Gun'Ryan
Elf zaopatrzywszy się w poszukiwane ingrediencję ruszył w powrotną drogę.
Dla zabicia czasu Ryani rozmawiał z zaklętym ropuchem, który nadal był nieufny.
- Jak mogłeś opuścić tak piękną kobietę? - dopytywał się.
- Cóż... - zaczął elf - Bez pomocy wiedźmy nie odzyska ona mowy, a bez tego dżin będzie tylko nie użytecznym duchem.
- Wiesz dziwny jesteś - ropuch próbował zmusić swój pysk do okazania mimiką zdziwienie, ale nie zbyt dobrze mu to wychodziło - Ja na twoim miejscu zostawiłbym wiedźmie tą lampą i uciekał z tą ślicznotką jak najdalej.
- Tak też zamierzam. Planujemy razem odnaleźć Koronę Władzy.
- Nie! - zarechotał ropuch - Zapomnij ta legenda to złuda. Te trzy miesiące w tych ohydnym ciele uświadomiły mi, że są rzeczy ważniejsze niż jakieś urojone skarby.
- Mi się uda i wtedy zobaczysz - odpowiedział pewny siebie Ryani.
Pogoda im dopisywała i wędrówka nie była trudna. Elf narzucił sobie duże tempo marszu i popołudniu drugiego dnia wszedł na wzgórze z którego widział już do wiedźmy.
To co zobaczył bardzo go zdziwiło i zaniepokoiło. Chatkę wiedźmy otaczał duży oddział zbrojnych. Elf dojrzał, że na jednym z koni leży przerzucona przez bok Glorianna. Wicca natomiast klękał u stóp jednego z wojowników. Błagała go prawdopodobnie o to, by nie spalili jej chaty. Jej prośby na nic się zdały. Przywódca gestem ręki rozkazał swoim ludziom, by puścili chałupę z dymem.
Wiedźma zaczęła głośno lamentować i rwać ostatnie włosy z głowy. Wojownik obalił kopniakiem na ziemię.
Ryani w nagłym przypływie bohaterstwa wyciągnął miecz:
- Muszę ratować Gloriannę!
- Uspokój się herosie! - zarządał ropuch - Zobacz jest ich ze trzydziestu. Sam nie dasz im rady, a ja niewiele ci pomogę.
- To niby co mam patrzeć spokojnie jak ja krzywdzą.
- Narazie to się jej nic jeszcze na szczęście nie stało. To są ludzi hegemona Crothara. To taki tutejszy watażka. Wydaje mu się, że rządzi tymi równinami. Głupi i prosty to człowiek, ale bardzo zły, mściwy i niebezpieczny. On też poszukuje Korony. Pewnie zabiorą ją do niego.
- Wiesz gdzie on jest?
- Wiem, to kilka godzin drogi stąd.
Wojownicy wsiadali właśnie na konie. Po rozkazie przywódcy grupa ruszyła w drogę.
- Musimy iść za nimi - rozkazał elf.
Dzięki wskazówkom ropucha i pozostawionym śladom, odnalezienie siedziby hegemona nie była trudna. Było to niewielki gród warowny, otoczony wysoką palisadą. Wewnętrz kilka budynków i jeden wyróżniający się pośród reszty pałacyk.
Ryani i ropuch obserwowali jak grupa wojowników wjeżdża przez główną bramę, która zaraz po tym została ponownie zamknięta.
Elf bacznie obserwował ruchy za palisadą. Przywódca grupy zrzucił Gloriannę z konia i ciągnąc za włosy zaprowadził do niewielkiego budynku, który najwyraźniej pełnił rolę więzienia. Sam wrócił do konia, wygrzebał coś z juków i ruszył w stronę pałacyku.
- Teraz nic nie zrobimy - głośno myślał Ryani - Uwolnimy ją wieczorem.
Guun i Thorius
Trójka poszukiwaczy stała lekko oszołomiona widokiem podziemnego skarbca.
Grumil najbardziej ogarnięty chciwością zaczął zgarniać monety i biżuterię do kieszeni. Thorius powstrzymał go jednak, bardziej niż towarzysz rozumiał grozę sytuacji. Zostali zamknięci w podziemnej komancie, ale jak mawiał ojciec Thoriusa:
-
Nie ma takich podziemnych komnat z których doświadczony krasnolud nie znalazłby wyjścia
Pokrzepiony tą myślą zaczął rozglądać się po sali.
Guun w tym czasie schylił się po jeden z wisiorów, który przypominał mu Talizman. On także zaczął krążyć po komancie, rozglądając się po kątach.
Wtem nagle Grumil wrzasnął:
- A tyś co za jeden?!
Guun i Thorius podeszli do krasnoluda i ujrzeli małą postać przykutą do złotego tronu, ciężkim żelaznym łańcuchem.
Mały, sięgający krasnoludom do kolan, zielony stwór o niezbyt przyjemnej fizjonomii. O dużych szpiczastych uszach i długim zakrzywionym nosie. Ubrany w lnianą koszulę i kolorowy kubrak.
- Jam jest Neuris. Strażnik tych fałszywych skarbów.
- Jak to fałszywych - krzyknął oburzony Grumil - To wszystko to...
- Tak, to tombak - skrzat uśmiechnął się złośliwie - daliście się nabrać jak wielu przed wami.
- A gdzie oni są? - zapytał dociekliwy badacz.
W odpowiedzi Neuris pogłaskał się tylko po bruchu, ale widząc że Thorius zaciska mocniej dłonie na rękojeści topora, dodał:
-... ale dopiero po tym jak umarli. Ja ich nie skrzywdziłem. A powiedzcie sami, co świeże mięso miało się zmarnować...
Grumil splunął tuż pod nogi skrzata i rzekł ze wstępem:
- Obrzydliwość! Wstrętny kanibal. Dajcie mi się z nim rozprawić. Jeżeli mam już tu zdechnąć, to nie pozwolę by jakiś karzeł - tu spojrzał na Guuna, pokazując mu że są jeszcze niżsi od krasnoludów - zajadał się moim ciałem.
- Spokojnie Grumil - rzekł Guun - Powiedz nam Neurisie, jest jakieś wyjście z tej komnaty.
- Cóż skoro nie możecie się teleportować jak wasz oślizgły towarzysz to pozostaje wam tylko komin wentylacyjny - skrzat wskazał niewielki otwór przy samym suficie.
Krasnoludy uśmiechnęły się jak na komendę.
- Tatuś jak zawsze miał rację - rzekł z dumą Thorius - Nie ma podziemi z których doświadczony krasnolud nieznalazłby wyjścia.
Brodaci wojownicy zaśmiali się rubasznie.
- Święte słowa, święte słowa - dodał Grumil - Sława twego ojca Thoriusie.
- Sława! - wrzasnął brodacza.
Guun w tym czasie nachylił się nad skrzatem i zapytał go szeptem:
- A wiesz dokąd teleportował się tamten stwór?
- No cóż... - Neuris podrapał się po głowie - Może i wiem, ale to będzie kosztować...
- Czego rządasz?
- Wystarczy, że mnie uwolnicie...
- Co?!! - krzyknął Grumil - Nie gadaj już z tym trupożercą. Zostawiamy śmierdzącego pokurcza i wynosimy się stąd.
Thorius i Guun spojrzeli po sobie, a potem na Grumila.