Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2009, 16:41   #107
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Obrzeża Moskwy

Crin skrzywił się nieznacznie. Bardziej znacząco swe niezadowolone okazała Fabrin czyli owa blondynka. Wojskowy który przedstawił się jako Akin Ten Jedyny z Patrzących w Gwiazdy miał kamienna twarz. Mistrz Aureliusz pogładził się po wąsach. Co było powodem tych reakcji? Dla każdego coś innego.
Ravna ujrzała materializującego się Bobra. Wielgachne zwierzę, zapewne. Najpierw nad śniegiem, trochę o dodali pojawiła się błyszcząca miłka z której zmaterializował se owy wielgachny Bóbr. Leniwym krokiem, nie zostawiając śladów w śniegu, ruszył ku zgromadzonym.
Siergiejowi udało się ledwo, ledwo posłać zawołanie na które odpowiedział duch. W snopie zielono-białych iskier które nee nastroiły Siergieja optymistycznie, pojawił się Bóbr. Bóbr Budowniczy. Stal on na dwóch łapach, na łbie posiadł żółty kask budowlańca i parę połyskujących binokli. Za jego prawym czy lewym uchem, tego mag za nic nie mol stwierdzić, wetknięty był czerwony ołówek z gumką. Nadto [b[]Bóbr Budowniczy[/b] niósł pas majstra z kilkoma narzędziami. Dzielnie począł się przedzierać przez śnieg i klnąc przy tym. Jak szewc.
Bóbr znalazł się pomiędzy Siergiejem, a Crinem. Widać było, ze obrót spraw nie podoba się Diakonowi. Pozwolił odczytać ze swej twarzy dezaprobatę jako sygnał dla Mówców Marzeń. Biały wilk sapnął głośno, a drugi Srebrny Kieł, ten co dzierży przedmiot w zakrwawionych szmatach, uśmiechnął się o dziwo rozbawiony. Bóbr zaczął mówić, co do tego nie było wątpliwości. Ale co ów duch mówił – tak.
Ravna uszyła serię pochrząkiwań które w niewiadomy sposób układały się w mowę:
-Wilki i cudotwórcy. Jedni drugim wilcy. Drugi pierwszym psubraty. I jak tu sprawić aby oba byli kamraty? Rzecz w tym, że wilki nie lubią jak im mięso spod nosa brać, a cudy nie zwykły zważać na to co przy ziemi, ich nosy za wysoko. Nie możecie rozwiązać tego po męsku? Walcząc? Aha. Nie możecie.
Siergiej ujrzał Bobra Budowniczego obficie gestykulujące ołówkiem i mówiące znużonym, monotonnym głosem zupełnie co innego.
-Rozumiem iż panowie i pani niebyt się lubią i najchętniej by się pozarzynali. SzkodaBóbr Budowniczy uśmiechnął się wyszczerzając dwa przednie zęby – nie możemy zwyczajnie napić się czegoś? Nie możemy? Ahhh...
Crin jak niepyszny warknął pod nosem.

Szpital Moskiewski nr 3

Mistrz Robert zapytał jeszcze raz co się dzieje z Anną. Kiedy usłyszał w ten czy inny sposób wyjaśnienia Szamila aż pobladł. Tymczasem niezdyskwalifikowana siła na krześle uśmiechnęła się zadowolona. Wielce zadowolona. Mistrz Robert aż oparł se o ścianę.

-To skurwysyny diable.

Wysyczał przez zęby po czym zaczął klnąc już nie po rosyjsku lecz po angielsku. I chociaż słowopotok nie pokasować do poważnej postaci Roberta ten uspokoił się dopiero, jak zwyzywał kompletnie porywaczy. Tymczasem na skraju słyszalności Samuela, Wirtualny Adept dosłyszał czyjś radosny i złośliwy śmiech. Robert zacisnął pięść.

-Czemu nikogoż nie powiadomiłeś?

Mistrz nie czekał na odpowiedź. Z pośpiechem i gniewem wyszedł z sali gdzieś w dal. Śmiech dalej męczył Samuela.

Obrzeża Moskwy

Grzegorz Lipa stanowczo za długo zwlekał z odpowiedzią. Na tyle długo, że padł ofiarą paralizatora. Coś błysnęło mu na skraju oka, pady przeszedł ciało. Potem była już tylko ciemność.

Szpital Moskiewski nr 3

Samuel został sam ze smakiem przyprawy do kurczaka i jegomościem którego chociaż nie było to siedział na krześle. I mówił.

-Mnie tu nie ma. To twoje miejsce mocy i mnie to być nie może, nie dałbym rady. Skoro mnie tu nie ma, pozwolę sobie powiedź, ze wpadłeś jak śliwka w kompot.

Oko. Jedno złe oko. Samuel był pewien, ze wpatruje se w niego. Żelazne, zimne niczym metal, ośnieżone. Żelazne oko zdawało się wwierć w ciało swym spojrzeniem. Okalała je aura śnieżycy, za śnieżyca wody, za wodami była już tylko lodowa śmierć. Wirtualnemu Adeptowi zrobiło się zimno, bardzo zimno. Szyby w oknie pokrył szron, a za oknem Poczałkowo padać śnieg. Wiatr zawył niczym potępieniec przechadzając się po korytarzu.

-Mnie tu nie ma.

Teraz mag wiedział co poszło nie tak. Wraz z Kwintesencją przybyło coś jeszcze. To samo co siedział teraz na krześle chociaż wyparcie swego istnienia blył tak silne, że ani Wirtualny Adept ani przedstawiciel Porządku Hermesa nie mogli go dostrzec. [b[]Szamil[/b] teraz dostrzegał już oko i bardzo się mu one nie podobało.

-Samuelu, nie martw się. Mnie tu nie ma!

Pojawił się Poufały Samuela. Na ekranie pojawił się napis komunikujący, że user odnowił bazy danych i jest gotowy do udziału w akcji. Samuel raz jeszcze spojrzał na ekran komputera. Ten zakomunikował o -2 stopniach Celciusza.
Wbiegła pielęgniarka. Zdziwiony babsztyl podrapał się po głowie i wyszedł.

-Chociaż mnie tu nie ma, to pozwolę stwierdzić, że możesz z drugiego miejsca mocy. Ale nie grzeb patykiem. Pogrzebiesz gniazdo szerszeni. Zginiesz.

Wszystko trwało ułamki sekund. Coś z krzesła znikło, oka już nie było, temperatura zaczęła się podnosić. Wnet z trzaskiem rozleciało się krzesło na którym coś siedziało. Samuel zobaczył wykresy akumulującego się Paradoksu.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Grzegorz otworzył oczy. Był trochę obolały, lecz nie bolał trochę psyche. Wiedział, że nic nie wdarło się w niego lecz coś jakby przechadzało się ongiś po powierzchni.
W pełni otworzywszy oczy, mag usiał je zamknąć. Oświetliło go miękkie lecz strasznie jasne światło wpadające zza szklanej kopuły. Zapach zimnego głazu mieszał się z wiórami i... Smażona cebulą? Tak, zapewne było to.Grzegorz chciał się poturlać. Poturlał tak, że z impetem uderzył o twardą podłogę, noga zawadził o swoje bagaże. Spod przymkniętych oczu dostrzegł on Jona wcinającego właśnie smażona kiełbasie z cebulą.

-Obudziłeś się i zaraz się wkurzysz. Wyobraź sobie, że te... – kobiecy głos z dali dopowiedział, że skurwysyny – ...napuścili nas na siebie. Wiesz, że chciałem cię kropnąć? Ty mnie pewnie też.

Jon przeżuł kiełbasę i podał Grzegorzowi klucze do jego pokoju. Lipa dostrzegł i innych którzy się mu przedstawili. Niepiękna kobietę imieniem Wiktoria, za nią spokojny i trochę ponury chłopak – Michaił.

Obrzeża Moskwy

Siergiej poruszył się z bezruchu, otępiały posturą i uosobieniem jakie zgromadziło się w duchu. - Duchu Bobrze. Uosabiający prawdziwę pracę, wartość najwyższą dającą chleb tej krainie. Wezwałem cię tutaj.. żeby prosić o rozwiązanie sporu między naszą Fundacją, a Watahą tego miejsca. Oboje możemy wierzyć tylko tobie. Co musimy uczynić, by być wiarygodni w ich oczach?

Bóbr Budowniczy chrząknął. I zaczął mówić lecz tylko do Siergieja i tylko on to widział.
-Wyczułem wołanie toć jestem. Z... Kaprysu. I przy tym pozostańmy.
Po chwili zaczęła się mowa do wszystkich i tym razem nie było już wątpliwości Bóbr mówi ani w jaki sposób, mówił jednakowo.
-Rozumiem, że czarodzieje mają pełnomocnictwa. Ale wilki? Nie ma nawet połowy przedstawicieli. Tedy może być rozpatrywana tylko osobista potwarz Crina. Pytanie, czy pan Crin swa prywatą chce pozbawić się sojusznika?
Wilkołaki milczały. Mistrz Aureliusz uśmiechnął się pod nosem. Jeszcze nic nie mówił.

- Drogi duchu. - zaznaczył Siergiej smutnym, stanowczym spojrzeniem. Tupnął robiąc krok na przód. - Nie prosiłem o wasze wstawiennictwo, by pogłębić konflikt. Szanuę Cirna i to, że zachowuje się jak prawdziwy wilk. Chcę odnaleźć nić porozumienia, bo nikt z nas nie jest tutaj tak naprawdę wrogiem. Do ubliżania komuś ludzie mają usta, a nie duchy. Nie po to ściągnąłem waszą uwagę.

Blondynka spojrzała na Siergieja z zapytaniem w oczach. Wtedy Diakon odezwał się.

-Jeśli nie ten cenny sztylet to podaruje To Cierinie, za twoje bólu lokalizacje kilku Wampirów. Powiedzmy trzech. Jestem pewien, że reszta uzna nasz sojusz i w ramach podarku i gestu dobrych intencji odstąpi nam wieczyści oficera.

Patrzyli sobie w oczy. Bóbr wycofał się o pól kroku. Potem już się nie wycofywał – zwyczajnie zniknął w snopie błękitnych iskier. Wymiana groźnych spojrzeń nadal trwała. Przyłączyła się do nich blondynka i zaczęła lustrować Siergieja. W tej chwili postawa Crina stała się nienaturalna, nienaturalnie poważna i władcza. Jak nigdy. Ravna musiała odwrócić głowę.

-Jeśli chcecie kupczyć waszym honorem i swoją krew zamienić na ich... Zgadzam się. Co zaś oficera...

-...Milczący Wędrowcy biorą ich w swój protektorat. Aby mogli rozmawiać bez strachu. Crinie, Fabrin, nie róbcie takich min. To nie przystoi.

Crin kilkoma powarkiwaniami i gestami rąk nakazał coś dwom dotychczas pilnującym magów wilkołakom. Pobiegły w las.

-Proszę do ogniska...

Wysyczał Crin. Na równo z nim kroczyła blondynka, a kilka kroków za nimi szedł wilkołak niosący przedmiot w szmatach. Tak samo cichy, skryty i uśliniwszy jak zawsze, od kiego go poznali. Wtedy to Mistrz Aureliusz pozwolił sobie na zwięzły komentarz odnośnie wydarzeń. Oczywiście telepatyczny.

-Dzieciaki, dzieciaki... Plan miałem zgoła inny lecz skoro Adept Siergiej zabrał się za to, to cóż. Nie chciałem ukazywać niezgody między nami. Niestety przez to odbyło się to większym kosztem. Ale bez ryzyka.

Nim skończy pozostały wojskowy uśmiechnął się nieznacznie.

-Ravna... Adam.

