Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-07-2009, 22:48   #121
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Zacisnęła badawczo i nerwowo pięść, kilka razy.
- No to kicha jasna! – Asael błyskotliwie spostrzegła, że miecz wyparował z jej dłoni.
Kompost tymczasem nacierał. Z prochu powstałeś, w upierdliwy kompost się obrócisz i powstaniesz. Czy jakoś tak. Szybki rzut oka na podłogę i Asael z ulgą odkryła, że broń wala się wszędzie wokół, praktycznie stała po kolana w arsenale. Miecz, patyk jakiś z ostrzem na końcu, stołowa noga z jeszcze żywym kornikiem w środku. Full serwis. Rzuciła się szczupakiem i chwyciła za miecz. Nie rozleciał się jej w ręce, to dobry znak. Może zdoła tym komuś sadystycznie podłubać w nosie.

Nagle stała się rzecz dziwna. Chodzące trupy wymiękają przy tym, co odstawił Achrol. Achrol bowiem rzucił się ku niej, torując sobie drogę z niebywałą euforią, zamaszystymi ciosami posyłając żywy kompost stojący mu na drodze na boki; na ściany i niemalże sufit. Rzucił się i gnał na łeb, na szyję, przez salę pełną żywych trupów, krwawiąc, niemal gubiąc po drodze połowę swoich wnętrzności. Krwaw... Asael zamarła w bezruchu ze swoim full wypas mieczem w ręku, wpatrzona z niedowierzaniem w dziką Achrolową szarżę. Próbowała wytężyć swój jeden jedyny zmęczony neuron i wydedukować co też takiego się wydarzyło, co skłoniło Achrola do tak drastycznych wyczynów. Była blada jak ściana. On jest ranny... Ra-nny!!! Chlapie krwią, zaraz padnie i skona. Ale nie pierwszy raz widziała go w takim stanie, byle nie ostatni... Nadal nie rozumiała, kiedy doskoczył do niej. Neuron się jej przepalił. Była blada jak cholerna najbledsza ściana. Achrol był upiorny, upiornie zdeterminowany. Zaczynała się go bać.
„Czyżby chciał mi coś powiedzieć...?!”
Jego chłodne dłonie na jej policzkach sprawiły, że drgnęła, w szoku otwierając szerzej oczy. Neuron po prostu poszedł z dymem. Chciała coś powiedzieć, ale zamknął jej usta pocałunkiem.
- YMH?! – sapnęła niemal ze zgrozą.
WTF?! – tylko zdołała wykontemplować spopielonym neuronem. W najśmielszych snach i najzboczeńszych fantazjach erotycznych nie przypuszczała, że weźmie kiedyś udział w tak kosmicznym evencie. A już na pewno nie w towarzystwie Achrola, pana „nie-potrzebuję-nikogo”. Była pewna, że jej unikał. Że jej nienawidził. Że przy najbliższej okazji czmychnie i nigdy więcej już go nie zobaczy.
Jego usta były chłodne, szorstkie i nadal lekko opuchnięte po wcześniejszej nieudanej walce. Wbrew wszystkiemu co święte, sensowne i społecznie akceptowalne, Asael nie potrafiła przez kilka sekund myśleć o niczym innym, tylko o tym, że rozwiązała zagadkę wszechświata; Achrol jest milczkiem, ponieważ oszczędza język na szczytniejsze cele! O Boże. Co tu się do Diabła dzieje?!
Zaczerpnęła falującego upału. Czuła niepokój. To było tak cholernie chore i tak nierealne... To działo się tu i teraz...! Achrol tu był, wykrwawiał się i... całował ją. Całował ją. Całowała się z nim. Naturalne podniecenie przeszyło jej ciało. Wsunęła drżące palce w jego włosy. Nie wiedziała co robić, na coś takiego nie da się przygotować planu B...! To było takie chore ale... tak... bardzo... jakoś... przyjemne...
„Wszyscy tu umrzemy... – ocknął się optymistycznie jej neuron. – Chrzanię to...!”
