Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2009, 18:27   #91
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Założyciel spacerował pomiędzy wozami. To uspokajało ludzi. Starzec doświadczony wiekiem uśmichając się przeczył złemu losowi, który spotkał Cyganów. A wszystko się zaczęło, kiedy pojawili się "ci, nowi".
Wolnym krokiem, wsparty na lasce skierował się w stronę leciwgo dębu. Vittorio siedział w jego cieniu. Tuż obok świeżego grobu swojego ogiera.
- Smucisz się. - Założyciel usiadł obok voddaccianina.
- Raczej martwię.
- O siostrę?

Kiwnął twierdząco głową w odpowiedzi.
- Chcesz, możemy do nich dołączyć. - Założyciel spoglądał na obóz.
- Raczej nie nadajemy się do podróży. - Vittorio powątpiewał.
- Bierzesz moje słowa zbyt... materialnie. - starzec uśmiechnął się tajemniczo. - Chodź ze mną.

Wóz z wyblakłym napisem "Wróżka" stał nieopodal. Założyciel zastukał w drzwi. Otworzyły się na dwa palce.
- Cioci Laury nie ma. - ze środka dobiegł cichy dziecięcy głosik.
- Stokrotko wpuść nas. Chcemy się widzieć z Lilijką.
- Ano chyba że tak wujciu.
- pięciolatka o hebanowym kolorze skóry wpuściła mężczyzn do środka. Zza zasłony z kolorowych szklanych koralików pojawiła się cudacznie wyglądająca kobieta.


By lily

- Tak wcześnie? Wy do mnie?
- Tak Lilijko.
- Założyciel usiadł przy stoliku. Vittorio zajął miejsce na kozetce. - Nie chcę męczyć Laury, ona niedługo powije ślicznego chłopca.
- Znowóż sięgacie tak, gdzie wam nie wolno? -
pomachała starcowi palcem w geście ostrzeżenia. - Za często ostatnio pchacie palce między drzwi.
- Jak się jest starym, to można więcej.
- usmiechnął się szeroko. - A teraz Liliko pokaż teraźniejszość. Pokaż jak im idzie.
- Pod tą szarą szczeciną dalej masz 10 lat. Nie łatwiej poczekać aż wrócą wieczorem?
- Nie zrobisz tego dla mnie?

Westchnęła.
- No dobra. Stokrotko przynieś mi lustro, bo panom się teraźniejszości zachciewa.

Dziewczynka wyjęła połyskujące, dokladnie oczyszczone lustro spod poduszki i położyła je na stoliku przed Lilią. Zapaliła dwie świeczki, kiedy kobieta przymknęła oczy i oparła dłonie na tafli.
- No to w drogę.
Lustro zamigotało, zafalowało, popłynęło.



Ślizgało się po twarzach, miejscach, ulicach i domach. Vittorio zdawało się, że nie tyle widzi swoją siostrę i ich towarzyszy, a czuje ich myśli. Ich emocje zdają się zmieniać w słowa. Urywkowe słowa nabierały znaczenia.

Piętnaście osób rozproszyło się po mieście. By spotkać się z niezadowolonymi minami ponownie po pewnym czasie. Pytano, podsłuchiwano, zaczepiano.
Żadnego mężczyzny w niebieskiej liberii miasteczko nie uświadczyło od dłuższego czasu.
Najemnicy owszem byli, ale w takich ilościach, że nie dałoby się dociec kto gdzie i po co.
Co prawda wyróżniało się kilka grupek, ale o tej porze - późne popołudnie - to wszyscy zaszyli się w trzech gospodach(bo miasteczko więcej nie miało na stanie).
Mężczyznę z dziewczynką na koniu widziano w kilku miejscach. Ale nikt nie zwrócił baczniejszej uwagi, gdzie jadą. W każdym razie najemnik wybrał drogę najbardziej na około miasta. Widocznie baza znajdowała się na obrzeżach.
Z bogatszych gości, był taki jeden o nieprzyjemnym spojrzeniu, ale przyjechał i wyjechał.
Młodszy z doktorów nadal nie wrócił, co niepokoiło jego matkę.
W okolicy znajdowały się cztery domy z piętrem. W nich przejazdem odpoczywały szlachciury monteskie, co się nad morze wybierały. Ruch tam wielki, kto tam wie kim mogą być mieszkańcy?

Zmiana krajobrazu. Jakaś ciemna, cuchnąca uliczka.
- Złociutka, nie bój się wujka. - szczurzasta twarz mężczyzny, poznaczona śladami po ospie, uśmiechała się nie szczerze do dziewczyny o anielskiej acz bardzo brudnej i zaniedbanej buzi. - Chodź do wujka, dostaniesz jabłuszko.
Dziewczyna nie wiedziała uciekać, krzyczeć? Ale jedzenie. Tak dawno nie jadła.


By j

- No chodź do wujka. Dam ci jeszcze jedno, jak będziesz grzeczna...

Głowa Lilii opadła. Obraz rozmył się.

Tam, gdzie wzrok nie sięgał.

- Zostawcie szable, każdy ma mieć pod ręką jednen pistolet. Obserwujecie okolice. Trzech z tyłu, trzech z przodu. Reszta siedzi na piętrze przy oknach. - Helmut usiadł na ławie. - Jak Callio wróci, przebierzecie się, broń ma być niewidoczna.
- Bawimy się w przebieranki? Walczmy jak mężczyźni.

Halmut zastanawiał się przez moment, czy aby na pewno nie pozbyć się od razu tego młokosa. Wcześniej ta sytuacja z dziewczyną, teraz to. Potem zostaje mu już tylko bunt.
- Zamknij się i nie przerywaj. - uciszył go jeden z obecnych.
- Jak mówię skacz, to skaczesz. Jak mówię strzelaj, to strzelasz. Jak mówię odwrót to odwrót. Nie odpowiada? Odłączysz się przy najbliższej okazji. - Helmut nie miał czasu na pogadanki. - Potem ruszymy w stronę Arborsheu w mniejszych grupkach. To najbliższa mieścina portowa. Na razie tyle - rozejść się.

Callio znalazł jakieś ubrania w samym budynku. Kilka odkupił od sąsiadki. Trafiło się kilka kopletów dla sług, dwa dla kobiet, reszta uchodziła za schludną i zwykłą. To ze środkiem lokomocji był problem. Ale pieniądze załatwiają wszystkie problemy.

Lustro ponownie zamigotało.

Cyrulik związany i zakneblowany siedział na sianie koło koni.

Lilia wzięła głęboki wdech. Otworzyła oczy.

- Jest, jest! - wesołe cyganiątko dopadło reszty współbraci. - Jest Aniołek! Mówią, że w gospodzie koło rzeki siedzi taki szczurzasty najemnik z młodą dziewczyną nieodpuszczając jej na krok!

Lilia zabrała ręce z lustra i strzepnęła je.
- No to tyla. Niech się wam za dużo nie zachciewa. - wstała - A teraz zrobię nam herbaty.
Lustro z powrotem powędrowało pod poduszkę.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline