Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-07-2009, 05:43   #331
 
Howgh's Avatar
 
Reputacja: 1 Howgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetnyHowgh jest po prostu świetny
Wzrok Jonathana padł na osobę, żywcem wyjętą z mitologii - Meduzę. Jednak była między nimi mała, aczkolwiek istotna różnica, mianowicie ta przed nim była ślepa. Rzucała się z jednej strony na drugą, z wyciągniętymi rękami, nie zdając sobie nawet sprawy z tego co się dzieje. Nagle nad jej głową odłamał się gigantyczny kawał sklepienia jaskini i spadł prosto na nią. Krew bryzgnęła na wszystkie strony, kawałek węża doleciał aż do stóp Noysa i po chwili nerwowych tików, znieruchomiał na jego oczach.

Fajnie.

Kątem oka Johny zauważył ruch, gdy spojrzał w tamtym kierunku zobaczył mężczyznę unoszącego wielki głaz. Na tym etapie, nic go już nie mogło zdziwić – najwyraźniej taką posiadał moc. Zawołał coś, a chwilę później jaskinię przeszył jego rozdzierający krzyk zaprzeczenia. Noys ruszył w tamtym kierunku.

Jego oczom ukazała się bardzo ładna dziewczyna i dwóch mężczyzn. Jeden z nich właśnie biegł w sobie tylko znanym kierunku, ale drugi szarpał się z dziewczyną. Ona starała mu się wyrwać, jednak tamten nie należał widocznie do słabych. Zamachnął się i z całej siły uderzył ją w sam środek twarzy. Natychmiast trysnęła krew, ze złamanego nosa, a ona sama zwiotczała od siły uderzenia. Siłacz patrzył na to wszystko z widoczną rozpaczą, ale i wściekłością. Nie robił jednak nic, najwyraźniej nie mógł. Było oczywiste kogo ratować, a kogo zabić.

Jonathan wyciągnął zza pazuchy pistolet, odbezpieczył go i strzelił. Zdawał sobie sprawę, że to niebezpieczne, jednak nie było czasu – każda chwila zwłoki oznaczała śmierć. Pocisk roztrzaskał głowę tamtego. Noys natychmiast pobiegł w stronę dziewczyny. Leżała, oniemiała i zszokowana, najwyraźniej tym co się stało. Nie dość że wcześniej była umazana od swojej własnej krwi, teraz dołączyły do tego krew i kawałki czaszki, mózgu tamtego mężczyzny. Nie czekając ani sekundy dłużej, przerzucił ją sobie przez ramię i pobiegł w stronę mazi. Minął mężczyznę w pełnym pędzie, dobiegł na miejsce. Zrzucił ją prosto w 'to', a ona natychmiast zniknęła. Westchnął cicho, ni to z ulgi, ni ze zrezygnowania.

Tylko ja jestem 'inny'?

Odwrócił się i ruszył do mężczyzny, ciągle wytrwale trzymającego gigantyczny głaz. Dla Jonathana jego siła była wręcz nie do pojęcia.


- Idź też, ona Cię potrzebuje. Jest w fatalnym stanie. Ja i tak nie mogę przejść, więc wyrzuć ten kamyczek i ruszaj jej pomóc. Teraz, już, NATYCHMIAST!


__
Meduza ginie. Jonathan zabija jednego z mężczyzn, który złamał nos dziewczynie. Bierze ją i rzuca prosto w teleport - ona znika.
 
__________________
Nigdy nie przestanę podkreślac pewnego drobnego, instotnego faktu, którego tak nie chcą uznać Ci przesądni ludzie - mianowicie, że myśl przychodzi z własnej, nie mojej woli...
Howgh jest offline  
Stary 28-07-2009, 11:54   #332
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Mężczyzna patrzył się jak zaczarowany na miejsce gdzie jeszcze przed chwilą leżało ciało Tyburcjusza. Wszystko potoczyło się inaczej niż planował, wszystko wokół niego oszalało, a ludzie zaczęli umierać. Tak po prostu. Bez żadnej walki, ginęli próbując ratować się szaleńczą ucieczką, lecz niewielu z nich miało przeżyć.

Dedal otrząsnął się błyskawicznie z zadumy i zaczął biec co sił w nogach. Może to jego dar, a może zwyczajny instynkt kierował jego krokami w ten sposób, iż bez problemów omijał spadające skały. Gdzie nie spojrzał widział krew i śmierć. Przynajmniej kostucha ona była sprawiedliwa. Jego była pani, okaleczona i bezbronna Meduza, w jedne chwili stała się papką miecha.

„Żegnaj Marvelin. Los zaoszczędził ci spotkania ze mną.”

Tajemniczy portal - a z nim ocalenie - był już blisko, ale przy nim stała istota, z którą musiał najpierw wyrównać rachunki. Lorence. Dedal przywołał swój dar ruszając na wampira. Pragnął śmierci tego potwora, a co więcej sam chciał zostać jego egzekutorem.

Dwa wielkie stalaktyty w tym samym momencie oderwały się od sklepienia spadając wprost na dwie nieświadome zagrożenia istoty. Nikt nie był w stanie zareagować na czas. Dedal zdołał jeszcze dostrzec spadające „gilotyny” tuż przed tym nim zakończyły podły żywot Lorenca i Diabła. Dwaj członkowie stada, w jednej sekundzie padli martwi pozostawiając po sobie jedynie broczące krwią strzępy. Tak dokonała się sprawiedliwość w Thargocie.

Twarz zaskoczonego Dedala została skropiona krwią jego oprawców. Towarzysz nie myślał, nie miał na to czasu. Biegł dalej, przepełniony swoją mocą. Obraz przed oczami stawał się coraz mniej wyraźny.

Widział Michała, podtrzymującego głaz i Minotaura leżącego niemal u jego stóp. - Czyżby on…? - Zdecydował. Minął młodego wampira lekko trącając go dłonią, po czym nagle padł na ziemie nieprzytomny tuż przed portalem. Jego umysł odpłynął…

***

- Ech, i po co mi to było? – marudził biegnąć co sił w nogach. Otaczały go czerwone ściany ociekające gorącą posoką. Ściany więzienia, jakie przygotował specjalnie dla Lorenca. Niemal czuł ciepło bijące z krwawiących murów, lecz była to jedynie iluzja wymyślona, aby drażnić więźnia.


Pamiętał doskonale każde przejście, każdą pułapkę i skrót, jednak nawet jemu dojście do wyjścia zajmie wiele godzin. Czas w umyśle płynął dużo wolniej niż na zewnątrz, jednak Dedal zdawał sobie doskonale sprawę, że został całkowicie zdany na łaskę osób, które jeszcze nie opuściły jaskini.

To oni zdecydują czy jego podróż dobiegnie końca w tym miejscu.

On musiał postarać się uciec z labiryntu, który sam stworzył.




* Lorence i Diabeł giną
* Dedal pada tuż przed portalem zwarzywkowany. Jest na łasce Michała i Jonathana
 
mataichi jest offline  
Stary 29-07-2009, 01:54   #333
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Wszystko wymknęło się z pod kontroli. Wszystkim. Jaskinia zaczęła walić się tak nagle, ludzie ginęli despereacko dążąc do miejsca, w którym zniknęła Dominique...

Juliette mimo prób nie zdołała ogarnąć wszystkiego, co działo się w skalnym tunelu. Przez chwilę krzątała się bezładnie, by za moment skupić wzrok na Lorencie, Minotaurze i Diable, którzy próbowali odblokować zasypane przed chwilą "przejście". Po chwili dołączył do nich Michał. Uważając na spadające ze wsząd kamienie szła ostroznie w ich stronę zerkając czasami w kierunku, echmmm powiedzmy mężczyzn.

Michał pije krew Minotaura...Stwór pada martwy u stóp chłopaka...Michał coś ty zrobił?!...Ponaglenia Diabła...Lorence odrzucajacy głazy bez chwili wytchnienia...Wreszcie Michał ciskający kamieniami z ogromną siłą...Co się dzieje?...

Już blisko. Jeszcze tylko kilka metrów. - myślała, gdy dwóch Towarzyszy z ogromna siłą powalilo ją na ziemię.
- Co jest kurwa?! Złaź ze mnie! I to już!!
Zero reakcji.
- Nie dociera do Ciebie co mówię?! - krzyknęła szarpiąc się z nimi. - Cholera to boli!
Głośny krzyk bólu poniósl się echem po jaskini.

