Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2009, 23:35   #131
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Tim trzymał słaniającą się Dagatę w swoich silnych ramionach. Czuł jak ciało kobiety nabiera bezwładności i osuwa się co raz bardziej. Żołnierzowi wydawało się, że to trwa wieczność. Ściskał w swojej spoconej dłoni zimną prawie, że jak lód rękę Wiedźmy. Nagle poczuł jak chłodne do tej pory ręce kobiety robią się gwałtownie na powrót cieplejsze. Dagata przebudziła się gwałtownie z półmartwego letargu, nabierając powietrza w usta, niczym ryba wyciągnięta z wody.

- Uwięziła nas w czasie!… -Kilka gwałtownych, spazmatycznych oddechów. – Na zewnątrz czas pędzi, jak wezbrana rzeka! –zawyła z wysiłkiem. - Dni i tygodnie mijają jak mrugnięcie okiem! Nie wiem ile czasu straciliśmy… Jak długo przetrwa jeszcze Serce Wszechświata…

Rangers był blady i rozdygotany, co nie było do niego podobne, więź z kobietą stawała się dla niego praktycznie z każdą minutą silniejsza. Coś do niej czuł…sam sobie nie potrafił odpowiedzieć co dokładnie… ale właśnie to rodzące się uczucie sprawiało, że tak się o nią bał.

*****

Pojawiające się w ścianie drzwi, żołnierz zidentyfikował jako potencjalne zagrożenie, dlatego błyskawicznie skierował tam lufę swojej broni. Muszka celownika spoczęła na sylwetce kobiety z mechanicznym ramieniem… tą samą, którą wiedzieli kilka godzin temu… tyle, że wtedy nie miała pięćdziesięciu lat!!! Dagata miała rację… Varta musiała kontrolować czas w tym okropnym miejscu.

Przypadł szybko do drzwi, kiedy ranna kobieta weszła dalej. Z odbezpieczonym karabinem lustrował głębię korytarza, sprawdzając czy nie czai się tam żadne niebezpieczeństwo.

Dagata robiła co mogła by zatamować obfite krwawienie.

– Nóż, podaj mi nóż! I jakieś opatrunki… macie jeszcze opatrunki?- rzuciła pytanie w przestrzeń, Timowi przypomniało się, że w zasobniku przy pasie ma jeszcze kilka jałowych bandaży i gazę. Szybko wyjął je i rzucił Wiedźmie, która zręcznie je chwyciła i wróciła do opatrywania rannej.

*****

Szybko podzielili się na dwie grupy operacyjne. Rangers ruszył przodem, z karabinem przy ramieniu zabezpieczając ich pochód. Dagata z Nigelem pomagali rannej…Niaa zabezpieczała ich tyły. Po chwili dotarli do teleportera i zostawili tam Nigela z opatrzoną kobietą.

W dalszą drogę ruszyli już biegiem we trójkę. Dagata bezbłędnie ich prowadziła, wprost do miejsca, gdzie ukryta była Karolinka.

Drogę do wnętrza pomieszczenia, zabezpieczał jednak solidny i gruby właz. Tim pogrzebał chwilę przy pasie, wyjmując z ładownicy dwie małe kosteczki, żółtawej substancji. C4 powinno wystarczyć na utorowanie rogi. Maleńki czarny detonator umieścił w materiale i nastawił na trzydzieści sekund.

- Chodu – rzucił do zaskoczonych kobiet i pochylony ruszył za nimi, by schować się za rogiem korytarza.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 04-07-2009, 22:25   #132
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Lorelei, Jestem, Mercurius, Acheont

Dzięki niesamowitym możliwością Jestem, szybko znaleźli się w podłużnym korytarzu gdzie znajdowała się cała masa rozsuwanych drzwi z numerami wind. Shaffer błyskawicznie naliczył ich aż dwadzieścia. Sama ich obsługa wydawała się niezwykle prosta, wystarczyło wcisnąć…guzik.

Z coraz większym napięciem czekali na przyjazd dźwigu, który był już naprawdę blisko, o czym świadczyły głośne piski z szybu. Kiedy drzwi się rozsunęły spojrzeli najpierw po sobie dodając wzajemnie otuchy zanim weszli do rozpadającej się windy. Ta była na szczęście na tyle duża, iż Jestem nie musiał zmieniać swojej formy upychając podłużne e ciało w rulonik.

Acheont wyjątkowo cichy w ostatnim czasie postanowił wyruszyć z tą grupą, kierując się znaną jedynie sobie logiką zaczepiania i uciekania. Kolejna przejażdżka windą nie uśmiechała mu się zbytnio. Ostatnia tego typu wycieczka skończyła się dla niego halucynacjami, a dla danego świata jego końcem…

Mercurius wybrał ostatni z możliwych numerów na liście, po czym wszyscy poczuli lekkie szarpnięcie i zaczęli zjeżdżać coraz szybciej w dół. Według konsoli przymocowanej na ścianie urządzenia, budynek miał aż dziesięć podziemnych pięter.

Musieli za wszelką cenę odzyskać przedmioty, które z takim trudem wywalczyli inaczej całe ich poświęcenie będzie bez znaczenia i ich misja legnie w gruzach. Lorelei była tego doskonale świadoma, czy jednak jej nowi towarzyszę podołają wyzwaniu?

Stanęli. Drzwi wydały najpierw z siebie świdrujący pisk, a następnie już posłusznie rozstąpiły się przed nimi ukazując owalną komnatę o średnicy 5 metrów wyłożoną czarno białymi płytkami. Była bardzo wysoka i posiadała cztery wgłębienia, w których stały cztery piedestały. Na trzech z nich leżały drobne przedmioty.

Szkatułka



Grzebień



Lustro



Wszystkie one były obleczone cienką niebieską tarczą magiczną, lecz nie miała chronić przedmiotów przed intruzami o nie. Lorelei doskonale pamiętała słowa Kapelusznika, który twierdził, iż Opiekunowie nie mogą ich używać, ani znajdować się w ich pobliżu z wyjątkiem wyznaczonych strażników. Ta bariera miała prawdopodobnie na celu ochronę samej Verty.

Ale czy gospodyni nie postarała się o żadne środki ostrożności?

- Spoko luuz, nie musicie wychylać nosów nawet, ja to załatwię. – Świecąca kulka nagle odżyła i zanim ktokolwiek spróbował ją powstrzymać, teleportowała się tuż przed lustro. Świetlisty wykonał kilka akrobacji w powietrzu, po czym wesołym głosem głośno zawołał.

- Wolna droga!

Pech chciał, ze w tym momencie zawył alarm. Ktoś bardzo głodny obudził się.

Niewielki cień spadł na niczego nie spodziewającego się Acheonta zakrywając go całkowicie i dopiero po chwili do zebranych w windzie dotarło, że był to nie kto inny jak pan Jołki – Połki. Musiał czaić się najwyraźniej przy samym suficie na nieproszonych gości.

- O prosse, obiadek przysedł. – powiedział przeżuwając świecący posiłek w nienaturalnie powiększonych ustach, z których skapywała obrzydliwie ciągnąca się ślina. W końcu przełknął biednego Acheonta i uśmiechnął się klepiąc się po brzuchu.

Czy zaryzykują otwartą walkę z tym monstrum?



Dagata, Niaa, Thimoty

Podczas podróży Niaa przebiegając przez jedno pomieszczenie, wypełnione dziwną cieczą, zachowywała się wyjątkowo niespokojnie. Coś ją zaniepokoiło, coś co leżało do tej pory spokojnie w przyjemnych kokonach. Niestety Asqe nie była na tyle przytomna, aby w porę ostrzec innych o śmiertelnym niebezpieczeństwie.

***

Potężny wybuch wstrząsnął ścianą, za którą ukryła się trójka bohaterów. Ładunek okazał się wystarczający, aby solidny właz został wyważony ze ściany. Korytarz w tym samym momencie wypełnił się migającym czerwonym światłem, co oznaczało jedno. Uruchomili alarm.

Czas był zbyt cenny żeby go marnować i nie czekając dłużej ruszyli do miejsca gdzie była przetrzymywana Karolinka. W pomieszczeniu znajdowało się wyłącznie jedno urządzenie, na którym leżała śpiąca dziewczynka. Jej główka była cała obłożona kolorowymi kabelkami zakończonymi niewielkimi przyssawkami. Nikt z nich nie mógł powiedzieć czy brutalne odłączenie od tego urządzenia nie zaszkodzi jej, ale Thimoty zaryzykował podejmując trudną decyzję. Siła odczepił dziesiątki kabelków od dziewczynki, a gdy ostatni z nich przestał dotykać jej delikatnej skóry Karolinka poruszyła się i otworzyła szeroko oczy. Popatrzyła się wpierw obojętnie na Dagatę i Rangersa, a potem obrzuciła paskudnym spojrzeniem Kotołaczkę.

Nie mówiąc ani słowa podniosła się z zimnego i lodowatego łoża i wskazała głową na zdemolowany właz. Coś się w niej zmieniło, coś było nie w porządku. Zniknął z jej oczu ten cudowny błysk, który rozweselał ich od samego początku.

- Nadchodzą. – wyszeptała, lecz w jej głosie niewiele pozostało z małego dziecka. – Obudziliście pajace, pani Verta będzie niepocieszona.

Dagata najpierw to poczuła, zanim pozostali usłyszeli kroki na korytarzu. Ktokolwiek się zbliżał jego, lub ich myśli emanowały złowrogą aurą.

Byli odcięci. Czy spróbują się przebić?
 
mataichi jest offline  
Stary 05-07-2009, 12:07   #133
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Jestem z obrzydzeniem patrzył jak pan Jołki-Połki pożera niedawnego kompana. Choć z Acheontem nie dane było mu poznać się bliżej, to szczerze pożałował końca świecącej kulki.

Ktoś kto uważnie obserwowałby Awatara mógłby dostrzec nieregularne wdechy i drżenie jego nóg. Mylnym jednak byłoby wnioskiem posądzenie Jestem o strach. Tak na prawdę próbował w jak najszybszym czasie przekazać swoje myśli krukowi, zważywszy na los Acheonta nie mogli sobie pozwolić na utratę cennego czasu.

Kruk podleciał na grzbiet Jestem, wbił swój mały dziób w skórę Awatara. Spił kilka kropel fioletowej krwi Liściastego. Może się wydawać to dziwne, ale zwierzę zwiększyło swą posturę, nabierając masy. Dookoła niego rozszedł się zapach słodki, przypominający pomarańcze.

Kruk odwrócił się w stronę Lorelei , rozpostarł skrzydła oddając pokłon kobiecie.

- Kraa ! - Zakrakał dumnie.
- Była to przyjemność panią poznać. Proszę uważać na mojego Ojca.

Dumne zwierzę wzbiło się w powietrze przeleciało obok leżących na filarach artefaktów artefaktów, okrążyło kilka razy karzełka zwracając na sobie jego uwagę. Ptak zanurkował. Pan Jołki-Połki skacząc z jednej nogi na drugą, klaszcząc przy tym radośnie rzekł rozradowany.

- Kruczek na dokładkę !

Jednym kęsem połknął pikującego ptaka. Z ust karzełka strumieniami wylewała się ślina, zupełnie jak przed chwilą kiedy zeżarł Świetlistego. Tym razem posiłek trawił trochę dłużej, chwycił się za swój brzuch, jęknął. Przeciwnik jakiego mieli nieprzyjemność spotkać zzieleniał na twarzy.

- Błaaaagh !

Przechylając się w raz w jedną w raz drugą stronę, ledwo co utrzymując równowagę próbował dojść do siebie. Co trochę puszczając gazy...
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 08-07-2009, 22:01   #134
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Niaa ze smutkiem spoglądała w kierunku Karolinki. Nawet ona, niezbyt rozgarnięta, lecz bardzo wrażliwa na zmiany nastrojów, czuła, że w dziecku zaszła jakaś zmiana... poważna zmiana. Może nawet dostała się pod wpływ jakiegoś czaru? Na tym kocica się nie znała.
Jedyne więc co mogła zrobić w tej sytuacji, to objąć Karolinkę z zaskoczenia i z ogromną żarliwością ściskając drobne ciałko, rzec do niej:

- Niech Dziewczynka będzie taka jak zawsze! Niaa Dziewczynkę ochroni. Niaa przyrzeka!

Tylko na tyle mogła sobie teraz pozwolić. Perspektywa spotkania z wrogiem, była coraz bliższa, należało więc poczynić jakieś ustalenia. I choć kotołaczka nigdy specem od strategii nie była, wydawało jej się, że ma dobry pomysł.

- Trzeba wyprowadzić Dziewczynkę. Druga Pani Czarodziejka – zwróciła się do Dogaty jest jej teraz bardzo potrzebna, żeby Dziewczynka wróciła do normy. Pan Wojownik – teraz przekrzywiła główkę w kierunku Thimoty’ego zgodzi się je ochraniać przez drogę? Niaa jest Championem, Niaa jest szybka i zwinna, wiec Niaa powstrzyma te całe pajace. Niaa nigdy nie lubiła sztucznych ludzi... śmierdzą.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-07-2009, 00:33   #135
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Chodu! – Thimoty nie silił się na ściszanie głosu. Komenda zabrzmiała jak szczeknięcie, sugerując Dagacie i Niaa, że dłuższe zastanawianie się nad sensem słowa nie byłoby stosowne. Zaczynała przywykać do tego, że gdy Żołnierz każe im coś zrobić, trzeba to robić natychmiast i bez zastanowienia ufając, że wie co robi i że robi to dla ich dobra. Pobiegły jak najszybciej we wskazanym kierunku, a ledwie przypadły za narożnikiem, rozległ się potworny huk. Przyciśnięta do ściany odruchowo zakryła uszy dłońmi i zacisnęła powieki. Podłoga zadrżała pod jej stopami. Korytarze zalało pełgające niepokojąco, czerwone światło. Wiedziała, że to było złe. Widziała to w twarzy Żołnierza.

Nie czekali, aż opadnie kurz. Ruszyli natychmiast z powrotem do pomieszczenia, którego właz zwisał smętnie z zaczepów w otworze wejściowym. W pomieszczeniu panował chłód tak wielki, iż powietrze z korytarza wdzierające się do wnętrza, zamgliło się smugami skraplającej się pary. Wpadły do środka tuż za Timem, który z bronią gotową do strzału, omiótł wzrokiem całe pomieszczenie. Dagata z drżącym sercem przypadła do wyciągniętego na dziwnym urządzeniu, nieruchomego ciała. Lękała się tego, co Verta mogła zrobić Siostrzyczce. Co mógł zrobić z nią czas, który stracili uwięzieni przez jej sługę. Jakież było jej zaskoczenie, gdy odkryła, że wygląd dziecka absolutnie nie uległ zmianom. Nawet czerwone ubranko wyglądało, jak gdyby dopiero przed chwilą się rozstali.

Pokryte bliznami palce drgały jej nerwowo, kiedy dotykała ostrożnie buzi spokojnej, jak gdyby pogrążonej we śnie Karolinki. Była strasznie zimna. Do czoła, skroni, karku dziecka przytwierdzone były dziesiątki kolorowych przewodów, łączących ją z maszyną, na której leżała. Dagata z niemym pytaniem w oczach, niepewnie spojrzała na Tima. Zmrużył powieki i uważnie obrzucił wzrokiem całe urządzenie, a potem bez wahania chwycił wiązkę kabli odrywając ją szybko od dziecka, zanim Wiedźma zdążyła zareagować jakimkolwiek sprzeciwem. Potem kolejną i jeszcze jedną, nie przestając, póki nie oddzielił od małej główki ostatniego cieniutkiego, kolorowego drucika.

Dziewczynka otworzyła złociste oczy. Wiedźmę zmroził wyraz obojętności w jej twarzy i sposób w jaki przez chwilę patrzyła na Kocicę. Chłód, obojętność, beznamiętny ton głosu, to wszystko nie pasowało do znanego jej wizerunku Karolinki. Nie mogła zrozumieć, co stało się z tym cudownym, wesołym, pełnym energii stworzeniem.

- Nadchodzą – wyszeptała nie swoim głosem Dziewczynka. – Obudziliście pajace, pani Verta będzie niepocieszona.

Przejęta grozą sytuacji dziewczyna, patrzyła z rozpaczą na smutek Kotki przytulającej do siebie obojętne na wszystko dziecko. Przez parę chwil sprawiała wrażenie zagubionej i złamanej, lecz już po chwili energicznie podniosła się gotowa do działania, z błyskiem w ogromnych oczach spoglądając ku wyjściu z przeraźliwie zimnego pomieszczenia.

- Trzeba wyprowadzić Dziewczynkę. Druga Pani Czarodziejka – zwróciła się bezpośrednio do niej– jest jej teraz bardzo potrzebna, żeby Dziewczynka wróciła do normy. Pan Wojownik – teraz przekrzywiła główkę w kierunku Thimoty’ego zgodzi się je ochraniać przez drogę? Niaa jest Championem –rzekła z przekonaniem i dumą w głosie - Niaa jest szybka i zwinna, wiec Niaa powstrzyma te całe pajace. Niaa nigdy nie lubiła sztucznych ludzi... śmierdzą.

Wiedźma odwróciła się ku drzwiom, zza których zbliżało się niebezpieczeństwo. Przymknęła powieki i skupiła umysł na tym, co nie było dostępne dla oczu żadnego z nich. Nagle, bez ostrzeżenia, jak przeraźliwy zgrzyt w harmonijnej melodii, wdarła się w jej świadomość obecność kogoś, kogo nie powinna tu wyczuć.

Nagły ruch rozrzucił jej ciemne włosy, kiedy gwałtownie odwróciła się całym ciałem do wnętrza pokoju.
-Verta?! – krzyknęła ostrzegawczo, w tej samej niemal chwili zdając sobie jednak sprawę, że nie spogląda na Panią Tego Świata, lecz w twarz Karolinki. Twarz bez wyrazu, której widok doprowadzał ją do rozpaczy. Przenikliwe zimno przejęło ją do głębi. Wewnątrz tej małej istotki w czerwonym płaszczyku, naprzeciwko niej, jak drzazga wbita głęboko pod skórę, tkwiło coś obcego, co nieodparcie przywodziło w myślach Wiedźmy obraz Opiekunki. Nie było jednak czasu na wyjaśnianie tej potwornej wizji. Gdzieś bardzo blisko nadciągały przebudzone pajace Verty. Głodne i rozgniewane. W pobliżu miejsca, w którym pozostawili ranną kobietę pod opieką Nigela także był jeden.

- Musimy iść. Nadchodzą korytarzem. Trzy. Jeszcze jeden jest niedaleko sterowni. Jeśli zaatakuje naszych przyjaciół, będą zgubieni. Timie?! Nigel sam sobie nie poradzi. Niaa, jesteś pewna? – nie potrzebowali potwierdzenia, Niaa w jednej chwili wyskoczyła włazem stając twarzą w twarz z nadchodzącą zgubą. Tim wyszedł jako następny zmierzając w przeciwnym kierunku, do którego ustawiła się czujna Kotka. Odwrócił się, nakazał Dagacie wyprowadzić Karolinkę i iść za sobą.

