Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-08-2009, 12:36   #31
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Jest w nich coś ciekawego?
- Jeden uwolnił się z klatki?
- Znaczy się jest wprawnym włamywaczem, albo miał szczęście. A coś interesującego?
- Zdają się emanować dość głębokimi zasobami mocy.
- To może przerobimy ich na bateryjki, nie na najemników.
- Poczekajmy jeszcze kilka chwil....
- Panowie tłumaczyłem Wam. Potrzebuję istot bitnych, umiejących ruszyć głową. Potrzebuję kogoś, kogo będę mógł posłać w teren i być pewnym, że nie tylko wypełnią moje polecenia, ale w sprzyjających warunkach będą w stanie podejmować decyzje... trafne decyzje, na których ja będę mógł zarobić.
- Henrich. Wstrzymaj się jeszcze.
- Oczywiście, że się wstrzymam. Ta zbieranina wygląda ciekawie, z tym się zgadzam, nie jestem jednak przekonany, czy będą w stanie działać wspólnie. Nie potrzeba mi bandy indywidualistów... potrzebuje sprawnego zespołu!
- A jeśli podołają zadnia?
- Wtedy z nimi porozmawiam.
- Nie wiem czy to rozsądne
- A co? Zabija mnie?
Donośny, śmiech rozniósł się w około. Było w nim coś co postronnych przyprawiało o dreszcze.


***

Tłum wył!!!
Pojawienie się bestii, ulubienicy publiczności wywołało fazę uniesienia. Czegoś co mieściło się na pograniczu szału, grupowej ekstazy.. szaleństwa... zbiorowego happeningu, który w wydaniu zielonym mógł mieć tylko jeden wyraz, który mógł wyglądać tylko i wyłącznie w jeden sposób. Fakt zeżarcia dziewczyn spełniających rolę „warm up'u” dla Waszego wejścia tylko i wyłącznie podgrzał i tak już gorącą atmosferę. Mało tego, zaraz po tym jak panienki zostały wszamane na jednym z balkonów pojawili się jacyś zieleni. Stali za dziwnie wyglądającymi stołami i czynili masę hałasu, w około nich kręciły się kolejne dziewczyny. Kolejna porcja mięsiwa?
Nie zastanawialiście się nad tym. Zastanawialiście się co zrobić, żeby dobiec do ekwipunku, zastanawialiście się co ten zielony pokurcz myślał sobie podchodząc spokojnie do hydry (spokojnie.... tiaaa... tylko czemu mu tak kolana drżały).
Pierwszym, który zareagował okazał się być Gerbo. Zadziwiającym było, jak głód alkoholowy jest wstanie kimś powodować. Gnom ujrzał gdzieś po drugiej stronie areny refleks świetlny. Refleks który mogła wydać jego manierka... jego skarb. Puścił się biegiem, nie dbając o swe życie, nie bacząc na otoczenie, nie pomny przepisów BHP. Pomknął jednak zadziwiająco sprawnie, zadziwiająco... chaotycznie. Pomknął jakby był jeszcze pijany, zataczając się to w prawo, to w lewo... ten ni to taniec, ni to bieg powodował jednak iż stał się celem, w który nie jeden łucznik miał by problem trafić. Łucznik tak, ale czy hydra?

Zaraz za Gerbo biegiem puścił się druhii, a potem biegli już prawie wszyscy... prawie?
Zanim ktokolwiek dobiegł choć w obręb piekliszcza, z pewnych niewielkich, zielonych ust padło:
- Katarzynko, Katarzynko nie jedz nas. Zank być twój przyjaciel, Zank widział jak jadłaś dużo ludzi.
Jedna z hydrzych głów zwróciła się w kierunku Zanka. Goblin podszedł na bezpieczną odległość. Hydra nie mogła go sięgnąć, nie oznacza to że nie mogła przysunąć doń łba i dokładnie go sobie obejrzeć.
- Ty być najedzona. Ty iść spaciu, bo Katarzynka być najedzona. Zank popilnować coby nikt nie przeszkadzał w spaciu. Zank być przyjaciel. Katarzynka nas nie zjeść.
Oczka Katarzynki stały się nagle jakby zamglone, najedzony łeb niespodziewanie ułożył się na wygodnym piasku i pogrążył w słodkiej drzemce. Głośne chrapanie zaczęło rozchodzić się to w prawo, to w lewo.... jaszczurowi nie przeszkadzały nawet gwizdy i krzyki padające z trybun... było mu wszystko jedno... Nie oznacza to, że do kwestii małego goblina tak samo podchodziły pozostałe głowy. Druga, szybko podążyła na ratunek pierwszej i chłapnęła zębami tuż przed nosem Zanka Mały kucharz wykazał się męstwem i nie oddał wszystkich płynów ustrojowych wprost pod siebie... na tym jednak jego męstwo się skończyło.... Zaczął uciekać oddając tym samym pole towarzyszowi wspólnej niedoli. Otóż, gdy Zank zaczął wycofywać się na z góry upatrzone pozycje (czy też jak zwykli mawiać inni: wiać) na deskach teatru pojawił się J'Ram. Reptilion zakręcił młyńca łańcuchem i zdzielił większą siostrę po paszczy. Hydra uniosła łeb wyżej w odruchu, obronnym, Reptilion postąpił za nią czyniąc tym samym błąd o znaczeniu strategicznym... wszedł w zasięg przeciwnika. Głowa hydry wystrzeliła do przodu z szybkością, z jaką tak wielka kupa łusek nie powinna się ruszać. Zakuty w kajdany jaszczur wykazał się podobnym refleksem. Zawirował i uchylił się przed atakiem spadającym z góry... uchylił się, o włos unikając śmierci. Włos ten okazał się jednak być także przekleństwem, bowiem kajdany zahaczyły się o jeden z zębów. Hydra podniosła łeb, podnosząc tym samym reptiliona, dyndającego jak robak na haczyku...
Los jaszczura byłby zapewne przesądzony, bowiem jedna z kolejnych głów zapewne szybko wyswobodziła by swą siostrę... problem polegał na tym iż wszystkie były zajęte.
Gerbo z prędkością błyskawicy (i siłą wodospadu) pomknął w kierunku swego skarbu. Jedna z głów hydry próbowała raz i drugi złapać pokurcza, zamknąć na nim swą paszczękę i pożywić się niem... małe to to było i łykowate, jednak lepszy gnom niż nic. Gerbo dopadł do ekwipunku jako pierwszy. Jako pierwszy mógł dobrać się do kluczy lub do swego artefaktu.

Gdy gnom był bezpieczny trol wraz z „towarzyszami” ukrytymi za jego potężnymi plecami parł do przodu. Pewnym było, że wielka postura Kashyyka oraz fakt, iż ciągnęła za nim pokaźna część drużyny skupi na nim uwagę piekliszcza. Tak też się stało. Pierwsza z głów uderzyła w trola. Ten jednak pędząc niczym rozpędzona lokomotywa parowa niewiele zrobił sobie z ataku. Owszem rana po dziabnięciu okazała się być bolesną, owszem zęby wbiły się całkiem głęboko... jednak świadomość i wewnętrzny nakaz odzyskania totemu był silniejszy. Kashyyk mknął do przodu niczym nie wzruszony. Dotarł by tak zapewne do samego końca, gdyby nie to że przeciwnik też głupi nie był. Po pierwszym ataku jasnym było iż zatrzymanie trolla wcale nie będzie zadaniem łatwym. Kolejna głowa zaatakowała więc nie „na siłę”, ale „sposobem”. Hydra ustawiwszy głowę niewiele ponad ziemią zadała cios szyją w linii poziomej. Cel był prosty. Obalić trola. Potężne uderzenie spadło w golenie kapłana, a kilka chwil potem uderzony upadł na piach. Głowa hydry spojrzała na niego przekrzywiwszy się w jedną ze stron. Czekała, aż jej siostra podniesie się, aż będą mogły zaatakować wspólnie.
Ci co biegli za trolem okazali się zostać zamknięci w pułapce. Przed nimi leżał wywrócony troll, którego łatwiej było obejść niż przeskoczyć. Nad trolem wisiały dwa hydrze łby... dookoła krążyła jeszcze jedna.
Tak więc za leżącym trolem, i w obliczu trzech łbów hydr znaleźli się Zergh, Gardul wraz ze swym Wargiem, Taki oraz Sidney. Warsz problem polegał teraz na tym, że troll blokował przejście a hydra zaczęła swymi łbami odcinać Wam możliwości ominięcia przeciwnika.

Dużo więcej szczęścia mieli Ci, którzy zdecydowali się działać samodzielnie. Utgor napotkał na swej drodze jedną głowę, która zaatakowała bez przekonania. Efekt był oczywisty. Sprawny podskok, piruet i sieknięcie na odlew łańcuchem pozwoliło orkowi sprawnie przebyć arenę. Jego śladami podążyła elfka, widząc iż środek oraz druga część areny jest chwilowo zakorkowana.
Civril? Druhii wystartował jako jeden z pierwszych jednak nie mogąc sprawnie przebiec pomiędzy wijącymi się głowami hydry musiał szukać sobie okna... znalazł. W chwili gdy trol padał na piach, upadły elf sprawnie prześlizgnął się pod padającym przyjaicelem. Pozostawił za plecami przeciwnika... ale i sojuszników. Przed sobą miał klucze i ekwipunek, za sobą istoty w potrzebie.
Do ewkipunku dotarli zatem: Gerbo, Uthgor, Sashivei oraz Civril. Przy hydrze pozostali: Kashyyk, Zergh, Sindey, Gardul oraz Taki. Gdzieś w powietrzu dyndał: J'ram. Natomiast w punkie wyjścia został: Zank.