- Nieeeeeeeeee! - usłyszała przeszywający głos Michała, który jak zauważyła kątem oka trzymał nad głową wielki kawał skały odsłaniając czarną, galaretowatą maź, będąca prawdopodobnie jakimś magicznym portalem.

- Trzymaj się - szepnęła niemal bezgłośnie. - Proszę jeszcze chwilę... A ty kurwa złaź ze mnie bo zaraz sie wkurzę a wtedu pożałujesz - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Nie jestem taka słaba, na jaką wyglądam. Zaraz się przekonasz cholerny damski bokserze.

Miała plan, plan, który mógł ich uratować. Wystarczyło tylko, żeby jej dar zadziałał. To tylko, okazało się jednak czymś nie do zrobienia... Tak jak wtedy, gdy znaleźli się na polanie pełnej żołnierzy znęcających się nad Miją i Lorencem. Wtedy też zawiodła...

- Dlaczego do cholery zawsze musi być coś nie tak?! - Ryknęła.

- Zostaw mnie - poprosiła przez łzy, gdy była juz sam na sam z jednym z napastników. - Muszę mu pomóc. - Znów zerknela na Michała.
- Czy ty do cholery nic nie rozumiesz?! Puszczaj mnie! - Auuu! zawyła przeciągle czując silny cios. Chrząstka nosowa chrupnęła, twarz dziewczyny zalała ciepła, lepka krew. Juliette padła bezwładnie na twarde podłoże tracąc na chwile kontakt z rzeczywistością.
Kolejną rzeczą jaką zarejestrowała, było ciężkie cielsko mężczyny zwalające sie na nią, przygwożdżajac tym samym do ziemi. Pokruszone fragmenty kości posypały się na twarz dziewczyny, krew z roztrzaskanej głowy płynęła szybko plamiąc jeszcze bardziej jej uranie.
Gdy po chwili paraliżu spowodowanego przerażenie i obrzydzeniem próbowała zepchnąć z siebie zwłoki napastnika z pomoca przyszedł jakiś nieznany meżczyzna. Zrzucił ciało z poobijanej dziewczyny, po czym bezceremonialnie przerzycił ją sobie przez ramię niczym worek ziemniaków. Sprawiajac jej przy tym wiele bólu.
- Co Ty wyprawiasz puść mnie! - krzyczała słabym głosem gdy mijali Michała. - Nie mogę go tu zostawić. - Michał...
Nie dane jej było dokonczyć.
 

Ostatnio edytowane przez Vivianne : 29-07-2009 o 21:27.
Vivianne jest offline  
Stary 30-07-2009, 13:45   #334
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Świat się kończył.

Julian dygotał skulony na ziemi, błagając Boga o litość. Cała jaskinia trzęsła się w posadach, agonalnie rycząc. Okrutne kamienne odłamki spadały ze stropu i wbijały się w podłoże niczym szpony bestii, stanowiąc zagrożenie dla wszystkich obecnych.

Julian wiedział, że powinien się ewakuować, uciekać, ratować choć swe życie, skoro nie mógł ocalić innych, lecz nie mógł. Znajdował się głęboko w trzewiach Ziemi, daleko od światła słońca i bezpiecznej powierzchni. Wszystkie jego dary, wszystkie moce, jakimi się posługiwał padły na kolana przed miażdżącą siłą żywiołu. On również to uczynił.

Jego strach spotęgował Tyburcjusz, którego ciało zaczęło się powoli rozkładać. Mięśnie odpadły od kości, gnijąc i szarzejąc, wnętrzności zeschły i skurczyły się, szkielet sczerniał. Wszystko to zaś zamieniło się w proch, biblijny proch, z którego wszyscy ludzie powstali i w który wszyscy ludzie się obrócą.

Chłopak patrzył zafascynowany na Pizarro, który powoli, niejako pięknie rozkładał się. Zapatrzony, nie zauważył stalaktytu, który spadł ze drżącego stropu jaskini prosto na jego ramię. Kończynę przeszył ból, gdy ostra niczym nóż skała wbiła się głęboko, rozpryskując wokół krew i przyszpilając blondyna w miejscu.

- Boże, ratuj!- zdołał tylko wykrzyknąć chłopak. Wiedział, że to koniec, wiedział, że zginie w tym miejscu, rozsypie się w proch tak jak Tyburcjusz. Zniknie, zginie jak reszta Thagorcyków, odejdzie w niebyt razem ze światem, który nie miał prawa istnieć, światem, który stworzyła wyobraźnia Idvy. Zniknie jak sen, przegoniony pierwszym blaskiem wschodzącego słońca.

Jednak Bóg czuwał nad swą owieczką. Julian poczuł silne szarpnięcie, gdy Jonathan podniósł go. Mężczyzna wyrwał odłamek skalny z ręki chłopaka i zaniósł go do czarnej, błyszczącej mazi. Dał swój plecak i karabiny.

- Masz tutaj mój plecak. W jednej z kieszeni masz to urządzenie o którym opowiadałem. Słyszysz co mowie?! JEST W PLECAKU.

Julian kiwnął głową. Zrozumiał. Bolesna rana, hałas zapadającej się jaskini i chaotyczna walka o życie tych, którzy jeszcze żyli pozbawiły go trzeźwości rozumowania. Gdyby nie ostatnie słowa, wykrzyczane w pośpiechu, blondyn nie zauważyłby, że ktoś coś do niego mówi.

Został popchnięty, kątem oka widząc wielki głaz spadający w miejsce, w którym przed chwilą stał...
 
Kaworu jest offline  
Stary 31-07-2009, 15:06   #335
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
To co się działo było dla niego koszmarem. Nie mógł się ruszyć, bo gdyby odrzucił wielki głaz, to jaskinia pewnie by się zawaliła. Mimo to Michał chciał biec, chciał działać. Wiedział bowiem, że jeśli czegoś nie zrobi, to Juliette zginie. Dedalowi najwyraźniej ta sytuacja pasowała. Ruszył w stronę Michała mijając go po czym nagle padł na ziemię. Chłopak nie wiedział co się stało, ale było to naprawdę dziwne. Mężczyzna wyglądał jakby był sparaliżowany. Młodego Wampira jednak mało to obchodziło. Juliette była wciąż w niebezpieczeństwie. Nagle po jaskini rozległ się huk. Napastnik trzymający wampirzycę padł martwy. Mężczyzna który strzelił podbiegł do dziewczyny i przerzucił ją przez ramię, po czym wrzucił ją do "dziwnej podłogi". Juliette zniknęła im z oczy.

- Dziękuje - szepnął chłopak.
- Idź też, ona Cię potrzebuje. Jest w fatalnym stanie. Ja i tak nie mogę przejść, więc wyrzuć ten kamyczek i ruszaj jej pomóc. Teraz, już, NATYCHMIAST!
- Najpierw wrzuć tego kretyna do środka. Wtedy się nim zajmę. - szepnął wskazując na Dedala. Wybawca Juliette zrobił to o co prosił Michał i wrzucił Dedala do mazi. Najdziwniejsze jednak było to, że mężczyzna stał jakby nigdy nic w środku mazi i nie znikał.

- Dlaczego Ty nie znikasz? - spytał przerażony chłopak.
- Nie wiem. To nie jest ważne. Uciekaj już!

Chłopak jednak nie chciał tego słuchać. Nie mógł zostawić tu na pastwę losu kogoś, kto ocalił Juliette. Po chwili jego spojrzenie padło na taura i dzięki temu wpadł na pewien pomysł. Ułożył sobie głaz na lewym barku i trzymał go przez chwilę jedną ręką. Prawą leciutko nakłuł swymi zębami. Krew spływała mu po nadgarstku.

- Wypij choć kilka kropel. Wiem, że to okropne, ale może Ci pomoże.

Mężczyzna niechętnie to zrobił. Niestety nic to nie dało. Michał był załamany. Widząc to mężczyzna rzekł.
- Idź już. Ja utwardzę skały, a Ty uciekaj. Ona czeka. Widziałem jak na nią patrzysz. Ona Cię potrzebuje a nie wiadomo gdzie teraz jest. Idź! - ryknął po czym nagle wszędzie pojawiła się dziwna mgła, która zaczęła sprawiać, iż głazy zaczęły się stapiać. Po chwili Michał już nie musiał ich trzymać. Sklepienie było całe.

