" Błyskawicznie umysł Eleny zaczął pracować na najwyższych obrotach, rozleniwione przymusową bezczynnością ciało mobilizowało „tryb wojenny”. Szybka analiza sytuacji. Więzy krepujące mocno ręce i nogi. I jeszcze ta suknia, w którą wystroiła się na spotkanie z al Hasanem. Lubiła wyglądać elegancko, to się zawsze przydaje... Ale teraz jedynie utrudniała jej uwolnienie się z pęt. Elena uważnie rozejrzała się po całym niewielkim pomieszczeniu. I uśmiechnęła się do siebie...
- Pić... - wyszeptała zmęczonym głosem patrząc błagalnie spod półprzymkniętych powiek na znajdującego się z nią w kokpicie pilota.
- Pić... - powtórzyła dla pewności. Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie.
- Chce mi się pić... proszę... - wyszeptała ponownie przybierając jeszcze bardziej błagalny wyraz twarzy, nie spuszczając jednak ani na chwilę wzroku z pilota. Wstał zwlekając. Z wahaniem podszedł do uwięzionej kobiety. Miał wyraźne rozkazy, nie rozmawiać z tą wiedźmą, ale z drugiej strony... to przecież tylko marna, słaba kobieta. I do tego uspokoiła się po pierwszych dniach uwięzienia i wygląda niegroźnie. Przynajmniej nie klnie już jak szewc i nie rzuca się jak rozwścieczona kotka...
- Dobra, niech ci będzie, masz, pij! - podszedł do Eleny z manierką wody, pochylił się, żeby łatwiej jej było pić. Błąd, popełnił błąd. Już ostatni w swoim marnym życiu.

Elena jednym szybkim ruchem ciała wytrąciła mu manierkę z rąk, zalewając wodą oczy. Chwilowo oślepionego mężczyznę kopnęła nie bardzo wiedząc, czy nadal skrępowana dobrze celuje. Ale udało się, lata zaprawy w ciągłym boju przyniosły efekt. Mężczyzna z jękiem padł obok ogłuszony bolesnym ciosem. - "Nóż! Ma nóż!" - z zadowoleniem odkryła Elena. Szybko podciągnęła się w kierunku nieprzytomnego pilota i wydobyła tkwiący przy jego pasie nóż. Reszta poszła jak z płatka. Zaczęła właśnie rozcinać krępujące ją od tygodnia więzy, gdy za drzwiami do kokpitu zakotłowało się i ni stąd ni zowąd z hukiem wpadła do pomieszczenia czwórka jakiś nieznajomych. Kobieta i trzech mężczyzn.

Widać było, że walczyli i że walka była nie na żarty. Cali we krwi, swojej czy cudzej, trudno było stwierdzić. Z tym dziwnym obłędem w oczach, który Elena widziała już nie raz patrząc na siejących śmierć żołnierzy. Przyglądała im się uważnie, choć trwało to zaledwie ułamek sekundy. Oni również patrzyli na nią nieufnie. Szczególnie ta wysoka kobieta. Zmierzyły się przez chwile wzrokiem. Dlatego to do niej pierwszej Elena postanowiła podejść. Uwolniwszy się z resztek więzów, wyprostowała się dumnie, poprawiła suknię i ruszyła w kierunku nieznajomej, starając się sprawiać wrażenie pewnej siebie. Do stracenia nie miała przecież już nic...