***
- Chyba miałeś racje.
- Względem?
- Tego że mogą się nadawać.
- Na grupę operacyjną?
- Nie na bateryjki... oczywiście, że na grupę!
- Czyli muszą tylko przeżyć?
- Nie... muszą to zrobić w odpowiedni sposób. Powiedzmy że muszą mnie oczaroać.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 03-08-2009, 20:11   #32
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Civril biegł ile sił w jego patykowatych nogach, arena była duża więc szybko dostał zadyszki. W swoim planie nie przewidział jednego, że przez głowy hydry ciężko będzie przejść. Mag zatrzymał się i zaczął obserwować. Jedna głowa zasnęła na prośbę goblina, który musiał jakoś obejść właściwości dwimerytu, druga strząchiwała reptyliona a reszta czekała. I to czekanie przeszkadzało. Na całe szczęście troll okazał się łatwym do trafienia celem, za to trudnym do zabicia. Hydra musiała na niego użyć wszystkich głów by w końcu padł. To była szansa upadłego. Wystartował nim Kashyyk upadł. Dystans był niewielki mimo to jedna głowa hydry zdążyła go namierzyć, druchii widział jak gadzi łeb zbliża się w jego kierunku z zamiarem zrobienia sobie przekąski. Elf ślizgiem rzucił się pod upadającego trolla i ledwo zdążył przejechać pod nim, sekunda zwłoki i by zginą rozgnieciony. To go uratowało. Dalej było łatwo, przeskoczyć nad ciągle leżącą głową i pobiegł dalej. Zarówno jego towarzysze jak i przeciwnik zostali w tyle, nie przejął się tym, miał tylko jeden cel. Dopadł do klucza leżącego przy długim nożu, zignorował broń i w pośpiechu zaczął otwierać kajdany. Sekundy się ciągnęły a kajdany umieszczone na nadgarstkach nie ułatwiały otwarcia, w końcu jednak puściły.
"Khaine, dziękuje Ci, przyjmij tę hydra w podzięce."

Obok niego elfka, ork i gnom dopadli swego ekwipunku, zignorował ich. Miał moc! Druchii zamknął i otworzył oczy.

Jak działa magia? Na to pytanie każda szkoła magii odpowie inaczej. Wiedźmy uważają, że polega ona na znalezieniu innego wymiaru w którym dana czynność jest możliwa, szamani tłumaczą to wolą duchów, kapłani doszukiwali się w czarach woli bogów. Wszyscy mieli rację, po trochu... Nikt nie miał w stu procentach racji ale tylko druchii zdawali sobie z tego sprawę. Upadłe elfy czuły wzorzec, coś na co działa każdy mag. Upadli widzieli go jako kolory, wszystko miało swój kolor. Nie każdy widział wzorzec, niektórzy go czuli, inni słyszeli. Postrzeganie wzorca przez dane szkoły były skrajnie różne.

Otaczał go brąz materii, jednolity z racji na specyfikę szkoły Civrila. Rozróżnienie wśród nich odcieni a co dopiero oddziaływanie na niego było bardzo trudne i nieprzydatne. Za to ciało...
Upadły widział swoich towarzyszy takich jakimi byli naprawdę. W środku ich sylwetek tlił się płomień życia, serce i witalne narządy. Wokół niego była szara masa najbardziej podatna na oddziaływanie. W masie tętniła purpura żył i czerń kości, ulubione cele Civrila. Całość gęsto poprzetykana srebrnymi żyłkami nerwów. Ciało otaczały promienie bieli magii i zieleń energii nad którymi unosiły się emocje, bardzo ciężkie do zidentyfikowania dla kogoś kto nie był psionikiem, czy jak mówili ludzie empatą. Całość oczywiście w różnych odcieniach i skupiskach, które mówiły upadłemu gdzie łatwo uderzyć a gdzie cios zaboli najbardziej. Ktoś z innej szkoły widziałby tylko szarość masy ciała, może odrobinę czerwieni życia.

