Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2009, 11:03   #31
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dom Tavarti, Travar


Ze wszystkich dni, jakie dotąd Tavarti przeżyła i pamiętała. Z nich wszystkich ten był najgłośniejszy, najbardziej męczący, zabiegany...Trening na Złoziemiu był pestką w porównaniu z tym, co działo się do południa w domu Tavarti. Gdyby nie Damarri i jej wsparcie w postaci dwóch pomocnic, gdyby nie Grolmak...Dziewczyna nie sądziłaby, że będzie w stanie się ruszyć gdziekolwiek po południu.
Orczyca miała rację. Opieka nad dziećmi to ciężkie zajęcie...ale jakie satysfakcjonujące.
I kosztowne...Pękata rankiem kiesa otrzymana od Arimasa, znacznie już straciła na wadze.
A pół dnia minęło szybko...niczym wiatr.
Tavarti zaplanowawszy swe działania, udała się do Ghertona. Wróżbita medytując siedział cicho, wydając się stapiać z tłem, choć niewątpliwie zauważył swą uczennicę.
- A czy wizje przyszłości mają...okres ważności? –spytała na wstępie. A Wróżbita zdziwił się.- Okres ważności? Cóż, jakby to ująć... Wydarzenia z wizji dzieją się w przeciągu, góra dwóch tygodni. Po tym czasie wizja zanika, albo będąc zapobiegniętą, albo... spełniając się.-
Wróżbita westchnął i rzekł niemal rozkazującym tonem.- Usiądź.
Chciała zaprotestować, ale po otworzeniu ust zrezygnowała.
- To nie potrwa długo. Poza tym, pójdę z tobą. My wróżbici lubimy trzymać się razem.
Tavarti kiwnęła głową i posłusznie usiadła, a Gherton dodał.- Nie powinienem cię tego uczyć tak wcześnie, ale... masz mocną więź z dyscypliną Tavarti... A teraz... odpręż i zamknij oczy.
Zrobiła to. Słyszała cichy głos Ghertona. –Skup się na oddechu. Wdech wydech, równomiernie. Niech stanie rytmem odmierzającym czas.
To było łatwe... na razie. Gherton kontynuował.- Skup się na tym co widziałaś w swej wizji... Przypomnij sobie. Jednak nic na siłę, po prostu myśl o tym.
Tavarti po słuchała swego mistrza. To był nagły błysk! Znów widziała sztylet, krew i bransoletę. Ponownie otrzymała wizję, lecz tym razem zauważyła na bransolecie z wyschniętej trzciny dziewięć kropli krwi. Nie wiedzieć czemu, kojarzyły jej się z rubinami. Wizja znikła tak szybko jak się pojawiła. A czy krople krwi były poprzednim razem? Możliwe, że były... Wizja nie trwała długo, a wtedy nie miała czasu, by skupić się na szczegółach.
Otworzyła oczy dysząc i łapiąc powietrze ustami, jak ryba wyrzucona na brzeg.
Widziała Ghertona spoglądającego na nią.- Zakładam, że próba się powiodła, prawda?
- Jeśli masz na myśli dodatkowe elementy to zauważyłam coś "nowego".
- Tak to jest Tavarti...Pojawiające się znienacka wizje nie dają czasu by skupić się na szczegółach. Jednak nie uczyłem cię tego byś sama próbowała sięgać po wizje.-
rzekł Gherton.- To niebezpieczne...Pamiętaj jednak co czułaś. Gdy znowu poczujesz spontaniczne objawienie, skup się wtedy na oddechu. Będzie ci łatwiej przez to przejść.
- Tak, mdlenie na czyichś obcych rękach bywa przynajmniej niepokojące.-
odparła dziewczyna, a mężczyzna wstał dodając.- A teraz chodźmy odszukać tego t’skranga.
Podał dłoń Tavarti, której podniesienie się do pionu sprawiło pewną trudność. Jakby oglądanie wizji przenosiło ją gdzieś poza znany świat. Gdzieś, gdzie nogi nie były potrzebne, a grawitacja była bajeczką dla dzieci.
Uderzyło ją jeszcze coś.
- Dlaczego sięganie do wizji jest niebezpieczne?
- Tak. Trochę. Przebłysk to należy do grupy talentów, przy których wróżbita musi otworzyć się na przestrzeń astralną. A wtedy jego naturalne bariery ochronne są słabsze.-
odparł Gherton.- Ten problem doprowadził prawie do zagłady mej dyscypliny. Dlatego wpierw powinienem cię nauczyć talentu ochronnego, zanim zacznę cię szkolić w wywoływaniu przebłysków.

***

Acelon wpadł w irytację, gdy usłyszał że znowu chce iść bez ochrony. Co prawda głupio wyglądał burząc się z tego powodu i świecąc gołym tyłkiem przed dziewczyną.
Leżał bowiem na brzuchu, nagusieńki, a jego pośladki i plecy znaczyły duże ciemne sińce oraz żółte plamy pachnące miodem i jakimiś ziołami. Khala i Garwen mimo protestów Ace’a i z pomocą Grolmaka rozebrały do naga mężczyznę, nasmarowały jego plecy i pośladki pastą z jakiś ziół, by szybciej zlikwidować obrzęk. Ale i tak miał przykazane poleżeć na brzuchu w łóżku, by przyspieszyć gojenie. Oraz pić wywar z jakiś ziół.
Tak więc leżał Ace na golasa grożąc Tavarti, że ją bez obstawy nigdzie nie puści. Jakby mógł zrobić cokolwiek.
A że Acelon głośno mówił, to sprawa poszukiwań t’skranga, stała znana w całym mieszkaniu i ściągnęła uwagę wszystkich.
- A więc ja ci już nie wystarczam?- rzekła ironicznie Damarri, uśmiechając się łobuzersko.- szybko przerzucasz się na nowego kochanka.
- Oj, mówiłam ci o tym wcześniej napalona orczyco - umyj uszy. -
Tavarti wystawiła język. - Idę na randes vous z T’salkinem.
- T’salkin?- zdziwiła się orczyca uśmiechając się wesoło.- A co ten nicpoń znowu nabroił?
- Jeszcze nic. Ale martwię się, że coś może.-
rzekła Tavarti.
- Nie ignorujcie mnie!! Tavarti nie pójdziesz sama...- krzyknął Ace.- Zabraniam ci!
- Gołodupcy głosu nie mają.-
rzekła Damarri, klepiąc lekko pośladek fechtmistrza. Na co ten zareagował grymasem bólu i odpowiedzią. – Co z ciebie za uzdrowicielka?
- Mądra uzdrowicielka. Ace... nie zamierzam się nad tobą litować, ani ci słodzić. –
wzruszyła ramionami orczyca.- Sam polazłeś na dach, sam się na nim wygłupiałeś i sam z niego spadłeś. Obiłabym ci cztery litery, gdybym była twoją matką. Poza tym... jakbym była milutka, to mógłbyś spróbować wywinąć podobny numer. A tak, już nigdy czegoś takiego nie zrobisz. Bo inaczej, to zamiast Khali podeślę do opieki nad tobą trollicę... a wiesz jak one mają ciężkie łapy?
- Dami z radością zaprezentuje swoją orczą dłonią. -
dziewczyna miała ubaw po pachy.
W przeciwieństwie do Ace’a którego buźka w połączeniu z poobijanym ciałem tworzyły obraz nędzy i rozpaczy.
- Niemniej, nie pójdziesz sama Tavarti, idę z tobą.- zadecydowała orczyca uznając że z jej słowami nie ma co dyskutować.- I nie próbuj nawet protestować. Nie znasz T’salkina nawet w połowie tak dobrze, jak ja.
- Nawet nie mam zamiaru. W przeciwieństwie do niego -
wskazała palcem na Acelona - biegasz o wiele za szybko.
Damarri uśmiechnęła się ironicznie zanim dodała.- To kto idzie, oprócz ciebie Tavarti?
- Gherton, mój Mistrz. Dlatego -
zwróciła się do Acelona - Nie musisz mi towarzyszyć, skoro się obiłeś. Dbam o twoje zdrowie.
- Ta, jasne. -
sarknął niezadowolony. - Jakby mi nie zarekwirowali ubrań, to bym cię nigdzie nie puścił.
- Zawsze możesz iść nago. Zrobisz furorę. -
uśmiechnęła się ironicznie dziewczyna.
- Uważaj Tavi, zbierasz sobie. - pogroził jej palcem, ale ton głosu świadczył, że żartuje.
- Gherton, to ten z ogrodu? To w takim razie Grolmak może popilnować domu i dzieci.- rzekła Damarri wychodząc.- A ty Ace się kuruj... Bo poobijany fechmistrz, z gołym tyłkiem to dupa nie ochroniarz. A ja się idę dozbroić i ruszamy w miasto.
-Jesteście niemożliwe. -
westchnął Spires.
- Eee, powiedziałaś dozbroić? - Tavarti ruszyła za nią.
Orczyca weszła do sypialni i zaczęła przeszukiwać nieduże pakunki, które przyniosła wraz z dywanem.
- Gdzie ja go położyłam ? - mruczała Damarri, a gdy zauważyła wchodzącą Tavarti, mocniej wypięła pośladki do góry i zaczęła kusząco kręcić biodrami. Po czym zachichotała dodając.- Prawda że kuszący widok? Możesz dotknąć jeśli chcesz.
Tavarti uniosła brew. Strzeliła z palców, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Prosisz się o mocnego klapsa. Ale w tym miejscu mam dobry widok. Nie bój się, odbiję sobie w nocy.
- Obiecanki macanki.-
mruknęła orczyca, po czym palcami nerwowo skubiąc końcówkę swego warkocza, dodała nieśmiało.- Obiecujesz?
Zanim jednak Tavarti zdążyła odpowiedzieć, orczyca triumfalnie krzyknęła.- Tu jest!
I wyciągnęła z pakunków długi lekko zakrzywiony kindżał. Mniej zdobny od tego z którym występowała. Ale zapewne ostrzejszy.

- Przywiozłam go ze sobą z domu.- rzekła wyprostowując się i przeciągając na oczach dziewczyny. Wiedziała że czyniąc to, spowoduje iż szata, przylgnie do jej ciała, podkreślają jej kształty. Wiedziała, że w ten sposób podkreśli swe kształtne pośladki i pełne piersi. I że Tavarti to będzie widziała. Damarri uwodziła ją, kusiła, a może tylko się z nią droczyła? A może i jedno i drugie? Z Dami nigdy nic nie wiadomo.
Nastepnie dodała.- Ty też się uzbrój, T’salkin mieszka w niebezpiecznej dzielnicy.
Orczyca trąciła stopą obutą w sandał pakunki, dodając.- Zabrałam je ze swojej starej nory. Chyba ci to nie przeszkadza? Że moje klamoty, leżą w twojej sypialni.

Zaułki Travaru


Każde miasto ma swoją piękną i swoją brzydką stronę...Także i Travar. Gherton Tavarti i Damarri pod wodzą Kajmona mijali stragany i kupców oferujących, tkaniny, przyprawy broń i przedmioty magiczne oraz wiele innych rzeczy... Tavarti uznała, że w tym mieście można kupić wszystko. I miała rację...niestety.
W oczy rzucił jej ponury widok, kilku Dawców Imion ze skutymi łańcuchem dłońmi szło w kierunku bramy miejskiej.

Prowadzeni byli przez niskiego trolla, skórzanej zbroi z berdyszem ręku. W dłoni trzymał on, początek owego łańcucha.
- Niewolnicy.- Damarri westchnęła z wyraźną irytacją.- Jedyną skazą na mym kochanym mieście jest to, że toleruje niewolnictwo. W samym Travarze w niewolę można pójść popełniając pewne przestępstwa jak kradzież czy cudzołóstwo. Ale ci, którzy trafiają na targ niewolników spoza miasta, rzadko są przestępcami.
Wzruszyła ramiona dodając.- Niemniej...podatek od posiadania niewolnika jest wysoki. Więc większość woli kupić niewolnika, uwolnić go i zatrudnić. Dobre i to, choć mam kiedyś nadzieję, że Travar przyjmie „Wspólną Deklarację „ Throalu. Ta zakazuje niewolnictwa.
Ponury szereg minął ich i cała czwórka udała się dalej. Kajmon kluczył wśród coraz węższych i ciaśniejszych uliczek. To była inna część miasta z innym klimatem. Domy, choć pobielone i solidne, były mocno podniszczone. Ich mieszkańcy, chudsi i gorzej ubrani od tych, których dotąd widziała w Travarze. Spojrzenia mieli ciekawskie i kose. Spoglądali na czwórkę przemierzającą ich dzielnice z podejrzliwością. Dzielnicę biedoty. Pomijając nachalnych kupców, nie byli jednak zaczepiani. W końcu dotarli do budynku w którym mieszkał T’salkin. Trzypiętrowej białej budowli, oplecionej drewnianą konstrukcją schodów. To po tych schodach wijących się jak wąż wokół kwadratowej bryły budynku, można było dostać się do każdego mieszkania.
Kajmon wskazał, na drzwi znajdujące się na ostatnim piętrze, mówiąc.- On mieszka tam.
-Kto by się spodziewał?-
mruknęła Damarri.- Przecież T’salkin ma lęk wysokości, jak większość t’skrangów..
Po czym spojrzała na Ghertona i Kajmona.- Wy lepiej zostańcie tutaj. Jak każdy złodziej, T’salkin to nieufna gadzina.
Tavarti z orczycą podjęły mozolną wędrówkę na szczyt. Schody, choć wyglądały na solidne...Nie były takie. Lekko się chwiały i skrzypiały przy każdym kroku. Więc dotarcie na szczyt było pewnym wezwaniem.
Orczyca uderzyła kilka dłonią w drzwi. –T’salkin otwieraj!- Po czym dodała do Tavarti.- Co zamierzasz zrobić, jeśli nie zastaniemy go w domu? Ten złodziejaszek może być wszędzie.
Młoda wróżbitka nie zdołała odpowiedzieć, gdyż drzwi otwarły się szeroko, a w drzwiach stanął T’salkin. Spojrzawszy na obie dziewczyny rzekł zdziwionym głosem.- Damarri, Tavarti...wchodźcie wchodźcie...wybaczcie bałagan. Nie spodziewałem się gości.
Zamknął za nimi drzwi, na zasuwkę, na drugą zasuwkę, na trzecią zasuwkę.
W pokoju było dość ciemno, jako że okna zakrywały trzciniane maty. Był też zagracony...Jednak nie meblami. Bo poza sporym łożem z baldachimem nie było tu mebli. Za to były posążki, figurki różnych rozmiarów...rzeźby duże i małe. O różnej tematyce. Niektóre przedstawiały kobiety różnych ras w szczątkowym odzieniu i wyuzdanych pozach. Ale widać było, że trafiły tu ze względu na estetykę niż temat. Oprócz tych posążków, były i figurki smoków, zwierząt, bohaterów i miejsc. Oprócz rzeźb był wazy, dzbany, dzbanuszki i inne wyroby garncarskie różnych rozmiarów. Każdy był sam w sobie dziełem sztuki. Drzwi do innych pokoi były zamknięte, więc Tavarti nie wiedziała, czy są tak zagracone jak ten.
T’salkin był w koszuli i spodniach...zapewne wypoczywał. Jego ogon powoli wił się po ziemi. A on sam zapytał.- Jakiż jest powód tej wizyty i to we dwójkę? Nie sądźcie że narzekam. Zawsze miło mi widzieć piękne panie. Ale, jak przypuszczam, nie jest to wizyta towarzyska?

Dom Tavarti, Travar, wczesnym wieczorem


Cała czwórka wróciła do domu dziewczyny, by orczyca mogła zostawić swój oręż w jej nowym domu. I tam czekało na nich kilka niespodzianek...Poza trzylatką wczepioną drobnymi dłońmi w nogę Grolmaka, innych dzieci już nie było. Zresztą i Kajmon odszedł zabierając dziewczynkę ze sobą. Ale obiecał, że pojawi się jutro.
Dom zaś wymagał porządków...Spora gromadka dzieci to sporo pracy. Nic więc dziwnego, że zmęczone Khala i Garwen spały u prowizorycznego łóżka na którym spoczywał Ace...tyłkiem do góry. A obok nich siedziała młoda wesolutka elfka, w skromnych brązowych szatach (za to dobrze skrojonych i podkreślających jej sylwetkę).

Na widok Tavarti Damarri i Ghertona wstała mówiąc.- Jestem Maloniel. Omasu przesyła wyrazy wdzięczności za podjęcie się tak trudnego zadania, pani. A moim obowiązkiem jest nauczyć cię, jak być damą. Pozwoliłam sobie przejrzeć twe rzeczy pani. I przyznaję, że z pewnymi wyjątkami, reszta strojów, choć ładna, nie pasuje do twej roli. Noszenie tak prostych szat nie przystoi damie z rodu Rubaric. Ale tym zajmiemy się jutro. Czy masz jakieś pytanie Alteo Rubaric?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 07-10-2009 o 22:06.
abishai jest offline  
Stary 29-08-2009, 19:05   #32
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze

By nutti

Weszła, przytłoczona, do mieszkania T'salkina.
Od razu rzuciła jej się w oczy figurka, jedyna podobizna pary. Delikatnie przejechała po niej palcami.
"O, jakże duszę swą powstrzymać mam," - w jej głowie pojawiły się słowa - "by twojej nie potrącić? Jakże sam
nad ciebie wzniosę ją ku sprawom innym?
Niekiedy pragnąłbym ją w jakiś tam
zakątek zaszyć, zstąpić z nią w pustkowie
zaciszne, skryte, które nie odpowie,
rozkołysane, drganiom twym głębinnym."


- Lecz wszystko, co ciebie i mnie dotyczy, - recytowała cicho - przebiega po obojgu nas jak smyczek,
co struny dwie w jednaki ton rówieśni.
Gdzież skrzypce są, na które nas napięto?
Gdzie mistrz, co dobył głosu z instrumentu?
O, słodka pieśni!

- Jakiż jest powód tej wizyty i to we dwójkę? Nie sądźcie że narzekam. Zawsze miło mi widzieć piękne panie. Ale, jak przypuszczam, nie jest to wizyta towarzyska? - T'salkin spojrzał na nią zaciekawiony.
Przyklasnęła w dłonie. Podeszła do niego i złapała za jego branzoletkę.
- Po to przyszłam. Wiesz ilu przybyło t'sangów z domu K'tenshin?

-T'skrangów z domu K'tenshin? Skąd miałbym to wiedzieć?-
spytał T'salkin wesoło, a Damarri dodała.- Nie kręć...
- Trzy szychy i może z siedmiu z ochrony.
- westchnął t'skang.
- Trzy plus siedem daje dziewięć. Zgadza się. - Tavarti podrapała się po policzku zamyślona. - Dobrze, zapytam wprost. Masz coś niebezpiecznego w planie na najbliższe kilka dni?
- Mam ale...sama rozumiesz. Nie biorę ze sobą amatorek
.- odparł T'salkin uśmiechając się.- Nie chcę cię narażać.
- Hej..czy ty przypadkiem nie planowałeś obrobić poselstwa domu K'tenshin?
- spytała orczyca.[i]- Chwaliłeś się tym. Czyś ty oszalał. Wiesz jakie to niebezpieczne?
- Miałam nadzieję, że sobie wtedy żartowałeś - Tavi potarła czoło.
- Nie dla adepta złodzieja.- odparł t'skrang siadając na dużym dzbanie.- Dla mnie to wyzwanie.

- Albo łatwa śmierć.
- Tavarti oparła się na swoim kosturze, pochylając się w stronę rozwartych szczęk owczarka. - Nie rób tego.
- Ryzyko zawodowe Tavarti, poza tym...wiem co robię.
- odparł t'skrang.- To miło, że się o mnie martwisz, piękności ty moja.

"Ja wiedziałam, że tak będzie. On to widiz tak, dwie głupie idiotki przyszły go zabawić."

Damarri spojrzała na niego dodając.- Który to niall?
- Naxos.
- odpowiada T'salkin. Damarri niemal krzyknęła.- Szpiedzy Naxos? Oszalałeś?
- Przepraszam, przepraszam ja tu jeszcze jestem. Kim jest niall?
- Tavi uniosła jedną brew.
- Filar..po części rodzina po części...różnie z tym bywa. W Przypadku Domu Dziewięciu Klejnotów, jest dwanaście filarów...należące do każdego z nich t'skrangi pełnią różne funkcje w aropagoi K'Tenshin.- odparł T'salkin. A orczyca dodała.- A ten głupek chce okraść agentów wywiadu tego domu.
"Cudownie."

- No i wszystko mi popsujesz. - oparła się biodrem o oparcie łóżka. - Albo bardzo ułatwisz. Chcesz im ukraść tą niesamowitą przesyłkę, którą ktoś przewoził na rozbitym statku, tak?
- Nie...oni nie przybyli tu po przesyłkę ze statku...Oni chcą się dowiedzieć co się stało.
- rzekł T'salkin, rozsiadając się wygodnie.- Ponoć Omasu załatwił im spotkanie z arystokratką z Vivane.
Potarł końcówkę pyska i dodał.- Wiesz ile mogą być warte dokumenty, które przewożą, nie wspominając o osobistych drobiazgach?
- Wystarczająco dużo, żeby zabić każdego, kto się na nie połakomi. Tak, tak wiem.
- dziewczyna nie dała sobie przerwać, machnęła ręką - Jesteś świetny w swoim fachu.
Westchnęła.
- Wiesz co symbolizuje ten kostur? - stuknęła nim w podłogę.

"To jak wkładać palce między drzwi, które właśnie się zamykają. Albo polerować łańcuchy dla siebie. Szczerość za szczerość."


- Nie ...nie bardzo...Jesteś czarodziejką, albo mistrzynią żywiołów?- spytał T'salkin wpatrując się w kostur.
- Na Twoje szczęście jestem Wróżbitką. Początkującą, ale zawsze to coś. - uśmiechnęła się szeroko - Uraczyłam się opowiastką o branzoletce, rubinach, sztylecie i dużej ilości krwi. Ostatnio jak widziałam coś podobnego, to wielki Bersterkujący ork chciał mi zrobić z głowy kaszankę na zimno. Wolałabym, żebyś został w jednym kawałku.
- Acha...ale wróżbici to wymarła dyscyplina. Nie ma już jej adeptów. Wiesz, jak jeszcze nie miałem płci, to mi opowiadano bajki o wróżbitach. Ale to były bajki.
- rzekł T'salkin. Jakoś słowa Tavarti nie przekonały go do końca.- Poza tym...nie widziałaś mojej śmierci, prawda?

- Dami uszczypnij mnie, bo nie wiem czy dalej tu stoję.
- westchnęła - Przydałby się Gherton, no nieważne. Masz jakiś dowód oprócz ludowych przekazów, że ta dyscyplina wymarła? Może się nią po prostu nikt nie głośno nie chwali. - wzruszyła ramionami. - Zresztą to nie działa w ten sposób.

"Jak mu powiem, to z pewnością mnie nie posłucha. No trudno."


- Widzę sugestię, która interpretują zgodnie z moim sumieniem i intuicją.
- Ale...wiesz jak ważny to dla mnie skok? Nie chodzi o złoto czy klejnoty. Mogę się zrehabilitować wobec rodzinnego aropagoi.
- odparł nerwowym głosem T'salkin. A Dami z łobuzerskim uśmiechem, podeszła do Tavarti u uszyczypnęła ją lekko... w pośladek.
Tavarti założyła wolne ramię na szyję orczycy.
- Tak, materialność w obecnej sytaucji jest nie podważalna. - uśmiechnęła się półgębkiem.
Cmoknęła głosicielkę w policzek.
- Zdaję sobie sprawę, że to musi być dla ciebie ważne. - pochyliła się i spojrzała mu w dziub. - Ale ważniejsze od twojego życia? - ponownie zbliżyła się do figurki. - Mogę się mylić. Może nie chodzić o ciebie. Albo skoro cię ostrzegłam, to los już potoczy się inaczej. Albo mylnie wszystko interpretuję. Może oni szukają kozła ofiarnego? - przekrzywiła głowę. - Jeśli zdecydujesz się na skok to weź kogoś zaufanego ze sobą.

Obkręciła się na piętach znów twarzą do rozmówców.
- Możesz też spróbować zrobić to inaczej. - strzepnęła pyłek z sukienki - Od teraz zwracaj się do mnie per pani Altea Rubaric. - uśmiechnęła się półgębkiem.
-Pogadam z tobą o tym przed skokiem.- rzekł T'salkin, po czym zdziwiony spytał.- Altea Rubaric?
- Długa historia.-
dodała Damarri. A t'skrang skwitował ten fakt słowami.- Takie są najciekawsze.
- Mam nadzieję, że zdążysz, zanim spotkam się z aropagoi K'Tenshin, bo będzie wtedy za późno. Albo się wsypię, albo już mnie nie będą potrzebować.
- złapała Dami za ramię - A teraz już musimy iść. Jak cię interesuje moja historia to wpadni do mnie jak znajdziesz troche czasu.
- Te twoje wizje nie powinny cię ostrzec?
- spytał T'salkin, po czym westchnął.- Spotkam się z tobą na pewno, nigdy nie odmawiam spotkania z kobietą, ani innych rzeczy robionych z kobietą.

Tavarti pozostawiła buziaka na policzku t'skanga.
- Nie licz na za dużo, ale mamy niezłą herbatę.
Na te słowa T'salkin się uśmiechnął i rzekł.- Jak chcecie to możecie wziąć sobie którąś figurkę na pamiątkę, tylko...nie chwalcie się nią... Niektóre z tych posążków to jeszcze gorący towar.
- Tavi, to może tę?
- orczyca nie zastanawiając się, sięgnęła po figurkę przestawiająca najfinezyjnej wygiętą kobietę.
- Tak? I jak wyjaśnisz trzylatce, co ona przedstawia?
- Trzylatce? -
T'salkin zmarszczył brwi.
- Długia historia. - powiedziały chórem.
- Jakoś sobię z tym poradzę. - głosicielka uśmiechnęła się szeroko. - Zresztą może stać w sypialni.
- Nie, ja chcę tą. - Tavarti zwinęła figurkę pary i ruszyła do wyjścia. - Dzięki. Schowam figurkę na razie pod łóżkiem.

Kiedy stanęły na twardym gruncie, Tavarti poczuła się o wiele lepiej.
- No dobrze, możemy wracać.
- Tak od razu?
- Damarri wiidocznie miała jakieś plany.
- A to co? - Gherton schylił się i przyjrzał figurce. - Urocza.
- Prezent dostałam.
- Tavi uśmiechnęła się. - A co chcesz jeszcze robić?
- Ja już bym wrócił.
- Kajmon otarł buzię rękawem.
- To nie potrwa długo. No chodzcie.
Głosicielka popędziła w dół uliczki. Tavarti wzruszyła ramionami.
- Spróbujmy jej nie zgubić.


By http://nethecite.devianart.com

- Już jesteśmy.
Stali przed opuszczoną kaplicą. Zdewastowaną, zupełny brak ławek, trochę murowiska, gdzieniegdzie brakowało kawałka ściany. Albo i całej. Ale zdobienia zapierały dehc w piersiach.
- Trafiłam tu kiedyś przypadkiem. - szturchnęła łokciem Tavarti - No spróbuj zaśpiewać.

Po próbie głosowej stwierdzono, że akustyka tego opuszczonego miejsca jest cudowna. No a zaraz później skierowali się w stronę domu.

Gdzie spotkali...

Wysłanniczkę szalonych pasji czyli biedną Maloniel. Ona jeszcze nie wiedziała, że jest biedna. Tavi dostrzegła to po jednym zdaniu: "Pozwoliłam sobie przejrzeć twe rzeczy pani. I przyznaję, że z pewnymi wyjątkami, reszta strojów, choć ładna, nie pasuje do twej roli." Tak, Dami może to wziąć do siebie. Oby nie.
- Nie kupowałysmy ich z myślą o bawieniu się w arystokrację. - Dami wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Tavi roześmiała się wesoło.
- To będzie niemałe wyzwanie. Cieszę się, że się poznałyśmy Maloniel. - kciukiem pokazała głosicielkę. - To jest Dami. Za nami stoi Gherton, a Kajmon...- rozejrzała się dokoła, ale maly gdzieś zniknął. - to ten, którego tu nie ma.

Elfka kiwnęła głową wszystkim na powitanie i rzekła.- Możesz przejść się przede mną, pani?
Na ustach Tavi wykwitł głupi uśmiech.
- Tak po prostu?
Maloniel kiwnęła głową.
Dziewczyna odstawiła kostur, zdjęła miecz.
- Nie patrzcie tak na mnie. Zajmijcie się czymś.
- Na przykład?
- orczyca uśmiechała się ironicznie.
- Znajdź temu miejsce. - dziewczyna wepchnęła jej w ręce posążek.
Wzięła głębszy oddech, wyprostowała się, uniosła lekko brodę, i kroczyła przed siebie. Wydawało jej się, że kroczenie pasuje lepiej dla arystoracji niż chodzenie.
- Chodzisz z gracją pani.- uśmiechnęła się elfka - ale nie musisz tak sztywno.-podeszła i lekko potarła barki Tavarti dłonią. - Ramiona luźniej...nie musisz wypinać bardziej piersi...i tak się ładnie prezentują. Szata z większym dekoltem, może nieco dłuższa suknia. To by pasowało. Musimy zrobić coś z włosami, są za dzikie.
Obeszła dziewczynę dookoła.- Rysy masz arystokratyczne, co najwyżej lekko pokreślimy makijażem.

"Będzie bardzo śmiesznie. Dłuższa suknia, dzikie włosy - kiedy mi się takie podobają, makijaż. Nikt mnie nie pozna. Nie to akruat jest ta dobra strona."


- Wygląd martwi mnie najmniej. Bardziej mnie martwi mówienie i zachowanie. A właściwie to, czego nie mam.
- Tym się pani nie przejmuj...Po prostu nie wdawaj się w szczegóły i traktuj t'skrangów z góry.
- zaśmiała się Maloniel.- Zachowuj się pani, jakby byli twoimi dłużnikami. A jeśli ci się zdarzy wpadka, udawaj że nic się nie stało...w razie czego wspominając coś o najnowszej modzie w Vivane. Nie pozwól im panować podczas tych negocjacji. Jak długo ty kontrolujesz sytuację, tak długo jesteś zwyciężczynią...I pamiętaj, każdy t'skrang, to w duszy pantoflarz. Mają respekt przed kobietami.

Tavi uśmiechnęła się na wspomnienie rozmowy z T'salkinem.
- No no, będzie ciekawie.

-Czy masz jeszcze jakieś pytania pani?- nagle dotknęła policzka dłonią.- Byłbym zapomniała, używaj języka therańskiego. I ignoruj wszelkie użycia języka Throalu. to ich dodatkowo skonfunduje.

- Czy w normalnych sytuacji, czyli poza rozmową z t'sangami muszę udawać arystokratkę? Mogą mnie, no nie wiem, śledzić?
- odrzuciła włosy do tyłu. - Therański zapamiętam.
Maloniel zaskoczyło to pytanie, przez chwilę stała zamyślona, po czym dodała.- Nie powinni, niemniej zapytam Omasu o to. Poza tym, możesz wziąć pani ze sobą własnych ochroniarzy i służbę do usługiwania podczas rozmów.
Tavarti obrzuciła krytycznym wzrokiem "gołodupca".
- Taaa, ochroniarz się znajdzie. Ze służbą może być problem. Muszę ją mieć? - przkerzywiła głowę.

Maloniel uśmiechnęła się wesoło.- Pani, służba i ochroniarze, to dobra wymówka byś otoczyła się Dawcami Imion którym ufasz i którym możesz powierzyć swe bezpieczeństwo. Jestem pewna, że przedsiębiorstwo Omasu znajdzie tylu godnych zaufania bohaterów ile będziesz potrzebowała.
Spojrzenie Tavarti mimowolnie spoczęło na Acelonie... Czy przypadkiem Omasu nie polecił jego właśnie?
- Że też sama na to nie wpadłam. - wpadła tylko jakoś nie zaskoczyło od razu. Bowiem obraz Gromalaka jako sługi. Dalczego akurat to jej przysżło na myśl? Nie Dami, nie Gherton tylko Grolmak. Nie ważne. - No to już nie mam pytań.
Maloniel spytała.- A więc jutro z ranka proponuję pójść na zakupy, a potem do fryzjera...a potem, spotkanie z przedstawicielami Domu Dziewięciu Klejnotów. Czy taki plan dnia, odpowiada ci pani?
- Będę gotowa o ósmej?
- Tavi u smiechnęła się.
-Jak sobie życzysz pani..-odparła z uśmiechem Maloniel, po czym ruszyła w kierunku drzwi dodając.-A więc przyjdę rankiem, dobrej nocy Alteo Rubaric.
- Dobranoc Maloniel.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 29-08-2009 o 19:15.
Latilen jest offline  
Stary 02-09-2009, 19:29   #33
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Opuszczona świątynia, Travar


Gdy dziewczyny zajmowały się próbami głosu Gherton przyglądał się freskom, przesuwał dłonią po nich. Wreszcie spytał Damarri.- Uważasz to miejsce za dobry pomysł?
- A niby czemu nie?-
spytała orczyca. Mężczyzna dotknął placem fresków i przesunąwszy po nich dodał.- Ta świątynia przed pogromem była zbudowana na chwałę Vestrialowi. Obecnie szalonej Pasji.
Tavarti zamarła.
- Szalonej? Może się nami... zainteresować? - zapytała Ghertona. Wróżbita rzekł po chwili zastanowienia.- Z Vestrialem...nigdy nic nie wiadomo. Ale jego wyznawcy słyną z knucia zawiłych intryg i jestem pewien, że nie porzucili tej świątyni...wbrew temu co się wydaje.
- Vestrial jest jedną z trzech Pasji które uległy splugawieniu podczas Pogromu, ale ta świątynia...to już chyba tylko pusta budowla.-
odparła Damarri. Po czym rzekła.- A wiesz, że....wszystkie trzy splugawione Pasje ponoć wspomagały Therę podczas budowy ich kaeru w sercu imperium?
- Krążą różne plotki co do tego co się stało z tymi Pasjami podczas Pogromu. Na Therze, ponoć wielu nie wierzy w spulagawienie Dis.-
dodał Gherton.
- To może wracajmy już do domu. Lepiej nie wywołujmy bestii, znaczy pasji z lasu. - Tavarti uśmiechnęła się nieśmiało. Gherton zaś mruknął.- Poproszę Drussa by zajrzał w przeszłość tego miejsca.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Tavi poprawiła włosy. Mężczyzna się uśmiechnął i rzekł.- Nie znam potężniejszego Wróżbity. Choć istnieją, temu nie przeczę.
- Złe to zawsze zaglądanie krokodylowi z zęby. -
wróżbitka wzruszyła ramionami. - No nic, chodźmy już, co? Usiadłabym w ciszy w ogródku.
Po tych słowach Damarri objęła w pasie wróżbitkę i rzekła do Ghertona.- Nie jesteś za dużym chłopcem na straszenie dziewczynek? Powinieneś raczej Tavi podrywać. Wierz mi, warto.
-Pomyślę nad tym podrywaniem...jak będę pewny, że zawsze będę w stanie ją pokonać.-
zażartował Gherton.- Nie ma straszniejszej małżonki, od tej która zawsze wie gdzie jesteś, zawsze wie ile wypiłeś, o której wrócisz domu i włada kijem lepiej od ciebie.

Dom Tavarti, Travar, wczesnym wieczorem


Zamykając drzwi sypialni Damarri spojrzała na Tavarti podchodząc do niej od tyłu zarzuciła ramiona na jej szyję. Dmuchnęła lekko w ucho adeptki i przystępując do regularnych pieszczot językiem w tym rejonie mruczała.- Wiesz, że jeszcze nigdy nie sypiałam z kupiecką arystokratką?
- hmmm – zamruczała w odpowiedzi Tavi. – Chciałam cię zbyć, ale ponieważ możesz nie mieć więcej okazji tego powtórzyć... – uśmiechnęła się przebiegle – Tylko nie budźmy dzisiaj moich ochroniarzy, hę?
-Czemu? Co takiego powiedziała ci Maloniel?-
szepnęła orczyca wędrując ustami po policzku Tavarti, a dłońmi obejmując ją w pasie. Dziewczyna czuła na plecach biust Damarri. Już zapomniała jak kształtne ma piersi orczyca. Ta zaś kontynuowała.- Mam być zazdrosna?
- Wiesz, jako człowiek mam mniejszą wytrzymałość fizyczną od ciebie. A od jutra muszę się pilnować. Wiesz jak to bywa ze szpiegami.
–na pośladku Tavarti wylądowała dłoń orczycy dająca dość głośnego, ale mało bolesnego klapsa. Zaś sama Damarri rzekła stanowczym tonem głosu.- Ile razy mam ci to powtarzać...nie musisz samotnie radzić sobie z kłopotami i brać wszystkiego na siebie. Za karę... ty rozbierzesz mnie.
- I to ma być ta kara?
- Tavi oblizała wargi. Odsunęła się na kilka kroków od głosicielki, powoli przejechała opuszkiem palca wskazującego po jej obojczykach. Stanęła za orczycą, delikatnie sunąc dłońmi po skórze schowanej jeszcze pod szatą, zatrzymała się na pasie i odpięła go. Obejmując Dami, zdjęła broszkę trzymającą szatę na ramieniu. Musnęła wargami ramię orczycy, pozwoliła, aby szata opadła. Powiodła dłonią wzdłuż kręgosłupa, pogładziła jej pośladki i zsunęła opaskę biodrową.
Orczyca grzecznie pozwalała z siebie ściągać szatki...i gdy była już naga położyła się na łożu, przy okazji wyginając parę razy kusząco swe ciało. Uśmiechnęła się do Tavarti, mówiąc.- Mam nadzieję że sprawiają ci przyjemność nasze igraszki Tavi...bo nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie musisz się nade mną litować...wiesz. Jeszcze potrafię zaciągnąć mężczyznę lub kobietę do łóżka.
- O w to nie wątpię.
- Tavi podparła się pod boki. - Jeśli masz ochotę na odmianę, to cię nie zatrzymuję. Ale mi tam z tobą dobrze. - puściła jej buziaka dłonią.
Damarri spojrzała na dziewczynę i rzekła.- Dzisiaj ty się sama musisz rozebrać. Ciekawe czy potrafisz pozbawić się szat w taki sposób, by rozpalić we mnie krew?
Tavarti nic nie odpowiedziała. Rozpuściła włosy. Nie spieszyła się. Powoli przeczesywała je palcami, aby po chwili przerzucić je na plecy. Odwróciła się tyłem. Z jej ramion zjechał płaszcz. Wykonała kilka gestów przejętych od Saviry. W międzyczasie pozbywając się spodni i tuniki. Na końcu zsunęła bieliznę.
Damarri klepnęła dłonią miejsce na łóżku obok siebie i dodała chichocząc.- Zdałaś egzamin, chodź, do mnie.
Dziewczyna usiadła tuż obok, Damarri przybliżyła się od niej obdarzając jej ciało pieszczotami i szepcząc jej do ucha.- Jutro mam...cały dzień wolny Tavi. Może spędzimy go razem, co?
- Chętnie tylko... Tylko musisz się mną podzielić z Maloniel.
- Wiem, wiem ...misja od Omasu.-
mruknęła Damarri całując Tavarti namiętnie, gdy dłonie orczycy wędrowały do intymnego miejsca młodej wróżbitki. Po pocałunku spojrzała na Tavarti i dodała.- Tym bardziej powinnam być z tobą, pilnować cię...Może jakoś mnie wciśniesz do swej misji?
- Dla ciebie zawsze jest wolne miejsce po mojej prawicy.
- Tavi zachichotała. A Dami położyła dziewczynę na łożu i rzuciła się na nią obsypując nagą skórę pocałunkami i pieszczotami. Wróżbitka nie pozostała orczycy dłużna i po chwili łoże stało się miejscem namiętnej kotłowani dwóch nagich kobiet. Damarri w miłosnym uniesieniu była energiczna i pomysłowa doprowadzając raz po raz Tavi na granicę ekstazy i nie pozwalając jej na spoczynek.
Kolejne minuty pieszczot wydłużały się płonąc miłosnym uniesieniem. To była gorąca noc dla wróżbitki, noc pełna pieszczot, pocałunków, ekstazy i niekontrolowanych jęków. Pod koniec Tavarti leżała na łożu, mokra od potu, spazmatycznie łapiąc oddech. Myśli gdzieś odpłynęły przytłoczone doznaniami...Orczyca leżała obok, równie mokra, równie gorąca i równie wyczerpana miłosnymi zapasami. Zasnęły obejmując się czule.

Dom Tavarti, Travar, wczesnym rankiem

Pukanie do drzwi wyrwało zarówno Tavarti jak i Damarri ze snu. Kobiety, były wtulone w siebie... A ich twarze znajdowały się na przeciwko. Orczyca nie odrywając głowy od poduszki spojrzała na dziewczynę, uśmiechnęła się i mruknęła.- Miniona noc warta jest zapamiętania, Tavi...
Podniosła się z poduszki, pozwalając swym ciemnym puklom szczeciniastych włosów okryć jej plecy szyję i barki. Damarri pocałowała Tavarti w policzek dodając.- Tę noc warto kiedyś powtórzyć.
W tej chwili jednak inne sprawy zajęły dziewczyny, trzeba było się szybko ubrać i otworzyć czekającej na zewnątrz elfce.
Maloniel czekała cierpliwie i nie skomentowała, ani pośpiesznie nałożonych szat, ani specyficznych fryzur obu kobiet.
- Jak tylko będziesz gotowa pani.- rzekła Maloniel uśmiechając się. – Ruszamy na zakupy...- a widząc niewyraźną minę Tavarti, elfka dodała.- O pieniądze się nie martw. Kompania Handel Lądowy opłaci koszty zakupu odpowiednich strojów.
Pozostało zjeść śniadanie, w towarzystwie Ghertona, Grolmaka, Damarri... Oraz gołodupca Ace’a. Acelon musiał czekać w domu na wizytę głosicielek. Gherton obiecał pilnowac Tavarti, ale z daleka.
- Zawsze będę wiedział gdzie jesteś.- rzekł Gherton.-I wyczuję, jak będzie ci groziło niebezpieczeństwo.
Maloniel nie lubiła tracić czasu...Jak tylko Tavarti ruszyła wraz nią do miasta, od razu skierowała się do sporego ekskluzywnego sklepu, którego wejścia pilnowali dwaj krasnoludcy najemnicy w zbrojach i z maczugami przy pasach.
Wysłanniczka Omasu wszystko już miała zaplanowane. Od razu zaprowadziła dziewczynę wprost do do bocznych drzwi, dla wyjątkowej klienteli...wyjątkowo zamożnej. Jednak Grolmak musiał zostać za drzwiami.
Tam już czekała kolejna postać.

Elfka o ufryzowanych ciemnobrązowych włosach, pięknych oczach i szacie dopasowanej do jej posągowej sylwetki. Osoba która wiele kobiet, w tym i Tavarti mogła wpędzic w kompleksy swą urodą i urokiem osobistym.
- Alteo to jest Siriel Altiran, Siriel...To jest Altea Rubaric. Trzeba z niej zrobić bywalczynię salonów Vivane.- rzekła Maloniel przedstawiając ją.
- Miło mi poznać pani, a teraz zechciej rozebrać się do naga.- Siriel szybko przeszła do sedna. A gdy Tavarti , obnażyła się przed nią, efka zaczęła ją obchodzić dookoła, mrucząc.- Nieźle...co by ..to mogło pasować, podkreślić pośladki, skryć uda...tak...uda nie pasują do kupieckiej kobiety...pośladki, kształtne...tak...piersi...odważny dekolt dodałby by mi uroku, ale...nie to by za było za bardzo wulgarne...trzeba czegoś subtelniejszego...mam...coś w stylu therańskim, najnowszy krzyk mody ?
Maloniel dorzuciła swoją opinię.- Raczej nie...coś mniej krzykliwego, ale z klasą.
Siriel wyszła i wróciła z piękną delikatną. Ze srebrzystego materiału...Tavarti i Damarri aż otworzyły oczy ze zdumienia. Tak pięknej i subtelnej szaty jeszcze nie widziały. To że nie zdobił jej żaden haft, dodawało jej tylko wyrafinowania.

-Prawda, że piękna?- spytała Siriel, a roziskrzony wzrok zarówno Tavarti jak i Damarri zdawał to potwierdzać. Maloniel jednak rzekła.- Za bardzo odważna....coś bardziej dystyngowanego by się przydało.- elfka spojrzała na Tavarti i widząc jej zawiedzioną minę dodała.- chociaż tą też weźmiemy. Może się przydać na mniej oficjalne spotkania. Rozmowy z delegacją K’tenshin wymagają sukni, bardziej dystyngowanej.
- Mam coś takiego...- rzekła w Siriel po chwili przyszła z kolejną suknią i pięknym płaszczem do niej.

O wiele bardziej zdobiona, wraz ametystowym płaszczem stanowiła małe dzieło sztuki.
- Idealna...Alteo przymierz ją.- rzekła Maloniel. Strój był rzeczywiście piękny i miły w dotyku. Tavarti spojrzała w lustrze i musiała zgodzić się z elfką. Ten strój dodawał jej urody i dostojeństwa.
- Bierzemy.- zadecydowała Maloniel, a po niej odezwała się Damarri.- To teraz moja kolej.
Odwróciwszy się w jej stronę Tavarti zobaczyła jak orczyca energicznie zrzuca z siebie szaty.
Zaskoczona spojrzeniami trzech kobiet głosicielka z łobuzerskim uśmieszkiem rzekła.- No co...jako prawa ręka Tavarti, muszę się godnie reprezentować, chcę mieć taką szatę.
Orczyca wybrała sobie strój podobny do srebrzystej szaty tylko bardziej obcisły i odważny.
I pojawił się problem...Damarri nie umiała ubrać tej sukni.
Siriel musiała Damarri tłumaczyć jak ubierać ten rodzaj szaty. Tavarti pamiętała, że sama założyła ją niemal odruchowo.

I o ile srebrzysta suknia na Tavarti podkreślała szczupłą sylwetkę dziewczyny, u orczycy uwypuklała jej atuty, kształtne piersi i zgrabne pośladki. Wydawało się, że szata przylega do jej skóry. Ale Dami się efekt ten podobał.

Kolejnym punktem zakupów była wizyta u balwierza i fryzjera jednocześnie, starego krasnoluda o wypielęgnowanej brodzie.
Maloniel zarządziła by zarówno Damarri jak i Tavarti upiąć włosy według najnowszych trendów mody w Viviane.
- Ładnie ci z tymi włosami Alteo. Ale dystyngowane damy noszą starannie ułożone fryzury.- rzekła pojednawczo elfka, widząc niechęć do tego pomysłu u wróżbitki.
Krasnolud bardzo szybko zaczął pracować nad fryzurą najpierw orczycy (robiąc jej loki i upinając w kok) a potem nad jej makijażem. Następnie zajął się Tavarti...
- Szkoda skracać takie ładne włosy. Tylko je splotę panienko.- rzekł z uśmiechem i zabrał się o roboty.
Jak na przedstawiciela swej rasy, miał dość długie palce. I zręcznie splatał pukle dziewczyny, by po chwili stworzyć swe arcydzieło. Zakończył je wbijając dwie szpile w utworzony kok.

Następnie nałożył lekki makijaż i pachnidła i Tavarti mogła spojrzeć w posrebrzane lusterko by ocenić dzieło krasnoludzkich rąk.
Twarz którą widziała w lustrze była jej jednocześnie znana i obca. Miała wrażenie, że ta odbijająca się lustrze kobieta, jest jej kimś bliskim...wydawało się jej, że zaraz krzyknie.- „Oddawaj me ciało złodziejko !” Nerwowym ruchem Tavarti odłożyła lustro na miejsce. Czy była Alteą? Czy naprawdę była Alteą Rubaric? A nawet jeśli nie nią...to przecież była kimś innym. Czy ta druga kobieta, upomni się o swoje...jak będzie się czuła pamiętając jednocześnie obecne i przeszłe życie? Kim się stanie, gdy Tavarti i to odbicie z lustra staną się jedną kobietą...Czy od przeszłości można się całkowicie odciąć i odgrodzić?
Dotknięcie na ramieniu...dłoń miękka i silna. Tavarti znała ten dotyk. Dłoń orczycy pieściła ją wielokrotnie...więc potrafiła ją rozpoznać.
- Rozchmurz się.- rzekła Dami cicho, acz wesoło.-Wyglądasz ślicznie i kusząco.
Po czym spojrzała w oczy Tavarti dodając.- Co mówiłam o dźwiganiu brzemienia samemu. Powiedz co cię znów trapi Tavi?


Taras „Spokojnej Przystani”,Travar


Spotkanie z przedstawicielami Domu Dziewięciu Klejnotów, miało się odbyć w zbudowanej na rzeką karczmie Spokojna Przystań. Była to ekskluzywna gospoda, tylko dla majętnych klientów, i bardziej pod gusta t’skrangów. Spora jej część bowiem była zbudowana pod wodą, na wzór budowli z wiosek t’skrangów...kopuł ukrytych pod wodą i po części zakopanych w rzecznym mule. Jednak Tavarti nie musiała sprawdzać jak to jest w owych kopułach. Spotkanie z przedstawicielami aropagoi miało się odbyć na tarasie zbudowanym nad rzeką. I na to spotkanie została wpuszczona Tavarti, Grolmak a nawet Damarri...Ale nie Maloniel. T’skrangi jasno oświadczyły, że przedstawicielka kompanii Handel Lądowy nie jest mile widziana na tym spotkaniu. Tavarti więc musiała liczyć na siebie.
T’skrangom przewodził t’skrang w jaskrawoczerwonych szatach, stroju przepasanego szerokim pasem z mieczem przypiętym na odwrót. Co znaczyło że jest leworęczny.

- Kess’ren Naxos przedstawiciel domu Dziewięciu Klejnotów.- rzekł w therańskiej mowie.- A to Hafari i Hefren...moi współpracownicy.
Hafari była kobietą t’skrangiem i Tavarti stwierdziła, że nie jest tak łatwo odróżnić płeć u tej rasy. Od Hefrema różniła się nieco smuklejszą budową ciała, łagodniejszymi rysami i kobiecym strojem. Sądząc po barwie łusek ona i Hefren, byli spokrewnieni, tylko że masywniejszy t’skrang przypominał wojownika, a sądząc po wyszywanej w skomplikowane szaty.
- Witajcie. - Tavarti skinęła im głową. - Moja godność Altea Rubaric. - mówiła powoli, z wysoko uniesioną głową. - To mój ochroniarz, Gromlak i moja służka Damarri. Miło mi was poznać.
"Altea" usiadła przy stole, Grolmak i Dami stanęli tuż za nią.
Z tyłu na tarasie czwórka ochroniarzy, rosłych t’skrangów w skórzanych zbrojach i z długimi mieczami, oraz łukami. I ich uwaga powinna była być skupiona na okolicy...ale nie była. Orczyca ubrana w najnowszą zdobycz, ostatnio zakupioną szatę, przyciągała ich uwagę. Tym bardziej, że uśmiechała się raz niewinnie, raz lubieżnie. Prężyła swe ciało w sukni która wydała się, iż miała pęknąć na niej. Nie tylko uwaga ochrony była rozproszona, także Hefvren i Kess’ren zerkali na Tavarti. Jedynie Hafari ignorowała obecność głosicielki.
- Mam nadzieję pani, że...-tu Kess’ren zerknął na orczycę.- że...czujesz się już...- kolejne zerknięcie.- lepiej...znacznie lepiej.
Tavarti zachowała kamienną minę.
- Tak czuję się już znacznie lepiej. Ale przejdźmy do rzeczy. - uśmiechnęła się delikatnie, acz chłodno.
A Damarri w tym czasie przesunęła dłonią po strategicznych obszarach swego ciała, skupiając uwagę całej grupki. Orczyca wiedziała, jak uwodzić mężczyzn, wszak był to jej fach. Wszak robiła to każdej nocy, podczas której występowała w „Ognistym Jaszczurze”.
I skupianie uwagi...szło Dami aż za dobrze. Kess’ren nie zwrócił uwagi na słowa wróżbitki.
- Rozumiem, że chciałbyś panie o czymś porozmawiać. Nie traćmy czasu. - powiedziała "Altea" zimno, sugerując że to ONI tacą JEJ bardzo cenny czas. Hafari dała kuksańca Kes’renowi.
- A tak...pani. Możesz nam opowiedzieć co się...-kuksaniec od Hafari, przerwał gapienie się Kess'rena.-... wydarzyło na „Żelaznym Orle.”- spytał spoglądając Tavarti prosto w oczy.- I co się stało z naszym ładunkiem?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 03-09-2009 o 13:32.
abishai jest offline  
Stary 06-09-2009, 22:24   #34
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Dzień jak zwykle zaczął się zbyt szybko. Tavi nie lubiła budzić się nagle, a dzisiaj jeszcze ta cała szopka z T'srangami. Zapowiadała się doba pełna wrażeń.

<<No dobra, to bierzemy tego byka za rogi.>>

- To najpierw zjemy śniadanie, potem się... - Tavarti zamarła w drzwiach do kuchni. Przez otwarte drzwi wyraźnie było widać bujające się na wietrze... pranie? - kto zrobił pranie?

Gromlak zamrugał.
- A to nie wy?
- Nie.
- zaprzeczyła Damarri - Co ze śniadaniem?
- A ja właśnie szukałam tamtej tuniki.
- Tavarti wzięła się pod boki. - No dobra, Maloniel usiądź, ja pójdę po to pranie, co go nikt wczoraj nie zrobił.

Wrzuta.pl - Zoe Keating - Frozen Angels

Wyszła na taras. Wiatr w nagłym porywie poszarpał jej włosy, rozsupłał resztki warkocza, złapał za krawędź szaty i ciągnął jak niesforny dzieciak. Pranie falowało w rytm muzyki szelestu liści i niosącego się rannego tumultu miasta. Wzięła głębszy wdech. Powietrze, jeszcze po nocy, zdawało się rześkie i wilgotne. Boso, ciesząc się sprężystą trawą pod stopami, ruszyła między drzewa. Złapała pierwsze ubranie z brzegu i zaciągnęła się jego świeżym zapachem - czystość mydła i zapach nocy mieszał się z jakąś nutą niepewności. Nagle z drzew zerwały się do lotu ptaki.


Śmiech w kuchni, gdzieś dalej płacz małego dziecka. Trzepot skrzydeł. Właściwie kawki szybowały puchowym ruchem, a całą pracę wykonywał wiatr. Oddech ziemi. Odwróciła się z powrotem do prania. Na płocie, kawałek dalej siedział kotek.


Wiatr cicho szemrał. Zaczęła płynnymi ruchami, jakby wpisując się w dziwną atmosferę poranka, zdejmować ubrania i sprawnie składać je w kostkę. Układała na kupkę u swoich stóp, wilgotnych od jeszcze nieprzebrzmiałej rosy. Wzięła pranie na ręce, przymknęła oczy ostatni raz delektując się spokojem i ciszą. Wzięła głębszy oddech.


Coś zdaje się dotknęło jej policzka. Otarła go ramieniem i ruszyła w stronę domu. Weszła do sypialni, przebrała się, chwyciła za swój kostur i skierowała się do kuchni, mając nadzieję, że śniadanie odbędzie się bez niespodzianek. Kiedy weszła do pomieszczenia, Dami posadziła ją na krześle.
- Oj, patrz zrobiłam ci cudowne śniadanko! - talerz wylądował Tavi przed nosem.


- Cudownie, prawdziwa z ciebie artystka. - w ten sposób rozwiały się marzenia o spokoju.
- Nie podoba ci się? - Dami zrobiła smutną minkę. - A ja się tak starałam.
- Śliczne, śliczne. Powieszę na ścianie. Ale suchym chlebem człowiek nie żyje.
- Ha!
- głosicielka cmoknęła dziewczynę w policzek. - Dlatego mam też to!


By devantart.com

Z następnych kilku godzin z radością wspominała jedynie krótką pogawędkę z Dami o odbiciu mocno znajomym, o sukience wielce za drogiej i wyborze ślicznej kolii, która idealnie pasowała do pewnych kolczyków, pięciu drobnych pierścionków i bransoletki. A i znalezienia dzieciaków tak, gdzie się tego spodziewała - mieli swoje miejsce spotkań młodzieżowego kołka własnej opieki. Wręczyła im naręcze owoców.

Potem to już tylko dyskusja z t'srkangami została.

+++

Tavarti alias Altea zatarła dłonie, dzwoniąc z cicha pierścionkami.
- Widzisz panie, tu leży pewien problem. Głosiciele Garlen stwierdzili u mnie krótkotrwały zanik pamięci. - przymknęła lekko oczy - Wspomnienia sprzed wypadku wróciły. Niestety te z podróży i z samej katastrofy dalej są bardzo chaotyczne i zamglone. Nie pamiętam również, co też było owym ładunkiem. Gdybyście mi powiedzieli, czego szukacie, może wtedy wam pomogę. - uśmiechnęła się lekko. - Natomiast do tego, co pamiętam. Pamiętam pożar i ohydną postać. Walkę magiczną między zakapturzoną istotą a elfem.

- Zanik pamięci?
- w głosie Kess’rena słychać było panikę, ale jego towarzyszka wykazała więcej rozsądku.- Zakładam, że zebrano wszelkie szczątki? I są one do naszej dyspozycji. Zapewniono nas, że Owoc Pasji ma sobie potężną magię. A takie przedmioty ciężko zniszczyć.
-Nazwa ta sprawiła że Tavarti odruchowo odwróciła się do prężącej swe wdzięki orczycy. Ale i mina Damarri wyrażała zaskoczenie.

Altea splotła dłonie przed sobą.
- Z tego, co wiem, szczątki zostały zebrane i odpowiednio zabezpieczone. - potarła lewą skroń. - Czy Owoc Pasji to klejnot? Wielkości jaja krokodyla o bursztynowym zabarwieniu? Czemu zawdzięcza swoją nazwę?
Oboje t’skrangi spojrzeli po sobie, po czym Hafari rzekła.- A więc masz go przy sobie?

Tavarti trzęsła się cała, miała wrażenie że właśnie ktoś ją wrzucił na głęboką wodę, ale nie nauczył pływać. Natomiast Altea była w swoim żywiole. Spokojna, choć straciła kontrolę nad rozmową, miała jeszcze przecież kamień. A go z pewnością nie odda. Przecież nie oddaje się własnych trzewi.
- To zależy.

Ciepła dłoń wylądowała na ramieniu Tavarti, wsunęła się na szyję...place orczycy delikatnie jeździły po skórze dziewczyny. Głosicielka starała się dodać otuchy swej ukochanej.
- Na Thystoniusa... chyba nie zjadłaś!- krzyknął spanikowany Kess’ren, a jego towarzyszka odparła spokojniej. –Co -mają oznaczać twe słowa, Alteo?

- Jeśli chodzi Pani o owy kamień mam go przy sobie, jednak nie mogę go Wam oddać.
- spojrzała Hafari prosto w oczy. - Ów Owoc Pasji został trwale związany z moim wzorcem. - odparła spokojnie.
- Jest nasz! Zapłaciliśmy wam sporo złota za jego zdobycie i przemyt!
- krzyknął zdenerwowany Kess’ren. Siedzący obok niego t’skrang sięgnął po miecz. W reakcji na to, Grolmak chwycił za swój oręż, dodając.
- Spróbujcie tknąć moją panią, a pożegnacie się z- ogonami.
Sytuację uratowała jednak Hafari.- Z tego co nam powiedział twój dom kupiecki Alteo, Owoce Pasji się zjada, a nie łączy z nim swego wzorca. To nie jest przedmiot magiczny, w normalnym tego słowa znaczeniu.

- A jednak. Grolmak spokojnie.
- Altea poklepała orka po ręce, w której dzierżył rękojeść broni. - Droga Hafari, ja nie mówię o wykorzystaniu mocy samego klejnotu. Elf, którego ledwo pamiętam z pokładu statku złączył mnie z kamieniem magicznym zaklęciem zanim umarł.

- A co ma do tego jakiś elf ? Czyż Owoc Pasji -nie był powierzony tobie? O co chodzi z tym elfem?-
wypytywał nerwowo Kess’ren.- Co nas w ogóle obchodzi jakiś elf i jego porachunki na statku?
- Może powinniśmy wraz tobą pojechać do Vivane i na miejscu wyjaśnić sprawę.
– rzekła Hafari.- Dorina mogłaby rzucić dodatkowe światło na tą sprawę. Pamiętasz może jak ukryliście ów przedmiot?

Tak to się nazywa szybkie przekazanie piłki przeciwnikowi. Altea założyła nogę na nogę i oparła się wygodniej o plecy fotela.
- Co ma do rzeczy? Dość sporo, skoro uniemożliwił łatwą wymianę. Moglibyście mi powiedzieć pani, po co wam potrzebny ów Owoc? Wtedy moglibyśmy się zastanowić wspólnie, czy w samym Tarvarze nie ma osoby, która by zdjęła to nieszczęsne zaklęcie. - mówiła spokojnie i zimno. Co zabierało jej wiele energii.

Energiczny ruch noga na nogę okazało się dość skuteczną zagrywką... jeśli chodzi o mężczyzn. Spowodowało to bowiem że szata Tavarti obsunęła się w dół odsłaniając kolano i spory kawałek uda dziewczyny. I- przyciągając spojrzenia wszystkich t’skrangów poza Hafari (a także Grolmaka i Dami... a na twarzy orczycy pojawił się wesoło-lubieżny uśmieszek).
- To tajemnica.- odparła spokojnie Hafari, nie przejmując się śliniącym tuż obok Kess’renem. Po czym rzekła.- Mogłabyś pokazać nam ten... owoc?

- Dami,... - powiedziała Tavarti czekając, aż orczyca się pochyli, a gdy ta już odpowiednio zaprezentowała swój obfity dekolt dokończyła - Podałabyś mi szklankę wody?
Korzystając z momentu, kiedy głosicielka prezentuje swoje wszystkie wdzięki, zwróciła się do Hafari.
- Nie sądzę. Skoro nie wiem, po co wam ten kamień, nie mogę mieć pewności, że po prostu mi go nie odbierzecie, a Twoje słowa, pani, to tylko pretekst.

- Dziękuję. - Altea zmoczyła wargi w wodzie. - Jak najbardziej. Gdyby kamień nie był związany ze mną. Obecnie jest mimo wszystko częścią mnie. A zwykle użycie może spowodować nieprzewidziane efekty uboczne.

Orczyca uśmiechnęła się dygając niezręcznie... nie była jednak dość dobra w tej roli, niemniej "przypadkowo" szata obsunęła się nieco odsłaniając ramię głosicielki. I przykuwając uwagę t'skrangów. Trzeba przyznać, znała się na uwodzeniu. Tymczasem Hafari przejęła kontrolę nad negocjacjami.
- Alteo nie igraj z nami. Mamy tu przewagę liczebną i użyjemy jej, jeśli będzie trzeba. Zakup Owocu Pasji wiele niall Naxos kosztował.
T'skrandzica potarła lekko swe małe lewe uszko.
- Proponuję byś pojechała z nami, zbadamy ten przedmiot i na pewno magowie mego aropagoi znajdą sposób by cię uwolnić od niego.

- Zgodzę się, jeśli na spotkanie wybierzemy jakiś neutralny teren.
- Altea poprawiła pierścionki. - Poza tym groźby raczej nie pomagają w negocjacjach, prawda? - uśmiechnęła się półgębkiem. Nie wiedzieć czemu, zupełnie się nie bała. Oczywiście, nie istniał żaden racjonalny powód, ale to nigdy nie zmieniało sytuacji.

- Masz trzy dni na zastanowienie się Alteo Rubaric. I nie myśl że twa rodzina cię ochroni.- mruknęła Hafari, spoglądając Tavi prosto w oczy. - Czekamy na twą odpowiedź trzy dni. Jeśli do tego czasu, nie zdecydujesz się na skorzystanie z naszego zaproszenia do siedziby Domu Dziewięciu Klejnotów to...zabierzemy tam i Owoc Pasji i twe martwe ciało.

- Droga Hafari nie groź mi, gdyż mogę niechcący zgubić kamień. - Altea wstała, dygnęła lekko. - Wyślę mojego posłańca z odpowiedzią, choć nie podobają mi się wasze warunki. Zwłaszcza że moglibyśmy zrobić to na miejscu, po co nadkładać drogi? Skoro wam tak ten klejnot potrzebny. Idziemy. - rzuciła do Gromlaka i Damarri.
Wyszła powolnym krokiem. Irytowało ją tylko jedno - nie udało jej wyciągnąć żadnych pożytecznych informacji. Groźby śmierci się nie bała. Ale miała wielką ochotę popsuć szyki tej wrednej babie. Nie wiedziała, dlaczego jej nie lubiła. Po prostu Hafari wydawała jej się taka. Sztywna, tak głównie sztywna.
Zgarnęła po drodze Maloniel. Wstąpili do sklepu z przyborami do pisania i pergaminem. Tav zaczęła pisać szybko, na kolanie.

Cytat:
"Drogi Omasu,
tyle dla mnie zrobiłeś, a mnie niestety nie udało się wyciągnąć z Ktenshinów żadnej istotnej informacji. Bardzo cię za to przepraszam..."
Potem zreferowała całą rozmowę.
- Maloniel, moja droga - podała jej kopertę z listem - jakbyś mogła to dostarczyć Omasu w miarę szybko. Gdyby mnie szukał u mnie w domu ktoś z pewnością będzie wiedział, gdzie mnie znaleźć.

Rozstały się na skrzyżowaniu ulic, Tavarti szybkim krokiem skierowała się do swojej willi.
- I znów wszystko dusisz w sobie. - Dami dała jej kuksańca w bok.
- Nie. Na razie nie mam nic do duszenia.
- Co zamierzasz?

Tavarti uśmiechnęła się szeroko.
- Spojrzę na kamień z innej perspektywy. Jeśli to nie pomoże, poproszę Ghertona lub Drussa. A jeśli to zawiedzie, no to zostaje już mi tylko ten Ksenomanta. - spojrzała na orczycę z uporem w oczach. - Ale z pewnością nigdzie się stąd nie wybieram, nawet jeśli bym miała się ukrywać przed tą zgrają.
- Lepiej z nimi nie pogrywaj sama.
- głosicielka wyraźnie się martwiła. Zresztą Gromlak też nie miał najszczęśliwszej miny.
- Oj, pogrywać zacznę, jak podjudzę i pomogę T'salkinowi.
Damari aż stanęła. Po czym zaczęła się śmiać.
- Oszalałaś.
- To przez te upiększające zabiegi.



Tavarti jak burza wpadła do willi, przeleciała przez sypialnię zmieniając strój na lżejszy, ale zapominając zupełnie o biżuterii. Wpadła do ogrodu i zniknęła między drzewami. Usiadła jak najdalej od zgiełku dnia, pod rozłożystym dębem. Wyciągnęła Kamień i zamknęła na nim dłonie.
- No to zobaczmy, co mi możesz o sobie powiedzieć kochaniutki.

Zamknęła oczy, kilka głębszych oczu, przywołanie uczucia z ćwiczeń wraz z mistrzem i....
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 15-09-2009, 14:35   #35
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Sklepy, Travar, tuż przed wizytą u K’tenshinów


Nie należy zbywać Dami półsłówkami. Tavarti powinna była już to zapamiętać. A jednak...spytana o swe zmartwienia wróżbitka przemilczała sprawę. Zbyła orczycę.
Nie na długo wszak...Damarri wykorzystała pierwszą nadarzającą się okazję.
Zaciągnęła Tavarti na tył sklepiku pod pozorem obejrzenia bielizny z jedwabiu zza morza Aras. Tam przytuliła, się do Tavarti i pocałowała namiętnie wróżbitkę, a jej dłonie zacisnęły się na pośladkach Tavarti.
- Prosisz się o lanie Tavi.- rzekła głosicielka przyciskając do siebie dziewczynę, tak że ich biusty były ściśnięte.- Znowu coś przede mną kryjesz. Znowu jesteś sama ze sobą i swą zgryzotą. Mam cię rozebrać i wygonić stąd gołą ?...Grolmak na pewno się ucieszy na takie widoki. Choć nie jestem pewna, czy narażać Maloniel. Dziewuszka wygląda na dobrze wychowaną i pruderyjną.
- Dyplomacja to twoje drugie imię co? - Tavi oparła się bardziej o ścianę. - Jeszcze nie wiem, czy to zgryzota. - przygryzła wargę. - Chociaż w takim makijażu wydaję się sobie znajoma. Ciekawe, może rzeczywiście byłam tą całą, pożal się Pasje, Alteą? - palcem wskazującym uderzyła delikatnie w czoło orczycy. - Ale sama mi mówiłaś, że to nie przeszłość się liczy, a teraźniejszość, więc po co mam to rozgrzebywać? A teraz chodźmy, bo się czasowo nie wyrobimy.
-Musimy?-
mruknęła cicho orczyca, a jej dłonie na pośladkach Tavarti, zaczęły się lekko poruszać.- Mogłybyśmy rozerwać się...troszkę.
Tavi pochyliła się w stronę orczycy i ugryzła ją w ucho. Lekko za mocno.
- Jeśli teraz się rozerwiemy, - szepnęła - to na noc nie licz. - Zamrugała zalotnie, choć przesadnie. - Makijaż mi się zmyje. A to katusze tak siedzieć i dawać się wyfiokowywać jak jakaś damulka.
- Masz rację Tavi...my orki, nie rozumiemy co ludzie i elfy widzą w tym pacykowaniu się.-
westchnęła głosicielka.- Nie ma co uciekać przez upływem czasu.
Dziewczyna cmoknęła głośno Dami w policzek.
- A teraz ruchy, najpierw praca, potem przyjemność! - i z uśmiechem na twarzy wypadła z przebieralni.

Dom Tavarti, Travar, późne popołudnie


Zamknęła oczy, kilka głębszych oczu, przywołanie uczucia z ćwiczeń wraz z mistrzem i....skupiła się.
Po czym otworzyła je i skoncentrowała się na astralnym wizerunku. Był on niezwykły. Emanował on silnym blaskiem i niemal „ciepłem”. Centrum klejnotu stanowił ogień...w której Tavarti widziała własną twarz. Twarz duplikująca jej mimikę. Gdy ona się uśmiechała, twarz w klejnocie również wykrzywiała się w uśmiechu. Wokół zarówno twarzy jak i kuli ognia rytmicznie się przemieszczały, niemal „tańczyły” krople krwi. Choć mogły to być różne płyny, Tavarti była niemal pewna, że to krew. Ich liczba nie była stała, raz się pojawiały raz zanikały. Z gorejącego centrum klejnotu, z tej kuli ognia odchodziły czerwono pomarańczowe smugi ognia. Te smugi wplatały się w kolorowe „sznury” oplatające Tavarti. Łączyły się niemal z każdym z nich. Skupiając się jeszcze bardziej na kuli ognia dostrzegła ukryty w kształt, tuż pod twarzą.

Wirujące ni to ostrza ni macki wychodzące z centrum, przemieszczały się zgodnie w prawą stronę. To one plotły ogniste wstęgi przenikające do nici wzorca Tavarti. Dotyk na ramieniu, ciężki i mocny.
Dziewczyna zerwała się nerwowo, podskoczyła zdziwiona i zobaczyła Drussa.
Troll uśmiechnął się dodając.- Wyglądasz na osóbkę, którą gnębi wiele problemów.
- To naprawdę tak widać? - Tavarti westchnęła opierając się wygodniej o pień drzewa.
Wróżbita usiadł obok mówiąc.- Jeden już rozwiązałem...Tamta świątynia została już opuszczona. Od czasów Pogromu nie ma właściciela.
- Mylisz się, ma. -
dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo, półgębkiem. - Należy do dzieciaków. Zrobię tam dom spotkań.

<<Jak Garlen da i najpierw nie będę musiała uciekać gdzie pieprz rośnie przed tymi przerośniętymi jaszczurkami.>>

Troll spojrzał na trzymany przez nią klejnot i rzekł.- Co robisz?
- Ekhem -
podrapała się dłonią z tyłu głowy, uśmiechając nieśmiało. - Staram się spojrzeć na niego z innej perspektywy. Ze strony Adeptki, ale niewiele mi to pomogło. - wzruszyła ramionami. - Wczepił się we mnie i nie chce puścić, a jaszczurki chcą mi go zabrać. Tak bardzo im na nim zależy, że grozili mi nie obwijając w bawełnę.
Troll spojrzał na klejnot.
-Badanie wzorca jest skomplikowane i wymaga sporo doświadczenia. Wielu przeprowadzonych badań porównawczych. Spojrzenie astralne częściej przydaje się do wykrycia splugawienia, źródeł zakotwiczonych czarów, zlokalizowania dodatkowych matryc czarownika.- rzekł Druss pocierając swą brodę.- Natomiast jeśli chodzi o przedmioty magiczne, niektórzy adepci mają wyspecjalizowane w tym celu talenty. Reszta musi polegać, na przetrząsaniu ksiąg, szukaniu znawców magii i legend.
Tavarti spojrzała do góry, w słońce błyskające pomiędzy liśćmi ruszanymi spokojnym wiatrem.
- Czyli jestem ugotowana. - zamruczała pod nosem. - Za trzy dni chcą mi go amputować. Czemu mam wrażenie, że tego mogę nie przeżyć? - przekrzywiła głowę. - Nie ma jakiegoś sposobu na ten kamyk?
- Nie da się amputować przedmiotu magicznego, można jedynie wplatać własne wątki wypierając stare. Dostroić się do niego. – rzekł Druss, spoglądając na klejnot.- I nie jest to bolesne czy śmiertelne, tyle że...jeśli wątki są naprawdę mocne, jeśli są na wysokim poziomie. Trudno się dostroić kolejnej osobie. Poza tym...ty nie chcesz się z nim rozstać, prawda?
Przecząco pokręciła głową.
- Polubiliśmy się. - pogładziła klejnot. - Zresztą go się podobna zjada. Niekoniecznie mam chęć przez czyjąś fuszerkę związać się na czas nieokreślony z jakimś zielonym łuskowcem.
-Trochę to inaczej wygląda w praktyce.-
rzekł Druss śmiejąc się, po czym zdziwiony dodał.- Zjada? Przedmiotów wątkowych się nie zjada.
Tavi nadęła policzki jak pięciolatka. Wzięła przykład z młodszej siostry Kajmona.
- Ale go się podobno zjada. K’tenshinowie mówili, że to jest Owoc Pasji. Zjada się go, aby zasymilować się z jego potęgą. - odrzuciła włosy za ucho. - Albo coś w tym stylu.
- Cóż...Wróżbici mają opanowują specjalny talent zwany Przeszłością Przedmiotu. Służy on między innymi do tego.-
rzekł enigmatycznie troll, biorąc klejnot z rąk Tavarti.- Co prawda adept który go opanuje sam tylko, może zanurzyć się w przeszłości. Niemniej opanowanie specjalnego rozszerzenia talentu...
Dziewczyna zmarszczyła czoło.
- Powoli, powoli. Jestem nowa w te klocki. - uśmiechnęła się szeroko. - Co to jest rozszerzenie talentu?
- Walka bronią, jest talentem który wiele dyscyplin potrafi opanować, rozszerzenie talentu to swego rodzaju specjalizacja dostępna z jedynie adeptowi konkretnej dyscypliny. -
odparł troll.- Dzięki czemu adepci korzystający z podobnych talentów uzyskują dostęp do nowych możliwości, zależnych od wybranej dyscypliny.
- Acha. -
Tavi przykucnęła bliżej Drussa. - To co z tym wróżbickim rozszerzeniem zanurzenia w przeszłości?
-Przeszłość Przedmiotu...z pomocą tego talentu zbadałem opustoszałą świątynię. A dzięki rozszerzeniu zwanemu łańcuch umysłów, mogę zabrać cię ze sobą w podróż.
- Druss spojrzał na Tavarti mówiąc.- Podróż nie ciała, a umysłu. Czy jesteś na to gotowa?
Oczy dziewczyny rozświetliły się zupełną ufnością i bezdenną ciekawością.
- A chcesz mnie zabrać ze sobą? Naprawdę?
- Tak...cofniemy się o dzień przed wypadkiem Żelaznego Orła.-
rzekł troll.- Wolałbym nie uchwycić w wizji momentu śmierci poprzedniego właściciela czy właścicielki klejnotu. To może być niebezpieczne.
Kiwnęła potakująco głową.
- Nie ma czasu do stracenia.
- Zamknij oczy i odpręż się...oczyść umysł...otwórz się na wszechświat.-
krótkie ciche polecenia, silna ciepła dłoń trolla, wiatr owiewający twarz, słońce grzejące cialo...

Błysk...Nagle to wszystko znikło. Tavarti znalazła się na nagiej kobiecie o ciemnych włosach i arystokratycznych rysach.
Nagle Tavarti znalazła się w ciasnym ciemnym pokoiku w wyłożonym drewnem pozbawionym okien. Nagle Tavarti kochała się z obcą kobietą przy świetle świecy. Ale czy naprawdę ona kochała się ? Ciało jej nie słuchało, a doznania choć przyjemne, to jednak odmienne od tych które czuła w łącząc się w pieszczocie z Dami. To przyjemne pulsowanie w lędźwiach, te nerwowe ruchy które wykonywało jej ciało. Dopiero po chwili zrozumiała czemu. Doznania które odczuwała, dostarczało jej ciało mężczyzny. „Była” mężczyzną, odczuwała to co on, widziała to co on. I zrozumiała czemu mężczyźni tak lubią igraszki z kobietą.
- „To jest przeszłość, a właściwie wspomnienie przeszłości, możesz jedynie czuć i widzieć to co widziały i czuły jego zmysły, nie jesteś w stanie ingerować.”- doszły ją myśli, a może słowa Drussa.
A doznania były intensywne, pieszczoty gorące...Po chwili opadł obok ciężko dysząc. Kobieta wtuliła się niego, Tavarti czuła to ciepłe ciało, wtulone w siebie...miękkie i ciepłe.
Podniosła się z łóżka, kaskady ciemnych włosów skryły jej nagość, a tatuaż na prawym ramieniu, róża był dobrze widoczny.

- To był ostatni raz mój kochany. Gdy dotrzemy do Travaru, każde z nas pójdzie swoją drogą.- rzekła dość melodyjnym głosem.
- Wiem Alteo.- rzekło ciało którego doznania odczuwała Tavarti... chwileczkę... Alteo?!
A więc ta kobieta była Alteą Rubaric?! „Ciało Tavarti” wstało z łóżka, zaś kobieta dalej mówiła.- Nie mów tego z taką ponurą nutą, od początku wiedzieliśmy że to nie potrwa dłużej niż podróż. Mam wysoką pozycję w mej rodzinie, nie mogę się wiązać z pierwszym lepszym elfem, Alfarelu.
- Rozumiem.- odparło ciało w którym siedziała świadomość Tavarti, podrapało się po pośladku. Wywołało to lekki dreszczyk w doznaniach dziewczyny. Mężczyźni zdawali się jej teraz bardziej...wyzwoleni. Robili rzeczy na które mieli przyjemność, nie przejmując się reakcją otoczenia. Alfarel zaczął się ubierać mówiąc.- Wiem kochanie, ale...trochę mi żal, że to upłynęło tak szybko.
- Może jeszcze spotkamy się w drodze powrotnej.-
rzekła z lekka nutką nadziei i zaproszenia Altea. Tavarti rozpoznała ten rodzaj intonacji. Mówił. „Bądź wtedy, proszę.”
Jednak Alfarel nie był taki domyślny, a może miał inne powody? Bo powiedział tylko.- Może.
Tavarti jednak nie miała dostępu do jego uczuć i myśli, a jedynie do zmysłów. Nie widziała reakcji Altei na te słowa. Alfarel ustawił się do niej tyłem przy zakładaniu szat. Po ich ubraniu sięgnął po zdobiony kamieniami szlachetnymi kostur i po sakiewkę zawierającą coś znajomego, wyjął z niej jej klejnot...Tavarti rozpoznała go, to był jej czarny kryształ rzeźbiony na kształt serca, opleciony rzemieniami. Ten sam pulsujący blask widziała w swoim klejnocie. Czyżby elf był związany z nim, tak samo jak ona? Wyszedł z ciasnego pokoiku który okazała się być jednym z pomieszczeń pasażerskich statku. Dlatego podłoga jak i ściany były drewniane...
„Nosiciel” Tavarti udał się do kolejnej ciasnej kajuty, zapewne należącej do niego. Usiadł, przy niewielkim stoliku, spojrzał w lustro. A Tavarti mogła się teraz przyjrzeć mu dobrze. Był to ów łyso ogolony, ciemnoskóry elf, o ciele pokrytym wijącymi się niczym węże tatuażami dodającymi jego rysom drapieżności. Niemniej dziewczyna zauważyła coś więcej. Nawet ciemna karnacja nie mogła ukryć nienaturalnej bladości elfa, oraz spojrzenia. Wzrok elfa przypominał Tavarti spojrzenie zaszczutego zwierzęcia.
Sięgnął po nieduży notatnik, oraz węgielek i zaczął pokrywać kolejną kartkę nierównym nerwowym pismem.
Minął rok...a może półtora, odkąd znalazłem Serce w Parlainth. I nadal nie wiem, co powinienem uczynić. Ale wiem, że mam coraz mniej czasu. W Vivane udało mi się zgubić Łowców sekty Dis. Może to był błąd? Może powinienem jednak pozwolić się im złapać.
Moi przyjaciele w Vivane ostrzegli mnie, że Promienne Spojrzenie się mną zainteresowało.
Hassim opłacił mi bilet i wyprawił bez słowa. Nie wiem kim są ci od Spojrzenia, ale Hassim był przerażony tym faktem. A ja słabnę...moja siła woli, którą się tak chlubiłem. Moje opanowanie. Nie jest już tym butnym ksenomantą który wyruszał po skarby Parlainth, przed dwoma laty.

... Nagle ciałem elfa targnęły drgawki, Tavarti przez chwilę czuła, jakby się dusiła. Po chwili elf krztusząc się zakaszlał. Na kartki pamiętnika spadły krople śliny i krople krwi. Elf nerwowo wysuszył kartkę rękawem szaty. I zaczął dalej pisać.
Jest coraz gorzej, pozwoliłem sobie by me pragnienia dały siłę Sercu. Uwiodłem z premedytacją Alfeę. Powinienem żałować, ale... Ta podróż przyniosła mi nieco ukojenia i spokoju. Od dwóch lat wszak uganiam się za osobą o czystej duszy. Chyba ganiam za mrzonką. Jestem już tym zmęczony. Co gorsza, mój czas się kończy. Choroba którą złapałem w Dżungli Gradowej Burzy atakuje z coraz większą siłą. Oby plotki o ...
Kolejne drgawki odczuła Tavarti, kolejny ból i charczący kaszel wstrząsnął ciałem elfa. Odłożył on węgielkowy rysik. Zgasił świecę i wyszedł z kajuty.
Skierował się na pokład galery...odetchnął świeżym powietrzem i podszedł do burty. Ponad rozlegały się krzyki marynarzy. A widok jak roztaczał się ze lecącego w powietrzu okrętu, zapierał dech w piersiach.

Ale oprócz elfa, przy burcie, był ktoś jeszcze. Młoda kobieta w luźnych szatach, nie przypominających sukni. Jej ciemne długie włosy lekko falowały na wietrze. Czytała list, a Tavarti była pewna, że owa kobieta zna go już na pamięć. Było w niej coś...znajomego.
A Alfarel zagadnął do niej.- Ładny dziś mamy dzień, prawda?
Ona spojrzała w jego kierunku i głębokim melodyjnym głosem odparła.- Rzeczywiście ładny. Ale nie zajmowałeś się ostatnio oglądaniem widoków, prawda? Jesteście z Alfeą trochę za głośni.
Tavarti poczuła pieczenie policzków, świadczące o zawstydzeniu elfa, nie zwróciła na to uwagi. Patrzyła bowiem jego oczami na swoje oblicze. Ta kobieta, to była ona! Miała bystre przenikliwe spojrzenie, pełną władzę nad intonacją głosu. Zdobiony miecz przy pasie świadczył o bogactwie, ale lekko znoszone szaty o większym przywiązywaniu uwagi do wygody niż błyskotek. Spojrzenie tej kobiety wyraźnie mówiło: „wiem czego chcę i wiem do czego dążę.” Ta kobieta była dumna, opanowana i dominowała nad otoczeniem.
Przez moment przeszła Tavarti i przyszła Tavarti spoglądały na siebie. A po chwili przeszła Tavarti rzekła.- Jestem zmęczona, a skoro wy skończyliście, to ja pójdę się położyć.
Po czym schowała nerwowym ruchem list, który czytała, w swe powłóczyste szaty.
Potem Alfarel stała oparty patrząc w dal...zamyślony. A ograniczona do zmysłów elfa dziewczyna mogła jedynie podziwiać widoki. Potem było...cóż...opróżnianie się. I te doświadczenia Tavarti wolałaby jak najszybciej wyprzeć ze swej pamięci. Nie dość że musiała je znosić w ciele mężczyzny, to jego choroba sprawiała, że nie wychodziło to tak gładko, jak normalnie. Kolejnym punktem była kolacja przeznaczona dla pasażerów. Oprócz Alfei i starej Tavarti, była tu jeszcze jedna kobieta. Młodziutka elfka w powłóczystej szacie. Oraz dwa t’skrangi które właśnie elfkę upatrzyły sobie na obiekt admiracji, prześcigając się w komplementach. Był też stary olbrzymi troll, pokryty bliznami tatuażami i z bielmem na oku.
Wszyscy trzymali się od niego z daleka. Oprócz tych osób, był jeszcze jeden brodaty mężczyzna, którego w rozmowie tytułowano kapitanem. Same zaś rozmowy dotyczyły, pogody, czasu dotarcia do Tavaru, opowieściach o zbliżającej się w Travarze Wielkiej Grze.
Towarzystwo najwidoczniej dobrze się znało, bo nie wspominali swych imion. Zresztą „nosiciel” Tavarti i Drussa, był bardzo małomówny. A po chwili Tavarti czuła jak czyjś pantofelek ociera się coraz odważniej o ciało, które „okupowała”. Spojrzenie elfa, przesunęło się na Alteę, a lubieżny uśmieszek na twarzy dziewczyny i jej wzrok potwierdzał iż to jej bucik wędrował po udzie ksenomanty. Nie dane jednak było wróżbitce dowiedzieć się, jak rozwinęłaby się ta sytuacja. Nagle wpadł jeden z marynarzy i szepnął.- Kapitanie, w ładowni jest trup!
Te słowa poderwały nie tylko kapitana, ale także i trolla, oraz Alfarela. Cała trójka ruszyła pod przewodnictwem marynarza. Jedynie troll na moment został z tyłu , by po chwili dogonić resztę grupy, z dwoma wielkimi mieczami w rękach. Duże ząbkowane ostrza wzbudzały ciarki strachu na ciele elfa, i Tavarti im się nie dziwiła.
Zeszli głęboko podkład okrętu, było tu ciemno ciasno i ponuro...Skrzypienie desek dodatkowo potęgowało aurę strachu.
- No i gdzie on jest.- rzekł kapitan.
- Tu kapitanie.- młody marynarz wskazał na leżące zwłoki. Alfarel się nachylił na zwłokami, a przez to Tavarti miała wątpliwą przyjemność przyjrzeć się im z bliska.

Osobnik nie był to martwy, zaczynał też gnić! Tak szybko? Elf zaczął coś szeptać cicho, dotykając gnijącej głowy trupa, ale zanim zakończył zaklęcie, coś oderwało uwagę wszystkich od tej czynności...hałas dobiegający z bliska. Wtedy jednak..


...wszystko się urwało. Tavarti siedziała znów obok Drussa, czuła uścisk jego dłoni. Przez chwilę była roztrzęsiona. Wstała, przemierzyła chwiejnym krokiem metr i osunęła się na kolana. Miała wrażenie, jakby znalazła się niedopasowanym ubraniu. Dopiero po kilku chwilach odzyskała pełnię władzy nad członkami.
- Tylko za pierwszym razem powrót do ciała jest takim szokiem. Z czasem się przyzwyczaisz.- rzekł troll biorąc Tavarti na ramiona i niosąc ją jakby lekkim piórkiem.
Zaniósł ją do pokoju, a widok niesionej Tavarti, Damarri skwitowała uśmiechem i dwuznacznym żarcikiem.- Cóż...trolle, nie tylko rogi mają duże.
Sen...tego właśnie potrzebowała Tavarti, by poukładać w sobie myśli i doznania, które poczuła, „będąc w czyimś ciele”.

Dom Tavarti, Travar, wieczór


Wieczorem do domu Tavarti , przyszedł Omasu, wraz z Maloniel i osobistą ochroną. Tak więc u Tavarti znów panował hałas i tłok, jako że oprócz Acelona i Damarri, był Grolmak Gherton oraz dwie głosicielki opiekujące się poobijanym ciałem Ace’a. Był też i Druss.
Przybycie Omasu do domu Tavarti było niezwykłym zdarzeniem, a tym bardziej jego życzenie by mógł porozmawiać z młodą wróżbitką sam na sam. Dlatego też Damarri z Maloniel zajęli się kłopotliwym nadmiarem towarzystwa udostępniając jedne pokój do tej rozmowy. Obsydianin nie usiadł, meble nie były przystosowane do jego ciężaru. Położył list od wróżbitki, pytając.- Co się stało Tavarti?
Dziewczyna otarła dłonie o szatę.
- Właściwie nic. Jeszcze. - odrzuciła warkocz do tyłu. - Altea nie dogadała się z Hafari. Nie udało jej się wyciągnąć po co im ten Owoc Pasji, bo to kamień, którego poszukują. Przewoziła go Altea. Był gdzieś ukryty. Ale to nie ten klejnot, który ja mam. - westchnęła - Oni o tym nie wiedzą, bo im kamienia nie pokazałam. Napaplałam coś o wzorcu. A oni chcą koniecznie zabrać Alteę ze sobą do swojego miasta. Wraz z kamieniem. A jeśli ona nie będzie chciała, no cóż trup też ich zadowoli. - uśmiechnęła się. - Więc właściwie jeszcze nic się nie stało.
-Rozumiem...mogę cię ukryć w innym mieście.-
rzekł Omasu spoglądając na dziewczynę.- Umieścić bezpiecznie poza zasięgiem aropagoi Dziewięciu Klejnotów. Wrócisz jak sprawa przycichnie.
- Trzy dni, dali mi trzy dni. Daj mi dwa, może znajdę ten kamień o który im chodzi. -
westchnęła. - Zaintrygowali mnie tą zawziętością. Zresztą miałam wizję i muszę jej też przypilnować.
- Niech będzie. Jaki kierunek, albo miejsce by ci odpowiadało na tymczasową kryjówkę?-
zapytał Omasu.
Tavarti uśmiechnęła się szeroko.
- Coś w biednej dzielnicy, gdzie nikt nie będzie szukał bogatej arystokratki.
- Dobrze.-
rzekł Omasu, spojrzał na Tavarti dodając.- I...wybacz, że cię w to wplątałem.
- Nie przejmuj się. W równiej mierze sama się w to wpakowałam
. - klasnęła w dłonie - ale życie bez niebezpieczeństw jest jałowe.
Obsydianin się uśmiechnął.- To dobrze, że ci się podoba to życie Tavarti.- Spojrzał w kierunku drzwi, zza których dobiegały nerwowe szepty głosicielki i Acelona.- Umiesz zjednywać sobie Dawców Imion. To cecha dobrego trubadura. Jakbyś zainteresowała się tą dyscypliną. Nauczę cię jej podstaw. Taki talent, jak twój nie powinien się marnować.

A wychodząc Omasu poprzez Maloniel, zostawił dla Tavarti dar. Pięć biletów na Wielką Grę...Pięć biletów w loży honorowej.

Kilka godzin później, Damarri zaciągnęła Tavarti do sypialni. Orczyca zaczęła obsypywać usta i szyję wróżbitki pocałunkami. A niesforne dłonie orczycy, wsunęły się po szatę Tavi i zaczęły zdzierać z niej bieliznę. Pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem Damarri mruknęła.- Mam na ciebie ochotę, odkąd zobaczyłam cię w tych skąpych arystokratycznych szatkach Alteo.
Zsunąwszy bieliznę, popchnęła Tavi na łoże i wsunąwszy się pomiędzy nogi wróżbitki, zaczęła wodzić ustami po kolanach i udach Tavarti wsuwając głowę pod jej szatę. Tymczasem spojrzenie wróżbitki, padło na zwitek pergaminu leżący na łożu. Tavi rozwinęła go i czytała czując język orczycy wijący się na swych udach.
Treść jego była krótka.

Chcę porozmawiać o naszych wspólnych sprawach.
Spotkajmy się dziś o północy, pomiędzy Dwoma Kochankami.
Damarri wie gdzie to jest.
Całuski T’salkin.


Kiedy ten t’skrang zdołał się wkraść i podrzucić ten list?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 01-10-2009 o 14:05.
abishai jest offline  
Stary 04-10-2009, 15:16   #36
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Coś jej się śniło. Z pewnością. Odkąd zamieszkała w tej willi zawsze coś jej się śniło. Tylko z pamiętaniem było gorzej. A tu sprzeczka "ochroniarzy", a tu Dami dała jej w głowę przez sen (świetny sposób na przywrócenie przytomności - dostać łapą głosicielki między oczy), a tu Maloniel przyszła wcześniej i tak dalej.


By li

Popołudniowe słońce wpadało do sypialni tworząc miłe dla oka jasne smugi. Ogrzewało też podłogę. Tavarti powoli wróciła z krainy snów, gdzie królował zapewne chaotyczny spokój, do przytłaczającej rzeczywistości. Powoli zwlekła się z łóżka i usiadła przy szafeczce z lustrem.

Wyciągnęła kamień z woreczka i położyła na blacie przed sobą. Dłonie złożyła równolegle do niego. Po cichu liczyła, że coś się stanie. Coś, co pozwoli bezboleśnie rozwiązać wszelkie obecne problemy.

Oczywiście nic się nie stało. Westchnęła. Należało zacząć więc od początku.
Spojrzała w lustro.


By blindbird

"Dobrze. Co wiemy? Że skarbek nie jest Owocem Pasji, a tajemniczym Sercem. Pierwszy problem: Nie mam tego, czego szukają K'tenshinowie. Albo znajdę/załatwię ten ichni kamień, albo spróbuję wszystko wyjaśnić. Druga opcja jest o wiele bardziej zagmatwana, bo z pewnością mi nie uwierzą. Ale skąd wziąć kamień w trzy dni, który nawet oni z takim trudem przemycili?" - Tavarti potarła dłonią czoło. - "Pomijając jaszczurki, czym ty do diaska właściwie jesteś?" - wbiła spojrzenie w kamień, jakby bojąc się go dotknąć. - "Nazwał cię Serce, choć płoniesz ogniem od wewnątrz, a powierzchnię masz lustrzaną. Na dodatek ta krew i symbol. Już nie mówiąc o tym głupku, twoim poprzednim właścicielu..." - nawiedziło ją wspomnienie seksu z Alteą.

- Grrrhhffy - dziewczyna wypuściła przez zęby powietrze i podparła policzek pięścią.

"Ładny z ciebie gagatek, serduszko moje. No dobra, spróbujmy to ogarnąć. Leżałeś sobie spokojnie w ruinach Parlainth. Gdzie to jest? I po kim to zostało? Znalazł cię tam Alfarel, elf ksenomanta. Byłeś wpleciony w niego, czy tylko cię nosił przy własnym sercu? Obstawiam to pierwsze, ale kto wie...
Alfarel - potężny adept, który w przypływie miłości strzaskał mój wzorzec i zakorzenił cię we mnie. Przeszła Tavarti z nim podróżowała. Znali się zanim wkroczyli na pokład feralnego statku?"
- postukała palcami w blat. - "Jesteś tak ważny, że poświęcił przeszłą mnie, aby cię ratować przed tym paskudnym trupim bydlakiem, który gdzieś się włóczy po Tarvarze. Napiłabym się herbaty..."

Robiło się coraz chłodniej, Tavarti okręciła się szalem porzuconym wczoraj tuż obok krzesła.

"Miał cię od około dwóch lat i wyglądał strasznie. Pomogłeś mu w tym, czy to tylko ta choroba? I o co chodzi z tą czystą duszą?" - zaschło jej w gardle, mimo że na głos do tej pory nie wypowiedziała ani słowa. Dłonie jej się spociły. - "Ona ma cię oczyścić? Trzeba ją poświęcić/zniszczyć, abyś działał poprawnie? A może tylko czysta dusza potrafi tobą odpowiednio pokierować? Puste pytania. Kto w naszych czasach ma czystą duszę?

Jesteś na tyle niebezpieczny lub potężny (pewnie jedno i drugie), że dużo osób chce cię mieć. Dlaczego Łowcy Sekty Dis chcieli cię dostać? Czemu to niby mogłoby się okazać czymś dobrym? Trzeba się o nich dowiedzieć czegoś więcej." -
wytarła dłonie w materiał tuniki i zaczęła zaplatać warkocz. - "Choć powinnam bardziej zainteresować się Promiennym Spojrzeniem. Skoro znajomi elfa wsadzili go szybko na statek i odesłali jak najdalej. Mam się już bać czy jeszcze poczekać?"

Ponownie spojrzała sobie w oczy w lustrze.

"Jeszcze poczekam. W końcu nie wysłali go tutaj bez przyczyny. Plotki. Jakie plotki? Że też musiał akurat skończyć pisać w połowie zdania. Niewychowany elf!"

Końcówkę warkocza zawinęła sprawnie nitką. Wyciągnęła dłoń, ale zawahała się na moment. Westchnęła. Wzięła w końcu czarny klejnot w dłonie i przytuliła go do siebie.
- Jedziemy teraz na tym samym wozie, wiesz? Więc pomagajmy sobie, a nie zabijajmy się. Umowa? - pocałowała gładką powierzchnię klejnotu.

- O już wstałaś? - przez szparę w drzwiach Dami wsadziła głowę do środka.
- Yhy. - Tavi uśmiechnęła się i schowała klejnot do sakiewki, zawieszając ją sobie na szyi.
- Co robiłaś? - orczyca zrobiła się podejrzliwa.
- Układałam plan działania na jutro. - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. - Muszę się dostać do tego szurniętego (jak go określasz) ksenomanty, co testował czy mnie horrory nie naznaczyły. A i zobaczyć, co też zostało z "Żelaznego Orła". Altea schowała na nim gdzieś ten cały Owoc Pasji.
- Myślisz, że jeszcze tam jest?
- Dami oparła się o framugę drzwi.
- Jak go tam nie ma, to będę go musiała gdzieś zdobyć na czarnym rynku. - Tavi wzruszyła ramionami. - To najprostszy sposób pozbycia się jaszczurek.
- Skarbeńku, a nie łatwiej ich przekonać, że go po prostu nie masz?

Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Im mniej osób wie o Sercu, tym lepiej.
- To może im jakiś kit wcisnąć? Przepraszam, jakie Serce? -
Dami przekrzywiła głowę.
Tavarti podeszła do głosicielki, złapała ją pod ramię i pociągnęła w stronę kuchni.
- No tak się nazywa ten klejnot. - wskazała palcem na woreczek. - A teraz ja coś zjem, bo jestem potwornie głodna, a ty mi powiesz co wiesz o Łowcach Sekty Dis i Promiennym Spojrzeniu... Jak wy coś wiecie, to mówcie - rzuciła do reszty towarzyszy siedzących w kuchni: Gromlaka, Acelona, Ghertona i Drussa. - Ja wiedzę chłonę jak gąbka, a żadną informacją nie pogardzę.

Uśmiechnęła się i zaklaskała siadając przy stole.
- Już czujesz się lepiej? - Druss pochylił się lekko nad młodą adeptką.
- Władza w kończynach jest, myślenie wróciło na odpowiednie tory, humor też dopisuje. Choć pewnie jeszcze przez trochę będę miała problem z odróżnieniem lewej strony od prawej. -zaśmiała się wesoło.
- A to nie myli ci się to normalnie? - Dami kroiła sprawnie chleb. - Ja to nigdy nie wiem, która to która.
- Kobiety. -
po tym westchnięciu Ace dostał szmatą w twarz od głosicielki, która jak gdyby nigdy nic posmarowała chleb i położyła na nim jakieś coś. Ponieważ było dobre, Tavi nie dopytywała co to. W końcu niewiedza też bywa błoga.
- A wracając do tematu...

Po dyskusji dziewczyna złapała za kostur i poszła chwilę poćwiczyć w ogrodzie, mimo licznych okrzyków sprzeciwu. Uparła się i już.
Kiedy na niebie królował księżyc i gwiazdy, spocona i zgrzana chyłkiem przekradła się do sypialni, aby się przebrać. Jakże się zdziwiła, kiedy w jej willi pojawił się Omasu. Krótka rozmowa i te bilety. Czemu oni wszyscy się tak o nią troszczą? To nie to, że jej to przeszkadza, tylko jakaś jej część nie chce wierzyć w ten świat. Westchnęła. Z drugiej strony wcale nie żyje w bajce. Najpierw śmierć jej pamięci, teraz ten kamień i jaszczurki.

"Zaintrygowałam się tym listem. Ciekawe, co było w środku?"

Teraz, kiedy już wiedziała więcej o przeszłości, ciekawiła ją bardziej. Nie żałowała ani nie czuła zawiści czy złości. Po prostu intrygowało ją kim była kiedyś. Bo przecież tamto już nie istnieje. Czas przeszłości już minął, nie ma się co jej kurczowo trzymać. Ale poznać ją to jak przeczytać ciekawą powieść.

W końcu dała się zaciągnąć Dami do łóżka, w końcu rano musiała wcześnie wstać, poza tym jej obiecała, tak? No tak. Ale ten liścik od T’salkina wybił ją z nastroju. Czy to miała być prezentacja umiejętności? Głupia jaszczurka płci męskiej.
- Czas, czas. - Tavarti pomachała orczycy rękami przed nosem.
- Co znowu? - tamta sapnęła niezadowolona.
Dziewczyna wręczyła partnerce liścik.
- I oczywiście musimy tam iść, tak? - Dami sarknęła niezadowolona po przeczytaniu.
- Coś w tym stylu. Masz pomysł, jak go odwieźć od tego głupiego planu kradzieży, o którym już zdążyłam zapomnieć?
Głosicielka jedynie westchnęła. Po czym uśmiechnęła się lubieżnie.
- Nie, ale najlepsze pomysły przychodzą mi do głowy podczas przyjemności. Mamy jeszcze trochę czasu...

Prawie się spóźniły na spotkanie przez to "trochę czasu", ale na piękne kobiety zawsze warto czekać. Tavarti na spotkanie z T’salkinem zakryła się płaszczem zabranym Acelonowi, a przeszły przez dziurę w płocie wychodząc z willi. Należało uniknąć postronnych jaszczurzych oczu i uszu, które mogły zostać pozostawione na straży w okolicach drzwi jej nowego domku. W końcu miały do czynienia ze szpiegami tak?
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 04-10-2009 o 23:11. Powód: dwie literówki wytknięte przez mg ;p
Latilen jest offline  
Stary 06-10-2009, 14:48   #37
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dom Tavarti, Travar, późne popołudnie


Sen przyniósł ukojenie, pozwolił uporządkować myśli i wspomnienia. Niektóre były natrętne...być w innym ciele czuć jego zmysłami, widzieć i słyszeć to co inny Dawca Imion. To było przeżycie, które zapada w pamięci.
Obecność Damarri...orczyca zawsze się pojawiała, gdy Tavarti ją potrzebowała. Zawsze była przy niej i nigdy nie pozwalała popaść w zwątpienie i smutek. Była przyjaciółką, kochanką, ale i czymś więcej...podporą.

Tavarti obserwowała zgromadzoną czwórkę adeptów i Damarri przy rozmowie. Była to ożywiona dyskusja.
- Sekt Dis jest bardzo wiele...w samym Kratas są dwie. W dodatku zwalczające się.-rzekł Grolmak. Obaj wróżbici potwierdzili to skinięciem głowami.
- Czyż Garthlik Jednooki nie zabronił handlu niewolnikami w swym mieście?- spytała zaskoczona Damarri.
- Zabronił.- odparł Grolmak, sięgnął po kubek. Łyknął z niego wina i rzekł.-Ale jego gang, Moc Oka, nie jest jedynym gangiem złodziejskim w mieście. Jest wiele gangów w Kratas. Niektóre rywalizują z Mocą Oka i zdobycie przewagi, właśnie w zyskach z handlu niewolnikami.
- Co handlarze niewolnikami mają wspólnego z sektą Dis?-
wtrąciła Tavarti. A Druss odparł.- Wiele...Dis...kiedyś nazywała się inaczej. Przed Pogromem była Erendis, pasją Porządku. Pogrom jednak sprawił, że Erendis została splugawiona.
- Dokładnie nie wiadomo, jak została splugawiona Dis, i Raggok i Vestrial. Ponoć wszystkie trzy współpracowały przy wznoszeniu kaeru Wielkiej Thery.-
wtrąciła Damarri i spojrzała na Tavi dodając.- To coś znaczy, prawda?
- Nie mieszałbym Theran do każdego złego czynu, jaki został popełniony w Barsawii i poza nią.-
rzekł dotąd milczący Gherton. I dodał.- Dis uległa splugawieniu. Ideały których była ucieleśnieniem, zostały wypaczone. Kiedyś była pasją porządku teraz jest pasją zamieszania, biurokracji, niewolnictwa.
-A Theranie nie uważają jej za szaloną pasję. Na terenach podporządkowanych Therze, teoretycznie wolno ją czcić.-
dodał Ace.
- Natomiast Promienne Spojrzenie. Nic mi ta nazwa nie mówi.- rzekł Druss, a Grolmak odparł. – Ani mnie.
Damarri wzruszyła ramionami.- Przykro mi Tavi. Mnie też to nic nie mówi.
Gherton jedynie pokiwał przecząco głową. A Ace westchnął i rzekł.- Tylko nie nastawiaj się na wiele. O Promiennym Spojrzeniu, jedynie słyszałem...Przypadkowo podsłuchałem rozmowę dwóch t’skranów jak przebywałem w Szesnastu Wieżach Domu K’tenshin. Z tego co pamiętam wspominali coś o ich najemnikach polujących na Horrora w starym kaerze. I o tym, że ci najemnicy służyli ponoć Promiennemu Spojrzeniu. Więc to raczej bogata organizacja. Więcej nie wiem.
-Prawdopodobnie w Vivane mogłabyś się o nich dowiedzieć więcej.-
dodał Druss.

Dom Tavarti, Travar, noc


Pieszczoty zalewające umysł niczym powódź, zachłanne pocałunki. Natrętne w przyjemny sposób dłonie. Damarri wyciskała dany im czas niczym cytrynę. Była cudowną kochanką, czułą i drapieżną. Dającą i biorącą jednocześnie. Dookoła walały się rozrzucone ubrania i pościel. Tavi jakoś niespecjalnie się opierała, gdy orczycy zebrało się na amory. Jęki wróżbitki mieszały się z jękami głosicielki, gdy ich pieszczoty i doznania przybierały na sile.

Krótka chwila namiętności i zapomnienia.
A potem wymknięcie się.
Nie było tak łatwo. Co udało się T’salkinowi, dla dziewczyn okazało się o wiele trudniejsze. W ogrodzie przyłapał ich Grolmak. Dami odciągnęła orka na bok i zaczęła z nim o czymś cicho rozmawiać. Tavarti nie dowiedziała się jak głosicielka przekonała go. Faktem jednak było, że puścił Tavarti i Damarri na nocną eskapadę.
-Czuję się jak wtedy, gdy wymykałam się matce z namiotu, na nocne spotkania z kochankiem.- szepnęła chichocząc Damarri, jedną ręką ściskając dłoń Tavi, drugą jednak trzymaną na sztylecie. Orczyca poradziła bowiem Tavarti, by ta uzbroiła się przed wyprawą.
- W nocy uliczki Travaru bywają niebezpieczne.- rzekła.

Dwaj Kochankowie, Travar, noc


Dwaj kochankowie, okazali się być dwoma kamienicami, połączonymi na wysokości piętra kamiennymi pomostami. Co dawało wrażenie, że oba budynki wpadały sobie nawzajem w ramiona. Wyglądały pięknie i nieco romantycznie...zwłaszcza że stały blisko rzeki i odbijały się w jej wodach.
T’skrang czekał na nie obie w cieniu jednego z budynków.
Na widok Tavi i Dami uśmiechnął się, podszedł kłaniając nisko i rzekł.- Witam piękne panie. Zwłaszcza ciebie Alteo. Słyszałem o tym co się stało w Spokojnej Przystani.
Tavarti odchyliła nieco kaptur, zmrużyła oczy jakby wyczuła zagrożenie, ale uśmiechnęła się szeroko i ujmująco.
- Sprawy nie potoczyły się tak jak tego oczekiwałam.
- Czy całe miasto już wie?-
spytała Damarri, spojrzała na T’salkina dodając.- I co wie?
-Plotki się rozpowszechniły, ja co prawda wiem, gdyż obserwuję tą gospodę i jej gości.-
rzekł T’salkin.- Dlatego wiem, że spotkanie między członkami niall Naxos, a członkinią rodu Rubaric nie okazało się...cóż...nie przebiegło w przyjemnej atmosferze. Poza tym wiem, że panna Rubaric, jest dla nich bardzo tajemniczą osóbką. Bo zadbałem by nie dowiedzieli się, gdzie mieszka, usuwając podążających za tobą Tavarti, szpiegów.
- Zanim zaczniesz mu dziękować...jestem pewna, że nie zrobił tego z czysto altruistycznych pobudek.- mruknęła orczyca.
- Cóż... możliwe. Widzisz, ciężej im będzie znaleźć tajemniczą Alteę, niż Tavarti. A im bardziej ich uwaga skupi się na szukaniu córy rodu Rubaric, tym mniej poświęcą ją na... inne sprawy.- potwierdził t’skrang.
Dziewczyna znów zaświeciła zębami w uśmiechu.
- Tego się po Tobie spodziewałam. Zwłaszcza że bezinteresowność nie leży w Twoim charakterze, co?
T'skrang zbył ostatnią uwagę również uśmiechem.
- Co do zaś spraw mego „interesu” z domem Dziewięciu Klejnotów.- t’skrang pstryknął palcami. I z zaułku wyszło dwóch osiłków uzbrojony w metrowa pałki.

Potężne mięśnie robiły wrażenie. Tępe i podobne oblicza też. Zaś T’salkin kontynuował.- Przygotowałem dla ciebie mały test, sparing w zasadzie. Pokonaj ich, a pogadamy o moich interesach. Przegrasz, to zjesz ze mną uroczą kolację, na której pogadamy tylko o przyjemnych rzeczach. Nie zamierzam cię bowiem pakować w sprawy, z którymi mogłabyś sobie nie poradzić.

"Zaczynam się poważnie zastanawiać, w co ja się pakuję."

- Powinnam się obrazić. Ja tu się staram ratować Twoją skórę, a w zamian co dostaję? Dwóch misiów-pysiów, którym zapłaciłeś, żeby mi obili buźkę. Nieładnie.
- zagroziła mu palcem przed nosem. Chociaż nie można brać poważnie słów kogoś, u kogo w głosie gra nutka śmiechu i radości.

- Pokonaj tych dwóch braci Kreegen. Walka będzie bezkrwawa i niezbyt niebezpieczna. W każdym razie mniej groźna, niż ta w którą ja zamierzam się zaangażować.- rzekł T’salkin i wzruszając ramionami dodał.- Oczywiście... zawsze możesz odstąpić od walki.

Właściwie to chciała się wycofać. Przecież nie ma żadnych szans wobec dwóch rosłych drabów. Ona, drobna kobietka. Ale to ostatnie zdanie "... zawsze możesz odstąpić od walki." I ten błysk w oku T'salkina, zadziałały na nią jak płachta na byka. Zresztą od dwóch dni, przez te wypindrzone jaszczurki, nie miała okazji na sparing z żywym przeciwnikiem. Machanie kijkiem i uderzanie w drzewo trochę jej się znudziło. No nic.
- Jakbym się wycofała, to byś stracił pieniążki prawda? Skoro ich już opłaciłeś. – zdjęła płaszcz i rzuciła go na ręce Dami. - No dobra chłopcy, tylko mnie za bardzo nie obijcie. Muszę potem wysiedzieć na tej uroczej kolacji no i jakbym dawała występ w skąpych ciuszkach, wszystkie siniaki będą widoczne jak na dłoni.
Odrzuciła włosy do tyłu, złapała za swój kostur robiąc nim udany młynek i podeszła do braci bliżej. Może jakaś taktyka? Dobrze że przynajmniej ubrała się w tunikę i spodnie, bo kiecki po prostu by było szkoda.

Skupiła się. Taktyka. Starała sobie przypomnieć tego co przekazał jej Gherton i Acelon. Odpowiednia pozycja, ciosy brać na gardę kijem, dawać im zjeżdżać nie zbijać je - zresztą zbić cios takiej masy mięśni to raczej pobożne życzenie - wykorzystać w nadarzającej się okazji wbicie kija w stopę, kolano lub łokieć. I ogólnie dobrze się bawić.
Natarli obaj, od razu... z obu stron. Widać było, że nie pierwszyzną dla nich było napadać na pojedynczą osobę. Ich pałki uderzyły na Tavarti, a ta...Kij poruszał się zgodnie jej wolą? A może instynktem? Tavi trudno było ocenić. Szybkie błyskawiczne ruchy kostura sprawiły, że Tavi skierowała oba ataki na bok. OBA! I to bez trudu ! „Nie naśladować, znaleźć własny rytm z bronią. Podążać za instynktem.” Tak wszak radził Gherton. Tavarti skupiona na walce wirowała kosturem w swych dłoniach, czyniąc z jego ruchów nieprzeniknioną zaporę. Pałki dawały bliźniakom szybkość, ale jednoręczny oręż powodował że ich główny atut – siła, był niewykorzystany. Okazja na kontratak pojawiła się dość szybko. Kostur zatoczył łuk w powietrzu, dłonie z niego ześlizgiwały się na sam koniec drzewca, głowa psa idealnie uderzyła w kolano z pełnym impetem nadanym przez obie ręce Tavarti. Mężczyzna upadł na ulicę sycząc z bólu i trzymając się za obolałe kolano oboma rękami. Drugi to uznał za okazję na szybki atak... błędnie. Tavarti wykonała zsynchronizowany ruch rękoma, kij w jej dłoniach przesunął się w górę, tak że znowu obie dłonie trzymały go w środkowej części. A sam mięśniak omal nie nadział się głową na koniec przesuwającego się kostura. Tavi zaatakowała, potem atakowała ponownie i znowu...Pchnięcia, ataki po łukach. Kij złowieszczo przecinał powietrze, a drugi za braci Kreegen mógł jedynie uskakiwać i odbijać ciosy. Tavarti była szybka, kostur dawał jej przewagę zasięgu, a będąc bronią oburęczną pozwalał w pełni wykorzystać całą jej siłę. Kreegenowe muskuły to było zbyt mało, by pokonać początkującą wróżbitkę.
T’salkin też to zauważył, bo krzyknął.- Dość! Wygrałaś!
A gdy Tavarti przestała walczyć, t’skrang kontynuował.- Gratulacje. Pamiętaj jednak że bracia Kreegen, są tylko rzezimieszkami. Walka z żołnierzami nie będzie już taka łatwa. A tym bardziej z adeptami.
Damarri zaś rzuciła się wróżbitkę oplatając jej szyję ramionami, przylulając swe krągłości do jej krągłości i policzek do jej policzka. Głosicielka powiedziała jej cicho do ucha.- Byłaś niesamowita.
Pocałowała Tavarti, w policzek i rzekła głośniej.- Pamiętaj o zakładzie jaszczurko.
- Dziesięć sztuk srebra?-
spytał nerwowo T’salkin. Damarri spojrzała na t’skranga mówiąc.- Piętnaście sztuk Throalskiego srebra...Nie próbuj mnie okantować.
- Dobra, dobra...-
westchnął T’salkin i rzekł najpierw do pomagierów..- Wy dwaj możecie już iść, spotkamy się jutro.- potem do dziewcząt.- A was zapraszam do mej kryjówki.

Kryjówka T’salkina, Travar, noc


Mała klitka na zapleczu walącego się domu, ciasna i ponura. Taka była tajna kryjówka t’skranga. I wygodna. Złodziej naznosił tu poduszek. Wpuścił obie panie przodem, a gdy usiadły, on usiadł też.
-Winka dać ? – spytał T’salkin usadawiając się wygodniej wśród poduszek i spoglądając na obie kobiety oświetlone blaskiem świec. Po chwili szybko dodał.- Winko może później.
Spojrzał na Tavarti i rzekł.- Wiem z czym przychodzisz. Twierdzisz, że nie powinienem okraść delegacji niall Naxos. Niemniej nie zamierzam przestraszyć się jakiejś wróżby. One nie zawsze się spełniają. Idę z Dawcami Imion których lojalności jestem pewien i mam przygotowany perfekcyjny plan. Czasami trzeba zaryzykować Tavarti.
- Nawet życiem?- spytała wróżbitka. A t’skrang kiwnął.- Nawet życiem. Inaczej samo życie traci smak. Życie w strachu, życie bez ryzyka... to wegetacja.
Następnie uśmiechnął się i rzekł.-Spójrz na to z innej strony. Nie lubisz ich, a i oni nie darzą cię sympatią. Moja akcja przysporzy im sporo kłopotów. Wystarczająco dużo, by przestali się przejmować tobą, Tavarti.
A spojrzawszy jej w oczy dodał.- Być może dokumenty niall Naxos mogłyby zainteresować, nie tylko aropagoi V’strimon, ale także i ciebie?

Siedziba Tar’vika , Travar, następnego dnia


Mieszkanie Tar’vika nie robiło takiego strasznego wrażenia z zewnątrz, gdy Tavarti do niego podchodziła. Solidny, acz zwyczajny dom otoczony niewielkim ogrodem, mocno zaniedbanym co prawda. W porównaniu do innych budynków w tej dzielnicy bogaczy, był spokojniejszy. Żadnych odgłosów życia, żadnego ruchu. Nawet wydawała się omijać to miejsce. No i...kołatka wykonana z kości i rzeźbiona w małe czaszki. Przykład spaczonego poczucia humoru.
Tavarti uderzyła kilka razy, by przywołać właściciela tego domostwa. Troll pojawił się po chwili, otworzył drzwi i spojrzał na oboje z wyniosłą obojętnością.
- O co chodzi?- spytał spokojnym tonem Tar’vik.
- Proponowałeś, że przebadasz bardziej mój klejnot.- rzekła Tavarti wyjmując Serce z woreczka na szyi.
- A taaak, pamiętam. Ale obiecałem, że...- z lekką irytacją potarł kikut prawego rogu dłonią.- ...kobiety. Słyszą tylko to, co chcą usłyszeć. Nic dziwnego, że nie zgadzam się na szkolenie ksenomantek.
Westchnął i rzekł.- Ty wchodź, twój strażnik zostanie tutaj. Nie bój się, nie żywię wobec ciebie wrogich zamiarów. Nie interesuje mniej jej błyskotka. Nie, jako przedmiot mej kolekcji w każdym razie.
Zaciągnięte kotary w oknach powodowały, że wnętrze domu Tar’vika pogrążone było w półmroku. Pomijając mroczny gust gospodarza, Tavarti musiała stwierdzić, że ksenomancie się powodziło. Bogactwo było widoczne w każdym detalu. Lecz atrakcje dopiero czekały na Tavi. Troll poprowadził ją wąskimi schodami do piwniczki. Minęli leżący przed drzwiami krąg ułożony z kości, których pochodzenia dziewczyna wolała się nie domyślać.
Otworzywszy drzwi Tar’vik wprowadził Tavarti do sporej podziemnej komnaty zbudowanej na planie ośmiokąta. Podłoga była pokryta koncentrycznymi kręgami i w pisanymi w nie symbolami i znakami. Przy każdej ścianie stały półki wypełnione albo księgami, albo zwojami albo...Czaszkami.
Czaszkami stworzeń, które nie miały nic wspólnego z Dawcami Imion.

ani z czymkolwiek znanym Tavarti.

-Horrory...fascynujące stworzenia.- rzekł troll, gdy zauważył jak patrzy na czaszki. Tar’vik podszedł do stolika stojącego przy jednej z półek, i zaczął z tych półek zdejmować zwoje. Przy okazji konturował swą wypowiedź.- Wielu uważa je za bestie żerujące na bólu i negatywnych uczuciach. Potwory plugawiące ten świat. Ale sprawy nie są tak proste, jak się wydają. Ten podział na dobrych Barsawian i złe Horrory jest sztuczny i nieprawdziwy.
Troll wydawał się być bardziej ożywiony, gdy mówił o Horrorach. Czemu to wydawało się Tavi niepokojące? Tar’vik spojrzał na Tavarti i wyciągnąwszy dłoń w jej kierunku rzekł.- Klejnot proszę.
Tavarti chwilę się wahała, co wywołało irytację pozbawionego rogów trolla.- Nie jestem nim zainteresowany kobieto. Nie aż tak bardzo, by ci go zabrać. Nie trać więc mego czasu i daj go zanalizowania.
Gdy klejnot znalazł się w dłoniach ksenomanty, ten położył go na środku komnaty i usiadł w kucki przed nim, kładąc obok siebie kilka zwojów, i spoglądał raz „w niego”, raz w zwoje.
Wydawało się bowiem że spojrzenie Tar’vika przenika przez kryształ.
Trollowy ksenomanta na ponad półgodziny zapomniał o istnieniu Tavi, zajmując się badaniem kryształu. A po tak długim badaniu rzekł wstając.- Interesujące. Kryształ który nosisz. Odkryłem jego imię. Zwany jest Sercem Namiętności. I jest dość potężnym przedmiotem magicznym, o wszystkim wątkach splecionych z twoim wzorcem. Ów kryształ wydaje się wzmacniać aspekty twej osobowości i ciała w zależności od potrzeb i nastrojów. W zależności od dominującego w danej chwili uczucia, czyni cię silniejszą w inny sposób. Strach zwiększa twą szybkość, gniew siłę i odporność na ból, miłość charyzmę...i tak dalej. Nie jestem jednak do końca pewien dokładnej natury i sposobu wzmacniania. Ani tego czy od siły uczucia zależy siła wzmocnienia klejnotu. Przypuszczam jednak, że czerpie moc z uczuć. A i...widzę że i ty się wzmocniłaś. Jesteś adeptką, choć nie rozpoznaję dyscypliny. To dobrze, nie powinno się rezygnować z przeznaczenia.
Podniósłszy klejnot podał go Tavarti ze słowami.- Lepiej żeby twa dyscyplina nie wymagała wyciszenia, tak jak moja. Ten kryształ czerpie siłę z uczuć właścicielki. Im silniejsze uczucia, tym silniejsza moc...cóż... Tak przynajmniej mi się zdaje.

Siedziba powietrznego patrolu, Travar

Według słów Acelona, potwierdzonych przez Damarri szczątki okrętów, zostawały poddane „opiece” nie straży miejskiej, a Powietrznego Patrolu. Organizacji dbającej o bezpieczeństwo szlaków powietrznych dookoła Travaru i dbające o bezpieczeństwo przestrzeni powietrznej samego miasta. Tavarti udała się tam pod opieką Grolmaka, choć Acelon chciał już wstawać z łóżka.
Magistrat Powietrznego Patrolu znajdował się w dokach. Był to masywny budynek zbudowany na brzegiem rzeki i w pobliżu pomostu, do którego przycumowane były latające okręty. Głównie drakkary, wszystkie one nosiły ślady potyczek.
-Drakkary kryształowych łupieżców są nieco mniejsze. Trolle łupiące statki cenią zwrotność i szybkość nad siłę ognia. Twój mentor Druss, mógłby ci wiele o nich opowiedzieć. Ubiera się jak powietrzny łupieżca.- rzekł Grolmak patrząc na statki.
- Naprawdę? - to zbiło z tropu dziewczynę. Chociaż nie da się ukryć, że Druss potrafił pojawiać się i znikać nagle. A ta cecha pasowała jak ulał do pirata.
- Będę musiała go wypytać o szczegóły.
Weszli do środka, ork zaprowadził Tavi w kierunku gabinetu przywódcy Powietrznego Patrolu. Był on urządzony schludnie. Drewniane biurko, drewniane krzesła. Meble pozbawione zdobień, za to solidne. Do tego szafa z gablotami, wypełnionymi zwojami.
Całe biuro wydawało się być bezosobowe. Na biurku stał drewniany dzban, a przy nim trzy drewniane kubki. Siedzący za biurkiem siwobrody krasnolud w dość drogich szatach czytał tekst zwoju, a dwa kolejne leżały na biurku.
Niebieskie oczy obrzuciły przybyłych niechętnym spojrzeniem. Niemniej natychmiast zwrócił swoją uwagę na wchodzącą parę i rzekł uprzejmym tonem głosu.- Powietrzny Strażnik Travaru Drimsby. W czym mogę pomóc?
- Witam. – Tavarti skłoniła delikatnie głową w geście powitania. - Nazywam się Altea Rubaric. – uśmiechnęła się uprzejmie. – Chciałabym prosić o pomoc. – mówiła grzecznie i miękko – Podróżowałam "Żelaznym Orłem" i koniecznie muszę zobaczyć szczątki tego statku. To dla mnie bardzo ważne.

Tavarti usiadła dostojnym gestem na krześle dla interesantów. Chyba specjalnie wstawiono tu najmniej wygodny sprzęt z całego Travaru. Już zaczynał jej się wżynać, choć ledwo co posadziła na nim swoje zgrabne cztery literki. Sukienka zaszeleściła cicho, kiedy założyła nogę na nogę. Może tak będzie wygodniej? Gromlak stał trzymając jej płaszcz. Szkoda, że nikt tego nie narysował, jak przed momentem jeszcze walczyła ze sobą w zaułku. Zakładanie odpowiednich pantofelków, poprawianie fryzury, zawieszanie biżuterii, zdejmowanie płaszcza, którym była okręcona. W jednej chwili Tavarti zmieniła się w Alteę.

Postanowiła pojawić się w urzędzie właśnie jako Altea Rubaric. Skromna, acz wystawna suknia, ładnie zaplecione włosy przez Damarri (między ochami i achami nad puszystością i giętkością, łatwością układania itp.), makijaż naprędce kupionymi kosmetykami. Wcześniej przeszło to i może teraz się uda? Zresztą ta cała Altea miała ważniejszy powód, aby się bawić w oglądanie statku.
- Rubaric? Z TYCH Rubariców?- spytał nerwowo krasnolud.
Ha! Trafiony, zatopiony.
- Nie wiem, co dokładnie ma oznaczać "TYCH Rubariców", ale podejrzewam, że tak. – uśmiechnęła się uroczo.
- A tak, przypominam sobie. To nazwisko widniało na liście pasażerów.-rzekł Drimsby, potarł nerwowo kark.- Obawiam się, że większość ładunku Żelaznego Orła spłonęła wraz z okrętem. To co ocalało...Można wiedzieć, czego pani szuka?
- Wolałabym sama się rozejrzeć, jeśli łaska. –
zamieniła kolejność nóg i złożyła obie dłonie na kolanie. Sztuka uwodzenia której uczyła się od Dami, działała dobrze...rozpraszając wzrok krasnoluda. Podziała by jeszcze lepiej, gdyby ten nie czuł się jak szczurek zaszczuty przez wielkiego psa. Na plus jednak trzeba było zaliczyć to, że obecnie tym psem była Tavarti właśnie.
- Bo...cóż... „Żelazny Orzeł” przewoził wiele dóbr.- mruknął Powietrzny Strażnik, splatając dłonie razem dodał.- Różnych dóbr, różnych kupców. I nie mogę wydać jednemu kupcowi, towaru należącego do drugiego, prawda?
- Rozumiem obawy, ale chyba mnie pan nie podejrzewa o próbę oszustwa i kradzieży? – przechyliła lekko główkę.
- W żadnym przypadku, madame. Gdzież bym śmiał.- rzekł nerwowo Drimsby.
- Mam zamiar wziąć tylko to, co należy do mnie.- te słowa zrobiły na krasnoludzie, odpowiednie wrażenie, gdyż nerwowo pokiwał, rzekł cicho.- Proszę chwilkę poczekać.- Po czym podszedł do drzwi i otworzywszy krzyknął głośno.- Niechże który tutaj się zjawi. Mamy gościa, do oprowadzenia!

Siedziba Powietrznego Patrolu, magazyny, Travar

Powietrzny marynarz o i imieniu Jonas...szczupły młodzieniec o twarzy przeciętej wąską szramą odprowadził Tavi oraz jej orczego ochroniarza z biura do magazynów. Po drodze popisywał się przed piękną „arystokratką” opowieściami, jak bohatersko walczył z powietrznymi piratami, jak obronił kapitana i piękną pasażerkę przed wrogiem. A także jak zdobył tą szramę, przeskakując z jednego okrętu na drugi, za pomocą liny. I zabijając przywódcę powietrznych łupieżców. Wkrótce Tavarti i Grolmak dotarli do magazynów.
Zawierały one kilkanaście zamkniętych beczek, kilka dzwonowatych ruch, na drewnianych podstawach, które Grolmak nazwał „ognistymi działami”, worki, drewniane fragmenty okrętu, stertę lin i płótna żaglowego. Było tego całkiem...sporo.
- Przenieśliśmy tutaj wszystko co dało się przenieść.- rzekł Jonas.- Reszta została na miejscu katastrofy. Przy kadłubie „Żelaznego Orła”.
I przed Tavarti pojawił się trudny problem. Jak znaleźć Owoc Pasji ? Przedmiot o którym nic nie wiedziała, przedmiot którego wyglądu nie znała.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-01-2010 o 10:33. Powód: Byki:(...a co mogłoby być innego?
abishai jest offline  
Stary 18-10-2009, 16:41   #38
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Dom Tavarti, Travar, późne popołudnie

Tavarti słuchała odpowiedzi na postawione przez nią pytania. Zamyśliła się. Nieświadomie pocierała wargi kciukiem.
- Kogoś z Viviane? Z pewnością się ktoś taki znajdzie. - uśmiechnęła się półgębkiem.
- Knujesz coś. - Dami szturchnęła ją oskarżycielsko łokciem w bok.
- Gdzieżbym śmiała!- dziewczyna roześmiała się wesoło. - Wychodzę po prostu z założenia, że jesteśmy w Tarvarze. Z pewnością nie jeden statek taki jak "Orzeł" przyleciał z Viviane. - wzruszyła ramionami. - A i jeszcze jedno. Wiecie, gdzie leżą ruiny Parlainth i po kim zostały?

- Parlainth.- rzekł Acelon z uśmiechem.- To ciekawe miejsce. Ma w sobie kawał historii i wiele tajemnic. Aby zrozumieć czym jest Parlainth. Musisz sama poznać nieco historii. Otóż zanim nadeszła Długa Noc.-
- Pogrom.- poprawił go Gherton. A Acelon machnął ręką dodając z irytacją. -Długa Noc. Pogrom. Wszystko jedno. Wielu t’skrangów nazywa ten czas Długą Nocą, bowiem go przespali pogrążeni w hibernacji. W każdym razie Pogrom. Czas, gdy poziom magii był tak wysoko, że najpotężniejsze Horrory mogły przejść do nas ze swego plugawego wymiaru, a mieszkańcy Barsawii i nie tylko, skryli się przed nimi w kaerach... o czym to ja? Nie cię espagra pokąsa Ghertonie, zgubiłem wątek!- Ace potarł czoło w geście irytacji.- Wracając do tematu. Przed Pogromem, na skutek politycznych zawirowań i dzięki potędze magiczno militarnej Thera podbiła całą Barsawię. Nawet Throal. Krasnoludzki król, którzy teraz jest zaciekłym jej wrogiem, wtedy był niemal wasalem Thery... Cóż, w zasadzie to jego potomek jest wrogiem. W tych czasach Thera zbudowała sobie stolicę, przy której Vivane i Travar wyglądały jak malutkie wioski. I to Vivane i Travar w czasach swej świetności, a nie obecne cienie tych miast ! Legendy o pięknie przedpogromowego Parlainth nadal są żywe. Niemniej zaczął się Pogrom. I większość Barsawian postanowiła skryć się w podziemnych jaskiniach naturalnych i sztucznych, osłoniętych magicznymi barierami. Ale władcy Parlainth, zrobili coś innego. Przenieśli całe miasto na inny plan. I wymazali z pamięci z kart ksiąg wzmianki o swoim istnieniu. Możesz to sobie wyobrazić?- Acelon westchnął dodając.- W teorii, plan genialny, a i wykonany po mistrzowsku. Ale coś poszło nie tak...Po Pogromie miasto wróciło, w postaci ruin pokrytych dżunglą. I bez żywego ducha...za to sporą ilością nieumarłych duchów.
- Nawet teraz ruiny Parlainth robią wrażenie. Wydają się ciągnąć w nieskończoność.-
wtrącił Druss. – No i przyciągają łowców skarbów. Po tym mieście krąży ich wiele. A i tak nie oczyścili nawet jednej dziesiątej miasta. Z drugiej strony nie jest to łatwe zadanie, ani bezpieczne.
- Mówisz, jakbyś tam był.-
rzekła Damarri,a troll odparł.- Bo byłem, ze dwa razy. Przyczółek i Zapomniane Miasto, jak zwą czasem Parlaith, przyciąga nie tylko awanturników, ale też agentów therańskich i nie tylko. Każda siła polityczna Barsawii ma tam conajmniej kilku szpiegów.
- Zapomniane Miasto...Parlainth jest bardzo daleko stąd, na północnym krańcu Barsawii. Czeka cię daleka droga, jeśli zechcesz się tam udać.-
rzekł Acelon.
- O na razie wycieczki krajoznawcze odłożę na później. - uśmiechnęła się wesoło Tavi. - Na razie mam tu pełne ręce roboty. Na przykład taka Wielka Gra. Jest pięć biletów. Kto ma ochotę iść?



Kryjówka T’salkina, Travar, noc

Tavarti doprawdy się tego nie spodziewała. Wygrała. Ona drobna kobietka spuściła łomot dwóm górom mięsa! Nie ma się co prawda zbytnio cieszyć, bo chłopcy z pewnością nie poszli na całość. Poza tym to nie adepci. Tacy jak ona z pewnością nie byliby prostymi przeciwnikami.
Usiadła.
- T'salkin, nie pochodź mnie ciekawością, bo to ci się nie uda. - odrzuciła włosy do tyłu, przysunęła się bliżej. - Chcę poznać twój plan. - zamachała ręką. - Szczegóły sobie daruj. Kiedy i gdzie. Nie chcę z Tobą iść, bo oboje wiemy, że się do tego zupełnie nie nadaję. Ale może uda mi się odwrócić ich uwagę podczas twojego skoku? - uśmiechnęła się tajemniczo, rozpierając wygodniej na poduszkach, przy okazji prezentując swoje walory. - Przynajmniej pośrednio będę robić za twojego anioła stróża. Chętnie sama zajrzę do tych dokumentów. Powiedźmy, że to będzie moja zapłata. - uniosła nieco głowę. - Tak zupełnie z innej beczki, czy wiesz coś o Promiennym Spojrzeniu?

–Jutro wieczorem.-rzekł T’salkin spoglądając na dziewczynę i jej walory, co Dami skwitowała uśmieszkiem, oraz wymownym położeniem dłoni na udzie wróżbitki. „Możesz patrzeć, ale nic więcej”.- zdawały się mówić oczy orczycy. Tavi plotła swoje palce między jej i przyciągnęła dłoń do swoich ust. Musnęła skórę orczycy w przelotnym, delikatnym pocałunku.

T’skrang splótł dłonie mówiąc.- Jutro wieczorem, po Wielkiej Grze. Na pewno na nią pójdą i wrócą pijani. Zakładam, że złowieszcza sława jaką cieszy się niall Naxos negatywnie wpłynie na ich czujność. Nie spodziewają się, że ktoś ich odważy się ich okraść. Zamierzam zaatakować od strony wody, więc...najlepsza dywersja byłaby od strony lądu. A co do ciebie Tavarti...walczysz naprawdę nieźle jak na nowicjuszkę. Poza tym zgromadziłaś wokół siebie, sporo doświadczonych adeptów. Chętnie jednego bym wziął ze sobą.
Potarłszy koniuszek dzioba rzekł.-Promienne Spojrzenie ? Nie, nic mi to nie mówi. O Płomiennym Spojrzeniu słyszałem. Banda adeptów... małe umiejętności, spora ambicja, kiepski dobór nazwy dla grupy. Zginęli podczas eksploracji kaeru w którym krył się Horror. Niemniej popytam. Może się czegoś dowiem.
- Coś wymyślę, jeśli chodzi o tę dywersję. W zamian oczywiście powiesz mi, co też znalazłeś u K'tenshinów.
- w uśmiechu pokazała szereg perłowych ząbków. - A co do Dawców Imion, jeśli któryś będzie chętny, to go do ciebie przyślę.
Tak, potrzebowała kogoś zaufanego, żeby robił tej jaszczurce za ducha stróżującego. Tylko kogo?

Dom Tavarti, Tarvar, wczesny ranek dnia następnego

Tavi wstała trochę wcześniej. Wyślizgnęła się z pościeli tak, żeby nie obudzić Dami. Zresztą nie musiała się nawet bardzo starać. Orczyca chrapała w najlepsze. Dziewczyna usiadła, ubierając pończochy, przed lustrem. Należało szybko zając się tym Owocem Pasji. Odnaleźć go. Kto będzie miał większą siłę przekonywania? Tavarti czy Altea? Altea czy Tavarti? Westchnęła łapiąc za sukienkę Altei. Zdecydowała się na "bogatszą nie siebie", z urzędnikami trzeba charyzmą. Przynajmniej tak jej się wydawało.
- No no, spodobało ci się bycie Alteą. To pewnie przez te seksowne ciuszki, co? - zaspany głos Damarri wskazywał, że głosicielka też już się obudziła.
- Nie sprowadzajmy wszystkiego do seksu, dobrze? - Tavarti ostatnim muśnięciem grzebienia ukształtowała fryzurę. Podeszła do łóżka i pocałowała orczycę. - Mam dla ciebie zadanie specjalne na dzisiaj.
- Ocho, a ten całus to przekupstwo?
- Nie, zachęta.
- odpowiedziała Tavi z szerokim uśmiechem. - Jak będziesz w świątyni to zapytaj Alwerona jak bardzo bliskie jego sercu jest ten pomysł z przytuliskiem dla dzieciaków.
- A ty znów o nich. Może powinnaś mieć własne?
- Tavi postanowiła pominąć milczeniem tą iskierkę w oku orczycy.
- Ta opuszczona świątynia jest czysta. Sucha, ma dach i spokojna dosyć. Można by tam zrobić najpierw jadłodajnie dla dzieciaków, a potem z czasem dołożyć jakieś sienniki i koce w miarę możliwości. Ale do tego potrzebny jest kucharz, kilka porządkowych, - Tavi zaczęła wyliczać na palcach.
- I chcesz żeby znalazł jakieś chętne głosicielki? - Dami wygodniej ułożyła się na łóżku, prezentując jędrny biust.
- Coś w tym stylu.
- A żarcie skąd?
- Z publicznej zbiórki, chociażby.

Dami zamrugała.
- Z publicznego czego? - pokręciła przecząco głową - To się nie uda. Nie w Tarvarze.
- Może tak, może nie.


Dom Tavarti, Tarvar, kuchnia[/b][/center]

Dami sprawnie szykowała śniadanie dla wszystkich, którzy byli na miejscu. Jak zwykle kuchnia okazała się najbardziej ludnym miejscem w całym domu. Oparła się się o blat lady przy zlewie, założyła ramiona.
- Dobra, potrzebuję chętnego, który by przypilnował pewnego t'skranga o małym rozumku i wielkich ambicjach. Miałam wizję, wg której śmiem twierdzić, że go ktoś ubije. Chłopak robi skok na K'tenshinów. Przydałoby się, żeby ktoś pilnował jego kupra. Ja w tym czasie zrobię jakąś rozróbę, żeby odwrócić uwagę jaszczurek. Jacyś chętni? Albo lepiej jakieś pomysły?

Siedziba Tar’vika, Travar, 8:00

"Serce Namiętności. Bierze moc z uczuć. Tego kobiecie nigdy nie brakuje. Wszystko jasne. Mój skarb."

Tavarti z namaszczeniem schowała klejnot do woreczka.
- Czy w Twoich pismach nie ma czegoś o tym, w jaki sposób przejmuje się kamień? Poprzedni właściciel musi zginąć? I nie ma tam nic o czystej duszy? - przeniosła ciężar na lewą nogę. Od tego stania już ją wszystko bolało.
-Dużo masz pytań. Dobrze. Wiedza bierze się z ciekawości pozbawionej uprzedzeń.- troll potarł dłonią podbródek.- Nie. Śmierć, nie jest konieczna, by przejąć przedmiot wątkowy. Wystarczy go ukraść i utkać nowe wątki w miejsce starych. Silniejszy wątek wypiera słabszy. Oczywiście, w twoim przypadku będzie to trudne. Wątki twe dotyczące klejnotu są bardzo mocne.
Spojrzenie ksenomanty przeniósł się na wróżbicki kostur.- Przyjdzie czas, że sama wpleciesz wątki w swój kostur. Mógłbym to ja zrobić, ale...takie rzeczy najlepiej robić samemu. Tkanie wątków to coś ...osobistego.
Na koniec dodał.- Czysta dusza...myślę, że każdy sam definiuje takie sprawy. Co ty o tym myślisz?
- Myślę, że to nieadekwatne pojęcie, gdyż skoro istnieje czysta dusza, musiałaby być też... - myśl uderzyła ją - splugawiona. - powiedziała nieco wolniej. - Tylko to dalej niewiele tłumaczy. - wzruszyła ramionami.
- Już nie będę zabierać więcej cennego czasu, i tak bardzo przydała się ta niewielka pomoc. - skłoniła się delikatnie i skierowała do drzwi, aby nie przeszkadzać dłużej.
- Czy podążając ścieżką ksenomancji, częściej zdarzają się splugawienia Horrorem? - stanęła z dłonią na klamce. - Znałam jednego ksenomnatę i on poszukiwał owej czystej duszy. Ale to chyba tylko zbieg okoliczności. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.

Siedziba Powietrznego Patrolu, magazyny, Travar

"Coś tak czułam, że jako Altea więcej uzyskam. Dobrze, że jeszcze nikt nie zna prawdy. Przydałoby się namówić Drussa, żeby wziął mnie na jeszcze jedną wycieczkę w przeszłość. W okolice wejścia na Orła. Może to by coś wyjaśniło. Na przykład, jak się nazywała ta elfka. "

Z zamyślenia i potakiwania (uśmiechu, uroczego przytakiwania główką, machania rączką) wyrwał ją obraz nędzy i rozpaczy. Przecież tego szmelcu było na cały dzień grzebania! Aż tupnęła nogą obutą w delikatny bucik. Co więcej, żadnej pewności, że coś znajdą. Z drugiej strony nie spodziewała się, że wystawią jej ten kamyczek na talerzu. Zmrużyła oczy, uśmiechnęła się półgębkiem, podwinęła rękawy. ON musi tu gdzieś być. OWOC PASJI. Kamień koloru bursztynu. Nie za wielki, żeby dało się go zjeść. Musi tu gdzieś być!
Żagle i liny z listy wykreśliła od razu. Problem polegał na tym, że kamień mógł zostać zamelinowany w samym kadłubie.
Nic z tych rzeczy, ON MUSIAŁ TUTAJ GDZIEŚ BYĆ.

- Gromlak, gdybyś musiał schować na statku cenny kamień powiedźmy wielkości pięści, gdzie byś go umieścił? - Tavarti uśmiechnęła się szeroko. - Spróbuj myśleć jak arystokratka.
-Czy ten Owoc Pasji nie był...jadalny? Nie powinien wyglądać, jak...owoc?- spytał Golmak, podrapał się po głowie.- Ja bym...przemytnicy używają tajnych skrytek. Podwójne dna i tym podobne. Arystokraci pewnie tego samego, tylko że lepszej jakości.
- No tak, tak bursztynowy owoc. - machnęła ręką. - Przecież mówię. - żąchnęła się. - Skrytki. To szukajmy. Wszystko, co zdaje się podejrzane (z właściwie zbyt normalne) trzeba przeszukać. - Westchnęła. - Zacznijmy od jakiś kufrów, opukać trzeba to, co zostało ze statku, wierzę w twoją intuicję Gromlak i doświadczenie.

Pomodliła się w duszy do Garlen. Przymknęła oczy, zacisnęła pięści. Irytowała ją ta całą sytuacja z Jaszczurkami. Ba, jaszczurki ją denerwowały bardzo, bardzo. Myślały, że są nie-wiadomo-kim! Phi! Głupie, zadufane, zielone, paskudne (mogłaby tak do wieczora) wodniaki!

"WIEM, że tu gdzieś jesteś kamyczku. I znajdę cię. Radzę ci zacząć do mnie mówić, bo cię zjem, o!"
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
Stary 22-10-2009, 12:37   #39
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dom Tavarti, Travar, kuchnia

Wczorajsze pytanie o Wielką Grę przyciągnęło wielu chętnych. Druss i Gherton, Dami, Grolmak oraz Acelon. Wszyscy chcieli iść, a biletów było o jednego za mało. Tavarti postanowiła wtedy, że wylosuje chętnych za pomocą słomek, najkrótsza przegrywa.
Póki co, losowanie odłożono popołudnie obecnego dnia.
Nieco zaspana Dami szykowała śniadanie, a Tavi obserwowała zgrupowanych w kuchni osób. Szybko zebrała wokół siebie grupkę oddanych przyjaciół. Co bynajmniej ją nie martwiło. Zwłaszcza gdy widziała łobuzerski uśmieszek Damarri paradującej w króciutkiej spódniczce, odsłaniając jej muskularne, a i tak zgrabne nogi.
- Dobra, potrzebuję chętnego, który by przypilnował pewnego t'skranga o małym rozumku i wielkich ambicjach. Miałam wizję, wg której śmiem twierdzić, że go ktoś ubije. Chłopak robi skok na K'tenshinów. Przydałoby się, żeby ktoś pilnował jego kupra. Ja w tym czasie zrobię jakąś rozróbę, żeby odwrócić uwagę jaszczurek. Jacyś chętni? Albo lepiej jakieś pomysły?- rozpoczęła poranne rozmowy Tavarti.
-Ja się zaopiekuję t’skrangiem.- rzekli jednocześnie Druss i Gherton.
Zaś Acelon dodał.- Chcesz wywołać rozróbę? Niedobry pomysł, jeśli tam cię K’tenshinowie zauważą, skojarzą ze skokiem. To nie jest banda leniwych kupców, tylko adepci. Umieją kojarzyć fakty.
Damarri pokiwała głową na boki.- Co ja z tobą mam Tavi. Lubisz przyciągać kłopoty.
Następnie dodała.- Nasz eks-golasek ma rację. Nie powinno cię tam być. A zamieszanie, najlepiej wywołać przez osoby trzecie. I raczej coś niegroźnego, acz przyciągającego uwagi.
-Przydałby się jakiś iluzjonista na miejscu.-
wtrącił Grolmak, a Druss.- Przydałby się jakiś plan. Wypadałoby zrobić jakiś rekonesans i zaplanować uderzenie.
Troll spojrzał na Tavarti, dodając.- To będzie dla ciebie dobre ćwiczenie związane z dyscypliną.
-A propos ćwiczeń, zapraszam do ogródka na naukę.-
rzekł Gherton, a Druss wstrzymał go ramieniem. – A co z wybraniem opiekuna dla t’skranga.
Wróżbitka wskazała palcem na trolla, po czym jej palec przeskakiwał z Drussa na Ghertona, z każdym wypowiadanym przez nią słowem wyliczanki.-
Raz, dwa, trzy na me wezwanie
a za czwartym niech się stanie,
a za piątym niech tu będzie
a za szóstym huknie wszędzie!

Przy ostatnim słowie palec Tavarti zatrzymał się na Ghertonie. I dziewczyna rzekła.- Przykro mi, opiekujesz się T’salkinem. Nie możesz więc pójść obejrzeć Wielkiej Gry.
-Tavarti.-
rzekł cicho Druss, westchnął i dodał.- Nie powinnaś w ten sposób podejmować decyzji.
- Nie strofuj jej tak, moja uczennica, moje jest prawo do pouczania.-
rzekł drugi wróżbita, obejmując dziewczynę ramieniem i mówiąc.- Bierzmy się do roboty, nie marnujmy czasu, skoro nie mamy go zbyt wiele.
We dwójkę zaszli do ogrodu i tu Gherton usiadł i wskazał miejsce naprzeciw siebie. Zaczął mówić. –Rytuał karmiczny jest czymś ważnym, wiąże od adepta z jego dyscypliną i pozwala na zyskanie przychylności losu. Karma jest czymś nieuchwytnym powiązanym z duszą Dawcy Imion, niemniej może wpływać na powodzenie naszych działań. I rytuał karczmiczny służy do tego, by zyskać dla siebie nieco karmicznej mocy używanej w krytycznych chwilach i przy wykorzystywaniu niektórych talentów ...między innymi. Każda dyscyplina ma bowiem własny rytuał karmiczny odzwierciedlający jej dyscyplinę. A teraz obserwuj i ucz się.
Gherton narysował kosturem okrąg w miękkiej ziemi, a następnie przez kilka minut z zamkniętymi oczami rysował w tym okręgu chaotyczne linie. Gdy skończył zaczął się im przyglądać w milczeniu, zupełnie ignorując jej obecność.
Nagle przerwał mówiąc.- Teraz twoja kolej.
No cóż...Tavarti nakreśliła krąg, odetchnęła głęboko i zaczęła kreślić w środku okręgu z zamkniętymi oczami. A potem otworzyła oczy...

Zamiast chaotycznych kresek widziała wyrysowany znak, którego znaczenia nie potrafiła pojąć. Nie rozpoznawała go.
-Nie staraj się odczytywać znaczenia rysunku, skup się na tym co może oznaczać dla ciebie. Co widzisz patrząc na ten symbol? To jest tylko odbicie obecnego stanu twojego umysłu, leków, obaw, nadziei. Poprzez ten symbol sięgnij w głąb siebie. Na tym polega znaczenie rytuału karmicznego każdej dyscypliny.- rzekł Gherton, po czym czekał w milczeniu, aż Tavarti sama doprowadzi rozważania, a tym samym rytuał karmiczny do końca.
Kolejnym punktem dnia była nauka nowego talentu.
- Umysł ze stali służy dla ochrony twej osoby. Przed ranami od miecza ochroni cię pancerz, ale przed obrażeniami magicznej natury lepiej będzie cię chronić pancerz, który wykujesz we własnym umyśle. Efekt zastosowania umysłu ze stali jest czasowy. Świadomość nie może funkcjonować długo w stałym napięciu i skupieniu. Dlatego umysł ze stali stosuj jedynie w przypadku zagrożenia, bądź przed walką.- rzekł Gherton po czym powoli mówił.- Skoncentruj się Tavarti, zajrzyj do swego umysłu i wyobraź sobie swe myśli jako pasma stali. Weź te pasma i przekuj je na bastion ze stali, opokę chroniącą cię przed ciosami. Czujesz opór? To dobrze, to oznacza, że rzeczywiście ci się udaje.
Po tych naukach Gherton uśmiechnął się i rzekł.- Pewnie teraz zaproponowałbym ćwiczenia w walce, ale za uroczo wyglądasz i masz zbyt misterną fryzurę, by ją burzyć niepotrzebnym wysiłkiem.
Zerwał jeden z rosnących w ogrodzie kwiatów...

i wplótł go we włosy dziewczyny. Uśmiechnął się oceniając efekt.- Tak lepiej. A teraz powinnaś się skontaktować się z tym t’skrangiem co by zadecydować o swych postanowieniach i planach.

Kilkanaście minut później Tavarti opuściła dom w towarzystwie Dami i Grolmaka. Wróżbici mieli bowiem własne sprawy do załatwienia. Na kolejnych rozstajach Damarri namiętnie pocałowała Tavarti w usta, na pożegnanie, nie szczędząc sobie taki atrakcji, jak wsunięcie dłoni pod płaszcz i sukienkę wróżbitki oraz masowanie jej nagich pośladków. Po tym gorącym pożegnaniu głosicielka udała się do świątynia, a Tavi wraz Grolmakiem w kierunku wyznaczanym przez wróżbitkę.

Siedziba Tar’vika, po badaniu,Travar


- Myślę, że to nieadekwatne pojęcie, gdyż skoro istnieje czysta dusza, musiałaby być też... - myśl uderzyła ją - splugawiona. - powiedziała nieco wolniej. - Tylko to dalej niewiele tłumaczy. - wzruszyła ramionami.
-Może tak, może nie.- odparł kesnomanta.- Splugawionych dusz jest wiele. Naznaczony przez Horrora Dawca Imion ulega splugawieniu. Jego dusza niszczeje. Prędzej czy później kończy się to śmiercią lub gorzej.
Potarł podbródek dłonią i rzekł.- Antytezą splugawionej duszy, byłaby więc dusza mogąca od splugawienia uwolnić. Nie wiem czy jest to możliwe.
- Już nie będę zabierać więcej cennego czasu, i tak bardzo przydała się ta niewielka pomoc. - skłoniła się delikatnie i skierowała do drzwi, aby nie przeszkadzać dłużej.
- Czy podążając ścieżką ksenomancji, częściej zdarzają się splugawienia Horrorem? - stanęła z dłonią na klamce. - Znałam jednego ksenomnatę i on poszukiwał owej czystej duszy. Ale to chyba tylko zbieg okoliczności. Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
- To zależy...kiedy igrasz z ogniem, musisz brać pod uwagę że się możesz sparzyć, prawda?-
odparł na pożegnanie troll.

Siedziba Powietrznego Patrolu, magazyny, Travar


Znaleźć Owoc Pasji...Ha! Zdecydowanie łatwiej powiedzieć niż zrobić. Oboje z Grolmakiem przetrząsali kolejne worki, pakunki i skrzynie w poszukiwaniu tego skarbu. Czymkolwiek on był. Kolejne porażki były powodem coraz bardziej rosnącej irytacji wróżbitki, które nie tylko groziła w myślach przedmiotowi zjedzeniem, ale i przerobieniem na sałatkę i podaniu świniom na pożarcie. Nie tak sobie wyobrażała żywot bohaterki. Po wczorajszej, zaaranżowanej co prawda, bójce. Po rozmowie z t’skrangami, irytującej i nieprzyjemnej, ale na pewno nie nudnej...Po ostatnich kilku dniach pełnych przygód, nie spodziewała się tak żmudnej i nudnej roboty.
Oko Tavarti spoczęło niepozornym kuferku...co było w nim znajomego? Nagle wróżbitkę olśniło...Wróciła pamięcią do wspomnień ( co prawda nie swoich) seksu z Alteą. Widziała ten kuferek...to znaczy, on widział. Alfarel miał w polu widzenia ten kuferek, gdy...Tavarti zaczerwieniła się....nieważne, co wtedy elf robił z kobietą. Dopadła kilkoma susami kuferka, który okazał się zamknięty. Kolejny problem.
- Grolmak otwórz go.- mruknęła Tavi. Topór po chwili rozłupał zamek, pozwalając dziewczynie dostać się do jego wnętrza. A w środku Tavi znalazła piękne suknie, niewielki mieszek zawierający około dwudziestu złotych monet. Mały majątek. Gustowną złotą i srebrną biżuteria zdobioną klejnotami, amulety, brosze. Wszystko to zamknięte w małej szkatułce. Stalowy kubek ozdabiany srebrnymi i złotymi ornamentami oraz z inskrypcją „Garlen, ulecz me pragnienie”. Cztery fiolki, każda oznaczona symbolem rzeki, zapewne mikstury lecznicze. Sztylet o rękojeści z masy perłowej i ostrzem pokrytym wytrawionymi w stali wzorami. Tavarti nie rozpoznawała materiału z którego wykonano ostrze sztyletu. Metal choć był w barwie podobny do złota, złotem jednak nie był, wydawał się błyszczeć w świetle, chwytać je i wzmacniać. Ork na widok ostrza sztyletu rzekł cicho- Orichalk.
Flakoniki z perfumami...Wszystko co potrzeba modnej elegantce. Zwój z pieczęcią , przeczytała go. To był list uwierzytelniający podpisany przez kobietę o imieniu Dorina Tarn Rubaric. Czemu t’skrangi o niego nie spytały? Pewnie uznały, że spłonął podczas upadku Orła. Na samy dnie był krótki miecz w rękojeść którego wprawiono świecący kryształ. Sam miecz był wspaniale zdobiony i miał niezwykle ostrą klingę. Oraz szklana kula wypełniona bladoniebieskim nieprzeźroczystym płynem.
Tylko nigdzie nie było tego przeklętego Owocu Pasji!
Zaczęła ostukiwać z Grolmakiem wieko i ścianki, ale na razie niewiele to dało. Nagle zauważyła, że z jednego boku kuferek ozdobiony jest znakiem. Takim samym jak na pieczęci. Czemu tylko z jednego boku? Czemu akurat z tego boku? Zbadali wszak wszystkie ścianki dokładnie. I ta z pieczęcią w niczym się od nich nie różniła.
Cóż...Tavi sięgnęła po list i przyłożyła pieczęć do znaku.
Po dotknięciu znaku pieczęcią, boczna ścianka odpadła i z niej wyleciało coś przetoczywszy się podłodze. Była to pękata figurka, topornie rzeźbiona w bladoczerwonej skale.

Brzydka. W ogóle nie przypominała bursztynowego klejnotu, ba nie można było tego nazwać nawet dziełem sztuki. Jak to coś wciśnięto w pomiędzy dwie wąskie deseczki tworzące bok kuferka, pozostawało tajemnicą, choć ork przedstawił swoją teorię słowami.- Ani chybi, therańska magia.
Przekonująca teoria. Tavarti wzięła w dłonie figurkę. Nie wyglądała jak Owoc Pasji, nie spełniała jej wyobrażeń, chociaż...No właśnie...Dotykając ją czuła coś, jakby energię promieniującą z wewnątrz. Nie będąc do końca przekonana schowała figurkę i wrzuciła resztę rzeczy z powrotem do kuferka. Później znajdzie czas na jej dokładne przeegzaminowanie.
Na razie zamierzała zabrać ze sobą rzeczy Altei, wszak „oficjalnie” były to jej rzeczy.

Okolice „Spokojnej Przystani”, Travar


Otulona płaszczem sylwetka Tavarti wyglądała tajemniczo. Ale obecność rosłego trolla i mono zbudowanego orka pilnujących jej bezpieczeństwa, skutecznie odstraszały ciekawskich. Druss położył dłoń na jej ramieniu i rzekł.- Spojrzyj na okolicę, ale nie poprzez wzrok. Nie przyglądaj się temu, co gdzie jest. Tylko spróbuj zauważyć ciąg wypadków które możesz zainicjować swymi działaniami. Wszystko jest bowiem powiązane, pozornie niewidocznymi nićmi przyczyny i skutku.
Tavarti spojrzała wpierw na karczmę, której budynek na parterze zawierał bar, na piętrze pomieszczenia gospodarcze, zaś pomieszczenia mieszkalne gości znajdowały się na dnie rzeki i skryte były kopułami, których obecność wyznaczały wierze wystające nieco ponad poziom rzeki. Do tego był jeszcze taras osłaniający kopuły. Obok znajdował się spory magazyn, pilnowany przez dwóch strażników uzbrojonych w pałki okute metalem. Magazyn ten był wyższy od Spokojnej Przystani kończył się płaskim dachem, długi stalowy kolec świadczył, że ten magazyn służył do rozładunku okrętów powietrznych. Po drugiej stronie był sklep i warsztat wikliniarski prowadzony przez starego t’skranga, wraz z kilkoma młodszymi osobnikami jego rasy. Byli zapewne uczniami i praktykantami.
Naprzeciw „Spokojnej Przystani”, była „Rogata Gęba”....głośna tawerna, ulubione miejsce pracujących w dokach orków i trolli. Hałaśliwa, wulgarna i pełna życia karczma. Zapewne o znacznie niższych standardach odległych od standardów ekskluzywnego lokalu jakim była „Spokojna Przystań”. Za to pełna życia i ... cóż...jednym z tych przejawów życia, były bójki. Właśnie na oczach Tavarti i jej ochroniarzy, z „Rogatej Gęby” wypadło dwóch orków, szczepionych w pijackiej walce. A i w samej karczmie toczyła bójka pomiędzy ludźmi, orkami i trollami do której zagrzewały i której kibicowało kilkanaście kobiet, ludzkich, orczyc i parę trollic. A ich uroda, odważne suknie i ostrych makijaż świadczył o ich zawodzie. Sprzedawały zapewne swe wdzięki chętnym mężczyznom. Było też tu sporo t’skrangów, którym klimat „Rogatej Gęby” odpowiadał bardziej niż spokój „Spokojnej Przystani”. Wśród nich bystre oko Tavi, dostrzegło dwóch z ochroniarzy Kess’rena Naxosa, a także jedno ze współpracowników Kess’rena, Hefrena. Na szczęście oni byli zbyt pijani, by zauważyć, a tym bardziej rozpoznać Tavarti alias Alteę Rubaric.

karczma „Pod węgorzem”, port, Travar


T'salkin na nią czekał. Powiadomił o miejscu i czasie spotkania Kajmona. Wiedział, że dzieciak ów, oczko w głowie dziewczyny, ją znajdzie i powiadomi. Nie mylił się.
T’skrang siedział oparty o krzesło sącząc z tanie wino z butelki. Zauważył zbliżające się sylwetki Tavarti oraz Drussa i Grolmaka. Spojrzał na kobietę potem na trolla.
- Kto to?- spytał wskazując wróżbitę.
Tavarti uchylila lekko kaptur.
- Drussie, przedstawiam ci T'salkina, t'skranga o wielkiej wyobraźni i równie poważnych aspiracjach. - wskazała dłonią jaszczura z uroczym uśmiechem. - T'salkinie, to Druss, Dawca Imion, który jest również moim przewodnikiem. Obecnie zwiedzamy okolice karczmy. - Zaświeciła zębami w uśmiechu.
- Może i ja zacznę pracować u ciebie?- uśmiechnął się w odpowiedzi T’salkin.- Jaką zapłatę oferujesz?
Tavi poprawiła sprzączkę płaszcza.
- Moc przygód, brak spokoju, moje towarzystwo, jedzenie domowe w wykonaniu Damarri i od czasu do czasu zajmowanie się dziećmi. Raj na ziemi. - zaśmiała się wesoło. - A i kuchnię, która nigdy nie bywa pusta.
-Wracając do sprawy.-
rzekł Druss.- Co planujesz?
- Hola...zdaję się że nie interesowało was planowanie.
–rzekł nerwowo t’skrang i spojrzawszy na Tavi, spytał.- Wspominałaś coś o opiekunie dla mnie?
Tavi uniosła jedną brew, ale nie skomentowała.
- Tak mam jednego chętnego. Przyślę go później, teraz przygotowuje się mentalnie. Powiec gdzie i kiedy ma się pojawić. A co do planowania - moje przyszłe poczynania też go wymagają.
- Cóż...niech za godzinę czeka pod Dwoma Kochankami, na dwóch poobijanych bysiorów.-
rzekł żartobliwie T’salkin.- Będą grzeczni, wczoraj nieźle ich pogoniłaś.
A zdziwione spojrzenie Drussa jak i Grolmaka, spoczęło na Tavarti.
Dziewczyna machnęła lekceważąco dłonią.
- Nie przesadzaj, mają z dwa czy trzy siniaki. W końcu dostali za to pieniądze, prawda? Już po wszystkim wam opowiem. - odpowiedziała na zdziwione spojrzenia mężczyzn. - Teraz to szkoda strzępić języka.
-Niewątpliwie.-
rzekł troll, a Grolmak rzekł z wyrzutem.- Damarri powiedziała, że idziecie spędzić upojną noc na rzeką! Jakbym wiedział co planujesz ,to...
- Upojna noc pod gwiazdami, co? Szkoda że nie śledziłem ciebie i Dami po wyjściu z mej kryjówki.-
wtrącił żartobliwie t’skrang, a ork burknął.- To nie jest śmieszne.
- A ja się zastanawiałam, co ona ci powiedziała. -
Tavarti zaśmiała się szczerze i poklepała orka po ramieniu. - Nie płacze się nad rozlanym mlekiem, obiecuję, że więcej nie będę. - dobrze, że nie widział, iż na drugiej ręce skrzyżowała palce.
Druss spytał.- Z tego co Damarri powiedziała, - tu spojrzał na Tavi dodając.- gdy ciebie szkolił Gherton w ogrodzie, to zamierzasz zaatakować po igrzyskach Wielkiej Gry. Czemu nie wcześniej?
- A tak ...zapomniałem, że skoro ty szkolisz się na wróżbitkę, to musisz mieć mistrza.-
westchnął t’skrang i dodał.- Przypuszczam, że najważniejszych skarbów i dokumentów nie zostawiają w karczmie i zawsze mają przy sobie. A na tych najbardziej mi zależy i tobie też Tavarti...domyślasz się co może w nich być?
- Z pewnością jakieś papiery przewozowe, bo muszą zabrać stąd kamień. Może coś o tym, dla kogo to ustrojstwo będzie. -
przyłożyła palec do ust - no i mam nadzieję, że jakaś interesująca niespodzianka.
-O niespodzianki to ja mogę zadbać.-
rzekł T’salkin puszczając oko do dziewczyny. A Tavi poczuła jak ogon t’skranga pieszczotliwie pociera jej kostkę.
- Jeśli nie umiesz gotować, nie masz u mnie szans. - strzeliła z palców.
-Wybacz...-t’skrang zaśmiał się i rzekł.- W towarzystwie pięknych kobiet, trochę mnie ponosi.
-Nawet bardziej niż trochę.-
mruknął Druss trącając kosturem końcówkę ogona. A T’salkin rzekł.- Możliwe...a co do podziału łupów. Co powiecie, gdybym przyniósł je ci do twego domu do przejrzenia, zaraz po skoku?
- Ależ zapraszam, moja kuchnia nada się na to idealnie.-
uśmiechnęła się promiennie Tavi, a t’skrang zamówił kielichy wina ze słowami. –Trzeba oblać naszą umowę. Tym razem na mój koszt.
- No w takim wypadku nie odmówię, bo to się rzadko zdarza. - zaśmiała się. - A wy, dosiadacie się do nas? Może jakaś złota myśl przyjdzie nam do głowy, żeby zrobić to, co mamy zrobić.
Troll i ork się przysiedli i następne pół godziny upłynęło na międzyrasowych pogaduszkach o wszystkim i o niczym.

Dom Tavarti, sypialnia, Travar

Przygotowania do wyjścia na widowisko zajęły Tavarti i Damarri sporo czasu. Orczyca uznała, że podczas oglądania Wielkiej Gry obie muszą wyglądać przepięknie. Była to oczywiście wymówka do wspólnego poprzymierzania ciuchów z kuferka Altei.
Głosicielka bawiła się niczym mała dziewczynka ubierając Tavi w kolejne zestawi sukni i dodatków, nie szczędząc przy tym intymnych pieszczot kochance, podczas ubierania jak i rozbierania głosicielki. Sama też chętnie przymierzała suknie Altei, które jednak stanowiły problem...gdyż orczyca była o wiele bardziej rozwinięta w okolicy pośladków i biustu. a choć w suknie arystokratki zdołała się wcisnąć, to mocno opinały jej ciało. I zdawało się że zaraz na niej pękną. Ten efekt jednak Damarri się podobał.
- A więc zdobyłaś Owoc?- spytała Damarri dobierając kolię z zapasów Altei i sprawdzając które będzie lepiej się prezentowała na dekolcie sukni, podczas gdy wróżbitka siedziała na łóżku.
- Tak. Chyba.- Tavarti nie była pewna czy ta figurka jest Owocem Pasji. Była dobrze ukryta, ale... Czym jest Owoc Pasji?
-Oddasz go im ?- spytała głosicielka zapinając kolię na szyi, a wróżbitka odparła.- Chyba tak. Nie chcę się pakować w zatarg z K’tenshinami.
Na twarzy orczycy pojawił się uśmieszek, wstała od toaletki, podeszła do siedzącej dziewczyny i usiadła wróżbitce na kolanach. Objęła jej szyję ramionami. Pocałowała namiętnie Tavi, dziewczyna poczuła dotyk jej kłów na wardze i przyjemne drżenie swego ciała. Orczyca potrafiła wykorzystać swe kły, by nadać pocałunkom pikanterii.
Spojrzała wprost w jej oczy dodając.- Jeśli oddasz figurkę t’skrangom przed kradzieżą, to...
Uśmiech na ustach głosicielki stał się bardziej... lisi. Rzekła wesołym tonem.- To jak T’salkin ją ukradnie, to ty ją możesz odzyskać. I K’tenshinowie nie będą wiedzieli, że ją masz.
Dłoń orczycy, chwyciła za dłoń wróżbitki i położyła sobie na piersi. Tavarti zrozumiała aluzję. Dami czasami zachowywała się jak kotka. Lubiła być rozpieszczana.
- A czy to nie narazi bardziej t’skranga ?- spytała Tavarti spełniając kaprys orczycy powolnymi ruchami dłoni.
- Może...-zachichotała Damarri, po czym dodała.- Ale raczej nie. Głupi złodziejaszek odważył się zadrzeć z niall Naxos. Gorzej się już się wpakować nie mógł. Masz przyjemne dłonie Tavi.
Kolejny pocałunek orczycy, namiętny i lubieżny. Tavarti spytała.- A co z Alweronem? Rozmawiałaś z nim?
-Rozmawiałam.-
westchnęła Damarri pomrukując nieco pod wpływem pieszczoty dłoni wróżbitki.- Przeprasza, że jeszcze cię nie odwiedził, ale jako opiekun świątyni mam mnóstwo obowiązków. Pomysł mu się spodobał, chce go jutro z tobą przedyskutować.-
- A teraz...-
głos Damarri stał się nieco bardziej lubieżny. Popchnęła Tavarti na łożko i po chwili rozpoczęła się szamotanina, okraszona okrzykami Tavarti.- Dami, co ty robisz? Przestań! Nie mamy czasu! Dami...ochchch...niżej...och Dami, ty i twoje libido...nie przestawaj...Przyznaj, zaplaaa..nowałaś to. Dami, ty szalona orczyco.

Sytuacja skończyła się szybkim ubieraniem by zdążyć na Wielką Grę i pospiesznym poprawianiem fryzur w biegu.

Hipodrom, miejsce Wielkiej Gry, Travar


Bilety pozwoliły Tavarti, Damarri, Acelonowi oraz Drussowi i Grolmakowi wejść do na miejsce w którym odbywała się Wielka Gra. Co więcej cała grupka trafiła do sfery przeznaczonej dla ważnych gości, ocienionej baldachimem, z wygodnymi siedziskami i ze sługami przynoszącymi owoce i trunki na zamówienie. Tavarti czuła się arystokratka i wyglądała jak arystokratka w otoczeniu służby i ochroniarzy. Bogactwo i luksusy...do tych rzeczy łatwo się było przyzwyczaić. Póki co, Wielka gra się nie rozpoczęła, a dla uciechy tłumów na arenie rozgrywały się wyścigi rydwanów zaprzężonych w egzotyczne wierzchowce, ponoć sprowadzone z pustyń Maraku lub Kreany.

Tavarti spojrzała na Drussa. Idąc tutaj poprosiła o kolejną podróż w przeszłość, troll się zgodził ale...- Nie dziś. Potrzebujesz wszystkich swych sił dzisiejszego wieczora. A ostatnia podróż nieco cię zmęczyła. Jutro zajrzymy w przeszłość.
Spojrzała na Damarri która ze właściwym dla siebie poczuciem humoru i temperamentem dopingowała swego faworyta w wyścigach. Zdołała się już bowiem założyć o pocałunek, że jej wybraniec pokona rydwan wytypowany przez Ace’a. Tavarti zauważyła też trybunę dla wybranych obok, na której siedzieli przedstawiciele niall Naxos. Cała grupka. T’salkin miał rację, że przyjdą wszsycy. A także, że będą obficie raczyć się trunkami przynoszonymi przez sługi. Hafari również zauważyła Tavarti, jaszczurza kobieta uśmiechnęła się cierpko na widok wróżbitki i jej towarzystwa.
Wyścig się skończył, a pechowa orczyca obdarzyła Ace’a namiętnym pocałunkiem.
Czas na główną atrakcję tego wieczoru. Powoli uprzątnięto teren, na który w kwadrydze wjechała wysoka, postawna i bardzo piękna trollica. Zgrabna, z symetrycznymi równomiernie zakręconymi rogami, o ślicznych rysach twarzy i olśniewającej kaskadzie niemal złotych pukli włosów. Zdobiony złotem napierśnik współgrał ze złotymi dodatkami do jej stroju i wyszukaną, acz gustowną suknia.
- Witajcie na obecnej Wielkiej Grze. Jestem Niss Reeves, jedna z Wielkich Rajców tego miasta i życzę wam dobrej zabawy. Niech więc rozpocznie się pierwsza z konkurencji.- po tych słowach wypowiedzianych melodyjnym głosem zawróciła kwadrygę i zjechała z areny.
- Promienista Niss.- wtrąciła Damarri pomiędzy kolejnymi przekomarzaniami się Acelonem.- Najbardziej znana rajczyni Travaru. i najbardziej wpływowa z władców tego miasta. I taka ładna...wiesz co, może ją zapoznamy z Drussem ? Byliby ładną parką.- zachichotała, patrząc jak troll się czerwieni na samą myśl o takiej sytuacji.
Rozpoczęła się dzisiejsza konkurencja. Na środek areny wszedł Tar’vik trzymając w klatce świetlista istotkę. Z czterech wejść na arenę weszło koło dwustu Dawców Imion, zarówno wojowników jak i magów, niektórzy w towarzystwie zwierząt. Zapewne sami adepci.
Tar’vik krzyknął.- Zasady tej konkurencji są proste.Macie złapać żywym błędnego ognika, którego wypuszczę. Gotowi?
Nagle z areny zaczęły wyrastać pędy, w błyskawicznym tempie urósł pokryty cierniami żywopłot, tworząc gigantyczny, zielony labirynt.
- Start!- krzykną ksenomanta wypuszczając stworzonko, a sam znikając w kłębach dymu. Adepci rzucili się do biegu, wpadając w ścieżki labiryntu, walcząc między sobą nawzajem, przepychając się i wrzeszcząc. Jednak labirynt nie był wcale bezpieczny. Adepci natykali się na ruchome piaski, wilcze doły. Z żywopłoty wyłaniały się pokryte kolcami humanoidy atakujące adeptów, do tego jeszcze błędny ognik dorobił się kilku iluzji, które myliły poszukujących go adeptów. Tavarti nie mogła się zdecydować na co patrzeć. W tak wielu miejscach działo się tak wiele. A to kilku adeptów mierzyło się z iluzją chimery, a to w innym miejscu toczył się nierówny bój pomiędzy adeptami, o to, którzy nich przejdą po wąskim palu na sadzawką wrzącej lawy. Do tego jeszcze krążące nad areną tęczowe smoki, które podmuchami iluzyjnego ognia, strącały w dół spryciarzy wykorzystujących magię do latania. Zmagania trwały dość długo i były intensywne. Mały błędny ognik był trudnym do złapania celem, zwłaszcza że adepci przeszkadzali sobie w tym nawzajem. Powoli zapadał zmrok, ale ciemności spowodowały że kryształy świetlne wbudowane w arenę rozbłysły światłem, pozwalając widzom dalej cieszyć się wydarzeniami na arenie. Wreszcie stworek został osaczony przez dwie drużyny adeptów, które starły się ze sobą w boju, przypominającym bardziej pijacką burdę połączoną z łapaniem ostatniej butelki alkoholu. Tylko że tą butelką był ognik, adepci nie byli pijani, a jedynie zdeterminowani.
Błędny ognik został złapany, zwycięstwo ogłoszone...Zabawa na dziś skończona, choć nie dla Tavi. Pijane przedstawicielstwo Naxos wracało do domu, w którym czekał na nich T’salkin ze swą zasadzką. Nachodził czas działania dla Tavarti.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-10-2009 o 13:01. Powód: drobna acz ważna poprawka
abishai jest offline  
Stary 02-11-2009, 22:15   #40
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Gdyby Tavarti miała czas prowadzić dziennik, pewnie wyglądałby mniej więcej tak:

Wieczór, Dzień Piąty, Tarvar


Nadal jestem Tavarti. Albo jeszcze nią jestem. Choć ta skóra podoba mi się coraz bardziej. Do końca pozostanę już Tavarti. Cokolwiek się zdarzy. Cokolwiek stało się kiedyś - skoro tego nie pamiętam, to tak jakby się nie zdarzyło. Przeszłość nie może na mnie wpływać bezpośrednio. Najwyżej przez opowieści.

Druss zbeształ mnie za to, że zdałam się na przypadek. Ale ja wierzę w Los. I w to, że można go zmienić. Wpłynąć na niego. Inaczej nie zdecydowałabym się na tę Ścieżkę.

Rytuał Karmiczny jest... dziwny. Czuję, że ważny, potrzebny, ale każda kolejna umiejętność wprawia mnie w pełne zdumienie. Wydawałoby się, że stojąc z patykiem i machając nim na oślep nic się nie osiągnie. A tu proszę. Złożony, skomplikowany symbol. Przypomina dwa robaki połączone nitką i przywieszone na krzyżyku. Albo specyficzny rodzaj wagi.
"Nie staraj się odczytywać znaczenia rysunku". Wiem, wiem Ghertonie, ale kiedy te skojarzenia same przychodzą, nikt ich nie zaprasza. A Umysł ze Stali z pewnością się przyda. Jak już się go nauczę.

Ciągle mi się po głowie kołacze to, co powiedział Tar'vik. Dusza, która potrafi uwolnić od splugawienia. Istota o tak silnej woli, że potrafi wygrać z ciemną stroną świata. Wyleczyć własną duszę. Czyżby poprzedni właściciel Serca był splugawiony? Ciężko stwierdzić, naprawdę ciężko stwierdzić.
Muszę przypomnieć Drussowi o kolejnej wyprawie w przeszłość. Tamten Elf z wolna staje się moją małą obsesją. Zabawne, nie "stara ja", ale poprzedni właściciel Serca...

Ale teraz powinnam zająć się czymś zupełnie innym. Owoc Pasji. Odnaleziona po znojnych godzinach grzebania w rupieciach i nadpalonych resztkach Orła, prymitywnie ociosana figurka kobiety. I to niby ten pomarańczowy, kulisty, zjadliwy owoc? No cóż. Powiedzmy, że Kobieta miała swój czar, ale to lekka przesada. Co do kuferka Altei, wzięłam go. Przywłaszczyłam sobie jej rzeczy. Czy to kradzież? Nie, raczej nie. W końcu dziewczyna nie żyje, to już jej się raczej nie przyda, a skoro ją odgrywam... Udaję. Jak aktorka na scenie. Powoli wchodzi mi to w krew. Ale ta cała otoczka arystokratyczna - malowanie się, układanie włosów, zgrywanie bufona - przeraża mnie. Kto był bardziej fałszywy - ja czy ona? Zresztą nie mnie ją oceniać. Tylko ten jej tatuaż. Przypomniał mi o moich kropkach na ramieniu. Śladzie po... czymś. Też wytatuowanej róży? Znaku? Kto wie.

Oczywiście planowanie spadło w całości na moją głowę. To ja ich utrzymuję, karmię, zapewniam rozrywkę dzięki moim głupim zagraniom a oni co? Tak w tym miejscu ta uwaga brzmi zbyt sarkastycznie. Zwłaszcza, że są dla mnie gotowi zrobić naprawdę bardzo dużo.

Plan, plan był prosty. W ostateczności można było zapalić karczmę, to z pewnością odwróci uwagę wszystkich. Tylko że jak dla mnie to zbyt ostateczne. Też uważałam, że przydałby się iluzjonista. Skąd takiego wziąć? Zdałam się na znajomości Drussa i Tsalkina. Jeśli oni nikogo nie znają, to trzeba się będzie obyć bez "magika". Wysłałam Gromlaka i Acelonaz pełną sakiewką po wóz. Mieli wynająć jakiś jeżdżący, w miarę trzymający się kupy. Ważniejszy miał być ładunek. Alkohol. W jak największej ilości. Trochę lepszy na wierzchu i gorszy na później, kiedy i tak nikt już nie będzie zwracał uwagi na jakość.

Drussowi przykazałam odnaleźć tancerki, mogły też być panie lekkich obyczajów. Dostał drugą sakiewkę. W ten oto sposób pozbyłam się wszystkich pieniążków, które miały mnie utrzymać przez ten tydzień.

Plan polegał na zrobieniu festynu z darmowym alkoholem i wyuzdanymi tancerkami zaraz przy "Rogatej Gębie", co spowoduje wypłynięcie ludu na ulicę zaraz przy "Spokojnie Przystani", utrudni przejście jaszczurkom, odwróci ich uwagę, może rozkojarzy? Wynajęte dziewczyny miały się bardzo zainteresować K'tenshinami. Może gdzieś wybuchnie burda? Tak mała bijatyka, co się przerodzi w wielką bójkę ułatwi sprawę niezmiernie.

Pogawędka z T'salkinem przyniosła odprężenie. A potem Dami. Ciężka w okiełznaniu, orczyca i jej libido. Przeraża mnie czasem, czasem mnie bawi. Najgorsze jest to, że już teraz to widzę - nie dam rady zaspokoić jej potrzeb. Po prostu chce zbyt dużo. W którymś momencie przestanę jej wystarczać. Dobrze, że ten moment jeszcze nie nadszedł.

Idąc na Wielką Grę, nadłożyliśmy drogi. Złożyliśmy wizytę u przedstawicielstwa Naxos i oddałam im figurkę zapakowaną w ładną, szmacianą, kolorową, torbę. Niczego nie tłumaczyłam, niczego nie wyjaśniałam. Powiedziałam, że odebrałam moje rzeczy z Orła i odnalazłam list, który wyraźnie określał moje obowiązki wobec t'skrangów.

Gherton miał przekazać T'salkinowi, że ma jeszcze ukraść figurkę. Czyli po prostu ją odzyskać. Przy rozdzielaniu łupów wszystko się rozwiąże.

A potem była Wielka Gra. Niesamowita, nie do opisania. Gdybym mogła, chciałabym przeżyć ją jeszcze raz. Zupełnie nie tego się spodziewałam.

Po niej szybko się przebraliśmy. Uprosiłam Drussa i Acelona, żeby poszli skontrolować "festyn". Ace robił w ogóle za woźnicę i zniknął z mojego pola widzenia już o wiele wcześniej. Sama nie mogłam im towarzyszyć. Ani Dami, ani Gromlak. K'tenshinowie nas pamiętali, a w żadnym wypadku nie mogli nas kojarzyć z tą sytuacją.

Do willi przyszły dzieciaki. Dostały owoce, bo nic więcej w kuchni nie zostało. Zaprosiłam je do ogrodu. Wyniosłam tkaninę od Alwerona. Dami zrobiła nam jakiś dziwny bezalkoholowy napój. Gromlak zaczął opowiadać bajki. Sielanka. Spokój przed burzą.


Tyle że Tavarti nie miała czasu na prowadzenie dziennika.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172