- Elena Fiodorow... - przedstawiła się, przerywając na moment - Decados - dodała po chwili wahania. Jej nazwisko rodowe zawsze budziło w ludziach jeśli nie grozę, to przynajmniej wstręt. W napięciu obserwowała, jak zareaguje ta nieznajoma kobieta i jej towarzysze."
 
anrena jest offline  
Stary 31-07-2009, 11:31   #136
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Amx nie lubił walczyć, czasem nawet bardzo nie lubił. Walki niszczyły zazwyczaj wszystko, co tacy jak on w pocie czoła budowali. No i można było w nich zginąć oczywiście. Rot nie bez powodu zrezygnował z kariery wojskowej, a to właśnie był jeden z owych powodów. Na szczęście w tej walce wystarczyło, że służył jako... wsparcie? I chodzącą tarczą dla Andi. Jego shotgun miał za krótki zasięg, po raz nie wiadomo który inżynier zastanawiał się przy okazji, czy nie warto by było zainwestować w jakiś poważniejszy karabin. Oczywiście były to myśli zupełnie irracjonalne, pojawiające się w samym centrum gazów bojowych, śmigających pocisków i wszechogarniającego huku. Wystarczyło przecież, by przestrzelili wizjer hełmu od skafandra, które to przywdziali, a zeszliby z tego świata w dość błyskawiczny sposób. Ale na szczęście mieli na pokładzie kilka bardziej bojowych od niego osób i walka wkrótce się skończyła. Odgłosy broni ucichły a gazy rozwiały się, ukazując ich oczom straszne pobojowisko.

Mesto i Duncan tym razem nie mieli tyle szczęścia co wtedy, kiedy zostali wewnątrz obcego frachtowca. Zabili wielu wrogów, ale za mało, by przeżyć samemu. Niestety, przez to siła bojowa ich grupy znacznie zmalała. W dodatku pojawili się... obcy, będący, przynajmniej na tę chwilę, po ich stronie. Człowieka z bronią obdarzył tylko krótkim spojrzeniem, nie zawracając sobie nim głowy zbyt długo. Była tam już i Andi i ten śmieszny Sunny ze swoim rapierem. Z całym szacunkiem, chłystek nie wyglądał ani trochę groźnie. Gorzej, że z drugiej strony pojawiła się... kobieta! I to taka dostojna, w sukni. Amx prawie podskoczył i głośno przełknął ślinę. Nią też zdecydowanie musiała zająć się Valentine. Ale Amx wcale nie miał zamiaru być nieprzydatny, po prostu nowe okoliczności nieco spowolniły jego ruchy, przynajmniej póki nie oddalił się od blondynki na w miarę bezpieczną odległość. Podszedł do interkomu.

-Dinks, przywieź trochę narzędzi do cięcia. I... trochę materiałów wybuchowych.

Inżynier szybko odnalazł małe pomieszczenie przeciwpożarowe i wydobył z niego staroświecką siekierę strażacką. Nie żeby coś się paliło, ale plan był inny. Nawet nie musiał go konsultować z Andi. Podszedł do trupów ich towarzyszy, przyglądając im się przez chwilę. Nie było to w zasadzie bezczeszczenie zwłok, to było dla dobra ich wszystkich! Zamachnął się i jednym uderzeniem odrąbał przedramię Duncana. Chwilę potem to samo zrobił z tym Mesto. Jednocześnie tłumaczył temu z bronią co robi, nie był przecież samobójcą.

-Te zegarki to nie prezent, znaczy się rozumiesz, musimy je nosić. Ale nie wiem co się stanie, gdy zostaną na trupie i takie tam. Trzeba je... zniszczyć. - było to niedopowiedzenie bo Amx bardzo chciał najpierw zobaczyć jak wyglądają od środka - Niestety nie da się inaczej a nie możemy ryzykować... ktoś może uznać, że to specjalnie i bomba zadziała... szkoda byśmy tak głupio zginęli...

Trochę się zasapał, ale w końcu trzymał dwa przedramiona z miedzianymi obrączkami. Starannie omijając obcą kobietę, która chyba coś powiedziała, skierował spojrzenie na Bru i Andi.
-Ja... znaczy nie możemy zwlekać. Ciała na ten drugi statek i wysadzić, całość znaczy. To znacznie mniej... pytań. Może coś wymontujemy. Bru, pochowamy ich później. Pójdziesz ze mną?
Dinks już zjechał, więc Amx zaopatrzył się tylko w broń jednego ze zmarłych i swoje kroki skierował się do statku, z którego wyszła baba Decadosów. Zadrżał wyraźnie przechodząc obok niej, ale jeszcze potrafił to zignorować. Na jego to miał w dłoniach zegarowe bomby. Razem z Dinksem wjechali na pokład, kierując się w stronę gdzie mogła być ładownia. Należało się spieszyć. Umieścił obie ręce w osobnym pomieszczeniu, mając zamiar dobrać się do nich dopiero pod koniec - po przeładunku, schowaniu trupów i wymontowaniu kilku części. No i zabraniem kodów tego stateczku. Było co robić. Gdy wracał na frachtowiec, pokazał Andiomene kilka gestów, które bardzo przypominałyby słowa "wsadźmy tę kobietę w kapsułę i wystrzelmy w cholerę". No bo chyba nie liczyła na miłe przyjęcie? Ba, w ogóle jakieś przyjęcie? Decados na pokładzie był gorszy od tykających bomb.
 
Sekal jest offline  
Stary 31-07-2009, 19:00   #137
 
anrena's Avatar
 
Reputacja: 1 anrena nie jest za bardzo znany
Po nieznajomych Elena spodziewała się wszystkiego, otwartej walki, podstępnego ataku, ale nie tego, że ją tak po prostu zlekceważą. Jakby była jedynie nieco niespodziewaną i raczej zbędną częścią wyposażenia „Karmazynowej Skrzyni”. Ludzie jej nie lekceważyli. Nienawidzili otwarcie bądź skrycie, ale nigdy nie lekceważyli. Wiedziała przecież, jakie opowieści krążą o jej „uroczej” rodzinie...

Ręka Eleny wyciągnięta ku nieznajomym w powitalnym geście opadła powoli i mimowolnie zacisnęła się mocno w pięść. Wysoka brunetka wyglądająca na ich przywódczynię obrzuciła ją jedynie pogardliwym spojrzeniem, odwróciła się na pięcie i odmaszerowała żwawym krokiem do ładowni statku. Blondyn stojący obok niej również nie kwapił się do przyjacielskiego powitania. Elena przyjrzała mu się bacznie. Potrafiła czytać mowę ciała, a ta mówiła jej teraz, że mężczyzna, choć wyraźnie zmieszany jej niespodziewaną obecnością, również nie życzy jej dobrze.

- Nie znamy się, ale – zagadnęła ponownie, ostrożnie ważąc słowa, gdy tylko wszyscy czworo znów znaleźli się w zasięgu jej głosu – wygląda na to, że mamy wspólnych wrogów. Poczekała, aż zareagują. Nadal patrzyli na nią nieufnie i wrogo, ale wyraźnie słuchali wreszcie tego, co mówi.
- Rozumiem, że mi nie ufacie – ciągnęła powoli – ale myślę, że możemy sobie nawzajem pomóc. Ja również mam kilka pytań do al Hasana... I choć zapewne wydaje mu się, że już się ze mną pożegnał, chętnie złożę mu ostatnią „kurtuazyjną” wizytę... Jestem być może jedynie słabą kobietą, jak mniema pewnikiem nasz znajomy kupiec, ale jestem również, a może przede wszystkim, córką rodu Decadosów. - tu Elena wyprostowała się dumnie.
- To prawda, straciliśmy w ostatniej wojnie sporo sił i krwi, ale starczy jej jeszcze, by wziąć równie krwawy odwet na naszych wrogach. Teraz też i Waszych wrogach... - Elena znacząco zawiesiła głos.
- Ja również dużo straciłam w tej walce, za dużo... - zadumała się, znów mając przed oczami obraz umierającego Erika, jedynego człowieka, którego kiedykolwiek naprawdę kochała. Przez krótką chwilę na nowo poczuła tamten straszliwy ból i tamtą bezdenną rozpacz. Zagryzła mocno wargi. Ocknęła się, gdy poczuła w ustach słony smak własnej krwi.
- Jednak nadal posiadam rozległe wpływy. - kontynuowała. A i mścić się potrafię wytrwale. – dodała uśmiechając się z rozkoszą na samą myśl o zemście.
 
anrena jest offline  
Stary 31-07-2009, 21:16   #138
 
QuartZ's Avatar
 
Reputacja: 1 QuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemuQuartZ to imię znane każdemu
"No to pięknie" - Myślał voroks. - "Dzieci na statku już nie ma, ale za to ubywa wojowników, a w zamian za te ludzkie szczenięta mamy kolejne babsko i to w dodatku zapowiada się z niej o wiele bardziej marudna samica, niż z Andi. A już zaczynałem się przekonywać że to w sunie nie takie złe istoty, jak to się powszechnie mówi." - Westchnął głośno i już nie próbując nawet się czaić całkiem wyszedł ze swojego ukrycia.

- Chętnie się przejdę i zobaczę co też najlepszego zostawiliście po sobie na tamtym statku. Przynajmniej nie będę siedział w tych resztkach po granatach. Duchy lasów Ungavorox raczą wiedzieć czy ci tutaj nie zwrócą przez to zaraz obiadu. - Rzucił prawie pogodnie do inżyniera.
Mimo wszystko nie było mu do śmiechu. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił widząc pobojowisko było złapanie w dłoń świętej księgi, którą dostał od Mesta. Lubił go, mimo że ten małomówny sukinsyn nigdy nie zdążył nawet zapić się z Bru do nieprzytomności jakimś trunkiem z najniższej półki, co uważał za świetny sposób na przypieczętowanie przyjaźni.
Idąc natomiast za przykładem reszty kobietę zignorował z głośnym warknięciem na dźwięk wypowiadanego domu, z którego pochodziła. "Może i szlachcianka, może i wpływowa, ale na moje zaufanie będzie musiała zapracować inaczej i na pewno nie przyjdzie jej to łatwo."

Ostatnia osoba nadal pozostawała dla niego zagadką. Zdawał się być dobrym wojownikiem i nawet było w nim po trochu z obu poległych towarzyszy. Był ewidentnie sługą Wszechstwórcy, chociaż zdawał się mieć w sobie coś więcej z najemnika i zimnego drania, jakim był Duncan. Może to i lepiej, bo na chwilę obecną Bruggbuhr miał wrażenie, że kiedy przyjdzie do poważniejszych walk zostanie jedynym w pełni wartościowym wojownikiem na pokładzie i ani kobiety ani dwójka chudziaków nie poradzą sobia tak na prawdę z żadnym twardszym przeciwnikiem.
"Pewnie już zauważył" - Pomyślał wpinając Ewangelię Omega do swojej uprzęży na klatce piersiowej, gdzie w jednym z nielicznych mocowań służących na ogół na broń lub inne podstawowe narzędzia znalazł dla niej miejsce. "Może przynajmniej nie uzna mnie od razu za zwierzaka, jak to zrobili pozostali na początku. Marna pociecha."

- Daj mi jeszcze chwilę Rot, muszę po sobie posprzątać. - Rzucił z szelmowskim uśmiechem odsłaniającym rząd piekielnie ostrych kłów. - Zaraz wracam.
Jak powiedział tak też uczynił i wyłaniając się z korytarza, gdzie zostawił zwłoki jakby nigdy nic rzucił je pod nogi nowo przybyłym, uważając jednocześnie aby nie upadły ani trochę za blisko ciał poległych towarzyszy. Liczył na ciche pisknięcie nowo przybyłej, które chociaż na chwilę poprawiło mu nastrój. "Ludzkie samice, choćby nie wiem jak twarde zawsze reagują tak samo." - Zaśmiał się w duchu. - "Na Ungavorox mało która zwróciłaby na to szczególną uwagę."
- No dobra, gotowy. Skoro już tam idziemy przydałoby się też ustalić co robimy z tym ścierwem. - Wskazał kilka innych ciał pozostałych po części strzelaniny, która toczyła się jeszcze w ładowni Roriana nim atak został odparty i walki przeniesione wgłąb obcego statku.
- Co jak co, ale ich nie zjem jak to było na pustyni. Takich sukinsynów można by co najwyżej rzucić bestiom w dżungli. Podstępny atak jak na prawdziwych tchórzy bojących się uczciwej walki przystało! Tfu! - Splunął groteskowo na leżące truchła. Bardzo ciekawiło go jaki będzie wyraz twarzy nowo przybyłej, kiedy mówił o ich pożeraniu.
- A teraz chodźmy i zróbmy co jest do roboty. Nikt z nas nie ma chyba teraz za dobrego nastroju, więc załatwmy to jak najszybciej.
 

Ostatnio edytowane przez QuartZ : 31-07-2009 o 21:22. Powód: Poprawiam literówki
QuartZ jest offline  
Stary 01-08-2009, 20:03   #139
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Andi przez chwilę obserwowała opadająca dłoń kobiety. Jedno trzeba było jej przyznać: Gadane to ona miała. Nawijała jak najęta o Albim i o zemście. Tak jakby nie mieli lepszych rzeczy do roboty.
Valentine doszła do wniosku, że jest chyba zbyt pragmatyczna, by przejmować się czymś tak mało przynoszącym korzyści jak zemsta. „Krwawy odwet” kojarzył jej się z setkami zabitych ciał i strugami lejącej się krwi, naprawdę miała tego pod dostatkiem ostatnio, nawet bez szukania okazji. Nie, to nie było w tylu córki i wnuczki najlepszych kupców w znanych światach... jeśli Hassan naprawdę chciał ją oszukać, wiedziała jak go dotknąć, by najbardziej bolało. Oszukać oszusta to było coś wartego działania. Do tego jednak potrzebowała informacji, bez nich nie było sensu się wychylać. Teraz zaś nie mieli czasu na takie zabawy. No i nie potrzebowała do tego jakieś narwanej „krwawej damy”.
- Złożenie wizyty smokowi w jego leżu, kiedy się jej spodziewa, to najgłupsza rzecz jaka można by w tej sytuacji zrobić. Nie będę Cię oczywiście powstrzymywać madame Decados – Andiomene ukłoniła się lekko, w jej oczach pojawiły się kpiące ogniki, gdy kobieta ze zgrozą popatrzyła na ciągnięte przez Voroxa poszarpane ciała – Zaraz jak wrócimy na planetę zabierzesz swoje rzeczy i możesz ruszać gdzie żywnie ci się podoba. Życzę powodzenia w zemście.
- Nie proponuję przyjaźni, nawet na nią nie liczę. Proponuję jedynie sojusz w walce ze wspólnym wrogiem - tymczasowy, jeśli tak wolicie. A zdaje się, że i Wasze siły zostały właśnie mocno nadwątlone...


Andiomene popatrzyła na nieprzytomnego pilota, a potem na kobietę. Kiedy tamta już wypowiadała ostatnie słowa przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Gdyby Albi nie wiedział, że jego oszustwo zostało wykryte... może udałoby się zastawić pułapkę? Poza tym może tymczasowy sojusz z Dekadosem nie jest złym pomysłem, skoro będą musieli powrócić na ich tereny, a raczej nie zostaną gorąco przywitani. Może madame do czegoś się jednak przyda?
- Była pani cały czas przytomna podczas dokowania do naszego statku?
- Tak, byłam. Niestety...
- odrzekła Elena.
- Niestety? - Andi popatrzyła na nią uważnie - To może się nam przydać, bo może mi pani odpowiedzieć na jeszcze jedno dość istotne pytanie: Czy bezpośrednio przed przyłączeniem się do nas, lub w czasie walki wysyłali jakieś informacje na planetę?
- Z tego co mi wiadomo nie mieli jakieś problemy z łącznością
- z nieskrywaną satysfakcją odparła Elena.
Pilotka wyraźnie ucieszyła się z tej informacji:
- Bardzo dobrze! Mój plan jest taki: Powiadomimy Albiego z przykrością, że podczas zbliżenia jego statek uległ zniszczeniu i wymiany nie udało się przeprowadzić. Jestem nią jednak dalej zainteresowana i gotowa na nowe propozycje, jeśli on nie zmienił zdania. To da nam pewne gwarancje spokoju po powrocie do portu i ewentualną szansę na spotkanie z Albim. Może nawet coś wytarguję jeszcze raz za tego golema? - Dziewczyna popatrzyła na nich uważnie – Co do porachunków z Albim... To może być ryzykowne. Możemy po prostu korzystając z odwrócenia jego uwagi załatwić sprawy w mieście i zniknąć jak najszybciej.
By uwiarygodnić naszą historię wysadzimy statek Albiego wraz z załogą. Oczywiście po zabraniu z niego wszystkiego co może się przydać. Wiem, że plan jest trochę pokrętny i szalony, ale właśnie dlatego może się udać.
 