- Niaa –szepnęła przechodząc za plecami wpatrzonej w głąb błyskającego czerwonymi światłami korytarza Kocicy– Wybacz…
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 14-07-2009 o 09:01.
Lilith jest offline  
Stary 14-07-2009, 15:14   #136
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Thaiyal, poszukiwanie artefaktów

Pan Świetlik wyrwał się do przodu, nim jeszcze ktokolwiek zdążył rozejrzeć się po okolicy. Lorelei chciała zaprotestować, nim jednak zdążyła to zrobić, było już za późno. Krzyknęła z rozpaczy i zsiadła z grzbietu Jestem, w nadziei, że uda jej się zapobiec tragedii. Potwór jednak skończył już przeżuwać świetlistą kulkę, nie dało się zrobić już nic, by go uratować. Lodowa Róża spojrzała na Jołki-Połki z nienawiścią w oczach. Wyrzucała sobie, że pozwoliła beztroskiemu Acheontowi pójść bez zabezpieczenia po przedmioty. Powinna być bardziej rozważna, bardziej odpowiedzialna za drużynę! Co z niej za przywódca, skoro nie potrafiła ochronić swoich ludzi?


Nie było jednak czasu na rozżalenie, należało zrobić wszystko, by pomścić śmierć przyjaciela. W tym czasie kruk Liściastego zaczął przybierać na masie. Lorelei domyśliła się, że przygotowuje się w ten sposób do walki, nie przypuszczała jednak, że okupi to kolejną śmiercią. Zdążyła już przywiązać się do skrzydlatego towarzysza i zrobiło jej się go żal. Gdy jednak Jołki-Połki połknął ptaka i zaczął zwijać się z bólu, była mu wdzięczna za takie poświęcenie i nie traciła więcej czasu. Była teraz naprawdę wściekła! Nie dość, że zostali zwabieni w pułapkę i trafili do dziury czasowej, nie dość, że Karolinka została uprowadzona, to na dodatek stracili Świetlika i kruka! Już dość! Już dość!






Lorelei uniosła dłoń, na której rozbłysnął srebrnym blaskiem pierścień w kształcie róży. Jej oczy pociemniały z gniewu, przypominały nocne niebo podczas szalejącej burzy śnieżnej. Nie wiadomo skąd zerwał się nagle wiatr, który majestatycznie rozwiał jej jasne włosy i płaszcz. Wyglądała teraz potężnie i groźnie, jak żywioł, który wyrwał się spod kontroli, jak śnieżna lawina, która swoją siłą zmiata wszystko, co spotka na swojej drodze. W pomieszczeniu zrobiło się nagle duszno i nieprzyjemnie. Obdarzona nakazała gestem zostać z tyłu swoim towarzyszom. W powietrzu zaiskrzyło i zapachniało ozonem. Niemal widać było gromadzącą się dookoła pierścienia Moc, która pęczniała i gęstniała, gotowa w każdej chwili wybuchnąć. Wszystko nie trwało dłużej, niż kilka sekund, gdy nagle rozpętało się prawdziwe piekło. Wiązka piorunów uderzyła w pana Jołki-Połki, przeszywała go na wylot, odbijała się od ścian i znowu trafiała w jego pozbawione ochrony ciało. Był zbyt oszołomiony swoim ostatnim posiłkiem, by móc się obronić, by odparować atak. Lorelei patrzyła, jak dogorywa, wierzga, jęczy i krzyczy, jak wije się z bólu, jak pioruny kaleczą jego ciało, lecz nie przestawała ciskać w niego potężnymi gromami. Dopiero delikatny dotyk czyjejś dłoni na ramieniu wyrwał ją z matni, w jaką wpadła. To Mercurius próbował dać jej do zrozumienia, że już po wszystkim. Na podłodze leżało zwęglone, śmierdzące truchło demonicznego pajaca, które nie mogło już nikomu zaszkodzić. Całe pomieszczenie było doszczętnie zdemolowane. Lodowa Róża nie chciała spojrzeć w oczy swoim towarzyszom, zawstydzona faktem, że dała się porwać tak silnym emocjom. Na szczęście niszczycielska siła, jaką przed chwilą władała, nie zdołała uszkodzić magicznych przedmiotów – chroniące je bariery wytrzymały napór błyskawic. Podeszła do piedestałów i zdjęła z nich po kolei wszystkie boskie artefakty, wkładając je do swojej magicznej torby. Gdy uniosła lusterko, coś nagle przykuło jej uwagę. Obejrzała je uważniej i na jego odwrocie zauważyła znaki.


Jedynie ze mną będziecie mogli wejść do przedsionka Światów, miejsca pomiędzy nimi gdzie czeka ostatni strażnik i pierścień.” - głosił pięknie wygrawerowany napis. A nieco niżej ktoś nabazgrał niedbale flamastrem: Spojrzyj w swoje odbicie i napisz na jego tafli pytanie, a otrzymasz odpowiedź.


Obdarzona odłożyła lustro do torby i wróciła do Mercuriusa i Liściastego.


- Ruszajmy, szybko! Musimy wracać zanim Verta zauważy brak artefaktów i przyśle więcej swoich sług! - powiedziała wsiadając na grzbiet Jestem.


Gdy uciekali z miejsca zbrodni, kilka dyskretnych łez potoczyło się po policzku Lodowej Róży i spadło na futro Liściastego. Kobieta jakby dodając sobie otuchy głaskała go pieszczotliwie, starając się odciągnąć swoje myśli od bezsensownej śmierci Acheonta...
 
Milly jest offline  
Stary 15-07-2009, 21:22   #137
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Tim ruszył pierwszy korytarzem. Trzymał kolbę karabinu przy policzku, a chłód twardego tworzywa, wydawał mu się teraz przyjazny i bezpieczny. Tuż za nim szła Dagata, prowadząc Karolinkę. Serce żołnierza biło w przyspieszonym tempie. Chronił nie tylko swoje życie, ale również życie Wiedźmy i małej dziewczynki. Poza tym…jeśli on zawiedzie, ofiara Niaa pójdzie na marne. Kobieta – kot postanowiła zatrzymać pajace Verty. Tim nie oponował… był żołnierzem i wiedział, że taki los może być pisany każdemu. W duchu miał nadzieję, że kiedy Los postawi go przed takim wyborem, będzie miał dość odwagi by postąpić jak Niaa.


Korytarze były puste, ale posuwali się ostrożnie. Tim przestawił bezpiecznik broni na tryb ognia pojedynczego. Zostały mu już tylko trzy magazynki do karabinka M4… nie chciałby zostać bez amunicji w sytuacji, gdy jego wyszkolenie będzie decydować o życiu lub śmierci jego przyjaciół.


Wreszcie po marszu, który wydawałby się najdłuższy w jego życiu, dotarli do załomu korytarza, który dalej już prosto prowadził ku sterowni. Tim mocniej chwycił broń i ruszył zdeterminowany…
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 18-07-2009, 18:45   #138
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Lorelei, Jestem, Mercurius

Tym razem nie uda im się w całości powrócić. Pierwszy raz odkąd rozpoczęli tą szaloną wyprawę stracili jednego z towarzyszy. Choć ciągłe nawijanie Acheonta często doprowadzało słuchaczy na skraj obłędu, teraz nagle zaczęło brakować jego kąśliwych uwag. Lorelei obawiała się, że to nie koniec umierania, Jestem również to czuł podświadomie.

Winda zatrzymała się na właściwym piętrze i kiedy z niej wysiadali światła na korytarzu zaczęły mrugać by po kilku sekundach ponownie się ustabilizować. Shaffer wykorzystując jednego ze swoich miniaturowych robocików po chwili stwierdził:

- Spory skok napięcia, a z tego co zauważyłem, jest tutaj tylko jedno urządzenie, które pobiera ogromną ilość energii. Ktoś musiał uruchomić teleporter. – wyjaśnił krótko, po czym cała trójka przyśpieszyła kroku. Jeżeli mieli szczęście to rudowłosa kobieta uruchomiła maszynę, lecz w przeciwnym razie kontrole nad nim posiadał jakiś sługa Verty, bądź sama Opiekunka. A to była ich jedyna droga ucieczki…

Dotarli do celu po dwóch minutach biegu, niemal zapominając o ostrożności. W pomieszczeniu panowała ciemność wyłączając wielkie szklane tuby, w których paliły się reflektory. W dwóch sąsiadujących ze sobą znajdowały się jakieś osoby i dopiero po chwili, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności przybyli mogli rozpoznać klęczącą, rudowłosą kobietę i leżącego Nigela. Oboje nie dawali znaku życia.

Konsola kontrolująca teleporter była uruchomiona.

- Muszę się tam dostać. – Mercurius szepnął do towarzyszy. – Osłaniajcie mnie.

Nie czekając na odpowiedź ruszył ostrożnie w kierunku panelu.

Dagata, Thimoty, Karolinka

Zostawili nierozgarniętą kotołaczkę na pewną śmierć, śmierć, którą sama wybrała dla dobra Karolinki.

Wykorzystując czas, który kupiła im Niaa, dotarli okrężną drogą do wielkiego pomieszczenia, w którym znajdował się teleporter. Z wyuczoną ostrożnością Tim zerknął do wnętrza próbując ocenić potencjalne zagrożenie, ktoś jednak wyłączył oświetlenie zostawiając tylko uruchomione silne reflektory w szklanych tubach. Na środku jednej z nich leżał nieprzytomny Nigel, a w drugiej siedziała skulona ranna, rudowłosa kobieta. Dagata czuła, że oboje żyją. Coś jednak bardziej ją zaniepokoiło, nie potrafiła odnaleźć siłą umysłu pajaca, który z pewnością gdzieś się tutaj ukrywał.

Czyżby był w stanie oszukać jej zmysły?

W tym samym momencie przestała wyczuwać świadomość Niaa, a więc walka ze sługusami Verty musiała się już zakończyć. Tylko dwa klauny kontynuowały pościg, poruszając się bardzo szybko.

To jednak nie był koniec kłopotów. Panel sterujący teleportera zaczął jarzyć się kolorowymi światełkami, a szklana cela, w której leżał Nigel zamknęła się z hukiem. Nikt tego nie powiedział głośno, ale Wiedźma i Żołnierz domyślali się kto mógł wracać do swego upiornego domostwa.

Verta!


Niaa

- Asqe, Asqe, Asqe.

Jej imię wypowiedziane obcym głosem odbijało się echem po bezkresnej powierzchni wody. Kto ją wzywał? Na jej ramieniu spoczęła ciepła, szorstka dłoń, matczyna dłoń.

- Asqe.


Opiekunka posłusznie otworzyła oczy. Nad spokojną taflą wielkiej wody unosiła się równolegle do niej niepozorna staruszka. Jej napięta twarz zdradzała wielki niepokój. Z wyraźnym trudem zmusiła się do słabego uśmiechu, po czym przemówiła miarowym głosem:

- Twój świat nie umarł, żyje dalej w ciele małej dziewczynki. Czy jako jego Opiekunka jesteś wciąż gotowa za niego…za nią umrzeć?

- Aaa…

Słowa staruszki zadziałały jak maleńki kluczyk, który otworzył wielką skrzynie skrywającą pełno odpowiedzi. Nagle wszystkie okazały się być aż do bólu oczywiste. Cały wir zdarzeń, w których brała udział odkąd została zdradzona, zaczynał układać się w jedną całość. Nic nie działo się przypadkiem…

„Żałuję, że nie możesz zobaczyć co razem stworzyliśmy."

Wiadomość Kapelusznika, teraz tak prosta, sprawiła jej straszliwy ból.

- Nie możesz do nich wrócić. Popełniłaś okropny błąd, którego dziewczynka nie zapomni łatwo. – to jedno zdanie ponownie wywróciło świat Opiekunki do góry nogami. – Skup się! Jeśli chcesz jej pomóc, musisz być nieugięta. Powstrzymaj Verte, która ośmieliła się rzucić pojedynek samemu stwórcy, a następnie uwolnij mężczyznę w Kapeluszu. Nie bój się…

Staruszka przytuliła się mocno do unoszącej się na wodzie kobiety.

- A teraz córko, obudź się…
 
mataichi jest offline  
Stary 19-07-2009, 15:10   #139
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Lorelei pachniała inaczej, niż w momencie poznania Jestem. Niedawna utrata kompana musiała doprowadzić do tego, że smutek i żal przelewał się w jej sercu. Awatar mógł tylko się domyślać co czuje kobieta siedząca na jego grzbiecie.

Tak bardzo chciał poprawić jej teraz humor.

Biegł czym prędzej prowadzony przez Lodową Panią i Mercuriusa. Pod wpływem plątaniny uczuć kobiety na skórze Awatara pojawiło się kilka drobnych małych fioletowych kwiatków, kształtem przypominających konwalie.

Może wykwitły przez jej dotyk, może przez jej łzy ?

Awatar zachichotał, gdy tylko kobieta dotknęła niespotykanego kwiecia. Najwyraźniej miał w tym miejscu łaskotki.

Gdy znaleźli się w pomieszczeniu, z którego mieli skorzystać Jestem wyczuł znajomy smród niedawnego przeciwnika. Przeciwnika, przez którego musiał poświęcić kruka – ptaka, który jako pierwszy zakosztował mowy.

Nic dziwnego, że ów zapach zaintrygował go, i stał się teraz najważniejszy. Głowa Awatara napęczniała, wyraźnie się zaokrąglając. Wyrosły na niej dwie pary czułków, kształtem przypominała głowę motyla, chociaż była od niej znacznie większa. Awatar pozbawiony oczu przez co niestety ślepy skupił się na zapachu aby tylko odnaleźć intruza.

Jego czułki wędrowały po całym pomieszczeniu w końcu wszystkie wbiły się w sufit wskazując miejsce ukrycia kolejnego przeciwnika. Gdyby mógł mówić wykrzyczałby wściekły – Tam jest ta wiecznie głodna szumowina !

Niestety nie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku. Zadrżał wściekły, bo jeśli nikt nie zwróci uwagi na Pajaca ten może zabić kolejną osobę z grupy. A to mogłoby być zbyt ciężkie dla jego przyjaciółki.

Komunikacja jest strasznie utrudniona kiedy nie można powiedzieć ani słowa.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 28-07-2009, 14:40   #140
 
Milly's Avatar
 
Reputacja: 1 Milly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputacjęMilly ma wspaniałą reputację
Thaiyal, pomieszczenie Teleportera, kolejna walka z demonicznym pajacem

Mercurius ruszył w głąb pomieszczenia, nie zważając nawet na swoich towarzyszy. Co za głupiec! Jak mógł narażać ich wszystkich na takie niebezpieczeństwo! Lorelei syknęła w jego stronę „Wracaj!”, ale nawet jeśli dosłyszał jej wściekły szept, nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Potem było jeszcze gorzej – Liściasty znowu zaczął się niespokojnie zmieniać, zniknęły gdzieś jego oczy, a pojawiły się paskudne czułki, którymi zanurkował do ciemnego pomieszczenia. Lorelei nie mogła go już powstrzymać, jeśli komnata była obserwowana, wrogowie w mgnieniu oka odkryli ich pozycje. Po chwili jednak Jestem uspokoił nerwowy taniec swoich nowych odnóży i zastygł nieruchomo, z czułkami skierowanymi ku górze. Co to miało oznaczać? Jaką tym razem sztuczkę szykował? Lorelei nie miała czasu się nad tym zastanawiać, musiała ratować sytuację. Mimo tego, że jej dwaj nowi towarzysze nie mieli chyba bladego pojęcia o wojnie, taktyce i współpracy, nie mogła pozwolić, by zginęli.


