Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2009, 17:27   #90
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gun'Ryan
Ryani nie chętnie opuszczał śliczną Gloriannę. Stał na progu i wpatrywał się w jej wielkie, smutne oczy. Jej uroda sprawiała, że nie mógł oderwać od niej oczu. Cieszył go fakt, że zgodziła się zostać jego królową. Nie zważał przy tym na fakt, że legenda o Koronie Władzy mówie tylko o jednym władcy. On wiedział, że w takim duecie nie dojdzie do kłotni i waśni o podział władzy.
- No co tu jeszcze stoisz! - zaskrzeczała wiedźma - Ruszaj że!
- Do zobaczenia wkrótce, Glorianno. Dbaj o siebie.! – w ostatnich słowach zawarł swoje przesłanie, które elfka odczytała bez trudu: „uważaj na staruchę”.
Elfka posłała mu całusa, którego Ryani złapał z ochotę i ruszył biegiem przed siebie.

Pogoda sprzyjała wędrówce, więc elf ruszył dziersko przed siebie. Martwiło go trochę to, że zostawił biedną Gloriannę pod opieką złośliwej wiedźmy. Tym bardziej, że potężny dżin z lampy nie kiwnie palcem, by jej pomóc.
- Też mi się pacyfista znalazł, tfu! - przeklął w myślach dżina.
Dzień minął szybko i Ryani musiał zatrzymać się gdzieś na spoczynek.
Wybrał niewielki zagajnik. Rozłożył koc wśród młodych brzózek i zasnął marzęc o władaniu Trzema Krainami z Glorianną u boku.
Zbudził go drobny deszczyk o wschodzie słońca. Elf wstał schował swoje rzeczy do plecak i pogryzając kawałek suszonego mięsa ruszył w dalszą drogę. Deszczyk dość szybko zamienił się w sporę ulewę, a następnie. Elf nie zamierzał rezygnować z dalszej wędrówki. Każda chwila była bezcenna. Sił dodawały mu myśli o Gloriannie i o tym, że musi znosić towarzystwo starej wiedźmy. Naciągnął tylko na siebie nieprzemakalny elfi płaszcz i maszerował dalej.
Późnym popołudniem wszedł w gęsty las. Torfowa ziemia pod stopami potwierdzał, że już jest blisko celu. Deszcz nie ustawał i rzęsiste krople spływały po twarzy elfa. Kierując się przeczuciem ruszył w głąb lasu. Po kilkunastu minutach wędrówki poczuł, że grunt pod nogami zaczyna mi się uginać. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny i wilgoci. Brzęczały komary i dało się słyszeć rechot żab.
- Dobry znak - pomyślał Ryani.
Wytropienie ropuchy nie było zadaniem trudnym, gorzej jednak z jej złapaniem. Co elf podszedł do żaby, to ona uskoczyła dwa metry dalej. Upolowanie ropuchy kosztowało go sporo nerwów, przemoczone buty i ubranie. Jakież jednak było jego zdziwienie, gdy wyjmując sztylet za pasa usłyszał cichy głos:
- Ależ żeś się uwziął. Chyba nie zamierzasz mnie teraz zjeść, co? Nie słyszałem o elfach jedzących ropuchy. Poza tym moja skóra jest trująca. Zjesz mnie i umrzesz i co ci z tego przyjdzie. Lepiej rozejdźmy się w pokoju.
Ryani stał oniemiały, trzymając w rękach gadającą ropuchę.
- Ożesz ty... - wyjąkał w końcu elf.
- Coś taki zdziwiony? - spytała ropucha - Nigdy nie widziałeś elfa zamienionego w żabę?
- Co? Jak to?
- A tak to. Połasiłem się na Talizman i proszę co mnie za to spotkało. Przeklęta wiedźma zamieniła mnie w ropuchę.

Guun i Thorius
Trójka spojuszników z przymusu podążała mrocznym korytarzem. Jedynymi ich drogowskazami był niewielki podróżny kaganek badacza i struga szlamu jaką pozostawił za sobą osobliwy stwór. Szli w milczeniu nie tylko z obawy przed wyrycie, ale także niewiele mieli sobie do powiedzenia ponad to co już padło. Guun idąc przodem zastanawiał się czy ci nieokrzesani brodacze także poszukują potężnego artefaktu zwanego Koroną Władzy.
- Coż to byłyby za świat? - pomyślał - Rządzony przez takich barbarzyńców, aż strach pomyśleć.
W podziemiach panowała nienaturalna wręcz cisz. Trójka poszukiwaczy zauważyła, że nawet odgłos ich kroków jest w tajemniczy sposób tłumiony. Szli gęsiego mijając zatarte przez czas płaskorzeźby, którymi pokryte były ściany i sufit. Czas przestał mieć dla niech jakiekolwiek znaczenie. Płynął gdzieś obok, jakby poza nimi. Daleko w tyle pozostało wspomnienie rozpalonej żarem pustyni i kupieckiej karawany.
W końcu ściany korytarza rozeszły się i trzej poszukiwacze weszli do jakiejś sali. Raczej poczuli jej wielkość niż zobaczyli, bo ogromna przestrzeń tonęła w mroku. W pomieszczeniu dało się wyraźnie wyczuć cyrkulację powietrza. Delikatny ciepły powiew owiał trójkę poszukiwaczy. Sala rozświetlana była tylko marnym płomieniem lampki Guuna i płonącym w oddali dziwnym, zielonym ogniem. Na jego tle dostrzegli postać potwora. Pochylał się nad czymś, co z tej odległości wyglądało jak kamienny ołtarz.
- O cholera! - przeklnął Grumil - Jest ten maszkaron. Co robimy?
- Czekamy - rozkazał Guun, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
w przeciwieństwie do krasnoludów wiedział, że stwór nie jest w najmniejszym stopnie zainteresowany ich obecnością.
Mackowaty stwór odprawiał kolejny rytuał. Dopiero teraz poszukiwacze zauważyli, że dotarli do pierwszej sali grobowej. Na ziemi i kilku spruchniałych już stołach stały misy i dzbany, kiedyś pełne jedzenia i napojów. Wszystko przygotowano z myślą o zmarły i na jego drogę w zaświaty.
Nagle salę wypełnił jasny błysk przy którym kaganek Guun, była jak świeca przy słońcu. Oślepieni poszukiwacze zamknęli oczy. Gdy ich wzrok ponownie przyzwyczaił się do ciemności ujrzeli, że obok ołtarza ukazały się dwie pary drzwi. Wszystkie stały otwore i do każdych z nich prowadził śluzowaty ślad.
Trójka poszukiwaczy stała zdziwona w blasku kołyszącego się płomyk kaganka, zastanawiając się co dalej.
 
brody jest offline