Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2009, 19:07   #339
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Doktor mówił, nie zważając na Juliana powoli sunącego w jego stronę. Z jego słów wynikało jasno, że nie życzy sobie pomocy chłopaka. Mężczyzna wskazał na drzwi, nakazując zgromadzonym wyjść. Było oczywiste, że nie zamierza dopuścić blondyna do płaczących dzieci.

Matczyński szedł dalej, nie zważając na słowo Kata. Dopiero parę ostatnich zdań skłoniło go do odpowiedzi.

- Na twoim miejscu smarkaczu nie wtykałbym palców między drzwi. Adam i Ewa wcale nie potrzebują waszej pomocy.

- Doprawdy? To ich zdanie, czy Twoje?- spytał oschle Julian, patrząc na Doktora spode łba- Mówiłem, nie chcę nikogo skrzywdzić. To Ty pozwalasz płakać dzieciom, nie ja. Jestem wysłannikiem samego Najwyższego, mogę stać się czystym światłem, oślepiać wrogów, dzielić własną duszę, a przede wszystkim leczyć. Ty nie potrafisz niczego poza zadawaniem wyszukanych cierpień i nazywaniem swego okrucieństwa sprawiedliwością. Nawet teraz pozwalasz niewinnym cierpieć. Nie staniesz mi na drodze.

Julian stanął metr przed Katem. Skoro ten nie zamierzał się odsunąć, to jego obowiązkiem było przedostać się, używając swego daru. Podniósł ręce do piersi i przywołał moc Boga, moc, która…

Opuściła jego ciało?!

Zszokowany Julian zamrugał oczami, nie rozumiejąc, czemu nie działa moc, którą opanował dawno temu. Jego próba stania się światłem zawiodła, podobnie jak stworzenie gołębia czy też uleczenie własnych ran. Nie miał swego daru.

A Doktor stał tylko i obserwował go z kpiącym uśmieszkiem.

- Świetnie- powiedział rozzłoszczony Julian. Nie wiedział, co niestało, ale Kat najwyraźniej był tego świadom doskonale. Skoro on nie chciał przepuścić chłopaka, to blondyn postanowił przedstawić go reszcie. Byli w większości, mogli go łatwo przytrzymać i ruszyć na pomoc dzieciom.

- Oto wcielenie niewinności, które chroni biedne dzieci. Sam oskarża nas o eksperymentowanie na biedakach, ale w Thagorcie nie robił niczego lepszego. Wiecie, kim tam był? Prawdziwym Katem, który wymierzał swoją pieprzniętą, pokręconą sprawiedliwość za pomocą skalpela i strzykawki. Nie popuścił nigdy, nikomu. Zdarł skórę z ręki... Mike’a… na prośbę Jonathana… spalił żywcem Horacego… o czym powiedziała mi Dorotka… podczas wizyty u Diabła…

Gniewny ton głosu szybko zmienił się w słaby szept, gdy Julian wspominał zmarłych. Dziś zginęło tylu ludzi, tylu pięknych, dobrych ludzi. Diabeł, który nigdy nikomu nic nie zrobił, najłagodniejsza istota w całym Thagorcie. Horacy, nie zasłużył na tak ostrą reakcję. Julian nigdy go nie przeprosił. Mike, człowiek, który zbłądził. Napalony Jonathan, nadpobudliwy, ale zdolny do poświęceń. I Dorotka, biedna, niewinna Dorotka, skrzywdzona nie przez mieszkańców Thagortu, a innych ze swojej rasy. Chłopak nie mógł nic zrobić, by jej pomóc.

A teraz nie mógł ruszyć z pomocą dzieciom.

- Zginęli, wszyscy zginęli.

Blondyn kucnął pod ścianą, chowając dłoń w kolanach. Wkrótce do płaczu Adama dołączył inny, cichszy szloch…
 
Kaworu jest offline