- Uciekaj! - krzyknął ponownie członek stada Białej Róży. Michał podszedł do niego i uścisnął mu dłoń. Nie był w stanie zrobić nic więcej. Ze łzami w oczach przeszedł przez "portal".
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline  
Stary 31-07-2009, 23:40   #336
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
10 lat wcześniej

- ... Proszę się nie obawiać tych wszystkich formalności. Nie robimy tu nic złego panie Albrechtcie.

Mężczyzna w nienagannie wyprasowanej koszuli z wdziękiem założył okulary, kończąc swą długą przemowę.

- Nadal się pan wacha ? Co mógłbym dodać ? Prawda jest taka, że panie Heisenberg będzie miał pan szansę uczestniczyć w wydarzeniach przekraczających ludzkie pojęcie, damy panu szansę zmiany historii. Badania, które prowadzimy zaważą na losach świata i to pan – wskazał na wątłą pierś rozmówcy – będzie miał przywilej brać w nich udział. Jedyne co musi pan zrobić to nam zaufać.

Mężczyzna chwycił pewnie leżące nieopodal dokumenty, przybliżył je do siebie. Milczał. Już wtedy nie krył niechęci co do udziału w tym przedsięwzięciu. I jak się miał przekonać już za kilka lat. Zawsze należy słuchać się swojej intuicji. Zawsze.

Mężczyzna nie odrywając długopisu od kartki podpisał umowę.

Albrecht Heisenberg.

Thagort – kilka godzin wcześniej

- IDVA !

Ishtav wrzasnął przerażony, jego siostra, przyjaciółka i jedynie prawdziwie bliska osoba upadła nieprzytomna na ziemię. Próby uratowania Thagorczyków nadając im formę w realnym świecie sprawiły, iż dziewczynka straciła swą życiodajną energię. Ishtav nie mógł zrobić nic, tuląc nieprzytomne ciało dziewczynki płakał rzewnymi łzami. Nadchodziło coś przed czym próbowali uciec, coś co stanowiło powód powstania Thagortu. Coś przed czym myśleli, iż nigdy nie będą musieli stanąć ponownie twarzą w twarz.

A co gorsza znowu byli sami.

- Czemu płaczesz Adamie ? Ciiii. Spokojnie.

Mężczyzna wątłej budowy ciała przytulił malca do siebie.

- Już dobrze, nie bój się, postaramy się temu zaradzić. Coś wymyślimy. Będziemy musieli tylko wrócić w tamto miejsce. Ich tam już nie ma, będziemy sami. Całkiem sami.

- Nie chce tam iść, ale Ewa. - głos malca załamał się - nie mamy innego wyboru prawda ? Musimy wrócić ? Musimy wrócić do Firtyxu ?

- Tak.

Firtyx


Myli się ten, kto spodziewałby się, iż powrót do realnego świata będzie łatwy i przyjemny a przede wszystkim higieniczny.

To był szok dla każdej osoby, która weszła do „teleportu”. Trudno zresztą nazwać substancję, która sprowadziła ludzi do realnego świata teleportem. Co prawda była ciemną mazią po dotknięciu, której człowiek znikał znienacka. Jednak, cóż, ciężko można mówić o niej jak o teleporcie.

Dziesięcioro ludzi płynęło w gęstej krwi. Była to walka o życie i było to nie lada wyzwanie - dopłynąć do zielonego światła tlącego się na powierzchni. Światła przenikającego gęstą krew i zdającego się być promykiem nadziei w zaistniałej sytuacji.

Nie wszystkim udało się jednak przeżyć.

Juliette przedzierając się przez osocze ujrzała niedawnego człowieka, który złamał jej nos. Mężczyzna pozbawiony sił poddał się tuż przed zielonym światłem. Jego ciało powoli spływało w dół.

Julian z pomocą Petera zdołał wypłynąć na powierzchnię. Marines nie krępowały żadne więzy.

Michał pomógł Dedalowi wypłynąć na powierzchnię. Tylko dla niego, wyczyn ten nie stanowił problemu. Umocniony siłą Taura czuł się jak ryba w wodzie.

Pozostałe osoby, choć wyczerpane zdołały wydostać się na powierzchnie.

