Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2009, 08:49   #118
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Achrol
Przerzucanie miecza z dłoni do dłoni opanowałeś do perfekcji, był to już odruch, który wykonywałeś mimowolnie. No cóż, teraz to nie było zbyt mądre w końcu masz kilka złamań z tego co mówił Aronax. Zamiast spektakularnej sztuczki w jakże ciekawy sposób się rozbroiłeś. Krótki miecz upadł na podłogę a ogień go pokrywający zgasł. No pięknie... Horda zombiaków w liczbie trzech rzuca się na Ciebie, w unikach nigdy nie byłeś dobry co widać. Ciosu pałki unikasz jeszcze w miarę sprawnie, unik przed cięciem miecza był w połowie potknięciem a w połowie unikiem za to przed sztychem nie zdążyłeś nawet się zasłonić ręką. Twoim ciałem targnął tak dobrze znany każdemu wojownikowi ból. Tępawa klinga z olbrzymią siłą przebiła ubranie, skórę, tłuszcz i zrobiła niezłą sieczkę wśród organów wewnętrznych. Wzrok Ci się zamglił i został przysłonięty przez czerwoną mgiełkę. Przynajmniej ból w ręce był mniej odczuwalny, po prostu nowa rana tak bolała, że te kilka złamań zdawało się draśnięciami. Zagryzasz jednak wargi, musisz to skończyć zanim oni skończą z Tobą. Wnosisz w myślach modlitwę do Jedynego by dał Ci siłę do walki z tym tworem, który go obraża samym istnieniem.

Asael
Zapatrujesz się w Achrola i wzdychasz, że aż zapomniałaś o żywych trupach, ale one nie zapomniały o Tobie. Dwóch byłych strażników uparcie próbuje przebić Twoją tarczę ale nie udaje im się. W końcu otrząsasz się ale jest już za późno. Tarcza pęka z głośnym trzaskiem, no nic trza nauczyć te trupki pokory. Unikasz zręcznie sztychu i ciosu pałą, tniesz tego z pałą z zamiarem pozbawienia go jego własnej pały i... Twój miecz znika. Co jest?! Cholera, musiało już zajść słońce! Stoisz bez miecza na przeciwko dwóch zombi, ryzykujesz krótki rzut oka do tyłu. Broń strażników się wala po ziemi, jakiś krótki mieczyk, włócznia a nawet topór no i oczywiście solidna dębowa pała. Ale nie to przykuwa Twój wzrok, Achrol walczy z trzema i przegrywa. Jeden zombiak właśnie nabił go na miecz. ACHROL! On nie może umrzeć! Skrzydlaty jednak jest twardy bo po tym jak zombi wycofał miecz dalej stoi na nogach. Nie ma broni i zaraz się chyba wykrwawi ale jeszcze żyje. Cholera! Znowu się zagapiłaś i prawie znów zarobiłaś. Co robić? Możesz albo uratować (po raz kolejny) Achrola albo zabić swoich przeciwników.

Uk
Twój przeciwnik nie spodziewał się takiego zachowania i szpony przecięły powietrze za to Twoja dłoń trafiła dokładnie tam gdzie miała. Pociągnąłeś w dół i walnąłeś w splot słoneczny. Skrzydlaty upadł na plecy, oczy mu się wytrzeszczyły a z ust zaczęła kapać ślina. Cios go sparaliżowało i to porządnie, póki co leży trzymając się za krocze i nie wydaje się zdatny do walki.

Diriael
Widzisz lustro, wisi sobie ładnie nawet w sypialni. Upewniasz się, Bartel i Kurt śpią na pewno, Kurt zaczął nawet pochrapywać. Jedynie Ebriel nie spała, leżała na łóżku i Ciebie obserwowała.

siedziba rebeliantów
Rachel zbiegła po schodach, chciała jak najszybciej znaleźć się u siebie w domu. Na parterze, przy drzwiach wejściowych stał Aronax, minę miał... dziwną, taką jak wtedy.
-Chcesz mnie odprowadzić? Dziękuje ale dam sobie sama rade.
-Nie wątpię ale ja nie w tej sprawie. Masz broń?

Mina Rachel pokazywała kompletne niezrozumienie sytuacji.
-Mam... Ale o co chodzi?
-Chodźmy tu nie możemy rozmawiać.


ulice Tails
Słońce zaszło już chwilę temu, deszcz ciął ich po twarzach w najlepsze. Zarówno płaszcz Aronaxa jak i jej tunika były mokre na wylot. W oddali, za miastem uderzyła błyskawica. Szli przez miasto, które zdawało się opuszczone.
-Teraz możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Dwójka z nowych skazańców jest w więzieniu, co gorsze wraz z nimi jest zamknięty jeden z diabłów. Lucjusz wysłał Mortifera do zabicia całej trójki.

Mortifer, najmroczniejszy ze wszystkich skazańców i jedyny, którego dziewczyna szczerze nie lubiła.
-Może zasłużyli...
Jej głos był niepewny i ledwo słyszalny przez ulewę.
-Nie nam ani tym bardziej Lucjuszowi to oceniać. Wiem, że jedyni skazańcy którzy zasłużyli na śmierć to członkowie Sfory.
-Nie mów tak! Wiem, że śmierć Amber ciągle boli ale...
-Rachel, zamilcz. A kto jest normalny? Mortifer, którego rajcuje śmierć i bawi się w ożywianie zwłok? Wiem, że lubisz Karen ale ona też jest dziwna. Jest jeszcze mniej ludzka niż najemnicy Adieu. A Lucjusz i Samael... Znałem ich już jako dziesięcioletni gówniarz, obaj się nie postarzeli. Oni coś knują, zresztą to wyszło podczas pogromu. Zostawili nas pamiętasz? Lucjusz uciekła a Samael zrobił wszystko by zabić Gabriela.
Dziewczyna szła przez chwilę w milczeniu.
-Czemu zabrałeś mnie? Nie Kevina czy Adieu?
-Kevin jest na polowaniu z Karen i kondotierami, Adieu też jest w jakiejś misji. Rachel posłuchaj mnie. Wtedy, dałaś radę, ja nie. Tylko na Tobie mogę polegać.
Dziewczyna wolała przemilczeć, że oboje przeżyli tylko dzięki Kevinowi. Przyśpieszyli kroku. Za miastem błyskawice biły raz po raz tylko w jedno miejsce.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline