Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2009, 11:03   #31
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dom Tavarti, Travar


Ze wszystkich dni, jakie dotąd Tavarti przeżyła i pamiętała. Z nich wszystkich ten był najgłośniejszy, najbardziej męczący, zabiegany...Trening na Złoziemiu był pestką w porównaniu z tym, co działo się do południa w domu Tavarti. Gdyby nie Damarri i jej wsparcie w postaci dwóch pomocnic, gdyby nie Grolmak...Dziewczyna nie sądziłaby, że będzie w stanie się ruszyć gdziekolwiek po południu.
Orczyca miała rację. Opieka nad dziećmi to ciężkie zajęcie...ale jakie satysfakcjonujące.
I kosztowne...Pękata rankiem kiesa otrzymana od Arimasa, znacznie już straciła na wadze.
A pół dnia minęło szybko...niczym wiatr.
Tavarti zaplanowawszy swe działania, udała się do Ghertona. Wróżbita medytując siedział cicho, wydając się stapiać z tłem, choć niewątpliwie zauważył swą uczennicę.
- A czy wizje przyszłości mają...okres ważności? –spytała na wstępie. A Wróżbita zdziwił się.- Okres ważności? Cóż, jakby to ująć... Wydarzenia z wizji dzieją się w przeciągu, góra dwóch tygodni. Po tym czasie wizja zanika, albo będąc zapobiegniętą, albo... spełniając się.-
Wróżbita westchnął i rzekł niemal rozkazującym tonem.- Usiądź.
Chciała zaprotestować, ale po otworzeniu ust zrezygnowała.
- To nie potrwa długo. Poza tym, pójdę z tobą. My wróżbici lubimy trzymać się razem.
Tavarti kiwnęła głową i posłusznie usiadła, a Gherton dodał.- Nie powinienem cię tego uczyć tak wcześnie, ale... masz mocną więź z dyscypliną Tavarti... A teraz... odpręż i zamknij oczy.
Zrobiła to. Słyszała cichy głos Ghertona. –Skup się na oddechu. Wdech wydech, równomiernie. Niech stanie rytmem odmierzającym czas.
To było łatwe... na razie. Gherton kontynuował.- Skup się na tym co widziałaś w swej wizji... Przypomnij sobie. Jednak nic na siłę, po prostu myśl o tym.
Tavarti po słuchała swego mistrza. To był nagły błysk! Znów widziała sztylet, krew i bransoletę. Ponownie otrzymała wizję, lecz tym razem zauważyła na bransolecie z wyschniętej trzciny dziewięć kropli krwi. Nie wiedzieć czemu, kojarzyły jej się z rubinami. Wizja znikła tak szybko jak się pojawiła. A czy krople krwi były poprzednim razem? Możliwe, że były... Wizja nie trwała długo, a wtedy nie miała czasu, by skupić się na szczegółach.
Otworzyła oczy dysząc i łapiąc powietrze ustami, jak ryba wyrzucona na brzeg.
Widziała Ghertona spoglądającego na nią.- Zakładam, że próba się powiodła, prawda?
- Jeśli masz na myśli dodatkowe elementy to zauważyłam coś "nowego".
- Tak to jest Tavarti...Pojawiające się znienacka wizje nie dają czasu by skupić się na szczegółach. Jednak nie uczyłem cię tego byś sama próbowała sięgać po wizje.-
rzekł Gherton.- To niebezpieczne...Pamiętaj jednak co czułaś. Gdy znowu poczujesz spontaniczne objawienie, skup się wtedy na oddechu. Będzie ci łatwiej przez to przejść.
- Tak, mdlenie na czyichś obcych rękach bywa przynajmniej niepokojące.-
odparła dziewczyna, a mężczyzna wstał dodając.- A teraz chodźmy odszukać tego t’skranga.
Podał dłoń Tavarti, której podniesienie się do pionu sprawiło pewną trudność. Jakby oglądanie wizji przenosiło ją gdzieś poza znany świat. Gdzieś, gdzie nogi nie były potrzebne, a grawitacja była bajeczką dla dzieci.
Uderzyło ją jeszcze coś.
- Dlaczego sięganie do wizji jest niebezpieczne?
- Tak. Trochę. Przebłysk to należy do grupy talentów, przy których wróżbita musi otworzyć się na przestrzeń astralną. A wtedy jego naturalne bariery ochronne są słabsze.-
odparł Gherton.- Ten problem doprowadził prawie do zagłady mej dyscypliny. Dlatego wpierw powinienem cię nauczyć talentu ochronnego, zanim zacznę cię szkolić w wywoływaniu przebłysków.

***

Acelon wpadł w irytację, gdy usłyszał że znowu chce iść bez ochrony. Co prawda głupio wyglądał burząc się z tego powodu i świecąc gołym tyłkiem przed dziewczyną.
Leżał bowiem na brzuchu, nagusieńki, a jego pośladki i plecy znaczyły duże ciemne sińce oraz żółte plamy pachnące miodem i jakimiś ziołami. Khala i Garwen mimo protestów Ace’a i z pomocą Grolmaka rozebrały do naga mężczyznę, nasmarowały jego plecy i pośladki pastą z jakiś ziół, by szybciej zlikwidować obrzęk. Ale i tak miał przykazane poleżeć na brzuchu w łóżku, by przyspieszyć gojenie. Oraz pić wywar z jakiś ziół.
Tak więc leżał Ace na golasa grożąc Tavarti, że ją bez obstawy nigdzie nie puści. Jakby mógł zrobić cokolwiek.
A że Acelon głośno mówił, to sprawa poszukiwań t’skranga, stała znana w całym mieszkaniu i ściągnęła uwagę wszystkich.
- A więc ja ci już nie wystarczam?- rzekła ironicznie Damarri, uśmiechając się łobuzersko.- szybko przerzucasz się na nowego kochanka.
- Oj, mówiłam ci o tym wcześniej napalona orczyco - umyj uszy. -
Tavarti wystawiła język. - Idę na randes vous z T’salkinem.
- T’salkin?- zdziwiła się orczyca uśmiechając się wesoło.- A co ten nicpoń znowu nabroił?
- Jeszcze nic. Ale martwię się, że coś może.-
rzekła Tavarti.
- Nie ignorujcie mnie!! Tavarti nie pójdziesz sama...- krzyknął Ace.- Zabraniam ci!
- Gołodupcy głosu nie mają.-
rzekła Damarri, klepiąc lekko pośladek fechtmistrza. Na co ten zareagował grymasem bólu i odpowiedzią. – Co z ciebie za uzdrowicielka?
- Mądra uzdrowicielka. Ace... nie zamierzam się nad tobą litować, ani ci słodzić. –
wzruszyła ramionami orczyca.- Sam polazłeś na dach, sam się na nim wygłupiałeś i sam z niego spadłeś. Obiłabym ci cztery litery, gdybym była twoją matką. Poza tym... jakbym była milutka, to mógłbyś spróbować wywinąć podobny numer. A tak, już nigdy czegoś takiego nie zrobisz. Bo inaczej, to zamiast Khali podeślę do opieki nad tobą trollicę... a wiesz jak one mają ciężkie łapy?
- Dami z radością zaprezentuje swoją orczą dłonią. -
dziewczyna miała ubaw po pachy.
W przeciwieństwie do Ace’a którego buźka w połączeniu z poobijanym ciałem tworzyły obraz nędzy i rozpaczy.
- Niemniej, nie pójdziesz sama Tavarti, idę z tobą.- zadecydowała orczyca uznając że z jej słowami nie ma co dyskutować.- I nie próbuj nawet protestować. Nie znasz T’salkina nawet w połowie tak dobrze, jak ja.
- Nawet nie mam zamiaru. W przeciwieństwie do niego -
wskazała palcem na Acelona - biegasz o wiele za szybko.
Damarri uśmiechnęła się ironicznie zanim dodała.- To kto idzie, oprócz ciebie Tavarti?
- Gherton, mój Mistrz. Dlatego -
zwróciła się do Acelona - Nie musisz mi towarzyszyć, skoro się obiłeś. Dbam o twoje zdrowie.
- Ta, jasne. -
sarknął niezadowolony. - Jakby mi nie zarekwirowali ubrań, to bym cię nigdzie nie puścił.
- Zawsze możesz iść nago. Zrobisz furorę. -
uśmiechnęła się ironicznie dziewczyna.
- Uważaj Tavi, zbierasz sobie. - pogroził jej palcem, ale ton głosu świadczył, że żartuje.
- Gherton, to ten z ogrodu? To w takim razie Grolmak może popilnować domu i dzieci.- rzekła Damarri wychodząc.- A ty Ace się kuruj... Bo poobijany fechmistrz, z gołym tyłkiem to dupa nie ochroniarz. A ja się idę dozbroić i ruszamy w miasto.
-Jesteście niemożliwe. -
westchnął Spires.
- Eee, powiedziałaś dozbroić? - Tavarti ruszyła za nią.
Orczyca weszła do sypialni i zaczęła przeszukiwać nieduże pakunki, które przyniosła wraz z dywanem.
- Gdzie ja go położyłam ? - mruczała Damarri, a gdy zauważyła wchodzącą Tavarti, mocniej wypięła pośladki do góry i zaczęła kusząco kręcić biodrami. Po czym zachichotała dodając.- Prawda że kuszący widok? Możesz dotknąć jeśli chcesz.
Tavarti uniosła brew. Strzeliła z palców, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Prosisz się o mocnego klapsa. Ale w tym miejscu mam dobry widok. Nie bój się, odbiję sobie w nocy.
- Obiecanki macanki.-
mruknęła orczyca, po czym palcami nerwowo skubiąc końcówkę swego warkocza, dodała nieśmiało.- Obiecujesz?
Zanim jednak Tavarti zdążyła odpowiedzieć, orczyca triumfalnie krzyknęła.- Tu jest!
I wyciągnęła z pakunków długi lekko zakrzywiony kindżał. Mniej zdobny od tego z którym występowała. Ale zapewne ostrzejszy.

- Przywiozłam go ze sobą z domu.- rzekła wyprostowując się i przeciągając na oczach dziewczyny. Wiedziała że czyniąc to, spowoduje iż szata, przylgnie do jej ciała, podkreślają jej kształty. Wiedziała, że w ten sposób podkreśli swe kształtne pośladki i pełne piersi. I że Tavarti to będzie widziała. Damarri uwodziła ją, kusiła, a może tylko się z nią droczyła? A może i jedno i drugie? Z Dami nigdy nic nie wiadomo.
Nastepnie dodała.- Ty też się uzbrój, T’salkin mieszka w niebezpiecznej dzielnicy.
Orczyca trąciła stopą obutą w sandał pakunki, dodając.- Zabrałam je ze swojej starej nory. Chyba ci to nie przeszkadza? Że moje klamoty, leżą w twojej sypialni.

Zaułki Travaru


Każde miasto ma swoją piękną i swoją brzydką stronę...Także i Travar. Gherton Tavarti i Damarri pod wodzą Kajmona mijali stragany i kupców oferujących, tkaniny, przyprawy broń i przedmioty magiczne oraz wiele innych rzeczy... Tavarti uznała, że w tym mieście można kupić wszystko. I miała rację...niestety.
W oczy rzucił jej ponury widok, kilku Dawców Imion ze skutymi łańcuchem dłońmi szło w kierunku bramy miejskiej.

Prowadzeni byli przez niskiego trolla, skórzanej zbroi z berdyszem ręku. W dłoni trzymał on, początek owego łańcucha.
- Niewolnicy.- Damarri westchnęła z wyraźną irytacją.- Jedyną skazą na mym kochanym mieście jest to, że toleruje niewolnictwo. W samym Travarze w niewolę można pójść popełniając pewne przestępstwa jak kradzież czy cudzołóstwo. Ale ci, którzy trafiają na targ niewolników spoza miasta, rzadko są przestępcami.
Wzruszyła ramiona dodając.- Niemniej...podatek od posiadania niewolnika jest wysoki. Więc większość woli kupić niewolnika, uwolnić go i zatrudnić. Dobre i to, choć mam kiedyś nadzieję, że Travar przyjmie „Wspólną Deklarację „ Throalu. Ta zakazuje niewolnictwa.
Ponury szereg minął ich i cała czwórka udała się dalej. Kajmon kluczył wśród coraz węższych i ciaśniejszych uliczek. To była inna część miasta z innym klimatem. Domy, choć pobielone i solidne, były mocno podniszczone. Ich mieszkańcy, chudsi i gorzej ubrani od tych, których dotąd widziała w Travarze. Spojrzenia mieli ciekawskie i kose. Spoglądali na czwórkę przemierzającą ich dzielnice z podejrzliwością. Dzielnicę biedoty. Pomijając nachalnych kupców, nie byli jednak zaczepiani. W końcu dotarli do budynku w którym mieszkał T’salkin. Trzypiętrowej białej budowli, oplecionej drewnianą konstrukcją schodów. To po tych schodach wijących się jak wąż wokół kwadratowej bryły budynku, można było dostać się do każdego mieszkania.
Kajmon wskazał, na drzwi znajdujące się na ostatnim piętrze, mówiąc.- On mieszka tam.
-Kto by się spodziewał?-
mruknęła Damarri.- Przecież T’salkin ma lęk wysokości, jak większość t’skrangów..
Po czym spojrzała na Ghertona i Kajmona.- Wy lepiej zostańcie tutaj. Jak każdy złodziej, T’salkin to nieufna gadzina.
Tavarti z orczycą podjęły mozolną wędrówkę na szczyt. Schody, choć wyglądały na solidne...Nie były takie. Lekko się chwiały i skrzypiały przy każdym kroku. Więc dotarcie na szczyt było pewnym wezwaniem.
Orczyca uderzyła kilka dłonią w drzwi. –T’salkin otwieraj!- Po czym dodała do Tavarti.- Co zamierzasz zrobić, jeśli nie zastaniemy go w domu? Ten złodziejaszek może być wszędzie.
Młoda wróżbitka nie zdołała odpowiedzieć, gdyż drzwi otwarły się szeroko, a w drzwiach stanął T’salkin. Spojrzawszy na obie dziewczyny rzekł zdziwionym głosem.- Damarri, Tavarti...wchodźcie wchodźcie...wybaczcie bałagan. Nie spodziewałem się gości.
Zamknął za nimi drzwi, na zasuwkę, na drugą zasuwkę, na trzecią zasuwkę.
W pokoju było dość ciemno, jako że okna zakrywały trzciniane maty. Był też zagracony...Jednak nie meblami. Bo poza sporym łożem z baldachimem nie było tu mebli. Za to były posążki, figurki różnych rozmiarów...rzeźby duże i małe. O różnej tematyce. Niektóre przedstawiały kobiety różnych ras w szczątkowym odzieniu i wyuzdanych pozach. Ale widać było, że trafiły tu ze względu na estetykę niż temat. Oprócz tych posążków, były i figurki smoków, zwierząt, bohaterów i miejsc. Oprócz rzeźb był wazy, dzbany, dzbanuszki i inne wyroby garncarskie różnych rozmiarów. Każdy był sam w sobie dziełem sztuki. Drzwi do innych pokoi były zamknięte, więc Tavarti nie wiedziała, czy są tak zagracone jak ten.
T’salkin był w koszuli i spodniach...zapewne wypoczywał. Jego ogon powoli wił się po ziemi. A on sam zapytał.- Jakiż jest powód tej wizyty i to we dwójkę? Nie sądźcie że narzekam. Zawsze miło mi widzieć piękne panie. Ale, jak przypuszczam, nie jest to wizyta towarzyska?

Dom Tavarti, Travar, wczesnym wieczorem


Cała czwórka wróciła do domu dziewczyny, by orczyca mogła zostawić swój oręż w jej nowym domu. I tam czekało na nich kilka niespodzianek...Poza trzylatką wczepioną drobnymi dłońmi w nogę Grolmaka, innych dzieci już nie było. Zresztą i Kajmon odszedł zabierając dziewczynkę ze sobą. Ale obiecał, że pojawi się jutro.
Dom zaś wymagał porządków...Spora gromadka dzieci to sporo pracy. Nic więc dziwnego, że zmęczone Khala i Garwen spały u prowizorycznego łóżka na którym spoczywał Ace...tyłkiem do góry. A obok nich siedziała młoda wesolutka elfka, w skromnych brązowych szatach (za to dobrze skrojonych i podkreślających jej sylwetkę).

Na widok Tavarti Damarri i Ghertona wstała mówiąc.- Jestem Maloniel. Omasu przesyła wyrazy wdzięczności za podjęcie się tak trudnego zadania, pani. A moim obowiązkiem jest nauczyć cię, jak być damą. Pozwoliłam sobie przejrzeć twe rzeczy pani. I przyznaję, że z pewnymi wyjątkami, reszta strojów, choć ładna, nie pasuje do twej roli. Noszenie tak prostych szat nie przystoi damie z rodu Rubaric. Ale tym zajmiemy się jutro. Czy masz jakieś pytanie Alteo Rubaric?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-10-2009 o 22:06.
abishai jest offline