Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-08-2009, 23:08   #504
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silię obudził jakiś raban. Najpierw usłyszała podniesiony głos Jensa. Chyba czymś w nią rzucił. Już miała warknąć na niego w wyrazie pełnej dezaprobaty kiedy usłyszała na korytarzu stukot ciężkich butów a dalej dudnienie w drzwi przylegające do ich pokoju. Zerwała się w samej bieliźnie, narzuciła na siebie w biegu lnianą koszulę i w takim skąpym odzieniu wybiegła zbadać co się wyprawia. Trzech zbrojnych prowadziło właśnie zaspaną Elizabethę odzianą jedynie w nocną koszulę.
- O co chodzi? Gdzie ją zabieracie? - próbowała się wypytywać półelfka. Krasnoludcy strażnicy byli niezbyt skorzy do rozmów.
- My tylko wykonujemy rozkazy – burknął jeden nawet na nią nie spojrzawszy. Jens wyglądał na równie co ona zszokowanego całym zajściem.

* * *

Poszła za nimi na otwarty plac. Przejęta bez reszty sytuacją nie zdążyła włożyć nawet butów. A teraz zrównawszy się ze strażnikami próbowała się czegoś dowiedzieć. Oskarżenie przeciwko Beth wysunął krasnolud niejaki Legg Gęstobrody. Jeden ze strażników wskazał jej go gestem gdy już dotarli na miejsce. Zimny górski wiatr zawiewał nieprzyjemnie w gołe uda a bose stopy skaleczyła sobie kilkakrotnie na kamiennym chodniku.
- Panie, daruj jej - dopadła do Gęstobrodego i uczepiła się z determinacją połów jego kożucha. - Mamy złoto. Może uda się jakoś zadośćuczynić za jej występek? Czemu od razu batożyć?
- To jej wybór – odrzekł niewzruszony mężczyzna czyniąc krok w tył by odpędzić się od błagalnego spojrzenia półelfki. - Mogła to odpracować w kuźni, ale sama wybrała chłostę. Zlekceważyła nasze prawo, musi ponieść karę.

Silia widziała, że dalsza dyskusja sensu nie ma. Bat już poszybował w powietrzu smagając białe plecy Elizabethy. Nogi się pod półelfką ugięły. Przecież im na to nie pozwoli! Na bogów, mowy nie ma!
Pomyślała aby rzucić czar snu. Niech na razie kat padnie pyskiem na ziemię a później się ułoży dalszy ciąg planu. Działała jak zwykle spontanicznie. Złożyła razem palce i już zaczęła inkantę zaklęcia gdy silne dłonie strażnika załapały ją niby imadło. Krasnolud wykręcił jej ręce w tył a inny przesłonił usta wielką szorstką dłonią. Czarodziejka miotała się i wierzgała wściekle jak mysz złapana za ogon, ale równie wiele co owa mysz mogła wskórać. Puścili ją dopiero wówczas gdy padł dziesiąty bat. Łzy napłynęły jej do oczu i z bezsilności zagryzła tylko wargi. Jens wziął kowalównę na ręce by zanieść z powrotem do gospody. Przez całą drogę Silia trzymała przyjaciółkę za rękę, ciskając tylko w tłum gapiów nienawistne spojrzenia. Nim opuścili zatłoczony plac krzyknęła jeszcze donośnie, zdrowo rozjuszona:
- I co? Hałastra miała ubaw? Warto sobie było popatrzeć? – Splunęła przed siebie dając upust narazstającemu w niej obrzydzeniu. Na koniec zawiesiła wzrok raz jeszcze na oskarżycielu Bethy. - A tyś panie ukontentowany? Jej krew zmyła twój dyshonor? Lepiej się przez to poczułeś? Spójrzcie na nas! Zewsząd zieloni a my obracamy się przeciwko sobie! Może wybijmy się wszyscy nawzajem! Orkom oszczędzimy pracy.

* * *
Długo siedziała przy łożu Bethy wylewając łzy. Tego już było za wiele. Co innego walczyć ze wspólnym wrogiem, ale otrzymać taką krzywdę od, zdawałoby się, przychylnych im osób było ponad jej siły. Silia pogładziła po głowie nadal nieprzytomną dziewczynę. Jej plecy obficie krwawiły z brzydkich podłużnych ran od bata. Serce ją kuło na ten widok.

* * *

Ubrała się wreszcie jak należy i poszła zapoznać z innymi czarodziejami przydzielonymi do obrony fortu. Jej uwagę przykuł szczególnie jasnowłosy półelf. Dogoniła go gdy zaczął się oddalać od grupy.
- Cześć – zaczęła jakoś mało oficjalnie. - Jestem Silia. Tak sobie pomyślałam... wiesz, skoro utknęliśmy w Kaar-Adun na dłużej... - wysławianie się przychodziło jej z trudem. Nadal była roztrzęsiona sprawą Elizabethy. Niemniej odgarnęła włosy z czoła i zdobyła się na nikły, acz uroczy uśmiech. - Oblężenie może trwać tygodniami. Co ty na to aby wspólnie spożytkować jakoś ten czas?
Jej słowa chyba zainteresowały mężczyznę bo zaczął się jej badawczo przyglądać. Nawet się delikatnie uśmiechnął, ale jakoś tak pikantnie i półelfka zdała sobie sprawę, że jej enigmatyczny monolog mógł zabrzmieć bardzo dwuznacznie.
- Chodziło mi o to, że moglibyśmy się czegoś od siebie nauczyć. Wiesz, wymienić się zaklęciami i pod wzajemnym okiem poćwiczyć posługiwanie się mocą.

Było w nim coś intrygującego. Twarz miał przystojną, choć nietypową. Jakąś taką egzotyczną. W zasadzie większość życia Silia przebywała wśród ludzi, pierwszy raz spotkała mężczyznę z domieszką elfiej krwi. Było to spotkanie dość intrygujące. Zdała sobie sprawę, że bycie mieszańcem nie musi być przekleństwem, a nawet ma swoisty urok. I pomyśleć, że zawsze uważała się za pospolitą…

-Zobaczymy tam na murach... jeśli uznam, że potrafisz wystarczająco wiele, możemy podzielić się swoją wiedzą... Silio. - popatrzył na czarodziejkę uważnie, lustrując ją od głowy do butów a w jego głosie nie było wiele emocji, chociaż gdyby się przysłuchać, to nie potrafił ich całkiem wytłumić.
- Nie przedstawisz się? – czarodziejka znowu się uśmiechnęła. Trochę ją rozśmieszał jego wyniosły i nader poważy sposób bycia.
- Lariel półelf – odrzekł rzeczowo nie straciwszy niczego ze swojego wyniosłego tonu.
- Lariel… - powtórzyła półelfka i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. – Ładnie nawet.

* * *

Po rozmowie z półelfem Silia wróciła do gnomów. Dwa jowialne typki.
- Dawno jesteście w Kaar-Adun? – czarodziejka przyklęknęła na jednym kolanie by zapewnić sobie lepszy kontakt wzrokowy. - Pilnie poszukuję specyfiku o działaniu uśmierzającym. Może jakąś ziołowa mieszanka? Najlepsza byłaby mikstura magiczna ale zdaję sobie sprawę, że wszelkie medykamenty są tu obecnie na wagę złota. Oczywiście mam czym zapłacić. A i dam trochę za pośrednictwo. Lepiej znacie miasto, może dałoby się naprędce coś zorganizować?
Nie mogła przestać myśleć o cierpiącej Elizabecie. Niby nie można było jej zgodnie z prawem przynieść ulgi, ale kto by się przejmował prawem kiedy w grę wchodziło dobro najlepszej przyjaciółki.