Upadły nie zaczął od ataku spojrzał na arenę, sprawdzając czy widzi wyraźnie wzorzec kibiców tym samym sprawdzając czy chroni ich coś przed jego magią dopiero potem przeszedł do walki.
Widział jak wzorzec głów hydry pochyla się nad wzorcem jego towarzyszy z zamiarem zjedzenia ich. Zieloni bez broni nie mogli nic zrobić.
Tuż na skraju wzorca wiły się srebrne nerwy, Civril z uśmiechem wyobraził sobie jak się skręcają, coraz mocniej i mocniej...
Ten prosty zabieg oczywiście nie mógł zadać ran za to wywoływał potężny ból, który da czas innym na działanie. Często najprostsze zabiegi są najskuteczniejsze.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 04-08-2009, 12:55   #33
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
~Dobry pomysł…~ po raz kolejny pomyślał biegnący najszybciej jak potrafił Sidney. Nie rozglądał się, nie zastanawiał co dzieje się z innymi tylko pędził na swych krótkich, goblińskich nogach. Wtedy łeb hydry uderzył w trolla… Serce Sida zamarło, ale wielkolud tylko się zachwiał i cwałował dalej. Na ten widok Bonebrain zakrzyknął triumfalnie, uśmiechnął się… i wtedy ich ruchomy taran potknął się i zatarasował całą drogę.
-Cholera Jasna! – goblin krzyknął bardziej ze strachu i zaskoczenia, niż ze zdenerwowania. Zahamował gwałtownie, prawie tracąc równowagę. Świat zwolnił, tłum przycichł, a łby hydry stały się prawie niewidoczne. Sidney skupił całą swoją uwagę na utrzymaniu się na nogach. A takiej arenie upadek był równoznaczny ze śmiercią. W końcu goblin złapał równowagę, arena znów ryknęła pełną mocą, a wielkie łby hydry znów krążyły im nad głowami. Sidney odetchnął głęboko i szybko rozejrzał się. Przed nim Zergh i leżący troll, za nim Taki, Gardul i jego wilczek, Nad nimi trzy łby hydry. Drogę zablokował troll, a wąskie przejście obok zaczęły blokować czerepy hydry. Nawet z tego miejsca Sidney widział wiszącego J’Ram. ~Pięciu tutaj, Jaszczur wisi i czeka na śmierć, więc na drugą stronę przedarło się maksymalnie pięciu towarzyszy…~ ,myślał szybko inżynier. ~Niestety najbardziej „zaufani” są tutaj, a to oznacza, że nie ma co liczyć na pomoc tamtych. Kucharz, pijak, magik na co niby mielibyśmy liczyć…~ Sytuacja była beznadziejna, bardzo przypominała stare zdarzenie z przeszłości… Wtedy kiedy Sid wraz ze swoim skaveńskim przyjacielem, Clydem czekali na stryczek w pilnie strzeżonym więzieniu. Wtedy też ich położenie było beznadziejne, wtedy też wisiało nad nimi widmo śmierci… A co ich uratowało? Sidney aż uśmiechnął się na samą myśl o tamtych wydarzeniach…

Kilka lat wcześniej…
Wspólne pomieszczenie było niezwykle małe, co oczywiście nie przeszkodziło „więziennym architektom” podzielić go aż na dziesięć osobnych celi. Tamtego dnia każda była pełna, chociaż następnego popołudnia wszystkie miały być puste. Klatki w większości zajmowane były przez orków, którzy zostali schwytani za jakieś rozboje. Tylko 3 cele był zajęte przez inne stworzenia. W Pierwszej siedział gobliński inżynier, oskarżony o kradzież, w drugiej skaveński łotrzyk – morderca, a w ostatniej stary jaszczur, przyłapany podczas podpalania budynku miejscowych władz. Tak w tamtym więzieniu także panowała segregacja rasowa. Tamtego popołudnia wszyscy oni czekali na śmierć podczas masowej egzekucji. W końcu przyszli po nich strażnicy. Zakuci w ciężkie pancerze, uzbrojeni w stalowe miecze. Skazańcy nie mieli szans w walce z nimi. Strażnicy szybko skuli ich w łańcuchy i wyprowadzili z celi. Postronny obserwator ujrzałby zapewne monstra prowadzone przez obrońców prawa. Prowadzone na to na co zasługują. Jednak tamtego dnia Przeznaczenie znów okazało się kapryśne i nieprzewidywalne. Aby doprowadzić skazańców na egzekucje należało przejść przez pusty plac. Można go było opuścić na trzy sposoby. Wrotami na rynek, na którym wieszano zbrodniarzy, wejściem do więzienia i wreszcie bocznym wyjściem prowadzącym na cmentarz, gdzie wesoły i miły grabarz chował niedoszłych przestępców. Tamtego dnia skazańcy nie byli mocno pilnowani. W końcu to strażnicy mieli broń, więc nic złego nie mogło się stać. Boczne wejście było uchylone, gdyż jeden ze strażników prozaicznie poszedł się odlać. Bramy do wolności pilnowało więc tylko dwóch halabardników oraz jeden łucznik stojący na murach. Kiedy „konwój” był w połowie drogi, stary jaszczur odepchnął jednego ze strażników i z bojowym rykiem pobiegł ku wolności. Reszta podążyła za nim. Tamtego dnia zbiegło pięciu skazańców… Reszta zginęła…


