Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2009, 15:18   #26
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, wszyscy zwrócili wzrok w stronę goblina, któremu udało się opuścić klatkę. Cóż jednak z tego? W drzwiach nie było klamki, a Taki nie miał żadnych szans na ich wyważenie... Okienko było za małe, żeby nawet najmniejszy z całej gromady obecnych tu stworów się przeze nie przecisnął.
Jak się okazało, priorytet miał swędzący nos... Potem jeszcze goblin próbował wyswobodzić ślepca, bez powodzenia. Długo się jednak "wolnością" nie nacieszył, ponieważ do pomieszczenia wszedł, z niewielkimi problemami, ogr. Zwykłe, tępe bydle. Niestety, to tępe bydle miało miecz i swobodę ruchów, co stawiało go obecnie ponad całą resztą magów, szamanów, inżynierów czy wojowników. Podszedł do klatki czerwonookiego orka i zabił go... Musiał aż trzy razy atakować, żeby trafić. Gdyby nie klatka, jaszczur z łatwością by sobie z nim poradził, jak i z 5 kolejnymi, nawet w kajdanach i bez broni. Ogr miał chyba pretensje do starego orka o to, że się odezwał do współtowarzyszy niedoli.
Wtem, do celi wszedł płynnym krokiem elf... Jaki to był podgatunek? Nie ważne, zachowywał się tak samo, jak inne, był wyniosły i lekceważył przedstawicieli "brudnych ras". Ciekawe określenie na istoty będące wszelkiej maści "potworami", czyli orki, gobliny i inne takie. W tym również jaszczuroludzie...
Długouchy trochę poczarował i wszystkie klatki, oprócz tej z czerwonookim orkiem, uniosły się w powietrzu. Nic nadzwyczajnego, J'Ram też by tak potrafił, gdyby nie te kajdany. Bardzo miło było z strony ich porywacza, że nie kazał im iść na piechotę do miejsca walki. Lot ulicami miasta był dosyć przyjemny, gdyby nie świadomość czekającej reptiliona walki, byłby wręcz upajający. Unoszenie się w powietrzu bez żadnego wysiłku było naprawdę cudownym przeżyciem. Poza tym, samo miasto było bardzo zaawansowane pod względem logistycznym, ulice były wybrukowane, budynki nie były stawiane chaotycznie, gdzie się da, tylko podług jakiegoś przemyślanego planu. Nie śmierdziało tu jak w innych miastach, widocznie wprowadzono jakiś podstawowy system kanalizacji i ogólnie dbano o porządek na ulicach. I, mimo wszystko, nie mieszkali tu ludzie czy inna "cywilizowana" rasa, tylko zieloni, z orkami i trolami na czele. Co prawda, jaszczur przyzwyczajony był do kurzu, błota, i osobliwego zapachu miast, które dotychczas zwiedzał, obecny porządek nie przeszkadzał mu zbytnio. Bardziej dziwił się, że u istot, jakie tu mieszkały dało się wprowadzić taki ład i porządek.
Gdy dotarli na arenę, oczy gada nieco się rozszerzyły. Był to największy przybytek płatnej rozkoszy, jaki widział w swoim niekrótkim, awanturniczym życiu. Ogromna arena o kształcie elipsy, wokół trybuny mogące pomieścić dziesiątki tysięcy istot pragnących krwawej rozrywki, majestatyczna kolumnada ozdabiająca zewnętrzny pierścień ogromnej budowli. Nie jeden wojownik dałby się zabić na tej arenie.
Polecieli jednak dalej, do pomieszczenia, w którym walczący przygotowują się do walki, od areny oddzielonego tylko bramą. Elf jednak nie wypuścił ich , ba, nie opuścił ich nawet na ziemię. Czekał, na coś czekał. Chwilę potem obok grupy więźniów przeszły trzy kobiety, wojowniczki. W ich oczach widać było obłęd, ale nie taki, jaki czasem dopada wojowników w walce. Nie był to szał bojowy, żądza krwi, lecz raczej otępienie, utrata własnej woli. J'Ram nie wątpił w ich umiejętności bojowe, jednak wiedział, że zostały posłane na pewną śmierć.
Serce jaszczura zaczęło bić nieco szybciej, gdy tylko usłyszał ten przedziwny rytm, zapoczątkowany przez trzy wojowniczki, który po chwili trząsł całym koloseum. Wzywał go do walki z taką mocą, jakby same Duchy natchnęły go chęcią walki. Potrzebą walki. Serce zaczęło bić jeszcze szybciej, starając się już teraz przygotować do wyższych obrotów, żeby przyspieszyć bieg osocza w krwiobiegu gada. Czarne, wąskie źrenice rozszerzyły się nieco, oddech stał się szybszy.
Był gotów.
Gdy tylko weszli na arenę, zobaczyli "wojowniczki", zbierające tony oklasków i gwizdów od męskiej części publiczności. No tak, wyszły tam tylko pośpiewać i rozgrzać widownię. Czyli jednak, J'Ram się pomylił, nie zginą. Chyba, że każą im z nimi walczyć, co było raczej mało prawdopodobne.
Wszystkie klatki otwarły się w jednym momencie. Istoty wyszły z nich, nie bez ulgi. Elf już cofał się do wyjścia, zdążył im jednak wyjaśnić reguły gry:
- Klucze do kajdan macie przy ekwipunku. Waszym zadaniem, jest go zdobyć, oraz powrócić w to miejsce. Jeśli wróci przynajmniej dziewięcioro z Waszej jedenastki Heinrich uzna, że Wam się udało. Biegiem!
Zabrzmiało to co najmniej dziwnie. I nie chodziło o brak przeszkód na drodze do ekwipunku, nie licząc trzech panienek-piosenkarek. To nie pierwsza wizyta reptiliona na arenie, wiedział on doskonale, że jeśli nie ma widocznych przeszkód, to są ukryte pułapki, a jeśli coś wygląda na łatwe do wykonania, to robiąc to, prawdopodobnie zginiesz marnie. Chodziło raczej o ostatnie zdanie. Z tego,co pamiętał z rozmów w celi, facet który ich zwerbował nie nazywał się Heinrich. Skoro więc ten cały Heinrich ma swojego człowieka zajmującego się werbunkiem, i żądającego zapewne horrendalnego wynagrodzenia za swoje usługi, ma na swoich usługach elfiego maga, a jak wiadomo, nie łatwo przeciągnąć długouchych na swoją stronę czy też ich przekupić. Dodatkowo mógł sobie pozwolić na wydanie pokaźnej sumy na trunki, którymi upił obecne tu osoby. Musiał być kimś ważnym i bogatym, chyba że w tym mieście żyją tylko takie istoty... W każdym bądź razie, bardzo możliwe, że koleś w gospodzie nie kłamał o "ważnej robocie" i "sytuacji, w której można się sprawdzić". Skoro celem tej zabawy na arenie nie jest przeżycie każdego z osobna, tylko co najmniej dziewięciu osób, prawdopodobnie jest to test. Ten cały Heinrich potrzebuje grupy osób, które zrobią coś dla niego. Coś, na czym mu zależy. Musi mieć pewność, że nie spartolą roboty, więc wysyła ich an arenę i poddaje próbie. Jeśli to wszystko prawda, to nie będą żyć w zamknięciu i walczyć na arenie do usranej śmierci, jest też szansa na wynagrodzenie. Ale zaraz, co jeśli przeżyje mniej niż dziewięć osób? Zabije pozostałych? Puści ich? Czy może zostawi, jako gladiatorów?
Jaszczur wydał z siebie gardłowy warkot. Za dużo niewiadomych, za dużo gdybania. Walka. Tego potrzebował, tego chciał.
Spojrzał na środek areny w porę, by zobaczyć pojawiającą się siedmiogłową hydrę... Tłum zarył zadowolony, gdy trzy głowy chwyciły znajdujące się blisko dziewczyny. A jednak, J'Ram miał rację. Poszły na śmierć.
-Trzeba biec kupą, wtedy większa szansa, że ktoś przebiegnie. Proponuje pobiec w dwóch grupach po dwóch stronach póki hydra jest zajęta jedzeniem. Jeżeli ktoś z Was nie jest wstanie przebiec niech poczeka, troll rzuci mu klucze do kajdan. Jeśli ktoś z Was czuje się na siłach to niech ją zajmie walką.- odezwał się upadły elf. Jego plan miał istotną lukę. Kilka biegnących obok siebie osób może zostać zjedzonych lub choćby trąconych głową jednocześnie. Nie zdążył jednak wygłosić swojej mądrości, zarówno elf, jak i kilka osób ruszyło już na druga stronę areny.
Reptilion spojrzał na "krewniaka". Ogromna bestia, siedem głów, prawdopodobnie głodzona przez ostatni tydzień. Tak jak on, pokryta była łuską, tyle że zapewne trochę twardszą... Jednak nie powinno to stanowić problemów dla jego pazurów. Tak, to dobry pomysł. Jeśli na nią wejdzie, łby będą miały problem z jego zlikwidowaniem, to jak walka z muchą, chodzącą po twoim ciele, przy pomocy topora. Co prawda, nie tego oczekiwał, myśląc o nadchodzącej walce, ale cóż. Z resztą, była to nadzwyczaj miła niespodzianka. Wbrew pozorom miął szanse w tej walce. Może nie na wygraną, ale na przeżycie. No i pozostaje kwestia dziewięciu ocalałych. Jak zajmie sobą kilka głów, inni będą mieli łatwiej z przedostaniem się obok Katarzyny. O swoje życie jakoś się nie martwił. Dziwne, ale miał przeczucie, że wyjdzie z tego w jednym kawałku i o własnych siłach.
Czyli tak, biegną po obu stronach hydry, jeden mały goblin stoi też naprzeciw niej i próbuje ją przekonać, żeby była spokojna... No cóż, każdy robi to, co potrafi. Przynajmniej zwróci na siebie uwagę jednej z głów, choćby na chwilę. Czyli wszystkie łby nie rzucą się od razu na niego, to dobrze. Dalej, jak się na nią wdrapać? Atak frontalny nie ma sensu, zbyt łatwo będzie go trafić, pozostaje bieg wzdłuż ściany. J'Ram ruszył biegiem wzdłuż lewej ściany, czekając aż któraś z głów się zbliży.

Godsmack-I stand alone

Gdy tylko będzie wystarczająco blisko niego, pewna że jej przekąska jest bezbronna, wyskakuje wysoko, w kierunku ściany, a następnie odbija się od niej z zamiarem wylądowania na łbie poczwary. Priorytetem jest uszkodzenie pazurami oczu, a następnie próba dostania się na kolejną głowę lub do ekwipunku, jeśli jakimś cudem znajdzie się bardzo blisko.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline