Rydiss Tirio
Jakkolwiek rozmowa na odległość za pomocą umysłu nie była ci obca, jednak jeszcze nigdy nie natrafiłeś na... coś takiego. Podczas uderzania strumieniem myśli, zostałeś zablokowany przez barierę. Tak jakby kapłan obawiał się niechcianego wtargnięcia z zewnątrz.
Lecz to nie wszystko. W odpowiedzi zaczęły kłębić się złe myśli. Nie mogłeś wycofać siebie z tego piekła. Czułeś strach mieszający się z nienawiścią, groźbę wiszącą w powietrzu. Wreszcie spojrzałeś w parę gadzich oczu, które zbliżały się, powoli oplątując strumień, który łączył wasze umysły. Ciało powoli tonęło w drgawkach. I nagłe zerwanie tej więzi, jak zrywa się lekki sznur przywiązany do słupa.
Czułeś pulsujący ból głowy, a otoczenie rozmazywało się. Ktoś złapał cię za dłoń. Był to krasnolud, który rzekł jedynie;
-
Chodź, bo statek odpłynie bez nas, a droga powrotna z góry jest trudniejsza.
Opata nie było w pobliżu.
***
Do wieczora wszyscy zebrali się na statku, który już był gotowy do dalszej podróży. Nikt nie wyszedł wam na pożegnanie. Wyspa pozostawiła ponure wrażenie, więc z pewną ulgą opuszczaliście świątynię. Jednocześnie czekała Aldacja i... wojenka. A może nowa droga życia?
Powozy bogów Akt I: Jedynie wiatr pamięta nasze imiona
Jeleni Zdrój umierał. Miażdżące oblężenie trwające ponad sto dni pod dowództwem
Borysa Smokobójcy, całkowicie wyczerpało obrońców. Była to garstka ludzi, których życie już było przesądzone. Łudzili się jeszcze, że pierwsza armia odpuści i obronią miasto, lecz z każdą godziną to marzenie oddalało się. Cywile już dawno opuścili Jeleni Zdrój, uciekając podziemnym tunelem.
W jednym z opuszczonych, całkowicie zrujnowanym budynku siedział czternastoletni chłopak z dwudziestokilkuletnią kobietą. Grała cicho na lutni. Dalekie odgłosy walki nie zagłuszały dźwięku instrumentu. Śpiewała.
To smutna pieśń o poświęceniu, walce i przelanej krwi, która niczym woda, zapewnia życie dalszym pokoleniom. Lecz piosenkę przerwał straszny okrzyk. Niósł się w oddali, ale osamotniona dwójka dobrze wiedziała, co on oznacza. Gdy krzyki powoli zlewały się w słowa, ich serca biły szybciej.
-
Miasto zdobyte! Przegraliśmy!
Oto upadła nadzieja. Chłopiec zapłakał cicho. Kobieta otoczyła go ramieniem.
-
Nie martw się mały - szeptała mu do ucha -
masz jeszcze szanse przeżyć. Uciekaj tunelami, wiesz jak...
-
A co z tobą? - spytał.
Lekko się uśmiechnęła. Był to uśmiech smutny. Wyciągnęła z kieszeni mały woreczek z proszkiem i wsypała zawartość do ust. Chłopak nie protestował, choć wiedział, że to jej ostatnia decyzja.
-
Jestem zbyt ważna, żeby dostać się w ich łapy - szepnęła.
Wciąż była piękna, lecz zaraz wygląd miał się zmienić. Nie chciał na to patrzyć.
-
Żegnaj i pozdrów moją matkę - dodała.
Z jej ust zaczynała wypływać piana. Chłopak odwrócił się i bez słowa pobiegł do centrum miasta. Pannę Golumiedzis zaczęły chwytać palpitacje. W ciągu kilku minut będzie martwa, lecz przedtem czeka ją męka.
Chłopak biegł w stronę wejścia do tunelu. Był zupełnie sam, więc obrońcy dają się zabijać, a reszta pewnie też czeka na nadchodzącą śmierć. Żołnierze Borysa ponieśli zbyt duże straty, by nie dać się ponieść własnym emocjom. Akurat przebiegał obok kościoła Akketa, czyli boskiego patrona Zhieloskoju. Zatrzymał go wówczas arcykapłan. Ten brodaty starzec był wciąż w dobrym stanie.
-
Synu, mógłbym prosić cię o przysługę dla Zhieloskoju? - spytał.
Chłopak przytaknął. Kapłan wręczył mu złotą szkatułkę, którą zawinął w zwykły, szary worek. Była dość ciężka jak na gabaryty.
-
Zanieś ten artefakt do Grodu Pavra, tam jest jego miejsce. Ufam, że ci się powiedzie.
-
Ksiądz nie ucieka? - spytał chłopak.
Arcykapłan spuścił wzrok.
-
Idź już... uciekaj... to ważne... - wyrzekł jedynie.
Stał potem jeszcze wpatrując się w plac. Gdy nadeszli żołnierze Borysa, był już martwy. Serce nie wytrzymało.
***
Dobiliście do brzegu Zhieloskoju po tygodniu morskiej podróży. Port, w którym się zatrzymaliście, nazywał się Kokub. Mieliście godzinę na spakowanie swoich rzeczy i zebranie się na placu miejskim.
Kokub to malutka mieścinka stanowiąca raczej przystanek o handlowym charakterze. Jednak w dzisiejszych czasach miała znacznie większe znaczenie. Był to bowiem jedyny ważniejszy port na zachodzie kraju, który znajdował się w rękach Kravowa.
Na placu
bracia Kreuzenferg rozmawiali z dwoma jegomościami w czarnych strojach. Obserwowali waszą grupę.
-
Witajcie w Zhieloskoju! - rzekł łamanym cesarskim mężczyzna o krótkiej bródce i wyłupiastych oczach. -
Jesteście tutaj po sławę, pieniądze i nasze zwycięstwo. Zaraz wydamy wam odpowiednie polecenia.
W końcu ta dwójka przeszła wraz z księciem między drużyną i dyskutowała żywo w swoim ojczystym języku. Zatrzymywali się, wyznaczając osoby do zadań.
Muriel/Samuel
-
Musisz zgłosić się do samego Kravowa w mieście Mamel - tłumaczył biegle
Ultrich, a następnie przekazał ci mieszek z monetami w środku oraz list w kopercie. -
To fundusze na podróż. Musisz dotrzeć tam przed tygodniem, bo Kravow szykuje się do kolejnej misji. Ten list musisz mu dostarczyć. Na miejscu dostaniesz następne zadanie. I pamiętaj! Liczy się dyskrecja. Rydiss Tirio
-
Tirio, Fergendo i Varroviensse będziecie mieli za zadanie pomóc w misji naszej ekipie poszukiwaczy artefaktów - rzekł
Ultrich. -
Więcej dowiecie się w kaplicy przy głównej bramie.
Jeden z witających wskazał ręką w przeciwną stronę.
Ragath
-
Wraz z Brunschwickiem i Gorginthem staniecie na czele małego oddziału wojsk, aby ruszyć wprost do walki - mówił Kreuzenferg. -
Dostaniecie wierzchowce i przewodnika. Ponadto będziecie odpowiadać za wytrenowanie tego oddziału i każde ich przewinienie. Gloinus Whitebeard
-
Ty i Aldrim natychmiast zgłosicie się do wieży magów, gdzie poznacie wytyczne waszego zadania.