Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2009, 14:40   #140
Milly
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Thaiyal, pomieszczenie Teleportera, kolejna walka z demonicznym pajacem

Mercurius ruszył w głąb pomieszczenia, nie zważając nawet na swoich towarzyszy. Co za głupiec! Jak mógł narażać ich wszystkich na takie niebezpieczeństwo! Lorelei syknęła w jego stronę „Wracaj!”, ale nawet jeśli dosłyszał jej wściekły szept, nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Potem było jeszcze gorzej – Liściasty znowu zaczął się niespokojnie zmieniać, zniknęły gdzieś jego oczy, a pojawiły się paskudne czułki, którymi zanurkował do ciemnego pomieszczenia. Lorelei nie mogła go już powstrzymać, jeśli komnata była obserwowana, wrogowie w mgnieniu oka odkryli ich pozycje. Po chwili jednak Jestem uspokoił nerwowy taniec swoich nowych odnóży i zastygł nieruchomo, z czułkami skierowanymi ku górze. Co to miało oznaczać? Jaką tym razem sztuczkę szykował? Lorelei nie miała czasu się nad tym zastanawiać, musiała ratować sytuację. Mimo tego, że jej dwaj nowi towarzysze nie mieli chyba bladego pojęcia o wojnie, taktyce i współpracy, nie mogła pozwolić, by zginęli.


Wślizgnęła się po cichu do pomieszczenia i stanęła tuż przy ścianie, obserwując okolicę. Komnata wydawała się dość rozległa, kto wie co mogło czaić się w ciemnościach. Była niemal pewna, że to zastawiona na nich pułapka, w której przynętą miał być Nigel i rudowłosa kobieta. Zastanawiała się przez chwilę czy rozważnie byłoby podchodzić do szklanych tub, w których byli uwięzieni – to najlepsze miejsce do zaatakowania nieświadomej ofiary, starającej się uwolnić przyjaciół z więzienia. Zresztą każde inne miejsce było potencjalnie równie niebezpieczne. Postanowiła, że dopóki nie zbada całego pomieszczenia, nie będzie podejmować tak pochopnych kroków.


Lodowa Róża zauważyła, że Mercurius dotarł do pulpitu, na którym znajdowała się konsola sterująca teleporterem. Wstrzymała na chwilę oddech, ale gdy naukowiec zaczął wystukiwać coś na klawiszach, na szczęście nic się złego nie stało, żadnych wybuchów czy innych niespodzianek. Z czeluści swojej torby wyczuła nagle delikatne pulsowanie magii. Lustro! Przypomniała sobie wygrawerowany na nim napis - „Jedynie ze mną będziecie mogli wejść do przedsionka Światów...”


Nieznaczny ruch powietrza zwrócił jej uwagę. Gdzieś w mroku komnaty coś się czaiło i w każdej chwili mogło zaatakować. Uważniej przyjrzała się otoczeniu i w mgnieniu oka dostrzegła wijące się, ciemne smugi zbliżające się wolno w stronę Mercuriusa. Niewiele się zastanawiając uniosła dłoń do góry i odpowiednio modulowanym głosem wypowiedziała zaklęcie. Już dość tej wszechogarniającej ciemności – cokolwiek się tam czai, niech się lepiej natychmiast ukaże! Z koniuszków palców Obdarzonej wystrzeliły delikatne iskierki i uniosły się w powietrzu rozprzestrzeniając po całym pomieszczeniu i przybierając kształt dorodnych kul rozświetlających swoim blaskiem komnatę. Dopiero teraz, gdy zrobiło się zupełnie jasno, można było dokładnie rozejrzeć się po okolicy. To, co wcześniej wzięła za ciemne smugi, okazało się czymś w rodzaju żywych, wijących się we wszystkich kierunkach włosów, wyrastających z olbrzymiej głowy pajaca, umieszczonej pośrodku pomieszczenia.




Przez chwilę zaparło jej dech w piersi na widok demonicznego pajaca, straszniejszego i dużo większego, niż Jołki-Połki, z którym tyle co walczyli. Jego mackowate, żywe włosy, wciąż nieubłaganie zbliżały się do Mercuriusa. Obdarzona wyciągnęła ręce przed siebie, a pomiędzy jej dłońmi natychmiast uformowała się manifestacja energii. Włożyła w ten czar wiele skupienia i wysiłku, jej palce poruszały się rytmicznie, niczym dłonie harfiarki muskające struny, a melodyjnym głosem nuciła jednostajne strofy zaklęcia. Nim minęło kilkanaście sekund pchnęła dłońmi, jakby odrzucała od siebie jakiś fizyczny przedmiot – ognista kula powędrowała wprost pod sufit, gdzie pełzające włosy próbowały dopaść Mercuriusa. Niewielka eksplozja sprawiła, że zajęły się ogniem, lecz ten trawił je nad wyraz powoli. Tyle jednak wystarczyło, by pajac zrezygnował z ataku na naukowca i rozwścieczył się nie na żarty. Jego ryk wypełnił całe pomieszczenie. Rozglądał się wściekle na wszystkie strony, a druga część jego włosów miotała się niespokojnie w poszukiwaniu ofiary. Wreszcie natrafiły na wyciągnięte w górę czułki Liściastego, oplątały się ciasno wokół nich i szarpnęły nieszczęsnego, oślepionego Jestem w górę.


Lorelei krzyknęła i puściła się biegiem w stronę rozgrywającej się walki. Nie mogła użyć żadnego czaru w obawie, by nie uszkodzić w tym starciu swojego przyjaciela. W ruchu wyjęła z niewielkiej pochwy przy pasie swój sztylet, który już nie raz ratował jej życie. Małe, lecz magicznie wzmacniane ostrze błysnęło w świetle błyskających kul lodowym blaskiem. Obdarzona odbiła się od ziemi i skoczyła lądując miękko na potężnym łbie Liściastego. Wsparta o jego czułki wspięła się tak wysoko, jak tylko mogła i cięła z całej siły oplatające go włosy pajaca...
 
Milly jest offline