Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-08-2009, 10:29   #91
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
- A tak to. Połasiłem się na Talizman i proszę co mnie za to spotkało. Przeklęta wiedźma zamieniła mnie w ropuchę.
- Wiedźma…? Talizman…? Nie mów, że ta starucha…
- Tak. Wicca ma talizman.

O cholera!, pomyślał Ryan, ona ma talizman! Jeśli tylko udałoby mi się go zdobyć…
- A po co ty tu łazisz? – spytała nagle ropucha.
- Wiedź… Wicca wysłała mnie po ropusze języki na miksturę. Ma przywrócić mojej Floriannie mowę w zamian za dżina…
- OSZALAŁEŚ?!
– ropucha aż wyskoczyła elfowi z rąk – Ma być jeszcze potężniejsza? Zapanuje nad światem jak nic! Nie możesz tego zrobić. Spójrz na mnie, co może uczynić teraz. Niby miałem jej przynieść kwiat paproci, phi! Gdy tylko go znalazłem, pojawiła się nie wiadomo skąd, zabrała roślinę, a mnie o! – obrócił się, ukazując całą swoją niezbyt imponującą postać -Czym się stanie, gdy dasz jej lampę?! – ropucha rechotała w niebogłosy.
- Spokojnie, mam plan. – rzekł uspokajająco elf – i tak Gloria nie może jej oddać dżina, jest jej sługą na następne siedem lat. A gdy tylko odzyska mowę, będzie mogła mu rozkazać, by nas chronił. – płaz ciągle nie wydawał się przekonany.
- Ale nie utniesz mi języka? – spytał podejrzliwie.
- Nie. - zaśmiał się RyaniMam o wiele lepszy pomysł…

***
Wkrótce złapał następną ropuchę i, wpakowawszy płaza, który okazał się mieć na imię Kael, do torby, a języki ropuchy do kieszeni, ruszył w drogę powrotną…
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.

Ostatnio edytowane przez Raphael : 01-08-2009 o 10:34.
Raphael jest offline  
Stary 01-08-2009, 18:43   #92
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- O cholera! - przeklnął Grumil - Jest ten maszkaron. Co robimy?
- Czekamy - rozkazał Guun, tonem nieznoszącym sprzeciwu. W przeciwieństwie do krasnoludów wiedział, że stwór nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowany ich obecnością. Jego poczynaniami kierowało coś innego, niż chęć zniszczenia intruzów, którzy wtargnęli do krypty.

- Katepszu anaan latir nebeus ged. Ged! GED! - wykrzyknęła bestia, rozrzucając ręce na boki. Po krypcie przetoczył się przytłumiony grzmot. Zaraz potem błysło światło. Jego intensywność zaskoczyła Guuna i krasnoludów. Zasłonili na chwilę oczy. Gdy je otworzyli otoczenie ołtarza się zmieniło. Mackowatego stwora nie było. Zielone światło zmieniło się. Teraz było zdecydowanie jaśniejsze. W jego blasku trzej poszukiwacze w końcu dotrzegli gdzie zawędrowali.

Znajdowali się w obszernej prostokątnej komnacie. Tak jak w pozostałych pomieszczeniach ściany pokryte były płaskorzeźbami i hieroglifami. Pod ścianami stały niskie kamienne ławki, na których stało mnóstwo pojemników. Jedne były w kształcie zakorkowanych flakonów, prawdopodobnie z jakimś płynem. Inne, okrągłe i owalne misy wypełnioen były zasuszonymi i spleśniałymi resztkami pokarmów.

Zwyczaje pogrzebowe tutejszych ludzi przypominają mi moich rodaków, rusanamani - pomyślał Guun. - Tylko na większą skalę. Moim przodkom wystarczy jama w ziemi i jedna tacka suszonego mięsa. Nie pogardzi też dzbanem wina... A tutaj, proszę. Uczta na dwadzieścia osób. Chyba że zmarły zabiera w podróż swą rodzinę i sługi...

Przed ołtarzem nie było stwora. Zamiast tego Guun dostrzegł dwoje drzwi, które pojawiły się po obu stronach podwyższenia. Kamienne drzwi były otwarte i zarówno, do tych z lewej jak i z prawej strony prowadził śluzowaty ślad, poszostawiony przez potwora.

- No to co robimy? - zwrócił się Guun do towarzyszących mu krasnoludów.
- Idziemy za nim - zapalczywie odparł Grumil, wymachując trzymanym w ręku toporem.
- Tak właśnie myślałem - mruknął badacz. - Tylko wybierzcie drzwi, którymi pójdziemy. Ja nie mam za bardzo doświadczenia w takich sprawach...
- W prawo - orzekł Grumil.
- W lewo - równocześnie powiedział Thorius.
- A więc wyglada na to, że mój głos zadecyduje - Guun przyglądął się obu przejściom. Wyglądały identycznie. - W pra... lewo! Idziemy w lewo.
- A co skłoniło Cię do lewych drzwi? - spytał Thorius.
- Jak by to powiedzieć. Przeczucie - szczerze odpowiedział Guun. - Chodźmy. Ale Wy przodem. Ja nie mam broni...

Zurro, dzięki Ci za tych dwóch! - Guun wzniósł oczy ku górze, w geście podziękowania. - Co ja bym tutaj sam zrobił? Bezbronny, bez możliwości ucieczki. A te dwa krasnoludy wyglądają na dobrych wojowników. Bez trudu powinni sobie poradzić z mackowym potworem. Te topory...

Weszli do korytarza przez drzwi usytuowane na lewo od ołtarza z zielonym ogniem. Korytarz był krótki, miał nie więcej jak dziesięć metrów długości. Podłoga na całej długości pokryta była zielonkawym, cuchnącym śluzem pozostawionym przez potwora. Korytarz kończył się kamiennymi drzwiami, które teraz były uchylone. Guun i dwóch krasnoludów ostrożnie weszli do środka. To co zobaczyli w świetle kaganka niesionego przez badacza, odebrało im dech.



Krypta cała wypełniona była złotem. W stosach złożone były niezliczone złote sztabki, na których wybite były hieroglificzne symbole. Na ziemi leżało mnóstwo złotych monet. Obok nich całe złocone sprzęty domowe. Krzesła, stoły, ławy. W rogu komnaty ustawiono rydwan. Cały ze złota, wysadzany drogimi kamieniami. Wszędzie na podłodze, rzucone w nieładzie leżały złote naczynia: flakony, dzbany i kielichy. Obok nich sznury pereł, złote naszyjniki i bransolety.

Krasnoludy stały w szoku, z rozdziawionymi ustami i błyskiem w oczach. Guun powoli wszedł do wnętrza i podniósł z ziemi naszyjnik, który swoim kształtem skojarzył mu się z Talizmanem.

W tym momencie, z głośnym hukiem drzwi zamknęły się. Wszyscy trzej podskoczyli przestraszeni.
 
xeper jest offline  
Stary 02-08-2009, 13:42   #93
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- O cholera! - przeklnął Grumil - Jest ten maszkaron. Co robimy?
- Czekamy - rozkazał Guun. W jego tonie słychać było coś, co kazało krasnoludom podporządkować się jego rozkazowi.

- Katepszu anaan latir nebeus ged. Ged! GED! - bestia krzyczała coraz donioślejszym głosem, wymachując rękoma i mackami, rozwalając jednocześnie trochę śluzu dookoła. Po krypcie przetoczył się przytłumiony grzmot a zaraz potem - zabłysło olśniewające światło, nie mające porównania z niczym innym, które do tej pory widział Thorius. A widział już wiele...

Jego intensywność zaskoczyła Guuna i krasnoludów. Zasłonili na chwilę oczy. Krasnoludów nie zdziwił fakt, że światło wokoło nadal było intensywne - ba, nawet przybierała na swej mocy - ani że potwór zniknął. Gdyby nie śluzowaty ślad na ziemi można by stwierdzić, że wcale go tu nie było. Światło, emanując silnie, dało im bardziej dokładne informacje o ich położeniu.

Znajdowali się w obszernej prostokątnej komnacie. Tak jak w pozostałych pomieszczeniach ściany pokryte były płaskorzeźbami i hieroglifami. Pod ścianami stały niskie kamienne ławki, na których stało mnóstwo pojemników. Misy na owoce i warzywa. Talerze i półmiski z ułożonymi resztkami jedzenia. Flakony, z alkoholem, z lekami, z wodą, z... krasnolud sam nie wiedział, co mogło być tam jeszcze.

- Musi tu leżeć bardzo ważna osoba, skoro zostawili tutaj tego aż tyle.
- powiedział na głos, bardziej do siebie niż do towarzyszy Thorius

Za kamiennym ołtarzem pojawiły się dwie pary drzwi. Obydwa wejścia były otwarte i zarówno do tych z lewej jak i z prawej strony prowadził śluzowaty ślad, pozostawiony przez znanego im potwora. Wejścia wyglądały identycznie.

- No to co robimy? - zwrócił się Guun do towarzyszących mu krasnoludów.
- Idziemy za nim - zapalczywie odparł Grumil, wymachując trzymanym w ręku toporem.
- Tak właśnie myślałem - mruknął badacz. - Tylko wybierzcie drzwi, którymi pójdziemy. Ja nie mam za bardzo doświadczenia w takich sprawach...
- W prawo - orzekł Grumil.
- W lewo - równocześnie powiedział Thorius.
- A więc wygląda na to, że mój głos zadecyduje - Guun przyglądał się obu przejściom. Wyglądały identycznie. - W pra... lewo! Idziemy w lewo.
- A co skłoniło Cię do lewych drzwi? - spytał Thorius.
- Jak by to powiedzieć. Przeczucie - szczerze odpowiedział Guun. - Chodźmy. Ale Wy przodem. Ja nie mam broni...


Weszli do korytarza przez drzwi usytuowane na lewo od ołtarza z zielonym ogniem. Korytarz był krótki, miał nie więcej jak dziesięć metrów długości. W wąskim korytarzu zapach śluzu z podłogi tylko się nasilił. Thorius szedł z wizją zobaczenia swojego obiadu w niedalekiej przyszłości. Mimo krótkiej wędrówki obrzydzenie i zniesmaczenie wprost tryskało z jego lekko zielonkawej twarzy. Korytarz kończył się kamiennymi drzwiami, które teraz były uchylone.

Guun i dwóch krasnoludów ostrożnie weszli do środka. Dziękując za świeższe powietrze, zrobili kilka kroków w pomieszczeniu. To co zobaczyli w świetle kaganka niesionego przez badacza, odebrało im dech.
Krypta cała wypełniona była złotem. W stosach złożone były niezliczone złote sztabki. Na ziemi leżało mnóstwo złotych monet. Obok nich całe złocone sprzęty domowe. Krzesła, stoły, ławy. W rogu komnaty ustawiono rydwan. Cały ze złota, wysadzany drogimi kamieniami. Wszędzie na podłodze, rzucone w nieładzie leżały złote naczynia: flakony, dzbany i kielichy. Obok nich sznury pereł, złote naszyjniki i bransolety.

Krasnoludy stały w szoku, z rozdziawionymi ustami i błyskiem w oczach. Grumil zaczął łapczywie zagarniać monety, ale powstrzymany przez Thoriusa wziął ich tylko kilka. Nadmierne obciążenie nie byłoby mile widziane przy spotkaniu z potworem. Albo rodziną właściciela grobowca.
Thorius schylił się, i wziął z kopca w rogu jedną monetę. Wsadził ją do kieszeni spodni.
- Kto wie, może przyda się później. - przeleciało mu przez myśl. Może to będzie kolacja,albo nocleg. A może i cena za informację o Koronie..

Thorius obracał kolejną monetą w dłoni, przyglądając się kunsztowi jej wykonania. Oczy jego towarzysza latały od jednego sprzętu do drugiego. A badacz? Wziął coś z ziemi, i także się rozglądał.
W tym samym momencie, z głośnym hukiem drzwi zamknęły się. Wszyscy trzej podskoczyli przestraszeni.
Thorius upuścił monetę na kopczyk. W chwilę podskoczył do drzwi i zaczął szarpać za uchwyt. Bez skutku. Powoli, jak to ma miejsce w scenach grozy, odwrócił się.
- Zamknięte.
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 03-08-2009, 22:33   #94
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Gun'Ryan
Elf zaopatrzywszy się w poszukiwane ingrediencję ruszył w powrotną drogę.
Dla zabicia czasu Ryani rozmawiał z zaklętym ropuchem, który nadal był nieufny.
- Jak mogłeś opuścić tak piękną kobietę? - dopytywał się.
- Cóż... - zaczął elf - Bez pomocy wiedźmy nie odzyska ona mowy, a bez tego dżin będzie tylko nie użytecznym duchem.
- Wiesz dziwny jesteś - ropuch próbował zmusić swój pysk do okazania mimiką zdziwienie, ale nie zbyt dobrze mu to wychodziło - Ja na twoim miejscu zostawiłbym wiedźmie tą lampą i uciekał z tą ślicznotką jak najdalej.
- Tak też zamierzam. Planujemy razem odnaleźć Koronę Władzy.
- Nie! - zarechotał ropuch - Zapomnij ta legenda to złuda. Te trzy miesiące w tych ohydnym ciele uświadomiły mi, że są rzeczy ważniejsze niż jakieś urojone skarby.
- Mi się uda i wtedy zobaczysz - odpowiedział pewny siebie Ryani.
Pogoda im dopisywała i wędrówka nie była trudna. Elf narzucił sobie duże tempo marszu i popołudniu drugiego dnia wszedł na wzgórze z którego widział już do wiedźmy.
To co zobaczył bardzo go zdziwiło i zaniepokoiło. Chatkę wiedźmy otaczał duży oddział zbrojnych. Elf dojrzał, że na jednym z koni leży przerzucona przez bok Glorianna. Wicca natomiast klękał u stóp jednego z wojowników. Błagała go prawdopodobnie o to, by nie spalili jej chaty. Jej prośby na nic się zdały. Przywódca gestem ręki rozkazał swoim ludziom, by puścili chałupę z dymem.

Wiedźma zaczęła głośno lamentować i rwać ostatnie włosy z głowy. Wojownik obalił kopniakiem na ziemię.
Ryani w nagłym przypływie bohaterstwa wyciągnął miecz:
- Muszę ratować Gloriannę!
- Uspokój się herosie! - zarządał ropuch - Zobacz jest ich ze trzydziestu. Sam nie dasz im rady, a ja niewiele ci pomogę.
- To niby co mam patrzeć spokojnie jak ja krzywdzą.
- Narazie to się jej nic jeszcze na szczęście nie stało. To są ludzi hegemona Crothara. To taki tutejszy watażka. Wydaje mu się, że rządzi tymi równinami. Głupi i prosty to człowiek, ale bardzo zły, mściwy i niebezpieczny. On też poszukuje Korony. Pewnie zabiorą ją do niego.
- Wiesz gdzie on jest?
- Wiem, to kilka godzin drogi stąd.
Wojownicy wsiadali właśnie na konie. Po rozkazie przywódcy grupa ruszyła w drogę.
- Musimy iść za nimi - rozkazał elf.

Dzięki wskazówkom ropucha i pozostawionym śladom, odnalezienie siedziby hegemona nie była trudna. Było to niewielki gród warowny, otoczony wysoką palisadą. Wewnętrz kilka budynków i jeden wyróżniający się pośród reszty pałacyk.

Ryani i ropuch obserwowali jak grupa wojowników wjeżdża przez główną bramę, która zaraz po tym została ponownie zamknięta.
Elf bacznie obserwował ruchy za palisadą. Przywódca grupy zrzucił Gloriannę z konia i ciągnąc za włosy zaprowadził do niewielkiego budynku, który najwyraźniej pełnił rolę więzienia. Sam wrócił do konia, wygrzebał coś z juków i ruszył w stronę pałacyku.
- Teraz nic nie zrobimy - głośno myślał Ryani - Uwolnimy ją wieczorem.


Guun i Thorius
Trójka poszukiwaczy stała lekko oszołomiona widokiem podziemnego skarbca.
Grumil najbardziej ogarnięty chciwością zaczął zgarniać monety i biżuterię do kieszeni. Thorius powstrzymał go jednak, bardziej niż towarzysz rozumiał grozę sytuacji. Zostali zamknięci w podziemnej komancie, ale jak mawiał ojciec Thoriusa:
- Nie ma takich podziemnych komnat z których doświadczony krasnolud nie znalazłby wyjścia
Pokrzepiony tą myślą zaczął rozglądać się po sali.
Guun w tym czasie schylił się po jeden z wisiorów, który przypominał mu Talizman. On także zaczął krążyć po komancie, rozglądając się po kątach.
Wtem nagle Grumil wrzasnął:
- A tyś co za jeden?!
Guun i Thorius podeszli do krasnoluda i ujrzeli małą postać przykutą do złotego tronu, ciężkim żelaznym łańcuchem.

Mały, sięgający krasnoludom do kolan, zielony stwór o niezbyt przyjemnej fizjonomii. O dużych szpiczastych uszach i długim zakrzywionym nosie. Ubrany w lnianą koszulę i kolorowy kubrak.
- Jam jest Neuris. Strażnik tych fałszywych skarbów.
- Jak to fałszywych - krzyknął oburzony Grumil - To wszystko to...
- Tak, to tombak - skrzat uśmiechnął się złośliwie - daliście się nabrać jak wielu przed wami.
- A gdzie oni są? - zapytał dociekliwy badacz.
W odpowiedzi Neuris pogłaskał się tylko po bruchu, ale widząc że Thorius zaciska mocniej dłonie na rękojeści topora, dodał:
-... ale dopiero po tym jak umarli. Ja ich nie skrzywdziłem. A powiedzcie sami, co świeże mięso miało się zmarnować...
Grumil splunął tuż pod nogi skrzata i rzekł ze wstępem:
- Obrzydliwość! Wstrętny kanibal. Dajcie mi się z nim rozprawić. Jeżeli mam już tu zdechnąć, to nie pozwolę by jakiś karzeł - tu spojrzał na Guuna, pokazując mu że są jeszcze niżsi od krasnoludów - zajadał się moim ciałem.
- Spokojnie Grumil - rzekł Guun - Powiedz nam Neurisie, jest jakieś wyjście z tej komnaty.
- Cóż skoro nie możecie się teleportować jak wasz oślizgły towarzysz to pozostaje wam tylko komin wentylacyjny - skrzat wskazał niewielki otwór przy samym suficie.
Krasnoludy uśmiechnęły się jak na komendę.
- Tatuś jak zawsze miał rację - rzekł z dumą Thorius - Nie ma podziemi z których doświadczony krasnolud nieznalazłby wyjścia.
Brodaci wojownicy zaśmiali się rubasznie.
- Święte słowa, święte słowa - dodał Grumil - Sława twego ojca Thoriusie.
- Sława! - wrzasnął brodacza.
Guun w tym czasie nachylił się nad skrzatem i zapytał go szeptem:
- A wiesz dokąd teleportował się tamten stwór?
- No cóż... - Neuris podrapał się po głowie - Może i wiem, ale to będzie kosztować...
- Czego rządasz?
- Wystarczy, że mnie uwolnicie...
- Co?!! - krzyknął Grumil - Nie gadaj już z tym trupożercą. Zostawiamy śmierdzącego pokurcza i wynosimy się stąd.
Thorius i Guun spojrzeli po sobie, a potem na Grumila.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
Stary 03-08-2009, 23:03   #95
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Elrix zawahał się widząc jak jeden z obrzydliwych stworów rzuca się w pogoń za uciekinierką. Dobył miecza i spojrzał badawczo na drugie monstrum, ale upiorna postać nie wykonywała żadnych agresywnych ruchów i przyglądała mu się przechyliwszy lekko głowę. Słysząc zgrzyt pazurów na nagrobkach z kierunku gdzie zniknęła Laura, odwrócił się na pięcie i ruszył w pogoń.
Wciąż spanikowana, aktorka próbowała wydostać się z pustego grobu do którego wpadła podczas swej karkołomnej próby ucieczki. Głową sięgała niemal do poziomu gruntu, ale wyschnięte ściany nie dawały niestety żadnego oparcia i raz po raz osuwała się z powrotem na dno. Stojący nad mogiłą trupożerca rechotał obserwując jej daremne próby, ale na odgłos kroków odwrócił się sycząc wściekle.
- Nie wyglądasz mi na bohatera - dobiegł głos bardziej elokwentnego z morderczej dwójki. Smokowiec rzucił okiem za siebie, ale tamten stał w pewnym oddaleniu oparty swobodnie o nagrobek. Oba stwory zaśmiały się swoimi strasznymi głosami, zmuszając Laurę do zakrycia uszu.
- Wepchnę ci ten diabelski chichot z powrotem do gardła - zgrzytnął zębami jaszczur.
Stojący na skraju grobu potwór zabełkotał straszliwie, najwyraźniej zbyt podniecony zbliżającą się chwilą mordu aby silić się na poprawną wymowę. Jego pobratymcowi najwyraźniej to nie przeszkadzało.
- Masz rację Naltnash, trzeba ich zabić i zabrać świecidełko, na nic się nam nie przyda ktoś taki jak on.
Nazwany po imieniu stwór nie tracił czasu. Sprężył się w sobie i skoczył na śmiałka z zadziwiającą jak na chodzące zwłoki zwinnością. Atak o włos chybił celu i upiór wylądował ciężko, ale zaraz podniósł się i zaczął zbliżać ponownie klucząc między grobami. Czerwone ślepia wodziły za czubkiem miecza którym jaszczroczłek kreślił w powietrzu powolne ósemki. Zaśliniona paszcza rozwarła się, ponownie uwalniając przyprawiający o mdłości odór i straszliwy wrzask, ale tym razem jego przeciwnik był na to przygotowany i zamiast skulić się ze strachu zaatakował. Cios przeorał straszny pysk rozdzierając suchą skórę i zmusił upiora do cofnięcia się.
- Pociesz się - rzucił niemal wesoło wojownik - brzydszy już być nie mogłeś! Wiedząc iż lada chwila do walki włączy się drugi przeciwnik, Elrix zaryzykował kolejne cięcie. Mimo iż w powietrze pofrunęły kolejne strzępy pergaminowej skóry, cios nie odniósł zamierzonego skutku wystawiając go na kontratak. Obaj zdawali sobie sprawę że nie miał szans się zasłonić gdy potwór zamierzył się na niego pazurami. Straszna twarz już wykrzywiała się w triumfalnym grymasie, gdy nagle rozległ się suchy stuk zderzających się kości. To Laura wyrżnęła bestię w kolano zaimprowizowaną z ludzkiej kości udowej maczugą, po czym z piskiem spadła z powrotem na dno. Korzeń który chwyciła aby dosięgnąć wroga zerwał się pod jej ciężarem i pogrzebał nadzieje na szybkie wydostanie się z pułapki.
Naltnash padł na kolana gdy cios pozbawił go równowagi i posłał aktorce mordercze spojrzenie, momentalnie jednak chwycił pobliski kamień nagrobny aby pomóc sobie wstać, po czym zamarł. Cios spadł z taką siłą iż wydawało się że miecz nie napotyka żadnego oporu przecinając jego ciało. Przez chwilę jeszcze trwali tak, mierząc się wzrokiem aż stwór osunął się powoli do otwartego grobu.
W tej samej chwili z dołu dobiegł krzyk Laury na którą zwaliło się truchło jej niedoszłego mordercy.
- AAAAARrRGHHh!! To obrzydliwe! Zdejmij go ze mnie!
- Zaraz, najpierw pogadamy sobie z jego kolegą.
Elrix był zaskoczony, drugi stwór nie dość iż nie próbował podejść go przez cały czas trwania pojedynku, to nadal stał w tym samym miejscu z wyrazem obrzydliwego samozadowolenia na zdeformowanej twarzy.
- Szkoda, biedny Naltnash byłby taki użyteczny w dalszej drodze - westchnął jakby mówił do siebie - Poszukiwaliśmy talizmanu od dłuższego czasu i oto jest, na szyi tej dziewczyny. - spojrzał na smokowca jakby dopiero teraz go zauważył - Zdajesz sobie sprawę że razem ze mną masz dużo większe szanse dotarcia tam niż z nią, prawda? Ja na przykład potrafię o siebie zadbać.
- Niby czemu miałbym ci zaufać? Zarżnąłbyś mnie we śnie przy pierwszej okazji. No i nie dałeś szczególnego popisu lojalności w jego przypadku - wskazał mieczem zwłoki.
Upiór wzruszył kościstymi ramionami.
- Uzupełniałbyś pewne moje... braki, a on? No cóż, miał swoje ograniczenia, a ty wydajesz się być dużo bardziej... wszechstronny. Poza tym, obaj wiemy że taki sojusz jest tymczasowy - przerwał uśmiechając się wrednie - w końcu posiadacz korony władzy może być tylko jeden.
Smokowiec czuł na sobie nie tylko wzrok stwora przed sobą, ale także Laury. Słyszał jej przyśpieszony oddech kiedy w napięciu oczekiwała na jego odpowiedź. Pewnie zdawała sobie sprawę że od tego co zadecyduje zależało jej życie, ale miał bardziej palący problem. Pierwszy potwór był bardzo prostolinijny, po prostu bestia z resztkami świadomości, za to ten mógł stanowić większe zagrożenie. Trzymał się na dystans i zachowywał niesamowicie zimną krew mimo okoliczności - niewątpliwie czarownik.
- Decyduj się! - warknął upiór który najwidoczniej zaczął coś przeczuwać.
- Zdenerwowany? - zapytał drwiąco Elrix - może miałbyś więcej argumentów gdybyś nie poświęcił tak lekkomyślnie partnera? - obchodził powoli stwora wypatrując najłatwiejszej drogi do ataku. Nie zależnie jednak czy posługując się magią, czy intuicją poczwara odgadła jego zamiary.
- Wygląda na to że będę podróżował sam! - wrzasnął wymachując chudymi ramionami i koncentrując się na przeciwniku, który widząc że podstęp upadł rzucił się na niego biegiem.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
Stary 04-08-2009, 00:01   #96
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
No to pięknie - pomyślał Guun, gdy ochłonął już po szoku wywołanym ogromem złota w krypcie i przestrachu spowodowanym gwałtownym zamknięciem się drzwi. - Jesteśmy obrzydliwie wręcz bogaci. Ale na co nam całe bogactwo tego świata skoro jesteśmy martwi. Z tej komanty nie ma innego wyjścia poza tym, które właśnie się zamknęło, I to na dobre...

- A tyś co za jeden? - z rozmyślań nad marnością życia w obliczu bogactwa wyrwał Guuna okrzyk jednego z krasnoludów. Grumil stał obok złotego tronu i z uwagą przypatrywał się małej istocie przykutej do niego złotym łańcuchem. Guun podszedł i również przyglądnął się stworzeniu.
Było małe, miało nie więcej jak stopę wzrostu. Krasnoludom sięgało zaledwie do kolan. Jego skóra była zielona, o niezdrowym odcieniu i cała pomarszczona. Istota miała dużą okrągłą głowę, z której wyrastały spiczaste uszy i wielki, haczykowaty nochal. W przeciwieństwie do nich, oczy stworzenia były malutkie i głęboko osadzone, przez co niemal niewidoczne. Stworzenie ubrane było w lnianą, pełną brunatnych plam koszulę i kolorowy, ale wytarty i zniszczony kubrak.

- Jam jest Neuris. Strażnik tych fałszywych skarbów... - przedstawiła się istota.

Z dalszej rozmowy przeprowadzonej między Neurisem a krasnoludami wynikało, że do komanty ze skarbami trafiło wcześniej wielu śmiałków, ale zostali oni pożarci przez niepozornego strażnika. Istniało jednak stąd inne wyjście niż przewód pokarmowy karła, a prowadziło przez komin wentylacyjny umieszczony w suficie.

- A wiesz dokąd teleportował się stwór? - zapytał Neurisa badacz, podczas gdy krasnoludy zajęte były wydawaniem okrzyków sławiących ich przodków.
- No cóż... - Neuris podrapał się po głowie - Może i wiem, ale to będzie kosztować...
- Czego rządasz? - spytał Guun.
- Wystarczy, że mnie uwolnicie...
- Co?!! - krzyknął Grumil - Nie gadaj już z tym trupożercą. Zostawiamy śmierdzącego pokurcza i wynosimy się stąd.
Thorius i Guun spojrzeli po sobie, a potem na Grumila.

- Spokojnie - powiedział do niego Guun. - Nie denerwuj się. Przecież on Cię nie zje. Wskazał nam drogę ucieczki z tego fałszywego, jak twierdzi, skarbca więc nie mamy się czego obawiać. Nie jest wrogo nastawiony. Prawda, Neurisie?

- Oczywiście, że nie jestem. Gdybyście tu siedzieli tyle co ja, też byście korzystali z okazji żeby coś zjeść - karłowi zaświeciły się oczka, a ostre niczym igiełki zęby błysnęły między wargami. - Uwolnijcie mnie, proszę.

Gra chyba warta świeczki. Przecież ten karzełek nie może być groźny. A poza tym krasnoludy mają topory i w razie czego rozprawią się z nim bez problemu. Informacja gdzie jest potwór jest istotna. bardzo istotna. On ma Talizman, a powinienem mieć go ja. W związku z czym zaryzykuję...

- Nie uwalniaj go, człowieku. Przecież nie przykuto go tutaj, ot tak, dla zabawy - powiedział Grumil.
- Spokojnie, Grumilu. Jak coś się stanie, biorę to na siebie. A poza tym jesteś wojownikiem. Masz topór. Wiesz jak go używać. Czyż nie? A on jest mały, nawet dla Ciebie. Więc nie rób problemu. Jakby coś to go ciachniesz i po sprawie.
- Ale... - chciał jeszcze oponować krasnolud.
- Żadnych ale. Uwalniamy go! - zdecydowanie powiedział Guun. Jednak bojaźliwie spojrzał na topór trzymany przez Grumila.

- Dobra. Uwolnię Cię a Ty powiesz mi gdzie jest mackowy potwór - powiedział Guun do Neurisa. - Thorius, mógłbyś mi pożyczyć swój topór?
Guun bronią, którą podał mu krasnolud rozciął łańcuch, którym strażnik przykuty był do złotego tronu.
- Jesteś wolny. Ja wywiązałem się z umowy. Teraz mów, gdzie teleportował się potwór?
- Jest w komnacie grobowej faraona Semercheta. Możecie tam dojść tunelami wentylacyjnymi, ale odradzam Wam. ten potwór to niebezpieczne stworzenie, nie to co ja - uśmiechnął się odsłaniając ostre ząbki. - Może nie wygląda na takiego, ale jest szybki i silny. I ma tylko jeden cel. Koronę Władzy! Teraz, kiedy został obudzony, gdyż gwiazdy ułożyły się w porządku, nie spocznie póki jej nie zdobędzie. Dobrze Wam radzę, nie idzcie do komnaty grobowej. Uciekajcie póki możecie!

A więc i on szuka Korony Władzy! Nie mogę dopuścić do tego aby takie coś ją miało. Korona będzie moja! Idę do grobowca. Tylko jak zachęcić krasnoludów żeby mi pomogli?

- A więc widzisz Grumilu. Neuris nic nam nie zrobił, a do tego wskazał drogę do potwora. To jak? Idziemy? Chyba nie pozwolicie takiemu zwyrodnialstwu łazić po świecie, co? A poza tym powinieneś chyba wyrównać z nim rachunki...
 
xeper jest offline  
Stary 04-08-2009, 15:10   #97
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Wizja zgnicia wśród skarbów jakoś nie była mile widziana. Thorius zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, lecz jego wzrok ogarniał tylko złocisty blask emanujący w komnacie.
- A tyś co za jeden?! - głos autentycznie zdziwionego Grumila odbił się echem po zamkniętej przestrzeni. W chwilę wraz z Guunem stali przy nim. Wzrok brodacza był skierowany w kierunku jego stóp, tam więc powędrował i wzrok jego towarzyszy. Zauważyli małą, zielonkawą postać przykutą do złotego tronu, ciężkim żelaznym łańcuchem.

Mały, bo zaledwie sięgający Thoriusowi do kolan stwór, o niezbyt przyjemnej aparycji i fizjonomii. Szpiczaste szpony, znoszony kubrak i lniane spodnie świadczyły, że jest tu już dość długo gościem.
- Jam jest Neuris. Strażnik tych fałszywych skarbów.
- Jak to fałszywych
- krzyknął oburzony Grumil - To wszystko to...
- Tak, to tombak -
skrzat uśmiechnął się złośliwie - daliście się nabrać jak wielu przed wami.
- A gdzie oni są?
- zapytał Guun.
W odpowiedzi Neuris pogłaskał się tylko po brzuchu. Thorius zaczął zaciskać już mocniej ręce na rękojeści topora. Skrzat chyba to zauważył, bo lekko przestraszony zaraz się poprawił.
-... ale dopiero po tym jak umarli. Ja ich nie skrzywdziłem. A powiedzcie sami, co świeże mięso miało się zmarnować...

Grumil splunął tuż pod nogi skrzata i rzekł ze wstępem:
- Obrzydliwość! Wstrętny kanibal. Dajcie mi się z nim rozprawić. Jeżeli mam już tu zdechnąć, to nie pozwolę by jakiś karzeł zajadał się moim ciałem
- Spokojnie Grumil - rzekł Guun - Powiedz nam Neurisie, jest jakieś wyjście z tej komnaty?
- Cóż skoro nie możecie się teleportować jak wasz oślizgły towarzysz to pozostaje wam tylko komin wentylacyjny - skrzat wskazał niewielki otwór przy samym suficie.

Thorius dopiero teraz zwrócił uwagę na sufit komnaty. Wcześniej "interesowały" go tylko ściany i podłogę. Krasnoludy spojrzały na siebie i uśmiechnęły się jak na komendę.
- Tatuś jak zawsze miał rację - rzekł Thorius. W jego głosie słychać było dumę ze swojego ojczulka. - Nie ma podziemi z których doświadczony krasnolud nieznalazłby wyjścia.
Brodaci wojownicy zaśmiali się rubasznie.
- Święte słowa, święte słowa - dodał Grumil - Sława twego ojca Thoriusie.
- Sława! - wrzasnął brodacz.

Guun nachylił się do skrzata, szeptając z nim przez chwilę. Thorius ani Grumil nic nie słyszeli, pomimo panującej ciszy w pomieszczeniu.
- Wystarczy, że mnie uwolnicie... - doleciało do ich uszu zdanie skrzata, które specjalnie mocniej zaakcentował, podnosząc przy tym głos.
- Co?!! - krzyknął Grumil - Nie gadaj już z tym trupożercą. Zostawiamy śmierdzącego pokurcza i wynosimy się stąd.
Thorius i Guun spojrzeli po sobie, a potem na Grumila.

- Spokojnie - badacz zaczął uspokajać krasnoluda - Nie denerwuj się. Przecież on Cię nie zje. Wskazał nam drogę ucieczki z tego fałszywego, jak twierdzi, skarbca więc nie mamy się czego obawiać. Nie jest wrogo nastawiony. Prawda, Neurisie?
- Oczywiście, że nie jestem. Gdybyście tu siedzieli tyle co ja, też byście korzystali z okazji żeby coś zjeść - błysnęły kły, w oczach pojawiły się iskierki nadziei. - Uwolnijcie mnie, proszę.

Thorius
nie wiedział co poczynić. Pomimo mizernego wzrostu karzełek był nieźle "wyposażony". Do tego nikt bez powodu by go tu nie zamykał. Gdyby brodacz był sam, już dawno pozbyłby się tego małego problemu, równocześnie wydając na siebie wyrok.

- Nie uwalniaj go, człowieku. Przecież nie przykuto go tutaj, ot tak, dla zabawy - powiedział Grumil, przerywając jednocześnie jego rozmyślania.
- Spokojnie, Grumilu. Jak coś się stanie, biorę to na siebie. - badacz był wyjątkowo pewny siebie - A poza tym jesteś wojownikiem. Masz topór. Wiesz jak go używać. Czyż nie? A on jest mały, nawet dla Ciebie. Więc nie rób problemu. Jakby coś to go ciachniesz i po sprawie.
- Ale... - chciał jeszcze oponować krasnolud.
- Żadnych ale. Uwalniamy go! - zdecydowanie powiedział Guun.

- Dobra. Uwolnię Cię a Ty powiesz mi gdzie jest mackowy potwór - powiedział Guun do Neurisa. - Thorius, mógłbyś mi pożyczyć swój topór?
Thorius podał mu swój topór. Był pod wrażeniem siły drzemiącej w - w jego mniemaniu - wątłym ciele. Nieporadnie trzymając topór, w końcu przeciął gruby łańcuch. Czas był po jego stronie, bowiem przerdzewiały metal puścił już przy pierwszym uderzeniu.
- Jesteś wolny. Ja wywiązałem się z umowy. Teraz mów, gdzie teleportował się potwór?
- Jest w komnacie grobowej faraona Semercheta. Możecie tam dojść tunelami wentylacyjnymi, ale odradzam Wam. ten potwór to niebezpieczne stworzenie, nie to co ja - uśmiechnął się odsłaniając ostre ząbki. - Może nie wygląda na takiego, ale jest szybki i silny. I ma tylko jeden cel. Koronę Władzy! Teraz, kiedy został obudzony, gdyż gwiazdy ułożyły się w porządku, nie spocznie póki jej nie zdobędzie. Dobrze Wam radzę, nie idźcie do komnaty grobowej. Uciekajcie póki możecie!

Wszyscy poruszyli się na sam wydźwięk słowa "Korona Władzy". Grumil wreszcie przestał wrogo się zachowywać w stosunku do Neurisa. krasnoludzi wymienili ukradkiem spojrzenia. Nie mieli pojęcia, czy badacz wie coś więcej o koronie niż oni. Ba, krasnolud podejrzewał nawet, że może on nic nie wiedzieć, a to byłaby idealna sposobność dla obydwu brodaczy.