Wślizgnęła się po cichu do pomieszczenia i stanęła tuż przy ścianie, obserwując okolicę. Komnata wydawała się dość rozległa, kto wie co mogło czaić się w ciemnościach. Była niemal pewna, że to zastawiona na nich pułapka, w której przynętą miał być Nigel i rudowłosa kobieta. Zastanawiała się przez chwilę czy rozważnie byłoby podchodzić do szklanych tub, w których byli uwięzieni – to najlepsze miejsce do zaatakowania nieświadomej ofiary, starającej się uwolnić przyjaciół z więzienia. Zresztą każde inne miejsce było potencjalnie równie niebezpieczne. Postanowiła, że dopóki nie zbada całego pomieszczenia, nie będzie podejmować tak pochopnych kroków.


Lodowa Róża zauważyła, że Mercurius dotarł do pulpitu, na którym znajdowała się konsola sterująca teleporterem. Wstrzymała na chwilę oddech, ale gdy naukowiec zaczął wystukiwać coś na klawiszach, na szczęście nic się złego nie stało, żadnych wybuchów czy innych niespodzianek. Z czeluści swojej torby wyczuła nagle delikatne pulsowanie magii. Lustro! Przypomniała sobie wygrawerowany na nim napis - „Jedynie ze mną będziecie mogli wejść do przedsionka Światów...”


Nieznaczny ruch powietrza zwrócił jej uwagę. Gdzieś w mroku komnaty coś się czaiło i w każdej chwili mogło zaatakować. Uważniej przyjrzała się otoczeniu i w mgnieniu oka dostrzegła wijące się, ciemne smugi zbliżające się wolno w stronę Mercuriusa. Niewiele się zastanawiając uniosła dłoń do góry i odpowiednio modulowanym głosem wypowiedziała zaklęcie. Już dość tej wszechogarniającej ciemności – cokolwiek się tam czai, niech się lepiej natychmiast ukaże! Z koniuszków palców Obdarzonej wystrzeliły delikatne iskierki i uniosły się w powietrzu rozprzestrzeniając po całym pomieszczeniu i przybierając kształt dorodnych kul rozświetlających swoim blaskiem komnatę. Dopiero teraz, gdy zrobiło się zupełnie jasno, można było dokładnie rozejrzeć się po okolicy. To, co wcześniej wzięła za ciemne smugi, okazało się czymś w rodzaju żywych, wijących się we wszystkich kierunkach włosów, wyrastających z olbrzymiej głowy pajaca, umieszczonej pośrodku pomieszczenia.




Przez chwilę zaparło jej dech w piersi na widok demonicznego pajaca, straszniejszego i dużo większego, niż Jołki-Połki, z którym tyle co walczyli. Jego mackowate, żywe włosy, wciąż nieubłaganie zbliżały się do Mercuriusa. Obdarzona wyciągnęła ręce przed siebie, a pomiędzy jej dłońmi natychmiast uformowała się manifestacja energii. Włożyła w ten czar wiele skupienia i wysiłku, jej palce poruszały się rytmicznie, niczym dłonie harfiarki muskające struny, a melodyjnym głosem nuciła jednostajne strofy zaklęcia. Nim minęło kilkanaście sekund pchnęła dłońmi, jakby odrzucała od siebie jakiś fizyczny przedmiot – ognista kula powędrowała wprost pod sufit, gdzie pełzające włosy próbowały dopaść Mercuriusa. Niewielka eksplozja sprawiła, że zajęły się ogniem, lecz ten trawił je nad wyraz powoli. Tyle jednak wystarczyło, by pajac zrezygnował z ataku na naukowca i rozwścieczył się nie na żarty. Jego ryk wypełnił całe pomieszczenie. Rozglądał się wściekle na wszystkie strony, a druga część jego włosów miotała się niespokojnie w poszukiwaniu ofiary. Wreszcie natrafiły na wyciągnięte w górę czułki Liściastego, oplątały się ciasno wokół nich i szarpnęły nieszczęsnego, oślepionego Jestem w górę.


Lorelei krzyknęła i puściła się biegiem w stronę rozgrywającej się walki. Nie mogła użyć żadnego czaru w obawie, by nie uszkodzić w tym starciu swojego przyjaciela. W ruchu wyjęła z niewielkiej pochwy przy pasie swój sztylet, który już nie raz ratował jej życie. Małe, lecz magicznie wzmacniane ostrze błysnęło w świetle błyskających kul lodowym blaskiem. Obdarzona odbiła się od ziemi i skoczyła lądując miękko na potężnym łbie Liściastego. Wsparta o jego czułki wspięła się tak wysoko, jak tylko mogła i cięła z całej siły oplatające go włosy pajaca...
 
Milly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:14.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172