Eleanor jest offline  
Stary 03-08-2009, 18:08   #140
 
Lance's Avatar
 
Reputacja: 1 Lance nie jest za bardzo znany

Barczysty młodzieniec w zakrwawionych, bojowych szatach Wojennego Bractwa stał jeszcze przez chwilę w milczeniu, uspokajając oddech. Surowa twarz i aura profesjonalnego żołnierza, jaką roztaczał, budowały napięcie. Najbardziej niepokojące były jednak jego oczy, ze źrenicą i tęczówką niemalże całkowicie białymi, niczym u niewidomego.
Jednak gałki oczu poruszały się. Nie wyglądało na to, aby wojownik rzeczywiście był ślepcem.
Spojrzenie-nie spojrzenie przesuwało się po kolei po poszczególnych członkach załogi Roriana oraz po pobojowisku, jednak część uwagi zakonnika stale skoncentrowana była na gotowym do walki Alexandrze.
- Zwę się Gellan, jestem uczniem Wojennego Bractwa. W czasie wypełniania misji na Istakhr – której natura nie jest teraz istotna – podsłuchałem przemytników, mówiących o szykowanej na was zasadzce. Padło tam również imię brata Mesto. Pędziłem co sił, aby wspomóc was w walce… Jak widać, nie zdążyłem na czas… - twarz wojownika wykrzywił grymas bólu.
Zakonnik wytarł ostrze ciężkiego miecza o ubranie jednego z zabitych, leżącego u jego stóp, a następnie ostrożnie schował broń do pochwy przewieszonej przez plecy. Nie przerywał monologu:
- Odpowiedziałem zatem chyba na wasze pytania, bracie – zwrócił się do Alexandra – Dziękujesz mi w niewłaściwy sposób… Mam nadzieję, że w prywatności podziękujesz chociaż Wszechstwórcy.
Ostrożnie – aby nie sprowokować młodzieńca z rapierem – podszedł do zwłok Mesto. Przyklęknąwszy, zamknął oczy zabitemu.
- Brat Mesto był wielkim wojownikiem. Oby Wszechstwórca przyjął go do siebie…Nie zdążyłem…
Gdy Amx podszedł z siekierą, wojownik wstał. Oszołomiony przyglądał się, jak zamachnął się na dłoń Duncana, jednak gdy podniósł broń na Mesto, powstrzymał go chwytając za rękę.
- Co robisz, człowieku!
- Te zegarki to nie prezent, znaczy się rozumiesz, musimy je nosić. Ale nie wiem co się stanie, gdy zostaną na trupie i takie tam. Trzeba je... zniszczyć. Niestety nie da się inaczej a nie możemy ryzykować... ktoś może uznać, że to specjalnie i bomba zadziała... szkoda byśmy tak głupio zginęli...
- O czym ty mówisz? Nie rozumiem cię! Jaka bomba? – chaotyczne słowa Amxa najwyraźniej nie wyjaśniły Gellanowi, dlaczego Mesto ma zostać rozczłonkowany…
 
Lance jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172