* * *

Ten dzień obfitował w dziwne wydarzenia. Najpierw to całe publiczne batożenie Bethy, później spotkanie z tajemniczym elfem, który rozbudził w czarodziejce nietęgą ciekawość, a teraz… No właśnie. Teraz stała cała spięta na murach obronnych Kaar-Adun i wyczekiwała pojawienia się wrogów, gdy nagle, całkiem niespodziewanie, podbiegł do nich ciemnowłosy mężczyzna i zaczął po kolei serdecznie ściskać. W pierwszym momencie Silia zamarła i zdębiała, i już miała natręta przez łeb solidnie zdzielić kiedy ów nieznajomy wydał jej się nagle coraz bardziej znajomy. Dostrzegła podobiznę do chłopca, którego kiedyś znała. Pobieżnie co prawda, bo i wszystkich z Talgi znała raczej słabo, ale była już teraz mocno przekonana, że to nikt inny jak Albert Langos. Ich rodzinną wieś opuścił dawno temu, miał zdaje się kształcić na kapłana. No i chyba się zdążył wykształcić sądząc po symbolu wagi zdobiącym jego medalion.
- Witaj – na moment mocno do niego przylgnęła i po przyjacielsku klepnęła w ramię. Pierwszy raz dzisiejszego dnia poczuła jak wzbierają w niej pozytywne uczucia. – Na bogów, nie sądziłam, że spotkamy ziomka tak daleko od domu…

Na więcej rozmów nie było czasu bo z oddali uderzał alarmujący widok. Fala zielonoskórych rozlewała się dookoła murów obronnych niby płynna lawa. Silia starała się skupić, zebrać razem myśli, oczyścić umysł. Miała bronić fortu. Bez względu na to jak bardzo krasnoludy ją zawiodły. Pomyślała o krasnoludzkiej dziewczynce i jej dobrodusznym uśmiechu.

A później jak zwykle podczas każdej bitwy nadszedł chaos. Im mocniej starała się panować nad sytuacją tym mocniej wszystko wymykało się z rąk. Sen rzucony na grupę szarżujących adwersarzy. Część z nich faktycznie padło pyskiem w miałką glebę. W nieruchome cele jak wiadomo łatwo trafić. Kilka strzał z łatwością się w nich wbiło. Wybornie.

Było już gorzej jak zarzucili na mury swoje wymyślne długaśne drabinki. Silia podeszła do skraju muru i chwyciła ją oburącz. Wyszeptała zaklęcie. Promień mrozu oblodził masywne drewniane sztachety po połowie ich długości. Zawołała krasnoluda wywijającego opętańczo młotem. Zdołał uderzyć w lód, aż cała konstrukcja rozsypała się na setki miniaturowych sopli. Kilku zielonych z łomotem uderzyło o ziemię.

Z jej lewej nadciągali kolejni. Wysypywali się na bruk jak mrówki uciekające z zalanego wodą mrowiska. Silia wyzwoliła ostatni czar. Płomienny promień buchnął przed jej dłonie niby sam smoczy oddech. Kilku orków stanęło w płomieniach, krasnoludzcy wojownicy z łatwością zepchnęli ich z krawędzi. Półelfka ciężko dysząc wycofała się na tyły. Na pierwszej linii stanęli teraz ciężkozbrojni i przystąpili do bezpośredniego starcia. Ograniczała się do rzucanie „oszołomienia”. Prosty czar, który dezorientował przeciwnika. Stali przez moment jak śnięte ryby, zupełnie nieświadomi. Akurat na tyle długo aby krasnoludy zdążyły wyprowadzić cios. Silia była z siebie zadowolona. To był dobry dzień. Miała na sumieniu wielu martwych orków. Kątem oka zerknęła na stojącego obok złotowłosego półelfa. Była ciekawa jak on radził sobie w tym zamieszaniu. Jeśli ów półelf choć raz podczas boju zawiesił na czarodziejce spojrzenie musiał dostrzec niepokojący uśmiech tańczący na jej obluczu.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 04-08-2009 o 08:44.
liliel jest offline