- A więc widzisz Grumilu. Neuris nic nam nie zrobił, a do tego wskazał drogę do potwora. To jak? Idziemy? Chyba nie pozwolicie takiemu zwyrodnialstwu łazić po świecie, co? A poza tym powinieneś chyba wyrównać z nim rachunki...
- Słyszałem conieco o tej Koronie Władzy. - przerwał Grumil zwracając na siebie uwagę reszty osób w pomieszczeniu. Wcześniej wymienili się ukradkiem spojrzeniami z Thoriusem, więc obaj wiedzieli, że mają uważać na słowa odnośnie Korony - Czy możesz powiedzieć coś więcej na jej temat?
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 04-08-2009, 15:59   #98
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Elf bacznie obserwował ruchy za palisadą. Przywódca grupy zrzucił Gloriannę z konia i ciągnąc za włosy zaprowadził do niewielkiego budynku, który najwyraźniej pełnił rolę więzienia. Sam wrócił do konia, wygrzebał coś z juków i ruszył w stronę pałacyku.
- Teraz nic nie zrobimy - głośno myślał Ryani - Uwolnimy ją wieczorem.
Jak pomyślał, tak zrobił. Przeczekali z ropuchą do zmroku, kryjąc się w krzaczorach, które na szczęście gęsto zaścielały teren tak po jednej, jak i drugiej stronie rzeki. To dziwne – pomyślał – że nie czynią przedpola równym i łysym. Tak postępuje większość strategów. Pewnie za wiele im tu nie zagraża. W tym przekonaniu utwierdził go również widok strażników, którzy zaraz po nastaniu ciemności zaczęli zbiorowo drzemać. Widział to wszystko dzięki wyostrzonym elfim zmysłom, oczywiście.
Strażnicy widzieli zgoła gorzej, więc, nie robiąc najmniejszego hałasu, Ryani schował ropuchę do torby (nie żeby obyło się bez protestów) i ruszył w stronę wypatrzonego wcześniej brodu. Szuwary rosły tu bardzo bujnie, a ponadto ziemia bardzo się obniżała, więc mógł iść wyprostowany bez obaw, że ktoś go wypatrzy. Znalazłszy odpowiednie miejsce, złożył na ziemi tobół i począł się rozbierać. Po chwili, gdy został już tylko w przepasce, spiął włosy w sztywny, wygodny kok i zaczął się nacierać błotem. Nie minęło kilka minut, a stał postacią podobną do potwora z bagien raczej, niż do elfa. Do przepaski przypiął nóż w pochwie i zszedł do wody.
Świadom, że taka operacja zmyłaby całe błoto, nie zanurzał się bardziej, niż to konieczne. Na szczęście w najgłębszym miejscu bród miał niewiele ponad trzy stopy głębokości, więc po dostaniu się na drugi brzegu, uzupełnienie kamuflażu zajęło mu mikroskopijną ilość czasu.
Sunął jakiś czas tuż pod murem, kryjąc się za krzakami, aż dotarł do miejsca najbliższego więzieniu. Przybliżył się jeszcze do ściany i wymacał stopą zagłębienie między balami. Następnie, powoli i rozważnie zaczął się wspinać, cały czas przylegając maksymalnie do muru, by strażnik (jeśli jakimś cudem by nie spał) nie mógł go ujrzeć. Po chwili znalazł się tuż przy krawędzi umocnień. Ostrożnie zza niej wyjrzał.
Nieopodal leżał strażnik, obejmujący czule butelkę. Jego pierś unosiła się miarowo, a sumiaste wąsy furkotały, gdy chrapał. Ryani jednym susem znalazł się po drugiej stronie i począł schodzić drabiną, przystawioną nieopodal do muru. Gdy znalazł się na ziemi, przywarł do ściany i nasłuchiwał.
Cisza, zakłócana jedynie chrapaniem wartownika, umocniła jego poczucie bezpieczeństwa. Skulony podbiegł do domu, oddalonego od ściany kilkadziesiąt jardów i zaczął sunąć w jego cieniu. Po chwili dotarł do więzienia. Przy drzwiach nie było nikogo, najwyraźniej wierzyli w moc zasuwy zamykającej pomieszczenie z zewnątrz. Dziękując boginiom za tę okoliczność, Ryani otworzył cichutko zasuwę i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Nagle coś się na niego rzuciło, nieomal zwalając go z nóg.
Tym czymś okazała się Glorianna, która bynajmniej nie atakowała elfa, a jedynie uwiesiła mu się na szyi. Zdumiony, odwzajemnił uścisk, czując jednocześnie, jak cały pąsowieje.
Błogosławmy błoto – pomyślał. W końcu elfka odsunęła się od niego, dla odmiany zawstydzona. I ubłocona. Lecz ona zdawała się tego nie zauważać. Jej uta ułożyły się w nieme „dziękuję”.
- Nie ma za co. – szepnął radośnie elf. – Musimy się stąd wydostać. Chodź! – chwycił ją za rękę. Elfka chwyciła ją, choć z ociąganiem, którego powód elf miał poznać niebawem. Bez przeszkód dotarli na wał, ale kiedy przyszło do schodzenia z niego, elfka stanęła na krawędzi muru, nie chcąc się ruszyć.
- Co się stało? – szepnął jak najciszej elf, nie chciał bowiem mieć na karku pijanego strażnika. Elfka pokrótce wyjaśniła mu wszystko gestami. Musieli odzyskać lampę. – Ale gdzie ona jest? – wskazała jakiś budynek. Zaraz, to tam wchodził hegemon. – Zdecydowanie przeceniasz moje umiejętności, kochana. – „kochana” sprawiała wrażenie, jakby w razie czego sama poszła by chętnie po lampę. – No dobrze. Czekaj w krzakach pod murem.
Pomknął z powrotem, nie bacząc na Gloriannę. Powinienem żądać premii – pomyślał.
Przemykał miedzy budynkami niezauważony (mimo późnej pory i kilku libacji, ciągle niektórzy strażnicy pozostawali przytomni), aż w końcu dotarł do tego wskazanego przez elfkę.
Frontowych drzwi pilnowało dwóch strażników, zresztą próba wejścia przez nie była co najmniej szaleńczym pomysłem. Elf siląc się jak mógł, by pozostać niezauważonym, przebiegł zgarbiony wzdłuż ściany budynku, mijając kilka wielkich, zamkniętych okiennic. W końcu dotarł na tyły budynku, gdzie tkwiło drugie wejście do budynku. Pokusa była silna, ale Ryani postanowił nie używać też tych drzwi. Zamiast tego wpadł na, genialny jak mu się wówczas wydawało, pomysł: sprężył swoje całe ubłocone ciało do jednego szaleńczego skoku, który wyniósł go na wysokość, pozwalającą uczepić się krawędzi dachu. Modląc się, by nikt nie usłyszał hałasu, jaki wywołał swoim wyczynem akrobatycznym, podciągnął się i po chwili stał już niepewnie na strzesze.
Po jego lewej i prawej stronie miały swoje miejsce dwa okna, najwyraźniej nie zabezpieczone już tak pieczołowicie, jak te na dole. Oba były wypuszczone z dachu, jak baszty z murów.
Ene due like fake…
Gun podczołgał się do lewego okna i zajrzał do wnętrza pokoju…
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline  
Stary 04-08-2009, 22:35   #99
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Powietrze wokół niego zgęstniało, a w ustach poczuł metaliczny posmak krwi kiedy dosięgnął go mentalny atak upiornego czarownika. Lata nauki pod okiem tak potężnej istoty jak jego matka nauczyły go jak radzić sobie z takim zagrożeniem, ale doznanie i tak było dalekie od przyjemności. Nie było możliwości uniknięcia psychicznego uderzenia, ale wytrwał i odepchnął je z powrotem do wroga. Szkaradny stwór zachwiał się nie spodziewając się tak twardej obrony, a już na pewno nie kontrataku. Siła mentalnego ciosu odepchnęła go do tyłu i byłby upadł gdyby nie popękana ściana rodzinnego grobowca na którą się zatoczył.
Elrix zawsze uważał taki sposób walki za zdecydowanie mniej satysfakcjonujący niż bezpośrednie starcie, ale smoczyca nie pozwalała mu zaniedbywać treningów. Uważała to za samoograniczanie się.
Szum w uszach i zaburzenia wzroku ustąpiły na szczęście szybko i smokowiec zdołał przebyć większą część dystansu do szkarady nie zwalniając i unikając wywalenia się na resztkach grobowców.
Najwidoczniej mając już dość wrażeń jak na jeden wieczór, nieumarły stwór rzucił się do ucieczki. Biegł, klucząc między nagrobkami, czym zmuszał większego od siebie przeciwnika do większego wysiłku, wprawiając go tym w jeszcze większą wściekłość. Skręcił za jeden z większych grobowców, aby zejść prześladowcy z oczu i być może zyskać kilka sekund. Przebiegł zaledwie kilka kroków gdy dobiegł go zgrzyt pazurów o marmur. Obejrzał się przez ramię i nieomal nie stracił równowagi gdy ujrzał jaszczuroczłeka skaczącego właśnie ze szczytu miniętej właśnie rodzinnej krypty. Zdążył jedynie unieść ramiona w obronnym geście gdy spadł na niego ponad stu kilowy wojownik, powalając go z hukiem na nagrobną płytę pobliskiej mogiły.
Elrix doskonale zdawał sobie sprawę z tego jak ryzykowny był taki atak, ale smoczy gniew wziął nad nim górę i zasnuł jego oczy czerwienią. Wzniecający kłęby pyłu upadek był bolesny, a kościsty wróg nie zamortyzował skutecznie siły uderzenia, ale on nie zważał na takie drobiazgi. Przycisnął suchą pierś upiora kolanem i raz po raz metodycznie zaczął tłuc pięściami w potworne oblicze stwora który nie potrafił, lub nie był już w stanie blokować kolejnych uderzeń.
Kiedy po chwili zaspokoił już rządzę zemsty i przyjrzał się krytycznie powalonemu wrogowi. Musiał przyznać iż udało mu się dokonać rzeczy niebywałej, teraz maszkaron był jeszcze brzydszy niż na początku! O dziwo był też jeszcze, no w bardzo szerokim rozumieniu tego słowa naturalnie, żywy.
- Dlaczego? - wycharczał po kilku próbach - razem moglibyśmy pokonać każdego...
- Zgadza się - odparł smokowiec dobywając miecza.
- Więc czemu? - zaskrzeczał żałośnie stwór.
- Heh jesteś zbyt niebezpieczny, gdybyś dopadł mnie z zaskoczenia pewnie byś mnie pokonał, zbyt duże ryzyko. Ona za to - przerwał aby się rozejrzeć - jest ode mnie zupełnie zależna - dokończył ciszej - Nie zdradzi mnie też, bo to nie leży w jej naturze, a do pilnowania pleców wystarczy w zupełności.
- Sam nie dasz rady...
Smokowiec warknął i wbił ostrze w pierś upiora z taką siłą że aż zgrzytnęło o kamień pod jego plecami.
- Z każdym dam sobie radę - zasyczał w wytrzeszczone oczy umierającego - Jestem smokiem!

Chwilę później wracał już na miejsce pierwszego starcia, po drodze wrzucając jeszcze odciętą głowę upiora do jednego z rozgrzebanych grobów. Z takimi nigdy nie wiadomo. Ku jego zaskoczeniu Laura stała na powierzchni, próbując choć trochę oczyścić się z kurzu i ziemi. Wyglądała dość żałośnie ze splątanymi włosami i pyłem zlepionym łzami na twarzy, ale ściskała mocno swą nową broń i była dużo spokojniejsza niż przed kilkoma minutami.
- Widzę że moja dzielna wojowniczka dała sobie radę - zagaił beztrosko, zmierzając w jej kierunku.
- Bardzo zabawne - odparła otrzepując sukienkę. Gadzi pysk jej towarzysza był trudny ro odczytania, ale wydawało jej się że uśmiecha się on z zadowoleniem - dogoniłeś go, prawda?
- Tak, nie będzie nas już niepokoił. Gotowa na dalsze szkolenie w fachu poszukiwacza przygód?
- To znaczy?
- Szukanie skarbów w leżu pokonanego potwora oczywiście! - zaśmiał się w głos - To będzie ciekawa odmiana, bo do tej pory zazwyczaj stałem po drugiej stronie barykady, broniąc leża matki pod jej nieobecność.
- Miałeś ciekawą młodość - odparła ostrożnie przyglądając mu się gdy szli w kierunku ponurego pawilonu. Zwycięska walka musiała go wprawić w wyjątkowo dobry nastrój, bo nigdy wcześniej nie opowiadał o sobie.
- Czasami - wzruszył ramionami - nie było tych natrętów aż tak wielu, najwyżej jeden na kilka tygodni. A i to tylko gdy śnieg nie zasypywał przełęczy.
Zatrzymali się przed wejściem do grobowca z którego wyszły nie tak dawno oba upiory. Smokowiec pochylił się nad progiem badając wyryte w kamieniach znaki.
- Rozumiesz coś z tego? - Spytała ex-aktorka.
- Niewiele, ale przypuszczam że to znaki mające trzymać ghule z daleka. Dopiero te dwa wesołki zdołały je przełamać.
- Ghule? - Laura obróciła się wokoło, szybko rozglądając się na boki. Historie o ludziach żywiących się trupami znało chyba każde dziecko - Nie mówiłeś nic o ghulach!
- He he a przyglądałaś się bliżej tej twojej maczudze?
Dziewczyna uważnie przyjrzała się kości, która rzeczywiście pokryta była śladami zębów. Otrząsnęła się z obrzydzeniem, ale udało jej się zwalczyć chęć odrzucenia jej jak najdalej. W końcu to była jedyna broń jaką posiadała.
- Chodź, zobaczymy co tam się kryje w środku - przerwał jej rozmyślania Elrix i ruszył w mrok.
 
__________________
Sorry, ale teraz to czytam już tylko własne posty...
MadWolf jest offline  
Stary 05-08-2009, 10:21   #100
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun i Thorius
Gdy Grumil oswoił się z myślą, że padlinożerny pokurcz został uwolniony, zapytał go śmiało:
- Słyszałem conieco o tej Koronie Władzy. Czy możesz powiedzieć coś więcej na jej temat?
Guun zaniepokoił się nieco faktem, że krasnolud także poszukują Korony.
- Kolejni konkurenci. Wygląda na to, że wbrew zapawnieniom wiele osób jej poszukuje, ci brodacze także. Nie mogę się przed nimi zdradzić z moim prawdziwym celem podróży. To mogłoby być niebezpieczne.
Zielony karzeł oswobodzony z łańcuchów rozmasował sobie kości i rozsiadł się z lubością na złotym tronie.
- Cóż... - westchnął - chcecie usłyszeć o Koronie Władzy. Ileż to legend słyszałem, ile opowieści i ile historii tych co pragnęli ją zdobyć... oh aż za wiele...
- Jak nas nie zeżre, to nas zanudzi - szepnął Thorius.
- Cicho - rzekł rozdrażniony Grumil słuchając z przejęciem skrzata.
- Wielu było śmiałków, niezliczone rzesze poszukiwaczy, nawet czcigodny faraon Semerchet pragnął władzy nad światem. Jak skończył?
Skrzat widząc wpatrzonego w niego Grumila zrobił efektowną pauzę.
- A leży wypatroszony w tym grobowcu owinięty w bandaże. Mózg mu przez nos wijeli, oczy wydłubali, trzewia wywlekli. I co się stało z tymi podrobami? Biedny Neuris je zjadł za co zakuli go w kajdany i wsadzili do tego ponurego więzienia. Gdzie w ciemności, o głodzie i chlodzi przesiedział niewiadomo ile lat.
Cóż więc dziwnego, że gdy jakiś poszukiwacz tu trafił Neuris skubnął sobie trochę mięska dla siebie...
- Hmmm... - ośmielił się przerwać Thorius - Twoja historia jest niewątpliwie wzruszająca, ale przejdź do konkretów. Kolege Grumila interesuje Korona Władzy. Co z tym faraonem?
- Czcigodny faraon Semerchet umarł. I nie udało mu się zdobyć władzy na światem Trzech Krain. Dobrze jednak się stało, bo zły i okrutny był to władca i rządził żelazną pięścią...
- Co z Koroną? - upomniał po raz kolejny krasnolud.
- Semerchet pragnął jej wyjątkowo silnie i z pomocą swoich czarowiników stworzył sobie niewolników, którzy za niego mieli szukać po świecie wskazówek. Najpotężniejszym z nich był, a jak się okazałało przed chwilą nadal jest Wielki Cthul. To wasz mackowaty towarzysz, który przebudził się z wiecznego snu. To faraon Semerchet i jego kapłani rzucili czar na Cthula, gdyż bali się jego potęgi. Potęga jego bowiem przerosła moc faraon. Niewolnik zbuntował się i na własną rękę zaczął poszukiwacz Korony za co został surowo ukarany. Strzeżcie się jednak teraz nic go już nie powstrzyma. Został uwolniony i podąża do głównej komnaty grobowej, gdzie spoczywa czcigodny faraon Semerchet, a na jego szyi wisi równie legendarny jak sama Korona Władzy, jeden z nielicznych prawdziwych Talizmanów.
- Faraon ma Talizman? - Guun nie wytrzymał i zadał nurtujące go pytanie.
- Przecież mówię, że na szyi czcigodnego faraona...
- Thorius, Grumil - badacz przerwał tyradę skrzata - musimy powstrzymać tego maszkarona. On nie może zdobyć Korony.
- My nic nie musimy - warknął Grumil - owszem możemy, ale - tu krasnolud podniósł do góry wskazujący palce - nie musimy.
Thorius zamyślił się. Sprawa nie wyglądała dobrze. Potężny magiczny stwór władcą Trzech Krain.
- Już za sam wygląd powinni mu tego zabronić - pomyślał.
- Grumil my jednak musimy powstrzymać potwora - zaczął Thorius - Pomyśl tylko... taki maszkaron ma rządzić szlachetną rasą krasnoludów.
Grumil podrapał się po brodzie i rzekł głęboko poruszony wizją Cthula na tronie:
- Racja bracie! Na pohybel maszkarze! - zawołał - Podsadźcie mnie! - dodał podchodząc do komina wentylacyjnego.
- Ej stójcie! - pisnął Neuris - Zabierzcie mnie ze sobą mogę się wam przydać. Dobrze znam te korytarze.
Widząc niezbyt przekonaną minę Grumila dodał błagalnym piskliwym głosikiem:
- Prooooszzęęę!


Gun'Ryan
Elf dokonywał bohaterskich czynów niemal hurtowo. Nie minął tydzień a on miał na swoim koncie. Ocalenie pięknej niewiasty (i to dwukrotnie, raz obronił ją przed dżinem, drugi raz przed bandą złodziei), potem uwolnił ową niewiastę z więzienia hegemona, a teraz podjął się misji odbicia dżina wprost z twierdzy watażki. Sam był z siebie dumny. Brakowało tylko barda, który ułożyłby zgrabną pieśń o tych chwalebnych wyczynach.
Ryani przedarł się przez obóz pełen strażników i wdrapał na dach.
Podczołgał się do lewego okna i zajrzał do wnętrza pokoju...
W środku panował półmrok, ale w świetle księżyca i dzięki niezywkłemu wzrokowi dostrzegł, że w środku leży na dużym łożu jakaś para. Brodaty mężczyna i puszysta kobieta. Spali obok siebie. Elf nawet za zamkniętych okien słyszał jak kobieta chrapie.
- Spróbujmy w drugim - pomyślał.
Podszedł po cichu do sąsiedniego okna. Ostrożnie zajrzał do środka. Wyglądało na to, że tutaj nie ma nikogo. Okna były co prawda zamknięte, ale Ryani podważył je sztyletem i zakradł się do środka. Wewnątrz tylko stół, dwa krzesł i stos wszelkiego rodzaju połamanych narzędzi rolniczych i stolarskich. Pokój wyglądało na to, że służy jako składzik i zwykła graciarnia.
Nagle tuż obok Ryaniego ukazał się dżin. Zaskoczony elf aż odskoczył w bok.
- Chcesz żebym umarł na zawał? - spytał z irytacją.
- Przepraszam - szepnął z pokora dżin - Przyszedłeś mnie uwolnić?
Twarz dżina rozjaśnił promienny uśmiech. Najwyraźniej schlebiało mu że ktoś naraża się dla niego.
- Nie robię tego dla ciebie - odparł elf - tylko dla Glorianny.
Słowa elfa przygasiły nieco uśmiech dżina.
- Powiedz mi wiesz gdzie jest lampa? - spytał Ryani przerywając niezręczną ciszę.
- W piwnicznym składziku. Pilnuje go uzbrojony strażnik, ale w tej chwili śpi.
Elf ucieszył się. Niespodziewał się, że pójdzie mu tak łatwo. Bohaterstwo miał poprostu we krwi. Uśmiechnął się do swoich myśli i otworzył ostrożnie drzwi. Zaskrzypiały one przeciągle. Elf znieruchomiał. Stał w oczekiwaniu, ale nikt nie nadszedł. Najwyraźniej wszyscy spali. Wyszedł na korytarz i skierował się ku schodom. Cały czas czujny i uważny zszedł a dół. Dzięki wskazówkom jakie otrzymał od dżina, bez trudu odnalazł drzwi do piwniczki. Odchylił je i zajrzał do środka. Na dole na drewnianym taboreci siedział strażnik i drzemał.
- Szczęście mi sprzyja - pomyślał i ruszył w dół.
Podkradł się do strażnika. U pasa zobaczył pęk kluczy.
- Gdybym tylko widział który to - zastanawiał się, ostrożnie odpinając je.
Zerkając co chwila na śpiącego, Ryani rozpoczął mozolny proces eliminowania nie właściwych kluczy. W dłoni zamykał za te za małe i za duże, a resztę ostrożnie zaczął wypróbowywać w zamku.
Szczęście nadal mu sprzyjało, bo już czwarty klucz otworzył drzwi. Zerknął jeszcze raz na strażnika i wszedł do składziku. To tutaj hegemon gromadził swoje bogactwa. w równych stosach leżało kilkanaście złotych sztabek obok dwa worki wypełnione klejnotami i wyrobami ze złota.
- A gdzie lampa? - zastanawiał się.
Wtedy tuż obok pojawił się dżin.
- Brawo, brawo jestem pod wrażeniem.
- Dobra komplementy i gratulację oraz wyrazy wdzięczności przyjmę później. Teraz pokaż gdzie jest lampa.
Dżin wskazał sufit. Jest. Wisiała na łańcuchy i udawała zwykły kaganek.
- Sprytne - szepnął Ryani odpinając ją.
Dżin ponownie zniknął, a elf ruszył do wyjścia. Ominął śpiącego strażnika i wyszedł z piwniczki. Stanął na chwilę zastanawiając się nad droga ucieczki, gdy nagle otworzył się drzwi na wprost elf. Nie zdążył on nawet zareagować, gdy stanął twarz w twarz z brodatym mężczyzną, którego widział na górze. W jednej ręce miał świecę, a w drugiej pęto kiełbasy.
- A thy khto? - powiedział przeżuwając jej kawałek.


Elrix
Wydarzenia ostatniej nocy sprawiły, że Laura zyskała dużo pewności siebie. Tak jak powiedział smokowiec była gotowa na dalsze szkolenie w fachu poszukiwacza przygód. Wkroczyli razem w mroczne i pachnące zgnilyzną i śmiercią leże upiorów. Zeszli po kilku stopniach do krypty. Na śrosku pomieszczenia leżały dwie połamane trumny, które służyły upiorom najwyraźniej za łóżka. W ścianach w wyciosanych niszach umieszczono dwa rzędy trumien, po pięć w każdym. Wyglądało na to, że weszli do grobowaca jakieś bogatej rodziny.
- Tędy - rozkazał smokowiec kierując światło pochodni w największy mrok. W najdalszym kącie sali zauważyli dużą wyrwę w ziemi. Smokowiec zajrzał w dół. Kilka metrów w dole dostrzegł wygrzebane w miękkiej ziemi korytarz. Sięgnął po linę i przywiązał do najsolidnieszego uchytu we wnęce.
- To schodzimy - rzekł do Laury - Ja zejdę pierwszy a ty za mną, zgoda?
- Tak, ale czy to wytrzyma - spytała wskazując na metalowy okrągły uchwyt do którego przywiązana była lina.
- Nie będę cię oszukiwał... mam nadzieję, że wytrzyma. A jak nie to znajdziemy inne wyjście. Z takich podziemnych kompleksach, zwykle jest więcej niż jedno wejście.
Laura pokiwała na zgodę głowę i smokowiec zaczął schodzić w dół po linie. Gdy dotarł na miejsce przeniknął go wilgotny smród rozkładających się zwłok.
- Ohydne! - pomyślał - Mam nadzieję, że Laura ma mocny żołądek
Po chwili dziewczyna stała u jego boku.
- Na bogów jak tu śmierdzi - rzekła zatykając usta i nos rękawem koszuli.
- W drogę - rozkazał smokowiec.
Ruszył naprzód oświetlając drogę migoczącym płomieniem pochodni. Na podłodze poniewierały się poobgryzane ludzkie i zwierzęce kości. Smród zgnilizy i śmierci byl potworny. Elrix kierując się wrodzonym smokom instynktem szedł w stronę pieczary z ukrytymi skarbami. Nos i przeczucie go nie zmyliły. Skręcił w prawo i po przejściu jeszcze kilkunastu metrów stanęli na progu skarbca upiorów. Jak na dwa tak ohydne stworzenia to mieli wyjątkowo dobry gust. Po pomieszczeniu walało się kilka bogato zdobionych w kamienie szlachetne pucharów, kilka spleśniałych niestety już kobierców, dwa woreczki ze srebnymi i złotymi monetami oraz to co Elrixa najbardziej zaintersowało dwa kunsztownie wykonane miecze oraz tarcza do kompletu. Laura stała oniemiał. Nigdy w życiu nie widziała tyle złota. Za to co było tu zebrane mogła żyć dostatnie przez najbliżesz kilka lat. Smokowiec podszedł do broni i bacznie ją obejrzał.

Sądząc po inskrypcjach na rękojeści była to jakaś magiczna broń. Smokowiec wziął miecze i zaczął je ważyć w dłoniach. Wykonał nimi kilka młynków i stwierdził, że są doskonałe. Lekkie, wykonane przez świetnego kowal, ostre jak brzytwa. Co ciekawe zauważył, że o wiele lepiej czuje się gdy ma je oba w dłoniach. Tak jakby nie mogły istnieć bez siebie i wzajemnei się uzupełniały. Kręcą młynki i symulując ciosy stwierdził, że czuje dziwną siłę z nich płynącą.
Tarcza także posiadała magiczne inskrypcje. Okrągła, solidna tarcza, a przy tym bardzo lekka. Deliktne zdobienia i wzory dodatkowo podnosiły jej wartość. Smokowiec zabrał oba przedmioty i spojrzał na Laurę. Widać, że nadawał się na poszukiwacza skarbów, bo duża część złotych monet zapełniała już jej kieszenie.
- Wracajmy na górę. Czas się przespać jutro czeka nasz ciężki marsz - rzekł Elrix - Chciałbym jutro wieczorem być już przy moście.
- Faktycznie, wracajmy - Laura rozejrzała się niepewnie wokół - Nie jest tu zbyt przyjemnie.
Wrócili tą samą drogę. Lina nadal wisiała i czekała na nich. Smokowiec wspiął się zręcznie a potem wciągnął Laurę na górę.
Rozłożyli obóz i udali się na spoczynek. Byli zbyt zmęczeni, by wystawiać wartę nawet nocując w tak osobliwym miejscu.
Na szczęście dla nich nic się nie wydarzyło. Cali i zdrowi obudzili się rano i po krótkim śniadaniu ruszyli w drogę. Cmentarz o świcie nie wyglądał już tak ponuro i niebezpiecznie jak wczorajszej nocy. Zwykłe stare cmentarzysko. Mimo tego gdy wyszli za bramę cmentarza poczuli dziwną ulgę. Dzień zapowiadał się na słoneczny i pogodny. Doskonały na długą wędrówką, Smokowiec narzucił duże tempo. Laura starała się jak mogła, ale nie była w stanie dorównać Elrixowi. Mimo licznych postoi, głównie ze względu na dziewczynę, udało im się odtrzeć do Kamiennego Mostu tuż przed zmierzchem. Rozbili prowizoryczny obóz nad Wielką Rzeką i po wykąpaniu się w niej poszli spać. Postanowili, że rano spróbują sforsować Most.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172