-
Wątpię, wątpię, wątpię, wątpię, wątpię… – głos dziewczynki stawał się coraz bardziej nieprzyjemny i przejmujący; było w nim coś nieludzkiego, dzikiego, czego nikt z trojga intruzów nie umiało nawet nazwać. Nagle dziecko przestało krzyczeć, spojrzało na Olimpię i powiedziało:
-
Mogę was zaprowadzić do taty pod warunkiem, że opowiecie mi jakaś nową bajkę?
-
Naprawdę byłabyś taka miła? Myślę, że znam parę bajek, których nigdy nie słyszałaś - odpowiedziała Włoszka, jednocześnie karcąc wzrokiem Adę i Virigila, którzy chcieli zadać parę pytań dziewczynce.
-
Obiecujesz? Obiecujesz? Obiecujesz? - zapytała się, a gdy usłyszała "tak", obróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie.
*
"Labirynt, cholery labirynt" pomyślał sobie Virigil gdy minęli kolejne drzwi. Nie potrafił zliczyć ile korytarzy i drzwi minęli. Nie potrafił też powiedzieć jak długo szli zanim dotarli do ogromnej hali, wysokiej i szerokiej niczym nawa główna
Westminster Cahtedral, choć nie tak bogato zdobionej jak katedra arcybiskupów.
Po waszej i lewej stronie ustawiono rzeźby, przedstawiające nieznanych średniowiecznych władców, którzy zdawali się obserwować was i wymieniać poglądy o was.
Podłoga hali, poza fragmentem po którym stąpaliście - ten był bowiem złożony z różnokolorowej mozaiki, która układała się w historię władców - została wykonana z białego marmuru, podobnie jak i mury. Za okna robiły olbrzymie witraże, mistrzowskiej roboty.
Nie mieliście jednak czasu podziwiać architektury, gdyż dziewczynka wyraźnie przyspieszyła. Minutę później staliście przy ogromnym, okrągłym stole. Wykonany z szarego kamienia, zdawał się delikatnie lśnić. Na stole leżało pięćdziesiąt długich mieczy, zaś na samym jego środku - drewniany kielich przykryty drogim jedwabiem.
Za stołem stał wysoki, stary mężczyzna, ubrany w niebieskie szaty, złoty pas. W prawej ręce trzymał wysoką, czarną laskę, zakończoną czerwonym rubinem wielkości niedużej pomarańczy, lewą zaś uniósł w geście powitania. Jego czarne oczy miały w sobie coś niepokojącego, jakby należały do człowieka wielokroć starszego niż ten, którego widzieliście. Starzec uśmiechnął się do dziecka, a następnie zwrócił się do was:
-
Witajcie - powiedział cicho, ale wyraźnie. -
Macie szczęście, że spotkaliście Lilię... a może raczej, że Lilia znalazła was na czas. Nie wątpię, że macie wiele pytań... - Zamknął oczy. Przez chwilę wydawał się nieobecny. -
Nim jednak na nie odpowiem sam chcę byście odpowiedzieli na moje pytanie: po co tu przybyliście? - Palce starca zacisnęły się mocniej na lasce.