Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2009, 22:17   #19
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Klatki okazały się być odporne tak na trolowe pięści jak i na łańcuchy z dwimerytu. Ani siłą ani magią nie dało się ich w żaden sposób uszkodzić.
Co było zrobić? Zaczeliście konwersacje. Tematy okazały się różne.. jedni zwykli rozmawiać o życiu i takich tam, inni rozmawiali o bardziej przyziemnych sprawach... ot choćby jak tu przeżyć mijający dzień. Tylko jeden niewielki goblin zdecydował się ruszyć głową na poważnie.
Wsunął agrafkę w kłódkę i już po chwili był wolny. Przeszedł się to do okna, to podszedł do współwięźnia prosząc o podrapanie w nos... większość z Was znalazła by lepsze sposoby na pożytkowanie czasu w takich okolicznościach... cóż jednak było robić. Przeca to nie Wy staliście teraz poza klatką, tylko on. Goblin z zainteresowaniem począł oglądać kolejny z zamków. Więc może jeszcze nie wszystko jest stracone, może poza czubkiem własnego nosa (dużego i w tym przypadku traktowane sesnus strickte)?
Gnom z zapałem charakterystycznym tylko dla swej rasy zabrał się za kolejny zamek... po chwili każde z Was wypuściło powietrze z płuc. Agrafka pękła, kłódka się nie otworzyła... nie udało się. Znaleźli się tacy, co próbowali jeszcze najnormalniej w świecie z kłódkami rozmawiać... jednak nie odniosło to zamierzonego efektu... ale przecież zawsze można było spróbować.. TAK?

Taki
Przechadzając się po celi doszedłeś do dość istotnych wniosków. W celi nie było Waszego ekwipunku, drzwi wejściowe były zdecydowanie zamknięte i nie dało się ich otworzyć od środka... agrafki Ci się poza tym skończyły. Na zewnątrz nastawał wieczór, a osoby przechadzające się (wszelakiej maści i profesji) zdawać by się mogło podążały w jednym kierunku. Kierunku z którego dobiegała wrzawa.

Czerwonooki ork z wyraźnym zainteresowanie przyglądał się poczynaniom małego goblina. Nie poprosił go o otwarcie klatki... jednak ta mała istotka wzbudziła w wielkim i zmęczonym życiem wojowniku coś na kształt sympatii i podziwu.

Możliwość podziwiania i sympatyzowania jednak szybko się skończyła.
Taki jak i wszyscy pozostali usłyszeliście zgrzytanie zasuw, co było jednoznaczne z otwieraniem drzwi. Gnom z niewiarygodną wręcz prędkością powrócił do swej celi, zaczął gwizdać pod nosem... i podziwiać szalenie interesującą ścianę. Gdyby ktokolwiek z Was wszedł do celi... Taki byłby pierwszym podejrzanie wyglądającym osobnikiem.

Na całe szczęście persony, które weszły do celi zdawały się nie być tak inteligentne jak Wy.
Pierwszy ze strażników, ogr charakteryzujący się budową iście ogrowską, przecisnął się bokiem przez odrzwia, po czym pewnym krokiem podążył w kierunku czerwonookiego orka. W jego ręku zabłysł miecz. Ogr zdawał się być istotą obdarzoną raczej niewielkim intelektem.. władać mieczem jednak umiał.
Rox, będąc w klatce, będąc skutym kajdanami nie miał możliwości prowadzenia uczciwej walki. Owszem dwukrotnie wygiął się unikając pchnięcia... jednak za trzecim razem ostrze przebodło go na wylot. Posoka zbryzgała podłogę, a jego czerwona oczy bardzo szybko zgasły.
- Teraz już będzie uważał na to co mówi!
- Teraz już nie.

Melodyjny głos dobiegł z zewnątrz korytarza. Nim do końca wybrzmiało ostatnie słowo, do celi wpłynęła postać.
Toż to lembas wyrwało się komuś!

Elf jednak nie wdawał się w zbędne szczegóły, ani w rozmowy z Wami. Zdawało się że jest zdegustowany koniecznością przebywania w Waszym towarzystwie. Nie zaszczycił żadnego z Was spojrzeniem. Uniósł tylko dłoń, wypowiedział słowo. Mimo kajdan z Dwimerytu odczuliście wokoło wiatry magi. Moc, którą należało by określić jako zło wcielone, jak iście demoniczną siłę, zebrała się wokoło wyciągniętej przez elfa dłoni. Po wypowiedzeniu kolejnej frazy wasze klatki się uniosły, po czym zaczęły lewitować w pogoni za twórcą zaklęcia.

Lecieliście początkowo przez sieć korytarzy potem przez jakiś niewielki plac.. wybrukowaną ulicę. Przelecieliście przez dzielnice mieszkalną jakiegoś miasta. Miasta, w którym jeszcze nigdy Was nie było. Miasta które nie przypominało Wam żadnego innego. Miasta gdzie drogi zostały wyłożone kamieniem, gdzie kamienice wyglądały na nowo postawione. Miasta, które nie śmierdziało brudem i uryną, a względną czystością i porządkiem... mimo pałętających się wszędzie orków, troli goblinów etc.

Dojechaliście!

Arena okazała się być największa jaką do tej pory widziało każde z Was. Większą niż te na których niektórzy z Was walczyli... większą niż te na trybunach, których zasiadaliście. Budynek przytłaczał swym majestatem, swym rozmiarem, swym rozmachem.
Z otwartymi paszcząkami, polecieliście dalej za elfem, który znając doskonale drogę powiódł Was na wprost do piwnic, a z tamtąd w kierunku areny. Nie wyprowadził Was jednak. Stał i czekał. Nie dawał się prowokować, nie wchodził w utraczki słowne z żadnym z Was. Pozostawał głuchy na wasze prowokacje/prośby i ślepy na obelżywe geste. Stał oto niczym ten posąg i wpatrywał się... w dziewkę, która właśnie przechodziła koło Was. Oprócz niej szły jeszcze dwie. Każda z nich ubrana w strój wojowniczki, każda pod orężem. Jedna z nich zatrzymała się przy Civrilu puściła doń zalotnie oczko... oczko które na pewno należało do nafaszerowanej narkotykami niewiasty. Oczko, które było dokumentnie przeszklone, którego źrenica została rozszerzona do absurdalnych rozmiarów. Niewiasty stanęły we trzy przed bramą wejściową na arenę, i zaczęły wybijać dziwny rytm!
Ta, która przed kilkoma chwilami starała się pomiziać druhii, odwróciła się do was, rzekła:
- We will rock them, for you!
***
Gdy weszliście na arene dziewczyny właśnie kończyły występ.
To co rzuciło się Wam w oczy to kształt areny. Była ona eliptyczna. Wy mieliście przed sobą tą najdłuższą z możliwych średnic. Na drugim końcu widzieliście Wasz ekwipunek. Był tam totem Kashyyka i opalizująca w słońcu flaszeczka Gerbo, były tez przedmioty bardziej prozaiczne jak broń Ghardula, czy oręż J'Rama.
Klatki Wasze, jak za sprawa czarodziejskiej różdżki się otwarły.
- Klucze do kajdan macie przy ekwipunku. Waszym zadaniem, jest go zdobyć, oraz powrócić w to miejsce. Jeśli wróci przynajmniej dziewięcioro z Waszej jedenastki Heinrich uzna, że Wam się udało. Biegiem!
Drzwi za elfem się zamknęły, zanim ktokolwiek zdołał zrobić cokolwiek.
Dziewczyny siedziały na środku kłaniając się to w prawo, to w lewo... cóż prostszego?
Ze środka areny na podeście, którego wcześniej nie widzieliście wyjchało piekliszcze!
- Katarzyna nie sięgnie Was swymi paszczękami w miejscu, gdzie stoicie teraz, oraz przy waszych rzeczach. Musicie jednak przejść koło niej dwa razy... raz z bronią... wcześniej jednak bez niej.
Potworny krzyk oraz ryk zadowolonego tłumy doszedł do waszych uszu, gdy trzy głowy konsumowały właśnie trzy panienki, które jeszcze przed chwilą koło Was przechodziły. Czwarta zajęła się jakimś nieszczęśnikiem, który właśnie spadł na arenę.
- Powodzenia! Chichot elfa zdawał się trwać wiecznie.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.

Ostatnio edytowane przez hollyorc : 29-07-2009 o 08:10.
hollyorc jest offline