Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2009, 22:33   #94
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gun'Ryan
Elf zaopatrzywszy się w poszukiwane ingrediencję ruszył w powrotną drogę.
Dla zabicia czasu Ryani rozmawiał z zaklętym ropuchem, który nadal był nieufny.
- Jak mogłeś opuścić tak piękną kobietę? - dopytywał się.
- Cóż... - zaczął elf - Bez pomocy wiedźmy nie odzyska ona mowy, a bez tego dżin będzie tylko nie użytecznym duchem.
- Wiesz dziwny jesteś - ropuch próbował zmusić swój pysk do okazania mimiką zdziwienie, ale nie zbyt dobrze mu to wychodziło - Ja na twoim miejscu zostawiłbym wiedźmie tą lampą i uciekał z tą ślicznotką jak najdalej.
- Tak też zamierzam. Planujemy razem odnaleźć Koronę Władzy.
- Nie! - zarechotał ropuch - Zapomnij ta legenda to złuda. Te trzy miesiące w tych ohydnym ciele uświadomiły mi, że są rzeczy ważniejsze niż jakieś urojone skarby.
- Mi się uda i wtedy zobaczysz - odpowiedział pewny siebie Ryani.
Pogoda im dopisywała i wędrówka nie była trudna. Elf narzucił sobie duże tempo marszu i popołudniu drugiego dnia wszedł na wzgórze z którego widział już do wiedźmy.
To co zobaczył bardzo go zdziwiło i zaniepokoiło. Chatkę wiedźmy otaczał duży oddział zbrojnych. Elf dojrzał, że na jednym z koni leży przerzucona przez bok Glorianna. Wicca natomiast klękał u stóp jednego z wojowników. Błagała go prawdopodobnie o to, by nie spalili jej chaty. Jej prośby na nic się zdały. Przywódca gestem ręki rozkazał swoim ludziom, by puścili chałupę z dymem.

Wiedźma zaczęła głośno lamentować i rwać ostatnie włosy z głowy. Wojownik obalił kopniakiem na ziemię.
Ryani w nagłym przypływie bohaterstwa wyciągnął miecz:
- Muszę ratować Gloriannę!
- Uspokój się herosie! - zarządał ropuch - Zobacz jest ich ze trzydziestu. Sam nie dasz im rady, a ja niewiele ci pomogę.
- To niby co mam patrzeć spokojnie jak ja krzywdzą.
- Narazie to się jej nic jeszcze na szczęście nie stało. To są ludzi hegemona Crothara. To taki tutejszy watażka. Wydaje mu się, że rządzi tymi równinami. Głupi i prosty to człowiek, ale bardzo zły, mściwy i niebezpieczny. On też poszukuje Korony. Pewnie zabiorą ją do niego.
- Wiesz gdzie on jest?
- Wiem, to kilka godzin drogi stąd.
Wojownicy wsiadali właśnie na konie. Po rozkazie przywódcy grupa ruszyła w drogę.
- Musimy iść za nimi - rozkazał elf.

Dzięki wskazówkom ropucha i pozostawionym śladom, odnalezienie siedziby hegemona nie była trudna. Było to niewielki gród warowny, otoczony wysoką palisadą. Wewnętrz kilka budynków i jeden wyróżniający się pośród reszty pałacyk.

Ryani i ropuch obserwowali jak grupa wojowników wjeżdża przez główną bramę, która zaraz po tym została ponownie zamknięta.
Elf bacznie obserwował ruchy za palisadą. Przywódca grupy zrzucił Gloriannę z konia i ciągnąc za włosy zaprowadził do niewielkiego budynku, który najwyraźniej pełnił rolę więzienia. Sam wrócił do konia, wygrzebał coś z juków i ruszył w stronę pałacyku.
- Teraz nic nie zrobimy - głośno myślał Ryani - Uwolnimy ją wieczorem.


Guun i Thorius
Trójka poszukiwaczy stała lekko oszołomiona widokiem podziemnego skarbca.
Grumil najbardziej ogarnięty chciwością zaczął zgarniać monety i biżuterię do kieszeni. Thorius powstrzymał go jednak, bardziej niż towarzysz rozumiał grozę sytuacji. Zostali zamknięci w podziemnej komancie, ale jak mawiał ojciec Thoriusa:
- Nie ma takich podziemnych komnat z których doświadczony krasnolud nie znalazłby wyjścia
Pokrzepiony tą myślą zaczął rozglądać się po sali.
Guun w tym czasie schylił się po jeden z wisiorów, który przypominał mu Talizman. On także zaczął krążyć po komancie, rozglądając się po kątach.
Wtem nagle Grumil wrzasnął:
- A tyś co za jeden?!
Guun i Thorius podeszli do krasnoluda i ujrzeli małą postać przykutą do złotego tronu, ciężkim żelaznym łańcuchem.

Mały, sięgający krasnoludom do kolan, zielony stwór o niezbyt przyjemnej fizjonomii. O dużych szpiczastych uszach i długim zakrzywionym nosie. Ubrany w lnianą koszulę i kolorowy kubrak.
- Jam jest Neuris. Strażnik tych fałszywych skarbów.
- Jak to fałszywych - krzyknął oburzony Grumil - To wszystko to...
- Tak, to tombak - skrzat uśmiechnął się złośliwie - daliście się nabrać jak wielu przed wami.
- A gdzie oni są? - zapytał dociekliwy badacz.
W odpowiedzi Neuris pogłaskał się tylko po bruchu, ale widząc że Thorius zaciska mocniej dłonie na rękojeści topora, dodał:
-... ale dopiero po tym jak umarli. Ja ich nie skrzywdziłem. A powiedzcie sami, co świeże mięso miało się zmarnować...
Grumil splunął tuż pod nogi skrzata i rzekł ze wstępem:
- Obrzydliwość! Wstrętny kanibal. Dajcie mi się z nim rozprawić. Jeżeli mam już tu zdechnąć, to nie pozwolę by jakiś karzeł - tu spojrzał na Guuna, pokazując mu że są jeszcze niżsi od krasnoludów - zajadał się moim ciałem.
- Spokojnie Grumil - rzekł Guun - Powiedz nam Neurisie, jest jakieś wyjście z tej komnaty.
- Cóż skoro nie możecie się teleportować jak wasz oślizgły towarzysz to pozostaje wam tylko komin wentylacyjny - skrzat wskazał niewielki otwór przy samym suficie.
Krasnoludy uśmiechnęły się jak na komendę.
- Tatuś jak zawsze miał rację - rzekł z dumą Thorius - Nie ma podziemi z których doświadczony krasnolud nieznalazłby wyjścia.
Brodaci wojownicy zaśmiali się rubasznie.
- Święte słowa, święte słowa - dodał Grumil - Sława twego ojca Thoriusie.
- Sława! - wrzasnął brodacza.
Guun w tym czasie nachylił się nad skrzatem i zapytał go szeptem:
- A wiesz dokąd teleportował się tamten stwór?
- No cóż... - Neuris podrapał się po głowie - Może i wiem, ale to będzie kosztować...
- Czego rządasz?
- Wystarczy, że mnie uwolnicie...
- Co?!! - krzyknął Grumil - Nie gadaj już z tym trupożercą. Zostawiamy śmierdzącego pokurcza i wynosimy się stąd.
Thorius i Guun spojrzeli po sobie, a potem na Grumila.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline