Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2009, 20:24   #16
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Jak to rzekł Ulf Mądry, mordy
ta rasa ma szkaradne. Do dupy koziej niepodobne.
Ale nie bójta się, nie bójta!
Co dobre to i une wiedzą! Od gorzałki stronić
nie stronią, metale lubią, kurwią,
ale cholery do kamienia się przekonać nie mogą.
Hohoho!
My już ich na drogę właściwą naprowadzim,
bo jedyne to rasisko porządne,
które szanse ma na ludzi wyjść!...


"Opis ras wszelakich"
Przekład Khardghana Długobrodego

***

Według słów Uelemila Mądrego, rasa owa
cechami fizycznymi odznaczać się nie zwykła.
Wśród owych znajduje się uroda stojąca
daleko poza szeroko rozumianymi
standardami piękna. Podobnie sprawa ma się
z wymogami grzeczności. Miast w drzewie,
lubują się w obróbce metalu. Wynalazcami się zwą.
Upodobanie podniebienia również
dalekie im od ideału. Wino pijają wtedy i tyko wtedy,
kiedy pod ręką nie znajduje się wódka lub piwo.
Szczęściem, dla świata, obróbką kamienia się nie zajmują...


"Opis ras wszelakich"
Przekład Lerielinga li'Velgen

***

Ulryk Mądry twierdził, że stworzenia te są
częściowo podobne do Krasnoludów. Częściowo.
Łączą ich zainteresowania w sferze metalurgii, trunków,
słownictwa.
Od długobrodej rasy różnią się tym, iż nie specjalizują się
w obróbce kamienia...

"Opis ras wszelakich"
Przekład Heinricha Revieńskiego

***

Mówił Uwlif Mądry, że jedyną, właściwą rasą
jest nasza, choć Krasnoludom do nas, kurwa, blisko.
One też są niskie, ale grube i te brody mają, i ogolić się
ni cholery!
Ale dobrą wódkę docenić umieją i brzytwę dobrą też.
Jednak brodate staruchy za wynalazki się brać, nie biorą, ale...
ale my, kurwa, ich naprawimy.

"Opis ras wszelakich"
Przekład Drebe Welnerfil

***

-Ci mówię! Brzydki ryj ma-odezwał się Goblin, wpatrując się ślepkami w rzeczonego mężczyznę.

-Bo ty piękny!-parsknął Gnom, po czym pociągnął tęgiego łyka ze zniszczonej, przykrytej pajęczyną pęknięć, butelki. O dziwo ćwierćlitrowa flaszka jeszcze się nie rozpadła, co, zgodnie z logiką, powinna zrobić.
Zawierała ona w sobie przezroczysty płyn, od którego właściciel krzywił się tak, jakby napił się soku z cytryny.
Stał wtedy razem ze swym druhem, zadając sobie pytanie natury iście egzystencjalnej:
-Wypić czy nie wypić? Oto jest pytanie-to pytanie miało przejść do historii, spisane na kartach koślawym łapskiem Gadynely'ego. Później miał to przeczytać wybitny, ponoć, artysta pióra. Tu też ponoć.
Nie mnie jednak ten cały Szewpierr przekształcił ową sytuację, zmieniając powagę rozmowy dwóch kompletnie różnych ras, pijących gorzałę, na jakieś durne pytanie o bycie czy niebycie. Takie życie.

-Z resztą, zawrzyj rzyć Gladynely. Stawia wódkę, pić trzeba-uśmiechnął się paskudnie, pociągając kolejny łyk z butelki, którą troskliwie zakorkował, chowając pieczołowicie, a kiedy tego dokonał, poklepał miejsce spoczynku szklanego naczynia, szczerząc żółte zęby pod kartoflowatym nosem.

-Może cię balladą przekonam, Gerbo, drogi...-wziął głęboki oddech, chwytając za zniszczoną lutnię. Choć Gnom był mały, chudy i niezbyt piękny, wiedział co by się stało, gdyby Gladynely zaczął śpiewać.

Przed wyłupiastymi oczami przemknął mu obraz tabunów, uciekających przed źródłem niewyobrażalnych jęków i jazgotów, przyprawiających o ból uszu, który później przeradzał się w ból głowy.
Co gorsza, widział również wódkę, uciekającą za jego sponsorem!
O nie! do tego nie mógł dopuścić i nie zamierzał.

-Gladynely! Nie!-powiedział bardzo szybko, wiedząc, iż tylko jego uszy i głowa są przyzwyczajone do Goblina, obecnie wyglądającego tak, jakby ktoś nasikał mu pod nogi.

-Ty sobie ryja oszczędzaj, bo będziesz kwiczał całą noc, jak tylko dotrzemy na miejsce! Jak nie chcesz napić się za darmo to idź, ja cię dogonię-zatarł ręce, oblizując się.

-Pewien jesteś?-zapytał Goblin, wieszając lutnie na plecach.

-Tak, tak, Gladynely. Dogonię cię, a teraz... Jakoś tak, powiem ci, że pić mi się chce. Sucho w pysku... No! Co tak sterczysz?! Albo pijemy, albo cię dogonię!-powiedział Gerbo już mijając Goblina i zacierając małe dłonie.

Gnom, podchodząc do stolika, z imponującą szybkością przebierał nóżkami, co można było uznać za nieco świński trucht. Wyglądało to trochę tak, jakby nóżki kręciły się w kółko. To właśnie, opisane przez Gladynely'ego miało ukazać się później w kreskówkach.
Miał przy tym identyczną minę do fanatyków, którzy obserwowali własną zdobycz, palącą się na stosie, lecz zdobyczą Gerba, na którą gapił się jak sroka w gnat, była stojąca na stole butelka.
Ręce miał niemal wyciągnięte do przodu, nie mogąc doczekać się tego, kiedy butelka znajdzie się w jego rękach, zaś z ust zwisał jęzor, powiewający w pędzie, jaki rozwinął ów Gnom.

-No! To możemy se pogadać-wskoczył na krzesło, sięgając po butelkę...

***

Nagle uderzył w niego ból z siłą gigantycznego młota w rękach olbrzyma. Cherlawy Gnom zadawał sobie pytanie, co takiego zrobił owemu gigantycznemu stworzeniu, że tak się nad nim brutalnie znęca i... nie mógł sobie przypomnieć, ale sądząc po uderzeniach, musiał mu bardzo zaszkodzić.

Łup!
Łup!
Łup!

Oj, zdecydowanie musiał uczynić coś poważnego. Przez chwilę rozważał nawet możliwość, że przestępstwem popełnionym wobec tego giganta było zabicie jego matki. Tak. To by się zgadzało, sądząc po bólu w czaszce.

Żółtookie stworzenie już miało przed oczami komiczny obrazek, przedstawiający przepaść, a nad nią dwudziestometrową kobietę o wadze co najmniej pięciu słoni, natomiast u jej stóp, osiągający niewiele ponad metr, Gerbo, pchający monstrualnej wielkości stopę. Kobieta zachwiała się i spadła...

Nie... Bzdura... Nie mógł zabić takiego czegoś... A może zapić! Tak, to już było bardziej możliwe.

Zobaczył siebie, siedzącego na stole, natomiast obok niego stał gigantyczny talerz z wódką, przypominający mały basen. Gnom wskoczył do środka i zaczął pić... i pił... i pił... i pił... i pił... i... pękł? Nie. Gerbo miał bardzo mocną głowę. Wiedział, że może przepić dwóch lub trzech Krasnoludów pod rząd, ale olbrzyma by nie przepił, głównie dlatego, że taka ilość wódki nie pomieściłaby się w jego małym żołądku.

To niby czemu ten gigant tak go torturuje?!

Nagle usłyszał coś, co przypominało bardzo szybki bieg stada słoni lub czegoś o wiele większego. Olbrzymów? Być może. Czynili oni taki hałas, że ból wzrósł, jakby osoba tłukąca go po łbie była również zirytowana tupotem.
Jaka na to rada? Ciężko było cokolwiek stwierdzić, lecz Gerbo postanowił poprosić, żeby to coś o wielkiej wadze szło chociaż troszeczkę ciszej. Nie dużo. Tylko ciutkę.

Nagle, kiedy chciał już wydać z siebie jakiś dźwięk, stwierdził, iż jego język przyrósł do podniebienia! No tak! Kolejny figiel złośliwego olbrzyma!
To jednak nie wszystko. W ustach miał pełno ziarenek piasku, zupełnie jakby monstrum bez serca wsypało mu tam łopatę złocistych, malutkich kamyczków, a przy okazji wysuszyło usta.
Musiał mu bardzo zaleźć za skórę.

Nie mógł mówić, łeb bolał niemiłosiernie i jeszcze to cholerne stado słoni! Ze złości postanowił otworzyć oczy, a kiedy to zrobił, jego oczom ukazała się... myszka, biegająca po podłodze...

Maleńki gryzoń przebierał szybciutko łapkami, w rytmie rzeczonego stada, natomiast kiedy się zatrzymał, słonie również to uczyniły. Głowa bolała dalej.

Gwałtownie rozejrzał się, by sprawdzić czy jego kat jest gdzieś w pobliżu i ku jego zdumieniu, nie dostrzegł go, a głowa bolała dalej. Już miał uśmiechnąć się radośnie, gdy...

Kraty, brud, pełno kurzu, brud, błoto, brud i jeszcze więcej brudu. Nie mniej jednak pręty wyglądały na solidne tak jak... kajdany? Tak, to były kajdany.

Panował tu również smród zapoconych, dawno niemytych ciał, uryny, wymiocin. Wydawało mu się nawet, że gdzieś znajduje się krew, lecz nie był tego pewien.

Gdzieś ktoś westchnął głośno, ktoś krzyknął, jeszcze inna osoba waliła w kraty, inny klął. Do kakofonii dźwięków dołączała się zbyt głośna mysz. Irytujące muchy, latające pojedynczo, gdzieniegdzie, czasem zbijały się w chmar, dręcząc wybraną osobę.

Nagle zauważył jakieś dziwne stworzenie, które przyglądało mu się, lecz ciężko powiedzieć czy było to spojrzenie ciekawości, złości czy może przyglądał się przyszłemu podwieczorkowi, bo raczej obiadem nazwać Gnoma nie można było żadną miarą.
Oczy istoty zabłysły, a kac minął tuż przed tym jak tamto coś odeszło.

Kiedy wreszcie język przestawał stawać kołkiem, kiedy wreszcie tupot myszki powrócił do normalnego tonu i kiedy głowa przestała niemiłosiernie boleć, stwierdził, iż razem z nim znajduje się Mroczna Elfka, jakiś Elf, Troll, Jaszczur, trzech Orków i czterech Goblinów. Wśród nich jeden Gnom. On.
Nie, żeby się tym przejmował, po prostu oceniał ilość alkoholu, która ubędzie, tak sobie zabawnie żartując, z jego flaszki.

Jeden z Orków zaczął przemowę, a Gerbo spojrzał na niego i mlasnął, po czym smarknął w palce, dając wyraz temu, co sądzi o sytuacji. Ponadto mówców w pomieszczeniu nie było brak, a od tych wszystkich mądrych słów zrobiło mu się niedobrze, więc kiedy wszyscy przestali gadać, Gnom chrząknął, wydając z siebie odór alkoholu i ponownie smarknął w palce, poprawiając rzadkie włosy, przetarł podkrążone oczy, a następnie ponownie chrząknął.

Ów małe stworzenie było, bez wątpienia, najdziwniej ubraną istotą w promieniu najbliższych stu mil.
Na głowie spoczywała mu komicznie przekrzywiona czapka tyrolska niezwykle gryząca się z wściekle pomarańczową koszulą w jaskrawofioletowe grochy. To jednak był dopiero początek. Niżej znajdowały się spodnie o kolorze tak intensywnie żółtym, iż wydawały się świecić własnym światłem nie tylko w ciemności.
Z żółcią spodni kontrastowały ciemnoniebieskie pasy, dające wrażenie, iż spodnie są jeszcze jaśniejsze.
Patrząc dalej z nadzieją, iż jest choć skarpetki i buty są dobrane poprawnie, doznaje się głębokiego zawodu, ponieważ lewa skarpetka przedstawia czerwone tło, zaś na nim umieszczone są fioletowe kropki, zaś druga przedstawia niebieskie paski na brązowym tle.
Na nogach posiada dwa zniszczone sandały, jeden czarny, nieco większy, a drugi brązowy, mniejszy.

-Wieta, co ja wam powiem? Saszisziaszwej dobrze gada. Powiem wam jeszcze coś. Co drugie to jakiś magik czy inny katamaran, czy jak mu tam. Nibyśta takie sprytne, inteligjentne, bystre i wogóle, a upić się dałyśta jak frajery ostatnie...-tu przerwał i splunął, zaś kiedy ślina dotknęła ziemi, wydawało się, że zaraz zacznie parować z powodu zbyt wielkiego stężenia alkoholu.

-...albo jak ja-dodał, szczerząc zęby.

-W każdym razie, od cholery gadania, a sens jeden. W głębokim gównie siedzimy, zakuci w dwudupkę, wydymani przez Eryka Sraczkowatego, ale...-przerwał nagle, myśląc, co stało się poprzedniego dnia.

Przed oczami pojawił mu się obraz człowieka, stawiającego mu kolejkę za kolejką. Pamiętał, że wypił tyle, iż wydawało mu się, że sponsor wraz z karczmarzami zbledli. Mogło być to tylko złudzenie, lecz Gnom rzeczywiście wlewał w siebie niewiarygodne ilości alkoholu, zaś znając jego możliwości, upicie się do nieprzytomności graniczy z cudem.

-...ale Sraczkowaty musiał mieć minę, kiedy spojrzał do własnej sakiewki. Przyjdzie dzień, kiedy to ja, Gerbo O'Lerbo spiję Sraczkowatego do nieprzytomności-zachichotał, macając się po kieszeni. W ustach dalej miał suchość, pomimo śliny, która mu się zebrała do tej pory.
Suszyło go tak, że był niemal przekonany o obecności pustyni w jego gardle, zaś na to była jedna rada.
Klin wybić klinem.

-Gdzie ona jest?-sapnął sam do siebie, wyraźnie czegoś szukając. Kolejno przeszukiwał każdą kieszeń, pas, buty, a nawet skarpetki, lecz bezskutecznie.

-Pić... mi... się... chce! Oddajcie gorzałę!!!-krzyknął, po czym usiadł, łupiąc spode łba na jakikolwiek ruch poza jego klatką.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 27-07-2009 o 20:27.
Alaron Elessedil jest offline