Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2009, 21:32   #89
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Guun odepchnięty przez mackowatego potwora przeleciał kilka metrów i zaległ w kącie, tuż obok posągu człowieka-szakala. Maszkara tymczasem zaczęła pociągać za uchwyty. Już po chwili Guun stracił orientację ile razy i który uchwyt należy pociągnąć.

- Mehet olin phataer inus haszapt inus tuphon! – zacharczała w końcu istota, najwyraźniej zadowolona z efektu swojej pracy, słyszalnego w postaci pracujących za ścianą trybów i łańcuchów. W pewnym momencie salę wypełniło gorące i suche powietrze, a statua, za którą ukrywał się Guun zaczęła się obracać. Badacz uskoczył przestraszony. Człowiek-szakal obrócił się o dziewięćdziesiąt stopni i podniósł ręce. Zazgrzytało potężnie i wielkie wrota stanęły otworem. Tym razem powietrze napełniło się wilgocią i zapachem palonych kadzideł. Poczwara przeszła przez drzwi i zniknęła w mroku.

Guun obawiając się, że kamienne wrota zaraz się zamkną skoczył do przodu i wbiegł do korytarza. Po kilku krokach zatrzymał się, gdyż nienaturalna ciemność uniemożliwiała jakikolwiek ruch.

Zurro! Czary jak nic. Ta ciemność jest nienaturalna, niemożliwe żeby tak blisko od wejścia nic nie było widać. Niech to szlag! A temu stworowi najwyraźniej to nie przeszkadza. Gdzie ja mam moją małą lampkę? – zaczął po omacku grzebać w torbie i po chwili natrafił na podróżny kaganek. Zaraz też udało mu się zapalić ogień i odblaski zaczęły skakać po zatartych płaskorzeźbach na ścianach i suficie. Bestii nie było nigdzie widać.
Dobrze, że zostawia ślad niczym ślimakGuun przyjrzał się prowadzącemu w głąb ciemnego korytarza pasmu zielonkawego śluzu. – Tego się nie da zgubić...

Ruszył naprzód, ale po chwili zatrzymał się nasłuchując. Ktoś za nim szedł. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z dwoma brodatymi karłami.
Niech to – pomyślał. – Co robić? Przecież na górze chcieli mnie zabić. Miejmy nadzieję, że w obliczu niebezpieczeństwa wykażą się zdrowym rozsądkiem.

- Oho, kogoż to ja tu widzę. - rzucił jeden z nich - Badacz otchłani we własnej osobie.
- Witam ponownie, mości karłów. Coż was sprowadza w te strony? – odparł Guun przyjacielsko.

- Tylko nie karły, cwaniaczku! Jestem krasnoludem, z dziada pradziada, i nie pozwolę na obrazę mojej rasy! – najwyraźniej jego powitanie nie zostało przyjaźnie przyjęte. Coś zrobił źle...
- Krasnolud? A któż to?
- Uspokój się Grumil... Zobacz, ja jestem spokojny. – krasnolud zwrócił się do Guuna - Chociaż nasze pierwsze spotkanie było w dość, jakby to powiedzieć... no, nie po mojej myśli. Zachowałem się trochę grubiańsko.
- Trochę? To mało powiedziane – odparł badacz i od razu ugryzł się w język. Czyżby topory trzymane przez krasnoludów zadrżały?
- Dobra już, dobra. Odnośnie do twojego pytania. Jesteśmy krasnoludami. Jakby wyjaśnić to tobie, nie mam pojęcia. Patrząc na ciebie stwierdzić mogę, że ty raczej nie pochodzisz z tej ziemi. Ba, może nawet i z tego świata?

Guun potaknął tylko, nie przerywając krasnoludzkiego monologu.
- Jesteśmy rasą dobrze zbudowanych i odważnych wojowników. Podziemia są nam jak drugi dom. A nasz wzrost możesz potraktować jako...udogodnienie od matki natury.
Thorius odchrząknął i splunął flegmą na ziemię. Cóż za maniery – Guun się skrzywił. – Trudno, teraz nie mogę wybierać towarzyszy podróży...
- Miejsce nie jest najlepsze do zawierania znajomości, ale... - tu spojrzał na śluzowaty ślad na podłodze i na szatę Guuna, na której także trochę się znalazło - ...w obecnych okolicznościach najlepiej byłoby rozpocząć wędrówkę razem.
- Niechętnie, ale muszę się zgodzić. Dwa kar... krasnoludy na pewno pomogą mi w przebyciu tych katakumb – przyjął propozycję Guun i podał krasnoludowi rękę na znak zgody. Krasnolud ze swojej strony napluł na swoją i uścisnął prawicę Guuna. Badacz znów się skrzywił i otarł oślinioną rękę o połę szaty.

W świetle lampki ruszył wraz z nowymi towarzyszami korytarzem, podążając za śladem pozostawionym przez mackowego stwora. Szli prostym chodnikiem kilkadziesiąt minut, cały czas prosto i równo. W końcu ściany korytarza rozeszły się i trzej poszukiwacze weszli do jakiejś sali. Raczej poczuli jej wielkość niż zobaczyli, bo ogromna przestrzeń tonęła w mroku. Rozświetlana była tylko marnym płomieniem lampki Guuna i płonącym w oddali dziwnym, zielonym ogniem. Na jego tle dostrzegli postać potwora. Pochylał się nad czymś, co z tej odległości wyglądało jak kamienny ołtarz.
 
xeper jest offline