W taki to lakoniczny sposób odezwał się do Mówczyni Marzeń po czym ruszył za resztą wilkołaków. Obóz okazał się iście spartański – dwa namioty z wyprawionej skóry, ognisko otoczenie dwoma balami przewróconych drzew. Wiatr przeraźliwie zawył pomiędzy drzewami. [b[Ravnie[/b] o Siergiejowi było strasznie zimno. Zatrważała się też blondynka, natomiast Crin, najmniej kompletnie ubrany czuł się jak na australijskiej plaży. Wnet magowie dosiedli miejsc na jednym balu, wilkołaki na drugim. Milczeli.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Isamu już wkroczył do dziedziny. Spóźniona Amy poprzez niezwykle prozaiczną sprawę, zawiązanie sznurówek w bucie. Ostatecznie wkroczyła do lustrzanej sali. Oczywiście zrazu musiała stracić orientacje i stać jak ten kołek pośrodku.
Nie mogła się ruszyć. Dreszcz przebiegł po skórze amerykanki, serca zabiło mocniej. Lawendowy zapach Ronowicz se dokoła, poczuła nawet sam w ustach. Lustra stały jak stały, niewzruszone monumenty. Czego? Czuła niemal, że zapada się głębiej, w głąb, dalej, gdzieś ku dołowi, poza jaźnią. Richy nie odpowiadał magya nie chciała działać może by w końcu zadziałała. Za późno.

-Przykro mi.

Skąd zabrzmiał ten głos? Jej avatar? Upadła na ziemie w lustrzanej sali, wszystko wirowało, tu, dalej i gdzieś- cała przestrzeń tym miejscu traciła na znaczeniu, to było jak pułapka na myszy, czarna dziura. Amy wpadła do tej pułapki. Jakimś nieznanym impulsem pluszak poruszył się, stanął na dwóch nogach. Skłonił się i padł. Bez ducha, dosłownie bez ducha. Był już pusty. Nadepnie zapach lawendy zmienił się w światło. Buchnęło, było jak wiatr w jej włosach. Białe światło, pora, anioł, avatar. Straciła przytomność. W ciemnościach zamkniętych oczu pobrzmiewały śliwa.

-Zabrano dziecku zabawki. Dopóki nie dorośniesz.

Amy została wniesiona na hol przez Roberta. Hermetyk dźwigał ją jak piórko. Tam też odzyskała przytomność. Robert skrzywił się.

-Grzegorz już jest? Dobrze... Jon, popracuj nad zabezpieczeniami dziedziny bo już drugi raz nastają na swoich.

Hermetyk usiadł na ławce i zapatrzył się w fontannę.

-Porwali Annę. Skurwiele...

Mistrz Robert zacisnął pięść. Kości chrupnęły przyprawiając zarazem Amy o małą migrenę i przypominając Grzegorzowi o bolesnym upadku z ławki.

-Amaryllis Vivien Seracruz, Grzegorz Lipa oraz Jon, powinniście zając się tą sprawą. Ja tymczasem przesłucham oficera. Gdzie Ravna?

-Wyszła. Za Diakonem.

Odpowiedziała krótko Wiktoria. Michaił poszedl do swojego pokoju, a Jon pobladł.

-Mistrz Rasputin nam nogi z dupy powyrywa...

Robert skrzywił się nieznacznie.

-Ostatni raz widziano ją w siedzibie telewizji państwowej. Obecnie miejsce jest zabezpieczone. Mieszkanie jej jak po armagedonie

Hermetyk ruszył do skrzydła rady, a Wiktoria do kuchni. Jon przysiadł.

-Grzegorz, rozpakuj się w pokoju. Ja tymczasem snobuje jeszcze raz ją złapać. Jeśli nie, to będzie trzeba się udać tam osobiście.

Bez słowa wyjął laptop i począł wklepywać linijki kogu pozostawiając magom trochę czasu dla siebie, na przyszykowanie i pomyślenie.

Obrzeża Moskwy

Mistrz Aureliusz rozpoczął mowę.

-Mamy dowody, że w wojsku pleni się coś niedobrego. Technokracja...

Wilkołak wojskowym mundurze się skrzywił.

-Jeden dowód nam podzieliliście? Ale macie racje. I macie tez u siebie mojego przełożonego.

Milczenie. Crin spogładal wrogo wraz z blondynką. Milczący Wędrowiec przypominał kamień, a towarzysz Crina ciągle na kolanach trzymał owy przedmiot. A magowie trzęśli się z zimna.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 01-08-2009 o 20:42.
Johan Watherman jest offline