Trudno zresztą mówić o powierzchni w zaistniałej sytuacji. Zmęczone ciała wędrowców z impetem uderzyły o posadzkę podłogi spadając z zakrwawionego sufitu. Gdy wydawało się, że sytuacja nie mogła być gorsza, rozniósł się krzyk dziecka. Wrzask tak niemiłosierny, jakby komuś działa się wielka krzywda. Najgorsze jednak było chyba to, iż dochodził z drugiego końca korytarza.

***

- Spokojnie, nie płaczcie. Sprawdzę co się stało. Jesteście tu bezpieczne, ze mną nic wam się nie stanie.

Doktor ucałował w czoło swe pociechy i ruszył w kierunku, z którego rozszedł się hałas.

***

Dojrzeli go wszyscy, rozpoznali niektórzy. Przed osobami, które zdołały uciec pojawił się Kat.

- Więc to wy. Ludzie. Wiedziałem, że będą z wami problemy, jak tylko zobaczyłem tego durnego Mike. Nie pozwolę zrobić im krzywdy ! Pewnie wy też chcecie na nich po eksperymentować ?
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 01-08-2009, 23:14   #337
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Julian znalazł się w oceanie czarnej, gęstej krwi.

Był kompletnie nieprzygotowany na środowisko, w którym się znalazł. Wepchnięty do teleportu w ostatniej chwili przed przysłonięciem go olbrzymim głazem, nie miał nawet czasu, by zaczerpnąć powietrza. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że płynie, natychmiast zamknął usta i zaczął energicznie machać rękami, kierując siew stronę zielonego światła.

Julian nigdy nie był dobrym pływakiem. Może, gdyby był świadomy tego, co się działo wokół niego i wiedział, co go jeszcze czeka, miałby jakieś szanse. Jednak z ranną ręką, bez zaczerpnięcia głębszego oddechu i znając ze wszystkich stylów pływackich jedynie pieska, chłopakowi bliżej było do utonięcia niż dopłynięcia do powierzchni.

Na szczęście, nie był sam. Peter, który był obok, chwycił go za rękę i pociągnął za sobą, ratując blondynowi życie. Obaj wynurzyli się z czarnej posoki w tym samym czasie, tylko po to, by spaść z sufitu i boleśnie uderzyć o twardą posadzkę.

- Dz-dziękuję…- wyjąkał Julian, próbując wstać. Pulsująca bólem ręka, wszechobecny zapach krwi i niedobór tlenu zmusiły go jednak do klęczenia na czworakach. Łapczywie łapał kolejne porcje powietrza, powoli odzyskując siły.

- Więc to wy. Ludzie. Wiedziałem, że będą z wami problemy, jak tylko zobaczyłem tego durnego Mike. Nie pozwolę zrobić im krzywdy! Pewnie wy też chcecie na nich poeksperymentować?

Julian uniósł głowę w samą porę, by zobaczyć Kata, szaleńca, który myślał, iż ma moc wymierzania sprawiedliwości w Thagorcie. Nawet się ucieszył z jego widoku, po tragicznych wydarzeniach w Thagorcie każda żywa osoba była źródłem radości. W trym wypadku jednak uczucie to odeszło po zrozumieniu, co mówi mężczyzna. Chłopak chwiejnie wstał, opierając się o ścianę.

- Jesteśmy resztkami Białej Róży z Opiekunką i paroma Towarzyszami. Nie chcemy nikogo skrzywdzić ani eksperymentować. Ledwo co uszliśmy z życiem. W Thagorcie rozpętała się apokalipsa, oddziały wojska atakują tych, którzy nie zginęli po walce z własnymi braćmi. Ktokolwiek nas tu sprowadził, na pewno nie zrobił tego po to, byśmy gnębili dzieci- stwierdził oschle.

- Idę do nich- rzucił za siebie nie znającym sprzeciwu tonem, po czym chwiejąc się i przytrzymując ściany, ruszył w kierunku płacącego dziecka.

Nie odwrócił się za siebie, by sprawdzić stan ocalałych. Nie chciał wiedzieć, kto razem z nim przybył do tego dziwnego miejsca. Wiedział, jak wyglądała sytuacja w jaskiniach. Wiedział, że przeżył tylko dzięki Jonathanowi. Spodziewał się, że spadające głazy mogły zrobić krzywdę mu i innym istotom.

Spodziewał się, ale nie wiedział. Gdyby teraz się odwrócił, straciłby resztkę nadziei. A to jedyne, co mu pozostało.

Po jego policzku spłynęła samotna łza, gdy szedł powoli, okłamując samego siebie.
 
Kaworu jest offline  
Stary 02-08-2009, 14:23   #338
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
- A czemu pchasz się smarkaczu tam gdzie ciebie nie chcą ?

Zreflektował się Doktor.

- Tam są drzwi.

Wskazał niedbale na szerokie niebieskie drzwi.

- Drzwi do głównego korytarza. Stamtąd już niedaleka droga do wyjścia na powierzchnię. Wystarczy, że przejdziecie się do samego końca. Znajdziecie windę na pierwsze piętro. I wasza niewola się skończy. Tego przecież zawsze chcieliście.

Doktor mówił najprawdopodobniej do zebranych na zielonej posadzce ludzi, którzy nie tak dawno byli niewolnikami.

- Na twoim miejscu smarkaczu nie wtykałbym palców między drzwi. Adam i Ewa wcale nie potrzebują waszej pomocy.

Roztrzęsiony Julian zostawił plecak na podłodze tuż obok Petera. Ten ze zdziwieniem zauważył substancję odebraną mu w Thagorcie przez Jonatana. Nie trudno było się domyślić co zamierzał. Upewniwszy się, że nikt nie zwraca na niego uwagi wyjął bezszelestnie flakonik.

Teraz był gotów dokończyć misję, na którą go tu posłano. O dziwo koniec miał się odbyć nie w Thagorcie a w pomieszczeniu, w którym wszystko się zaczęło.

Peter ze zdziwieniem właśnie zdał sobie sprawę z sytuacji. Substancja, która otaczała jeszcze do niedawna budynek, zaczyna zamieniać się w krew. Może jego ingerencja nie jest już wcale potrzebna ? Może dzieciaki przeżywają właśnie swe ostatnie chwile ?
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline  
Stary 03-08-2009, 19:07   #339
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Doktor mówił, nie zważając na Juliana powoli sunącego w jego stronę. Z jego słów wynikało jasno, że nie życzy sobie pomocy chłopaka. Mężczyzna wskazał na drzwi, nakazując zgromadzonym wyjść. Było oczywiste, że nie zamierza dopuścić blondyna do płaczących dzieci.

Matczyński szedł dalej, nie zważając na słowo Kata. Dopiero parę ostatnich zdań skłoniło go do odpowiedzi.

- Na twoim miejscu smarkaczu nie wtykałbym palców między drzwi. Adam i Ewa wcale nie potrzebują waszej pomocy.

- Doprawdy? To ich zdanie, czy Twoje?- spytał oschle Julian, patrząc na Doktora spode łba- Mówiłem, nie chcę nikogo skrzywdzić. To Ty pozwalasz płakać dzieciom, nie ja. Jestem wysłannikiem samego Najwyższego, mogę stać się czystym światłem, oślepiać wrogów, dzielić własną duszę, a przede wszystkim leczyć. Ty nie potrafisz niczego poza zadawaniem wyszukanych cierpień i nazywaniem swego okrucieństwa sprawiedliwością. Nawet teraz pozwalasz niewinnym cierpieć. Nie staniesz mi na drodze.

Julian stanął metr przed Katem. Skoro ten nie zamierzał się odsunąć, to jego obowiązkiem było przedostać się, używając swego daru. Podniósł ręce do piersi i przywołał moc Boga, moc, która…

Opuściła jego ciało?!

Zszokowany Julian zamrugał oczami, nie rozumiejąc, czemu nie działa moc, którą opanował dawno temu. Jego próba stania się światłem zawiodła, podobnie jak stworzenie gołębia czy też uleczenie własnych ran. Nie miał swego daru.

A Doktor stał tylko i obserwował go z kpiącym uśmieszkiem.

- Świetnie- powiedział rozzłoszczony Julian. Nie wiedział, co niestało, ale Kat najwyraźniej był tego świadom doskonale. Skoro on nie chciał przepuścić chłopaka, to blondyn postanowił przedstawić go reszcie. Byli w większości, mogli go łatwo przytrzymać i ruszyć na pomoc dzieciom.

- Oto wcielenie niewinności, które chroni biedne dzieci. Sam oskarża nas o eksperymentowanie na biedakach, ale w Thagorcie nie robił niczego lepszego. Wiecie, kim tam był? Prawdziwym Katem, który wymierzał swoją pieprzniętą, pokręconą sprawiedliwość za pomocą skalpela i strzykawki. Nie popuścił nigdy, nikomu. Zdarł skórę z ręki... Mike’a… na prośbę Jonathana… spalił żywcem Horacego… o czym powiedziała mi Dorotka… podczas wizyty u Diabła…

Gniewny ton głosu szybko zmienił się w słaby szept, gdy Julian wspominał zmarłych. Dziś zginęło tylu ludzi, tylu pięknych, dobrych ludzi. Diabeł, który nigdy nikomu nic nie zrobił, najłagodniejsza istota w całym Thagorcie. Horacy, nie zasłużył na tak ostrą reakcję. Julian nigdy go nie przeprosił. Mike, człowiek, który zbłądził. Napalony Jonathan, nadpobudliwy, ale zdolny do poświęceń. I Dorotka, biedna, niewinna Dorotka, skrzywdzona nie przez mieszkańców Thagortu, a innych ze swojej rasy. Chłopak nie mógł nic zrobić, by jej pomóc.

A teraz nie mógł ruszyć z pomocą dzieciom.

- Zginęli, wszyscy zginęli.

Blondyn kucnął pod ścianą, chowając dłoń w kolanach. Wkrótce do płaczu Adama dołączył inny, cichszy szloch…
 
Kaworu jest offline  
Stary 03-08-2009, 19:56   #340
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
"Krew była wszędzie wokół pamiętam to dobrze płynęła niczym rzeka..."

Stara, śmierdząca, gęsta, lepka krew.

Co to do cholery ma być?! - pomyślała, gdy mniej więcej zorientowała się w sytuacji.

Jak zwykle nie było dobrze. Niesiona przez słaby prąd purpurowej rzeki musiała podjąć szybką decyzję. Najlepszym i prawdopodobnie jedynym sensownym pomysłem było płynięciepod prąd w stronę słabego, zielonego światła, które za cel obrali sobie również ludzie płynący przed nią.
Pokonywała trasę żabką, jedynym stylem, jaki naprawdę potrafiła. Co prawda nie przemieszczała się szybko, ale za to w miarę pewnym, jednostajnym rytmem rozkładając resztki sił tak, aby dotrzeć do "mety".

Mijając niedawnego oprawcę widocznie opadającego z sił spojrzała na niego wzrokiem wypranym z emocji. Wiedziała, że nie może mu pomóc, że tracąc energię na ratowanie kogoś innego nie dopłynie do celu, że przegra, mimo tego, że koniec wyznaczonej w wyścigu o życie trasy jest już tak bliski. Nie chciała przegrać. Poza tym, to nawet nie czuła potrzeby niesienia pomocy, nie po tym jak ją potraktował. Gdyby był to ktoś inny, ktoś kto zasługiwałby na pomoc, wtedy pojawiłyby się problem, a tak, sprawa była jasna.

Tajemnicze, zielone światło było coraz bliżej...

Zderzając się z podłogą zawyła z bólu.
Do obitych żeber, siniaków, zadrapań i złamanego nosa doszło jeszcze uszkodzenia nadgarstka, na który spadła próbując zamortyzować upadek.
Upaprana krwią, poobijana, zmęczona, zdezorientowana leżała na zimnej, zielonej posadzce nie mając siły na podniesienie się.
W takiej sytuacji chciałoby się powiedzieć, że gorzej być nie może. Jak zdążyła sie jednak przekonać, w Thargocie zawsze mogło być gorzej.
Juliette jednak w imię idei "Nadzieja naszą mamusią" wierzyła, że może być lepiej. Właściwie, to próbowała przekonać samą siebie, ze wierzy.

Podniosła się powoli do pozycji siedzącej i rozejrzała po pomieszczeniu szukając czegoś, a właściwie kogoś konkretnego. Dominique, obok niej jakiś mężczyzna, jasnowłosy chłopak, podejrzanie wyglądający facet i ani śladu Michała...


------------------------------------
Zakładam, że to co napisałam dzieje się mniej więcej na równi z tym jak Kat zaczyna mówić: "Więc to wy..."
 

Ostatnio edytowane przez Vivianne : 03-08-2009 o 20:04.
Vivianne jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172