Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2009, 20:57   #20
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- To najpiękniejsze miejsce na świecie! – Wykrzyknął w pewnej chwili Jeremiash, a przytulona doń nimfa potwierdziła jego opinię powoli rozpoczynając delikatną pieszczotę młodzieńczych barków.
- Czy wyznaczycie nam jakieś miejsce do spania? – Sept Tour podszedł do problemu z praktycznej strony.
- A naprawdę chcecie mieć osobne? Siostry przejęły by was wszystkich do swoich pokoi. Wasi mężczyźni wyglądają na silnych oraz pewnie mają swoje potrzeby, jak to samce wszystkich gatunków stworzeń. Jednak dziewczęta także zaprosiłybyśmy do zabawy. Skoro jednak chcecie osobno ... – zdziwiła się Zeofire ale cóż, kaprysy moich wybawicieli, choć niezwykłe, są dla nas bardzo ważne. Dzięki wam mogłam powrócić do tej wioski radości.
Bernadetta już chciała wybuchnąć, ale Lyonetta przytrzymała ją.
- Dziękujemy Zeofire. Wiesz, nasze zwyczaje troszkę się różnią.
- Ale gościli już u nas ludzie
– nie zgadzała się nimfa. – Oni naprawdę z radością zabawiali się z nami.
- Ale to byli młodzi, głupi mężczyźni
– syknęła Bernadetta spoglądając karcąco na Jeremiasha. Jednak chłopak, zajęty głaskaniem miękkich, kształtnych pośladków rudowłosej nimfy, nie zwrócił na nią uwagi. Zdecydowanie skupiał się na delikatnej pieszczocie aksamitnej skóry, lekko ugniatającej się pod naciskiem jego męskiej, spracowanej dłoni.
Nagle ... KLAPS! On to zrobił! Klepnął nimfę w tą krągłą pupę. Może niezbyt mocno, ale na pewno to odczuła.

- Tak, głupi bracieBernadetta była teraz pewna, wręcz absolutnie przekonana, że dziewczyna o jasnoszmaragdowej karnacji gwałtownie wysunie się z objęć jej brata i da mu zasłużony policzek. Uśmiechnęła się nawet do swoich myśli czekając na reakcję. Przecież tak musi być! Każda szanująca się dziewczyna na pewno oburzyłaby ... ale nimfa widocznie nie była z tych szanujących. Jak ona mogła? Przecież ... przecież ... to jej się chyba spodobało, odkryła nagle, gdy zobaczyła, jak składa na ustach jej brata namiętny pocałunek, zaś potem odciąga gdzieś na bok. Bernadetta miała serdecznie dosyć. Dooooooosyć!

- Młodzi, głupi? – zdziwiła się nimfa. – Dlaczego uprawianie miłości mogłoby być głupie? Przecież to takie przyjemne. Czuję się wtedy tak cudownie bezbronna w męskich, silnych ramionach, kiedy jego ciało okrywa moje, on zaś, rzuca się na mnie niczym wilk w rui na swoją samicę. Wy tak nie czujecie tego? Naprawdę? – pytała Zeofire w miarę jak twarz Bernadetty purpurowiała, a oblicze Lyonennty bladło. – To straszne. Widocznie macie jakieś problemy – szczerze przejęła się nimfa nie doczekując się odpowiedzi dziewcząt. – Na pewno potrafimy wam pomóc. Jesteśmy stworzone dla miłości, dla przyjemności. Potrafimy także nauczać. Poproszę którąś z sióstr, żeby się wami zajęła, skoro zaś mamy także mężczyzn doskonale pójdzie. Rozkręcicie się oraz pojmiecie, jakie to miłe uczucie.

- To może innym razem – przerwał jej wreszcie Enrico, który zdumiony całkowitą bezpośredniością Zeofire wreszcie zdołał coś wykrztusić.
- Ale dlaczego, nie rozumiem. Naprawdę chcę pomóc – nimfa wydała się zmartwiona.
- To wiesz, my ludzie posiadamy nieco inne zwyczaje i nie uprawiamy miłości ze wszystkimi. Dla nas, no najpierw musimy mieć pewne rytuały. Ślub oraz inne.
- Hm, ślub? Nie rozumiem
– zdziwiła się. – Ci, którzy tu przebywali nie wspominali niczego o ślubie, czymkolwiek to jest.
- Och, my zaś preferujemy właśnie taki sposób.
- Ten Jeremiash chyba nie przejmuje się owym zwyczajem
– skonstatowała nimfa.
- Mój brat jest głupim trepem! – wykrzyknęła Bernadetta. – Zamiast wziąć sobie znaleźć uczciwą dziewczynę i założyć rodzinę, jeżeli potrzebuje tak bardzo tego, no tego, gzi się niczym, niczym marcowy kocur.
- Nawet jeżeli, jak to, co robi teraz w krzakach z Teone, ma związek z rodziną? Dają przecież sobie chwile przyjemności nie robiąc jakiejkolwiek krzywdy.
- Nie robiąc? Nie robiąc
? – Bernadeccie zabrakło słów.
- Zeofire. Proszę, pozwól nam zostać przy swoich zwyczajach. Nawet, jeżeli Jeremiash postępuje inaczej, to chyba nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy się trzymali własnej kolejności postępowania. Najpierw narzeczeństwo, potem ślub, potem inne sprawy.
- Ale po co się tak kłopotać?
– Nie dawała za wygraną nimfa.
- Taki mamy zwyczaj, że kiedy się trochę pokłopotamy, to wiemy na pewno, że chcemy być właśnie razem.
- Noooo wprawdzie, nie wiem, czy dobrze pojęłam
– zastanawiała się Zeofire – ale czy mówicie o czymś takim, jak gruchanie głuszców przed samicami. Kiedyś przyglądałam się ich zalotom. Ciekawy popis samca usiłującego zwrócić na siebie uwagę samic. Dużo przy tym było buńczucznego stroszenia piór, szczególnie białego ogona, i popisowego tańca z fantazyjnymi figurami.
- Oooooo, właśnie
– szybko rzucił Enrico. – Właśnie mniej więcej tak.
- I wy nie odtańczyliście jeszcze swoich tańców i nie nastroszyli piórek?
- Coś w tym stylu
– wymamrotała Lyonetta, która wreszcie włączyła się w rozmowę.
- Och, to nieprzyjemne. Naprawdę nie możecie wziąć udział w naszych przyjemnościach?
- Zdecydowanie nie możemy?
- Jakże mi was żal
– posmutniała nimfa. – No trudno, może jednak zdecydujecie się ominąć wasze stroszenie piórek, podobnie jak Jeremiash. Chociaż zdaję sobie sprawę, że cietrzew, któremu zaproponowałabym ominięcie toków zapewne nie przyjąłby takiej propozycji.

Jeremiash nie wrócił. We czwórkę udali się do kwatery przydzielonej przez nimfy. Zeofire gdzieś zniknęłą wśród sióstr, natomiast zajęła się nimi Lilianna. Dziewczyna miała widocznie dobre serce, bo na swój punkt ataku wybrała pokaleczonego Rona, który najpierw pod okiem Lyonetty próbował trzymać dystans, ale potem poddał się woli nimfy, wyraźnie zaangażowanej w niesienie pomocy.

Zaprowadziła ich do wnęki wewnątrz wielkiego dębu i wskazała ułożone z mchu i liści posłania.
- To miejsce dla was. Serdecznie zapraszamy. Wiemy, że normalnie ludzie potrzebują pożywienia, ale tutaj nie podlegacie nieprzyjemnym ograniczeniom. Kto chciałby jeść i pić, jeżeli można się kochać? Kto chciałby tak marnować czas? Jagódka czy łyk wody ze strumyka zaspokoi wszystkie wasze chęci. Bądźcie pogodni – niczym puch nagle opadła na posłanie Rona.


- Widziałam, mój drogi luby ...
- ... luby
? – wyrwało się Bernadetcie, która chciała rwać sobie piękne blond włosy z głowy. – Ron także wpadł w ich sidła?
- Ależ droga siostro, jeżeli ten mężczyzna jest dla ciebie drogi, może się do nas przyłączyć
– spokojnie odpowiedziała Lilanna układając się na wznak na posłaniu i prezentując swoje niewieście atrakcje. – Nie wiesz, iż to jest zdrowe dla każdego mężczyzny. Człowiek zwany Ronem został raniony. Każdy mocniejszy wysiłek mógłby mu sprawić niemały problem. Ale tknięcie nimfy pomaga, przyspiesza gojenie. Okład niewieścich piersi koi rany. Chyba chcesz, by Ron wyzdrowiał? Widzę przecież, iż masz w oczach dobro, tymczasem twój głos nie pasuje do tej delikatności i czułości, którą od ciebie czuję. Proszę, rozbierz się i ułóż – zrobiła nieco miejsca na posłaniu. – Ronowi to chyba nie będzie przeszkadzać.
- Nieeee
... – gwardzista rzeczywiście jeszcze próbował odwrócić się, odegnać obraz nimfy, ale widać było, że czar nagiej dziewczyny włada nim coraz mocniej. Że jeszcze chwila, jeszcze moment, rzuci się na Liliannę mimo swojej rany i obecności Lyonetty.
- Ale mi będzie! Wszystko mi tu przeszkadza – wybuchnęła dziewczyna i gwałtownie wybiegła z chaty.

- Wyjdźmy – hrabina kręcąc głową ujęła rycerza za ramię. Gwardzista wpadł jak wcześniej Jeremiash. – Jesteś silniejszy od nich, prawda? – spojrzała mu prosto w oczy.
- Niekoniecznie
– objął ją czuła tak, by mogła wtulić twarz w jego bark. Poczuł radosne drgnienie serca czującego, ze dziewczyna jest blisko oraz niespodziewaną chęć pójścia krok dalej, wiele kroków. Dziwne. Ale odrzucił tą nagłą iskrę pożądania. Lyonetta nie była taka, jak chutliwe nimfy! Przestraszył się, że mógłby stracić hrabinę. Ta potworna myśl ostudziła jego zapały skutecznie. – Ale ja znalazłem już kogoś słodszego, niż te leśne damy – powiedział z serca. - Nie chcę zamienić mojej kochanej na inną.
- I niech tak pozostanie
– pogroziła mu paluszkiem. – Chodźmy gdzieś lepiej! – powiedziała nagle szybko, bo za nimi rozległ się nagle cichy jęk Rona. Widać nimfa fachowo zabierała się za to, co umiała najlepiej.
- O, jesteście? Świetnie – nagle usłyszeli rozradowany głos Zeofire. – spotkałam waszą przyjaciółkę i chciałam ją namówić na uczestnictwo w zabawie, ale przebiegła obok. Nie zmuszamy nikogo tutaj do niczego, czegóżby naprawdę nie chciał. To takie miejsce, ze objawiają się prawdziwe chęci i szczere uczucia. Przynajmniej niektóre spośród nich.
- Wiesz, my ... – zaczęła Lyonetta niepewnie.
- To tylko tańce i śpiewanie wokół ogniska. Nic więcej. Przyjemność odnajdywać można nie tylko w obcowaniu z mężczyznami, ale w wielu innych rzeczach. Nimfy są najlepsze w tym, choć przyznaję – dodała – że rozkoszy wywołanej przez mężczyznę niełatwo porównać z czymkolwiek innym. No, ale teraz nie jest czas na to, tylko śpiewy i tańce. Chodźcie – złapała za rękę hrabinę i pociągnęła na polanę.


Ognisko i nimfy. Dużo nimf. Podeszli. Ogniska nie było! Tylko rój świetlików harcujących, tańczących, bawiących się w swoje świetlikowe gry. Tak wielkie było ich zagęszczenie, że tworzyły niby ognisko pulsujące wszystkimi barwami tęczy. Leśne dziewczyny, leżały, siedziały, niektóre obejmowały się. Inne bujały się na prowizorycznej huśtawce sporządzonej z lian. Wszystkie piękne, nagie oraz inne, tak inne, jak niemal samice dowolnego gatunku zwierząt. Kobiece ciała nałożone niczym sztuczne ubranie na kogoś zupełnie innego. Ale ten chutliwy cielesny strój wystarczał, żeby doprowadzić Jeremiasha do ekstazy. Wiotkie kształty, delikatne lica, jędrne piersi oraz chętnie rozchylające się uda, to rozgrzewało, pobudzało młodziana.

Enrico czuł się dziwnie. Nie pociągały go. Były inne, jednak inne. Ale to nie znaczy, że nie czuł i nie dostrzegał idealnych intymności ukazywanych tak obojętnie, że aż uderzająco bezwstydnie. Widział je, ale one nie wywoływały pożądania, lecz kierowały jego pociąg ku Lyonetcie. Czy hrabina ma takie same piersi? Tak samo jędrne, idealnie kształtne jak te, którymi się chlubiły nimfy? Czy jej smukła talia, uda, były równie kuszące? Czy wreszcie delikatny mech wijący się wokół jej łona krył słodycz kobiecości, nie mniej cudowną niż to, co Jeremiashowi oferowały nimfy? Był przekonany, że tak! Wiedział, że tak, ale obserwując mieszkanki niezwykłej wioski nie mógł się oprzeć, żeby nie myśleć o wdziękach ukochanej, żeby nie marzyć o chwili, w której weźmie ją na łożnicy niczym … tak, ta wioska pobudzała, ta atmosfera skłaniała do szaleństwa, te nagie kształty zachęcały do odrzucenia wstydliwości. Jej dłoń zadrżała, gdy uniósł ją i przytulił do ust w delikatnym, a potem coraz bardziej zaborczym pocałunku. Zadrżała, lecz nie cofnęła się, jakby sama wciągana w jakiś wir namiętności, gdy zamiast dłoni podała mu swe wargi. Zmysłowo rozchylone, jakby niepewne, wahające się pomiędzy pragnieniem oraz poczuciem niepewności.

Moment słodyczy niezwykłej, niczym trzask pioruna, gdy ich usta zespoliły się i nagle … oderwały, jakby ogłuszone i zadziwione nagłą falą dźwięku przenikającą polanę. One śpiewały. Nimfy. To było piękne. Tańczyły nucąc jakąś dziwną pieśń, bez zrozumiałych słów, ale przenikającą serce. Lyonetta i Enrico trzymali się za ręce, ale wpatrywali nie w siebie, lecz w nie. To niesamowite. Tak, były nagie! Tak, epatowały lubieżnym wdziękiem! Ale jeszcze bardziej czuło się ich zespolenie z naturą. Były jak ptaki, drzewa, strumienie, które nie muszą być przyodziane, które się nie wstydzą, które są naturalne w swym zachowaniu. Ta pieśń oraz pląsy! Nie były kobietami, choć wyglądały jak najpiękniejsze spośród niewiast, lecz emanacją pragnienia, wolności, prostoty. Śpiewały, tańczyły, wraz z nimi zaś pulsowały latarenki świetlików. Podmuchy wiatru zawijały się wokół ich ciał tworząc coś w rodzaju zmysłowych szat. Drzewa szumiały do wtóru swoimi liśćmi i kołysały tworząc posuwiste tło. Nimfy nie miały już w sobie tego magicznego uroku niespożytej energii cielesnej, ale wtapiały się w świat natury. Ich taniec i śpiew był czymś, jak taniec morskiej fali. Hrabina i rycerz wpatrywali się skamieniali niemal z zachwytu, ale Jeremiash, który nagle pojawił się na polanie wziął udział w tym niezwykłym widowisku.


Wciągany przez kilka śmiejących się dziewczyn niby opierał się, niby nie chciał, ale jego radosna twarz wskazywała, że tak naprawdę chciał z nimi być. Nie przejmował się swoja nagością, ani tym, że widzą go nie tylko nimfy, ale też Lyonetta. Był wśród leśnych pań, zaś te otoczyły go chwytając się za ręce niczym podczas dziecięcych zabaw. To dziwne, Jeremiash objęty kręgiem dziewcząt wydawał się tak samo naturalny, jak one. Tak, jakby obecność nimf niemu samemu nadała rysy żywiołu przyrody, tańczącego, szalejącego, poddającego najbardziej pierwotnym odruchom.

***

Lyonetta nie mogła spać. Ciągle przed oczyma miała tańczące nimfy. Piękne, zwiewne, nagie … Były istotą kobiecego wdzięku.
- Ciekawe, czy także wyglądam tak w oczach Enrico? - przeszła jej niepewna myśl. - Przecież one są takie piękne i chcą, no chcą być z mężczyznami razem. Czy on też tego pragnie? Tak jak Ron i Jeremiash? Jest mężczyzną. Gdyby … gdyby powiedział, gdyby chciał, mogłabym … nie, nie mogłabym, ale, gdyby bardzo tego potrzebował, nie odmówiłabym … - przerwała przestraszona zarówno nagłą lubieżną myślą, jak i tym, że sprawiła jej ona przyjemność. - Przecież to nie wypada, nie wolno, nie wolno … no, chyba, że troszeczkę … - próbowała zwalczyć swoją nieszczęsną wyobraźnię, która podszeptywała jej niezwykle koszące obrazy, kompletnie nieodpowiednie dla szlachetnie urodzonej dziewicy. Przewracała się z boku na bok, nie mogąc znaleźć sobie dogodnego miejsca.
- Patrick! - nagle dopadło ją wspomnienie niebezpiecznej gościny wyrzucając na chwilę wszystkie inne myśli. Czuła się tutaj bezpiecznie oddalona od potężnej mocy wampirzego władcy zamku Blacktree. Niezwykłe uczucie. Niczym wtedy, gdy chroniło ja dzielne ramię ojca, pełne miłości oraz lęk budzącej potęgi. Zaczęła rozpamiętywać kochającego ojca i srogą matkę. Ile by oddała, aby móc się do nich się przytulić, ucałować, chociaż zobaczyć ... lecz nie sposób było zmienić przeszłości, a może jednak się dało? Wszak ostatnio spotykają ją same niesamowite rzeczy ... wprost wyjęte z legend i baśni. Może właśnie nimfy znają taką magię, a może chociaż wiedzą gdzie taką można zdobyć, przez chwile łudziła się Lyonetta. Nie, nie ma, nie wolno, odezwało się chrześcijańskie wychowanie. Łza spłynęła po jej policzku.

W pewnej chwili poczuła ruch za plecami. Delikatnie odwróciła się. Widać, nie tylko ona nie mogła spać. Enrico właśnie wyszedł z ich sypialnej „budki”, a uradowana Lyonetta postanowiła do niego dołączyć. Wstała i ruszyła w jego ślady. Zaskoczy go, pomyślała radośnie niczym dzieciak marzący o zrobieniu psikusa. Przeliczyła się. Rycerz wcale nie udał się na nocną przechadzkę, aby pozachwycać się misternymi roślinami i krajobrazem, wcale nie wyszedł, rozprostować kości i pozwiedzać jeszcze raz miasto nimf. Enrico wyszedł po prostu się wykopać. Leśne jeziorko, a w nim on … Lyonetta stanęła jak wryta, spoglądając na jego nagie ciało. Na napięte mięśnie i cudownie wyrzeźbioną klatkę piersiową … Natura niczego mu nie poskąpiła, doszła do wniosku spoglądając nieco niżej. Czuła, jak kolor jej twarzy nagle się zmienia. Wstydziła się własnych, nieprzyzwoitych myśli. Nie wiedziała zupełnie, co począć. Od razu odejść zza bezpiecznego krzaka głogu, czy też poczekać, aż skończy i w potem wrócić? Jakże byłoby jej wstyd, gdyby Enrico przyłapał ją na podglądaniu! Przecież nie różniłaby się wtedy od tych wszystkich chutliwych nimf! Ale jak to? Ma tutaj teraz siedzieć w ukryciu i czekać aż skończy? Spojrzała znowu na rycerza. Wykonywał dość pośpieszne ruchy i rozglądał się nieustannie. Pewnie nie chciał, aby ktoś go zobaczył, zapewne nawet nie przeszła mu przez głowę myśl, że właśnie podgląda go hrabina.
- Co za wstyd! - pomyślała Lyonetta, mimo to nie dorywała wzroku od jego wspaniałego męskiego ciała, pięknych wyćwiczonych mięśni i zgrabnych pośladków, po których powolnym rytmem spływały kropelki wody.

Wtedy niespodziewanie usłyszała w oddali kobiece śmiechy, zamarła, Enrico również je usłyszał. Cztery nagie nimfy, biegły chichocząc w stronę rycerza. Po chwili też znalazły się w jeziorku.


Sept Tour nie pokazał po sobie zdziwienia, ani nawet zakłopotania, a może tak dobrze się maskował? Po prostu wyszedł z wody i zaczął się ubierać.
- W końcu odważyłeś się zrzucić z siebie te niewygodne ubrania ... – powiedziała jedna z dziewcząt uśmiechając się.
- Nie ubieraj się ... po co? – powiedziała druga podchodząc do niego.
Lyonetta wykorzystała okazje, ostrożnie i powoli zaczęła się wycofywać w stronę „sypialni”, a potem czym prędzej pobiegła w stronę łóżka. Może jednak powinna zostać i sprawdzić co się stanie? Może po prostu bała się rozczarować? Z każdą minutą narastały coraz większe wątpliwości. Co by zrobił mężczyzna do którego w czasie kąpieli przychodzą nagie kobiety? Przez chwilę chciała się zerwać, biec … nie zdążyła. Nie musiała długo zastanawiać się nad odpowiedzią, co zrobiłby Enrico w takiej sytuacji? Przyciskając głowę do poduszki usłyszała ciche stąpania rycerza. Dziewczyna uśmiechnęła się, mogła spać już spokojnie.

***

Obudzili się prawie równocześnie. Rześkie powietrze poranka niosło ze sobą silę, wręcz zachęcając do wstania i radosnej aktywności. Lyonetta spojrzała na rycerza. Uśmiechał się, jak zwykle do niej, przecierając oczy. Uf, to dobrze, znów zabiło jej serce. Nie odkrył nocnej peregrynacji i podglądania, które potem wypełniło jej sny szokująco bezwstydnymi scenami. Niezbyt je pamiętała. Jedynie wyrywki, ale nawet te mgliste i niepewne wspomnienia nocnych marzeń wystarczyły, by robiło jej się w ustach sucho. Widywała nagich mężczyzn na zamku ojca, jednakże byli to więźniowie, biedni skazańcy, których prowadzono na miejsce kary obdarłszy wcześniej z resztek ubrań. Nie budzili jakichkolwiek reakcji poza niechęcią lub żalem. Zresztą, nie lubiła takich scen. Odwracała się, odchodziła gdzieś, skupiając się na jakimkolwiek zajęciu: modlitwie, jeździe konnej, czasem nawet krosnach, których miała naprawdę serdecznie dosyć. Ale nigdy nie widziała żadnego mężczyzny, tak jak nocą Enrico. Była blisko, bardzo blisko, mogła dokładnie dostrzec każdy szczegół i teraz wyobraźnia na spółkę z pamięcią doskonale spisywały się tworząc w jej umyśle obraz jego spryskanej wodą twarzy, szyi, umięśnionych barków, rąk, brzucha ... Niemal namacalnie dotykała je spojrzeniem, nie mogąc się oderwać od twardych pośladków i otoczonej kłębkiem ciemnego owłosienia męskości.

Spróbowała przełknąć ślinę i odpowiedzieć własnym uśmiechem na powitanie rycerza.
- Witaj, kochana – podszedł do niej podając usta do pocałunku. Oczywiście nie odmówiła. Byli właściwie sami. Ron chrapał w najlepsze, a rodzeństwo gdzieś wyszło. – Jak noc?
- Czy musiał zadać takie pytanie
? – przeleciała jej przez umysł zawstydzona myśl.
- Wypoczęłam naprawdę. To jedna z najmilszych nocy od wielu, wielu dni – odpowiedziała nieco wykrętnie, lecz szczerze. – Nie było już wampira, a ty spałeś blisko mnie.

Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale niespodziewanie przerwały jej zbliżające głosy zza drzewnej komnaty.
- ... powiedz wreszcie, czego ty ode mnie chcesz? - podniesiony głos Jeremiasha sprawił, że rycerz i hrabina przerwali rozmowę w pół słowa rozmowę.
- Czego? Proste, żebyś nie kalał pamięci własnego ojca – wyjaśniła mu dobitnie siostra.
- Czyś oszalała? Co ojciec ma do tego wszystkiego?
- Naprawdę nic? To tak cię wychował, że łajdaczysz się na lewo czy prawo?
- A co cię właściwie obchodzi
? – odpowiedział zimno. – Nie jesteś ojcem.
- Nie ale jestem siostrą i jeżeli go nie ma, to mogę ci powiedzieć prawdę w oczy. Jesteś sprośnym lubieżnikiem.
- Słuchaj, siostro, nie obchodzą mnie twoje opinie. Jestem mężczyzną i mam swoje prawa. Robię, co chcę
– rozognił się. - Co zaś do ojca, nie ma go tu, skoro zaś nie ma, jestem głową naszego domu. Nie życzę sobie wysłuchiwać od ciebie żadnych głupich uwag.
- I co mi zrobisz?
– oburzyła się Bernadetta. – Pobijesz. Masz pewnie wprawę. One lubią dostawać po tyłku. A może lubią też mocniej i chcesz spróbować tego na własnej siostrze?
- Mówiłem ci, zamknij się
! – wrzasnął niepomny, że znajduje się niedaleko sypialni. – Jesteś głupią wiedźmą. Tak, sypiam razem z nimi i nic ci do tego. Są piękne, sto razy piękniejsze od ciebie. I nie tak płaskie! Nikt cię nie zechce. Tylko gadasz, przeszkadzasz i złościsz się. Mam prawo zaspokoić się, kiedy znalazłem takie piękne dziewczyny.
- A gdyby tu był ojciec? To co, tez byś tak robił pod jego nosem
? – syknęła.
- Jeszcze jedno słowo o ojcu, uderzę cię – rzucił zimno. – Jesteś moją siostrą, nie życzę ci źle, ale znalazłem tu najpiękniejsze miejsce całej Francji. Mam tego dosyć, tego sparszywiałego świata, gdzie trzeba cały dzień pracować niczym wół, czy to na łowach, czy pod czyimś okiem. Gdzie do gęby nie ma co włożyć nawet? Tutaj jestem bezpieczny. Tutaj jestem jak król. Król, pojmujesz. Mogę wszystko ...
- Dopóki ci nie sflaczeje
– przerwała mu sarkastycznie. – Aaa! – krzyknęła nagle, gdy schwytał ją silnie za ramiona. – To boli.
- Właśnie
– potwierdził złośliwie. – Powinno. Oprócz ptaka, twój brat ma jeszcze ręce. Masz się zamknąć! Jeszcze raz powiesz cos takiego, zdzielę po łbie. Nie zawaham się rozumiesz.
Chwila ciszy.
- Dawniej byłeś innyLyonetta i Enrico usłyszeli bezradny szept dziewczyny. –Dlaczego? Dlaczego?
- Mężczyźni dorastają
– wyjaśnił twardo. – Bijemy się, walczymy, żeby udowodnić swoją siłę. Do tego samego potrzebne są nam kobiety, rozumiesz?
- Żebyście mogli udowodnić, jakimi to wspaniałymi mężczyznami jesteście
? – spytała z wyrzutem.
- Tak! Tylko po to – mówił gorączkowo. – Ale przecież, co ty wiesz. Ty jesteś po prostu kobietą. Nimfy przynajmniej sobie zdają sprawę, czym są i czym, na dobrą sprawę, wszystkie jesteście.
- Naprawdę tak myślisz? Naprawdę uważasz nas, mnie za nic? Za dodatek do twojego przyrodzenia?
- Przemyślałem dobrze wszystko. A co myślisz? Nie masz głupiego brata. Żałuję, że nie jesteś chłopakiem, ale cóż, nie jesteś. Zawsze będziesz tylko niewiastą. Zobaczysz kiedyś, jeżeli znajdzie się ktoś, kto cię zechce
- parsknął.

Usłyszeli szloch.
- Bracie, dlaczego mnie obrażasz? Dlaczego masz mnie za nic? Dlaczego? Czy ojciec nie był szczęśliwy z matką? Czy ona nie radowała się, ze miała go za męża? Obydwoje byli szczęśliwi.
- Ale Jeremiash nie będzie taki, jak inni
– oznajmił tyleż chełpliwie, co pewnie.
- Proszę, uchodźmy z tej wioski. Jak najszybciej. Jak tylko Ron odzyska siły. Jeszcze kilka dni jakoś wytrzymam i odejdźmy. Ta wieś zatruwa cię. Nigdy nie byłeś niemiły. Zawsze mnie tuliłeś, kiedy płakałam, i broniłeś, kiedy ktoś mi chciał dokuczyć. Dlaczego jesteś taki? Czy nie możesz być niczym Ron, albo rycerz Sept Tour?
- Ron spał już z jedną taką
– przypomniał jej. – Sept Tour, hm, rzeczywiście jest trochę dziwny, ale właściwie – zastanowił się - właściwie, co mnie to obchodzi – ni to oznajmił, ni zapytał. - Zresztą ma swoją hrabinę. Sama wiesz, jak chędożył ją na tamtym zamku. Zresztą, może nawet wcześniej. Przecież złapałaś ich na gorącym uczynku.
- Ale ty jesteś moim bratem
– wreszcie powiedziała. – Ciebie jednego mam i chcę, żebyś, sam wiesz, żebyś był szczęśliwy, ale nie tak, naprawdę inaczej.
- Berni
– przez chwilę usłyszeli prawdziwa czułość w jego głosie. – I ja cię kocham, ale czuję, że wzywa mnie moje szczęście. Właśnie tutaj ono się zasiedliło, w tej wiosce. Nigdy naprawdę nie czułem się tak dobrze, jak tutaj. Nigdy nie miałem takich chwil cudownych. Nie – zaciął się na chwilę – nie pragnę cię obrażać. Czasem, kiedy mnie zdenerwujesz, mówię zbyt dużo, wiesz przecież. Przepraszam, no proszę, nie gniewaj się na mnie.
- Nie gniewam! Ja cię kocham. Ja tylko chciałabym, żebyś ...
- Przykro mi, Bernadetto, ale nie. Nie rozumiesz, ale one są jak wino. To naprawdę ... cudowne. Upaja mnie. Ja, przepraszam, ale nie chcę inaczej. Nie chcę tak, jak ojciec. Dają radość mi, nawet, kiedy przekraczają granice obyczajności naszego świata. Chcę. Pragnę. Muszę, niczym głodny patrzący na porcję chleba. Ty nie rozumiesz, ale ... gadałem brednie, jesteś śliczną dziewczyną. Kiedyś poznasz. Przepraszam, Melissa mnie woła
– przerwał usłyszawszy niecierpliwe wołanie jednej z nimf.. – Muszę iść.
- Nie zostaniesz? Nawet tym razem? Nawet dla mnie?
- Nawet dla ciebie
– potwierdził. – Miłego dnia siostro. Szkoda, ze nie jesteś moim bratem, wtedy pewnie zrozumiałabyś. Już biegnę, czekaj na mnie słodka! – krzyknął biegnąć gdzieś, bowiem powoli głos jego zanikał. Bernadetta także odeszła.

- Proszę, przytul mnie – powiedziała hrabina cichym głosem przerywając milczenie. – Po prostu przytul.

Ron dalej spał głośno pochrapując.
 
Kelly jest offline