Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2009, 12:55   #33
Nagash Hex
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
~Dobry pomysł…~ po raz kolejny pomyślał biegnący najszybciej jak potrafił Sidney. Nie rozglądał się, nie zastanawiał co dzieje się z innymi tylko pędził na swych krótkich, goblińskich nogach. Wtedy łeb hydry uderzył w trolla… Serce Sida zamarło, ale wielkolud tylko się zachwiał i cwałował dalej. Na ten widok Bonebrain zakrzyknął triumfalnie, uśmiechnął się… i wtedy ich ruchomy taran potknął się i zatarasował całą drogę.
-Cholera Jasna! – goblin krzyknął bardziej ze strachu i zaskoczenia, niż ze zdenerwowania. Zahamował gwałtownie, prawie tracąc równowagę. Świat zwolnił, tłum przycichł, a łby hydry stały się prawie niewidoczne. Sidney skupił całą swoją uwagę na utrzymaniu się na nogach. A takiej arenie upadek był równoznaczny ze śmiercią. W końcu goblin złapał równowagę, arena znów ryknęła pełną mocą, a wielkie łby hydry znów krążyły im nad głowami. Sidney odetchnął głęboko i szybko rozejrzał się. Przed nim Zergh i leżący troll, za nim Taki, Gardul i jego wilczek, Nad nimi trzy łby hydry. Drogę zablokował troll, a wąskie przejście obok zaczęły blokować czerepy hydry. Nawet z tego miejsca Sidney widział wiszącego J’Ram. ~Pięciu tutaj, Jaszczur wisi i czeka na śmierć, więc na drugą stronę przedarło się maksymalnie pięciu towarzyszy…~ ,myślał szybko inżynier. ~Niestety najbardziej „zaufani” są tutaj, a to oznacza, że nie ma co liczyć na pomoc tamtych. Kucharz, pijak, magik na co niby mielibyśmy liczyć…~ Sytuacja była beznadziejna, bardzo przypominała stare zdarzenie z przeszłości… Wtedy kiedy Sid wraz ze swoim skaveńskim przyjacielem, Clydem czekali na stryczek w pilnie strzeżonym więzieniu. Wtedy też ich położenie było beznadziejne, wtedy też wisiało nad nimi widmo śmierci… A co ich uratowało? Sidney aż uśmiechnął się na samą myśl o tamtych wydarzeniach…

Kilka lat wcześniej…
Wspólne pomieszczenie było niezwykle małe, co oczywiście nie przeszkodziło „więziennym architektom” podzielić go aż na dziesięć osobnych celi. Tamtego dnia każda była pełna, chociaż następnego popołudnia wszystkie miały być puste. Klatki w większości zajmowane były przez orków, którzy zostali schwytani za jakieś rozboje. Tylko 3 cele był zajęte przez inne stworzenia. W Pierwszej siedział gobliński inżynier, oskarżony o kradzież, w drugiej skaveński łotrzyk – morderca, a w ostatniej stary jaszczur, przyłapany podczas podpalania budynku miejscowych władz. Tak w tamtym więzieniu także panowała segregacja rasowa. Tamtego popołudnia wszyscy oni czekali na śmierć podczas masowej egzekucji. W końcu przyszli po nich strażnicy. Zakuci w ciężkie pancerze, uzbrojeni w stalowe miecze. Skazańcy nie mieli szans w walce z nimi. Strażnicy szybko skuli ich w łańcuchy i wyprowadzili z celi. Postronny obserwator ujrzałby zapewne monstra prowadzone przez obrońców prawa. Prowadzone na to na co zasługują. Jednak tamtego dnia Przeznaczenie znów okazało się kapryśne i nieprzewidywalne. Aby doprowadzić skazańców na egzekucje należało przejść przez pusty plac. Można go było opuścić na trzy sposoby. Wrotami na rynek, na którym wieszano zbrodniarzy, wejściem do więzienia i wreszcie bocznym wyjściem prowadzącym na cmentarz, gdzie wesoły i miły grabarz chował niedoszłych przestępców. Tamtego dnia skazańcy nie byli mocno pilnowani. W końcu to strażnicy mieli broń, więc nic złego nie mogło się stać. Boczne wejście było uchylone, gdyż jeden ze strażników prozaicznie poszedł się odlać. Bramy do wolności pilnowało więc tylko dwóch halabardników oraz jeden łucznik stojący na murach. Kiedy „konwój” był w połowie drogi, stary jaszczur odepchnął jednego ze strażników i z bojowym rykiem pobiegł ku wolności. Reszta podążyła za nim. Tamtego dnia zbiegło pięciu skazańców… Reszta zginęła…


Obecnie…
Rozmyślanie Sidneya trwał tylko kilka sekund. Nie mieli szans, śmierć była blisko, być może bliżej niż kiedykolwiek w życiu goblina. Nie można było liczyć na pomoc z zewnątrz, ani czekać na mądre pomysły towarzyszy niedoli. Adrenalina i strach zaćmiły umysł małego inżyniera. Tym razem nie było innego wyjścia… Nie było nadziei… wszystko w rękach Przeznaczenia… Znowu…
-Kupą mości panowie. KUPĄ!!! – ryknął goblin i z bojowym okrzykiem ruszył na wąskie przejście które powoli zasłaniała jedna z głów. Widownia krzyknęła z zadowolenia i rozbawienia. Oto zielony kurdupel atakował hydrę w samobójczej szarży nie mając nawet broni, ani wolnych rąk. Tak poniekąd było, jednak nie do końca. Tamtego dnia jaszczur też wystartował pierwszy, ale nieznacznie zwolnił i dał się wyprzedzić dwóm orkom. To właśnie oni zginęli, nadziani na halabardy, a stary jaszczur, a wraz z nim czterech towarzyszy, w tym skaven i inżynier przebili się na zewnątrz. Z tego co Sidney wiedział jaszczur wciąż żył i miał się dobrze…
Sidney biegnie prosto na przejście i głowę hydry z zamiarem odepchnięcia, lub jeśli to możliwe wyminięcia i zykania dostępu do ekwipunku. Ma zamiar nieznacznie zwolnić i dać się wyprzedzić przez jednego, maksymalnie dwóch towarzyszy. Jeżeli nikt za nim nie podąży i tak zrealizuje swój plan. Bogowie miejcie w opiece szaleńców…
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song

Ostatnio edytowane przez Nagash Hex : 04-08-2009 o 13:20.
Nagash Hex jest offline