Odetchnęła jak uniewinniony skazaniec. Jakby znów miała skrzydła. Było jej niemiłosiernie gorąco i nieprzyzwoicie dobrze. Jej dłonie z wahaniem i nieśmiało objęły kark Achrola. Czarna dziura powoli pochłaniała wszystko, wreszcie Asael pozostała z Achrolem sam na sam w gorącej nicości. Było jej zatem wszystko jedno, co działo się wokół, przed długie kilkanaście sekund, przez długie kilka pocałunków. Rozumiała w tej chwili tylko trzy pojęcia: tu, teraz i ogień. Była niemalże przekonana, iż w jej klatce piersiowej siedział jakiś dziki stwór, czuła się bowiem jakby miała dwa serca i dwie pary płuc, a narządy te za nic nie chciały pracować w harmonii. Serce łomotało jej mocno. Nie była zdolna do myślenia. Odpowiedziała na jego pocałunek. Kiedy ich usta oderwały się od siebie i odsunął się od niej nieco, zobaczył jej rozchylone usta i zamknięte oczy. Spojrzała na niego uważnie. Zmarszczyła brwi, pytająco. Zrozumiała. Wiedziała o wszystkim. Nie musiał nic mówić.
- Achrol... – wysapała. – Jesteś niemiłosiernym... jesteś... – zacisnęła pięść w gniewie. – To było tak idiotycznie niecodzienne, że aż mi się podobało! Coś ci się chyba troszkę... pokręciło... – nadal go obejmowała, nadstawiając dyskretnie jedną rękę, na wypadek, gdyby musiała awaryjnie łapać wypadające z jego rany wnętrzności. – Ale proszę... gdyby któreś z nas umierało, powtórzmy to nim będzie za późno!

Zerkała nieprzytomnym wzrokiem na Achrola. Nigdy przedtem nie pozwalała nikomu na to co jemu. Nigdy przedtem nie pozwoliła żadnemu znanemu jej kilku godzin mężczyźnie się dotykać, ba, zakazywała im nawet podchodzić do siebie. Nie potrafiła zrozumieć, jak to się stało, że teraz stała obok niego i przeczesywała palcami pasemka jego długich włosów. Głaskała go po twarzy i szyi, głaskała, gdyż był blisko, był przy niej, chciała tego. Nie mogła uwierzyć. Wokół kręciło się stado żywych trupów, a ona... on...?! Zabawne to całe piekło. I głaskała go, wbrew swym surowym zasadom próbując wyobrazić sobie to, o czym myślała wcześniej i zachwycić się tym. Miał prawdziwy problem z imaginowaniem romantycznych obrazów przy akompaniamencie wycia żywych trupów. Ale to było słodkie. Cholernie słodki koszmar z głębi Mgieł Chaosu.
- Do cholery ciężkiej – sapnęła, przytrzymując go, chwiał się na nogach z upływu krwi. – Ty kurde wiesz, że musisz żyć, żebyśmy mogli się całować i tak dalej?! – jęknęła w histerycznej rozpaczy.
Nie wiedziała już kompletnie co robić i co powiedzieć. W sekundzie olśnienia stwierdziła, że Achrol jest pod wpływem magicznej sztuczki tego siwego gnojoroba! Tak!!! To jest to!!!
- Trzymaj się, jakoś damy radę! – zapewniła troskliwe i bojowo. - Zrób coś!!! Musisz żyć do cholery!!! MEDYKA...?! – wrzasnęła.
Uk był zajęty kopaniem siwego tyłka. Żywe trupy nie chciały pomóc. Właśnie nadchodziły by pogrzebać otwartej Achrolowej ranie.
- Won mi stąd, do utylizacji, śmierdziele!!! – wydała się zaciekle Asael, bojowo stając przed Achrolem z mieczem full wypas gwarancja 2 minuty w dłoniach. – Won, bo kurna normalnie zabiję!!! – neuron odzyskiwał powoli swoją funkcjonalność i Asael z radością odkryła, ze odzyskała jako taki rozsądek.
Zaatakowała z zamiarem ucięcia wszelkich łap, nóg i innych takich wyciągniętych w kierunku Achrola.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline