Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2009, 13:45   #334
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Świat się kończył.

Julian dygotał skulony na ziemi, błagając Boga o litość. Cała jaskinia trzęsła się w posadach, agonalnie rycząc. Okrutne kamienne odłamki spadały ze stropu i wbijały się w podłoże niczym szpony bestii, stanowiąc zagrożenie dla wszystkich obecnych.

Julian wiedział, że powinien się ewakuować, uciekać, ratować choć swe życie, skoro nie mógł ocalić innych, lecz nie mógł. Znajdował się głęboko w trzewiach Ziemi, daleko od światła słońca i bezpiecznej powierzchni. Wszystkie jego dary, wszystkie moce, jakimi się posługiwał padły na kolana przed miażdżącą siłą żywiołu. On również to uczynił.

Jego strach spotęgował Tyburcjusz, którego ciało zaczęło się powoli rozkładać. Mięśnie odpadły od kości, gnijąc i szarzejąc, wnętrzności zeschły i skurczyły się, szkielet sczerniał. Wszystko to zaś zamieniło się w proch, biblijny proch, z którego wszyscy ludzie powstali i w który wszyscy ludzie się obrócą.

Chłopak patrzył zafascynowany na Pizarro, który powoli, niejako pięknie rozkładał się. Zapatrzony, nie zauważył stalaktytu, który spadł ze drżącego stropu jaskini prosto na jego ramię. Kończynę przeszył ból, gdy ostra niczym nóż skała wbiła się głęboko, rozpryskując wokół krew i przyszpilając blondyna w miejscu.

- Boże, ratuj!- zdołał tylko wykrzyknąć chłopak. Wiedział, że to koniec, wiedział, że zginie w tym miejscu, rozsypie się w proch tak jak Tyburcjusz. Zniknie, zginie jak reszta Thagorcyków, odejdzie w niebyt razem ze światem, który nie miał prawa istnieć, światem, który stworzyła wyobraźnia Idvy. Zniknie jak sen, przegoniony pierwszym blaskiem wschodzącego słońca.

Jednak Bóg czuwał nad swą owieczką. Julian poczuł silne szarpnięcie, gdy Jonathan podniósł go. Mężczyzna wyrwał odłamek skalny z ręki chłopaka i zaniósł go do czarnej, błyszczącej mazi. Dał swój plecak i karabiny.

- Masz tutaj mój plecak. W jednej z kieszeni masz to urządzenie o którym opowiadałem. Słyszysz co mowie?! JEST W PLECAKU.

Julian kiwnął głową. Zrozumiał. Bolesna rana, hałas zapadającej się jaskini i chaotyczna walka o życie tych, którzy jeszcze żyli pozbawiły go trzeźwości rozumowania. Gdyby nie ostatnie słowa, wykrzyczane w pośpiechu, blondyn nie zauważyłby, że ktoś coś do niego mówi.

Został popchnięty, kątem oka widząc wielki głaz spadający w miejsce, w którym przed chwilą stał...
 
Kaworu jest offline