Obecnie…
Rozmyślanie Sidneya trwał tylko kilka sekund. Nie mieli szans, śmierć była blisko, być może bliżej niż kiedykolwiek w życiu goblina. Nie można było liczyć na pomoc z zewnątrz, ani czekać na mądre pomysły towarzyszy niedoli. Adrenalina i strach zaćmiły umysł małego inżyniera. Tym razem nie było innego wyjścia… Nie było nadziei… wszystko w rękach Przeznaczenia… Znowu…
-Kupą mości panowie. KUPĄ!!! – ryknął goblin i z bojowym okrzykiem ruszył na wąskie przejście które powoli zasłaniała jedna z głów. Widownia krzyknęła z zadowolenia i rozbawienia. Oto zielony kurdupel atakował hydrę w samobójczej szarży nie mając nawet broni, ani wolnych rąk. Tak poniekąd było, jednak nie do końca. Tamtego dnia jaszczur też wystartował pierwszy, ale nieznacznie zwolnił i dał się wyprzedzić dwóm orkom. To właśnie oni zginęli, nadziani na halabardy, a stary jaszczur, a wraz z nim czterech towarzyszy, w tym skaven i inżynier przebili się na zewnątrz. Z tego co Sidney wiedział jaszczur wciąż żył i miał się dobrze…
Sidney biegnie prosto na przejście i głowę hydry z zamiarem odepchnięcia, lub jeśli to możliwe wyminięcia i zykania dostępu do ekwipunku. Ma zamiar nieznacznie zwolnić i dać się wyprzedzić przez jednego, maksymalnie dwóch towarzyszy. Jeżeli nikt za nim nie podąży i tak zrealizuje swój plan. Bogowie miejcie w opiece szaleńców…
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song

Ostatnio edytowane przez Nagash Hex : 04-08-2009 o 13:20.
Nagash Hex jest offline  
Stary 04-08-2009, 15:25   #34
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Stało się coś czego maluch się nie spodziewał. Jedna z głów go posłuchała. Ulokowała się wygodnie na ziemi i zapadła w długi sen. Niestety tylko jedna. Kolejne sześć wesoło baraszkowało sobie atakując nieszczęsnych więźniów. Jedna nawet bardzo pobudzona capnęła Zankowi przed oczyma. Jakby bawić się chciała. A potem coś zielonego przekąsić.

Zank resztkami siły woli powstrzymał się przed popuszczeniem. Śmierdzące gatki są mniej komfortowe od nie-śmierdzących gatek. Do tego nie ma nieprzyjemnego chlupotania między nogami. Przełknął głośno ślinkę i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jakimś dziwnym cudem teleportował się do tyłu. A może tak szybko uciekł? Nie za bardzo widziało mu się ponowne podejście do hydrozwierza. Ba! W ogóle chodzenie jakoś teraz mu się nie podobało.
~Dlaczego nie zostałem w wiosce?! Dlaczego poszedłem po te głupie grzybki?! Głupiś ty Zank, głupiś. Teraz cierp swą dolę.
Goblin rozejrzał się po polu bitwy. Trol się przewrócił i zatarasował przejście. - I jak on teraz weźmie plecak Zanka? Musze mu... pomóc? Nie... błagam tylko nie to! - przeraził się nie na żarty i nie wykonywał, żadnych przejawów w stronę wspomogi swych nowych kumotrów.
- Piii! Piiii, piiisk, piii! - Szczurwij trochę mniej bojący się o swój tyłek, a bardziej o swój brzuszek zaczął podskakiwać na ramieniu swego pana. Jakby to miało jakoś pomóc...

Sam szczurzy taniec może by i nie pomógł ale silne ugryzienie w ucho na pewno tak. Zank podskoczył z piskiem podobnym do swego chowańca i złapał się za bolące ucho. Zrezygnowany przyznał mu rację i postanowił coś wykombinować.

A w tym samym czasie, jaszczur zwisał niczym kokon motyla.

Kuchcik podbiegł do bandy i podskakując dosięgnął czerwonego materiału. Chciał zerwać płachtę. Czerwony, kolor wina i krwi. Bardzo dobrze przyciąga wzrok. Jeśli to się uda to Zank nie tracąc czasu wróci na swą pozycję i wymachując płachtą postara się przyciągnąć uwagę gada. Nie tego wiszącego, ale tego o siedmiu głowach. A gdy przynajmniej ta trzymająca jaszczurzego szamana łypnie na zielonego malca okiem ten wygłosi kolejne przemówienie.

-Katrazynko! Nie ładnie! Krewniaka chceta zjeść? Tego uczyła mamusia? Zank powiedzieć o lulu, a Katarzynka nie słuchać! Katarzynko, Katarzynko zostawcie tego pana i utnijcie sobie komarka. Zank wie. Ci źli ludzi i nie ludzie głośno. Oni przeszkadzają. Zank wie. Ale Zank na to pomorze. Zank zaśpiewa dla ciebie kołysanke! Tak. Zank dobry! Zank pomoże Katarzynce! - zaczął do niej przemawiać pieszczotliwym głosem, mocno trzęsąc nogami. Podniósł wyżej głowę, chwycił się za serce i jął zawodzić goblinim, piskliwym głosem.

-Aaaaaa, szczurki dwa.
Szare i brudne, szare i brudne oby dwa.
Ach śpij kochanie,
Tam Ci lembas chodzi po ścianie.
A Zank weźmie gruby kij
i przełoży mu przez ryj
A ty sobie smacznie śpij.


Zank śpiewając mrugał czasami oczętami i wyglądając tak słodko, że najtwardszy ork o kamiennym sercu zmiękłby na miejscu. Tylko czy hydra też się tak zachowa?
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 05-08-2009, 05:34   #35
 
Deviler's Avatar
 
Reputacja: 1 Deviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputacjęDeviler ma wspaniałą reputację
Pierwszy cios był zwykłą próbą wiary, która była szczęśliwie solidna, bynajmniej w tym przypadku. Problem leżał w fundamentach. Najprościej jest przecież podważyć wszelkiego rodzaju formy absolutu podważając same podstawy jego istnienia, przyczynowości i tego rodzaju dupereli, których brakowało w słowniku Kashyyka. Moment w którym ziemia wstała, by uderzyć go mocno w twarz był więc dla niego solidnym zdziwieniem, jeśli nie powiedzieć, że pozwolił sobie na lekkie zwątpienie.
~Błogosławiony umysł zbyt mały, aby wątpić~
Dźwięk słów swojego Pana, lub też raczej forma schizofrenii, czy innej choroby psychicznej zmazał to nieprzyjemne uczucie raz a dobrze.

Z jego skórzanej "zbroi", gdyż fakt, że nieoprawiona skóra zszyta w strategicznych miejscach, oblana jakimiś szarymi pomyjami, aby ujednolicić kolor zbyt wiele ochrony nie dawała, został wydarty kawałek, z którego aktualnie sączyła się krew. Wiele można powiedzieć o trollowej skórze, ale cudów czynić nie umiała. Najwyższy to co innego, rzecz jasna.

Piasek areny smakował słodko-słonym smakiem krwi istot, które wydały swoje ostatnie tchnienie na rzecz uciechy widowni. Obróciwszy łeb w kierunku łebskiego stworzenia, przynajmniej jeśli chodzi o ilość łbów, przyjrzał się dwom wpatrzonym w niego parom ślepi i zębisk.
~Więc tak wygląda śmierć?~
Najwyższy nawet nie odpowiadał. Wszak na retoryczne pytania nie wypada odpowiadać nawet absolutowi. Ręce uwalone pod cielskiem podciągnął na wysokość klatki piersiowej, aby unieść swoje dość ciężkie cielsko, lecz oczekiwał właściwego momentu. Słyszał tylko uderzenia bębnów... Nie, to odgłos jego serca napęczniałego wręcz od adrenaliny hormonu walki i ucieczki dała mu dodatkowego "kopa" energetycznego. Biolog nazwie to odruchem bezwarunkowym, ale jeśli ktoś miał spytać Kashyyka, to był jeden z pierwszych darów od Niego.

Plan był prosty. Błyskawicznie się podnieść i zblokować nadciągający atak. Jakby zdążył przed atakiem, to rozpocząć dalszy bieg choćby miał zerwać sobie mięśnie z wysiłku. Jeśli atak nadejdzie z odpowiedniej strony wykorzystać impet do dalszego biegu w kierunku totemu i klucza do kajdan, które zabierały mu jakże użyteczne dary. Jakby nie zdążył wstać, to usiłował zablokować atak kajdanami z pozycji gruntowej.
 
Deviler jest offline  
Stary 05-08-2009, 12:21   #36
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
Szósty sus…

Siódmy…

Ósmy…

Zergh pędził ile sił w krótkich nogach, wzbijając razem z pozostałymi towarzyszami pokaźne tumany arenowego kurzu. Trzymając okute kajdanami ręce ku górze wyglądał niczym medyk spieszący na operację persony, od wyzdrowienia której zależała również jego dalsza egzystencja. Dobiec, dotrzeć, osiągnąć metę, wypełnić założony cel, dołączyć do zwycięzców - w tym momencie tylko takie słowa miały dostęp do świadomości czarownika, święcie przekonanego o zbawiennych możliwościach silnej woli i upartej autosugestii. Wpatrując się wytrwale w zad trolla, jakby poddawał go jakiemuś magicznemu zaklinaniu, śmigał niestrudzenie do przodu z dumą ojca, którego syn wygrywał właśnie uczniowski wyścig, spełniając tym samym pokładane w nim nadzieje. Że zaś te zawody miały trochę poważniejszy wymiar niż biegi smarków, przeto odczuwane przez Zergha emocje dawały o sobie znać ze zwielokrotnioną siłą… Był więc przestrach o wytrzymałość żywego tarana, szczęście z (miał nadzieję) przynajmniej jednego złamanego zęba hydry oraz… no właśnie…

Goblin intuicyjnie zarył długimi stopami w ziemię, obrzucając równie zaskoczonym co nienawistnym spojrzeniem Kashyyka (już teraz wyklętego bękarta) i Civrila. Chciał nawet wyrzucić z siebie jakiś jadowito-zdesperowany okrzyk, lecz szalejący w jego umyśle dziki niepokój zatkał gardło niczym szczelny korek do wina.

I znowuż …Myśleć! Myśleć! Myśleć!

Z szybkością sekund świetlnych obrócił szyję o sto osiemdziesiąt stopni, nabywając ogólnego obrazu swej sytuacji… Przed nim rozłożony na ziemi troll oraz para nieprzyjemnych gadzich łbów, gdzieś tam z boku jeszcze jeden wijący się ryj, z tyłu zaś dwójka kumotrów z wargiem (ich obecność była dla Zergha małym zaskoczeniem, gdyż od momentu startu nie obrócił się ani razu)…Wracająca do poprzedniej pozycji głowa wypatrzyła jeszcze kątem oka inżyniera, wykrzykującego na głos mobilizujące hasło…

Goblin zacisnął zęby i ruszył sprintem… jednak nie za Sidneyem, lecz wprost na trolla, z zamiarem ominięcia jego potężnego cielska (lub, o ile możliwości i refleks pozwolą, przebiegnięcia między nogami Kashyyka) i śmiertelnego zagrożenia w postaci szczęk hydry. Zdawał sobie sprawę, że kloc nie będzie tkwił bezczynnie w pozycji leżącej, zaś jego działania będą o wiele bardziej zajmować uwagę Katarzyny niż bieg wychudzonego goblina…

Chyba…

Wyminąć, ominąć, przechytrzyć, wykiwać…
 
Gadzik jest offline  
Stary 05-08-2009, 13:44   #37
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Jaszczur ruszył niespiesznie w stronę jednej ze ścian areny, gdy, kątem oka, zobaczył jak jedna z głów zbliża się do głupiego goblina. W duchu J'Ram nawet żałował małego kucharza, jak mógł uwierzyć, że ta bestia choćby go wysłucha, nie mówiąc o zrozumieniu? Ale ta głowa jakoś dziwnie się zachowywała. Zaczęła się kiwać na boki, powoli opuszczała się w dół, a ślepia istoty wpatrywały się w Zanka nie z nienawiścią i rządzą, tylko jak we własną matkę, z wyrazem uwielbienia i wdzięczności... Jaszczur zatrzymał się i zszokowany obserwował, jak głowa posłusznie układa się do snu przed małym goblinem. Nic nie rozumiał, ponoć te kajdany miały uniemożliwić posługiwanie się magią. A przecież to musiała być magia. Duchy musiały czuwać nad tym malcem, ale czym z kolei taki kucharzyna mógł sobie na to zasłużyć?
Gdy jedna głowa położyła się na piachu przez Zankiem, druga wystrzeliła w stronę zielonego malca. J'Ram skoczył w jego stronę, wątpił, żeby sztuka perswazji goblina zadziała i tym razem. Wystraszony kucharz cofnął się o parę kroków gdy głowa hydry była już blisko, natomiast jaszczur skoczył do przodu kręcąc łańcuchem młynka nad głową i uderzył potwora w paszczę. Łeb wycofał się trochę, ustępując miejsca niewielkiemu reptilionowi. Chaldur nie chciał zmarnować takiej okazji, podbiegł więc w kierunku łba, szykując się do uderzenia łańcuchem od dołu, w szczękę krewniaka. Niestety, nieopatrznie wszedł w zasięg paszczy bestii. Szyja wyprostowała się znienacka i tylko szybki czas reakcji jaszczura pozwolił mu uniknąć, być może śmiertelnego, ciosu. J'Ram przygotowywał się do kontry,gdy nagle... coś pociągnęło go do góry! Stracił grunt pod stopami, na nacisk kajdan na nadgarstki stawał się nieprzyjemny... Ogniwko łańcucha zaczepiło o jeden z kłów hydry i teraz jaszczuroczłek wisiał kilka metrów nad ziemią. Miało to oczywiście swoje dobre strony. Teraz widział, w jakiej sytuacji są jego "towarzysze". Trol leżał na ziemi, za nim stało kilak osób, a trzy głowy zasłaniały im drgę w kierunku ekwipunku, mogli się jedynie cofnąć, lub liczyć na fart i brnąć przed siebie.
Jaszczur zaczął bujać się na łańcuchach, gdy usłyszał... Zanka. Goblin ponownie próbował przekonać jedną z głów, że powinna się przespać, właśnie teraz. Jednak J'Ram nie liczył na kolejny sukces malca, wolał wziąć sprawy w swoje pazury. Bujając się na zębie hydry, stara się zwrócić na siebie jej uwagę, sprawić jej ból (może uda się wyrwać ząb? albo zerwać łańcuch?) i zmusić do strząśnięcia łańcucha w jakikolwiek sposób. Może uda się spaść na którąś z głów oblegających trola i resztę? A może głowa tak rozbuja łańcuch, że J'Ram znajdzie się nad głową hydry, do góry nogami, i wyląduje na tym właśnie łbie? Jeśli wyląduje na jakimkolwiek wrogim łbie, próbuje oślepić gadzinę, najlepiej wydłubując oczy.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 05-08-2009 o 13:47.
Baczy jest offline  
Stary 06-08-2009, 16:46   #38
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Drowka dobrze wybrała. Wiedziała, że to powinno być proste, bo jeśli na tym odcinku swej walki będzie miała trudności, to znaczy, że jest niewarta ni złamanej monety, a lata treningów, walk i przemyśleń poszły na nic. Gdy zobaczyła zakorkowaną przeciwną stronę od jej, ironiczny uśmiech pogłębił się. Jednak nie pozwoliła sobie na długą radość z wynikającej sytuacji. Doskonale wiedziała, że będzie trzeba nie dość, że samemu się wydostać, to jeszcze reszcie pomóc...



***

~ Dobrze myślisz, pomóż im. To, że są gorsi od Ciebie, przynajmniej w tej chwili, nie znaczy, że nie powinnaś wyciągnąć w ich stronę dłoni ~ odezwał się głos.
~ Głupia jesteś. Po co im pomagać? Masz idealną sytuację żeby wrócić! Większość łbów skupiła się właśnie na tych nieszczęśnikach, którzy podążyli za trollem, a ty masz prawe wolną drugą stronę!
~ Nie pamiętasz co mówił tamten mag? Dziewięcioro musi przeżyć. Dlatego uratujesz im tyłki, chociaż części z nich.




***

Sashivei spojrzała na pozostałą trójkę, która stała przy ekwipunku. Oczy były bystre, czujne, ale i zamyślone jednocześnie. Spojrzała na swój ekwipunek i znajdujący się przy nim klucz do kajdan. Położyła nań dłonie, aby wziąć go i otworzyć je, jednak zatrzymała swój ruch i spojrzała na upadłego. Z racji, że był przed nią ten już nie miał kajdan i coś kombinował. ~ Mag... Mówił, że jest magiem, który potrafi wpływać na ciało danej osoby ~ przypomniała sobie, co mówił Civril o sobie, o ile była to prawda. Zatrzymała znów na nim dłuższe spojrzenie, jednak szybko bijące serce pompowało równie szybko krew do mózgu, dzięki czemu myśli leciały z zawrotną prędkością. Zwróciła swoje topazowe oczy na orka i alkoholika gnoma. Chciała z nimi współpracować, jednak to nie miało sensu, przynajmniej na razie.

W palce ujęła kluczyk i bez większego problemu otworzyła dwimerytowe kajdany.
Szybko sięgnęła dłońmi po broń, swoje ukochane sztyleciki i miecz, które nie raz życie uratowały. O broń dbała nadzwyczaj i zawsze była w nienagannym stanie, naostrzona, bez śladu rdzy, czy szczerbienia, błyszcząca. Złapała dwa, mniejsze sztylety i wsunęła je z tyłu, za pasem, gdzie ich miejsce było. Ujęła krótki miecz w dłonie i przejechała delikatnie po ostrzu, po czym wsunęła w pochwę przy boku. I jej ukochany długi sztylet... Wzięła go do ręki i zgrabnie poruszając nadgarstkiem zrobiła kilka ruchów. To był jej ukochany towarzysz życia. Nie jeden padł od tak niepozornej broni, która w jej równie niepozornej, delikatnej ręce stawała się narzędziem zbrodni, a ostrze spływało krwią.
Drowka zacisnęła mocniej palce na rękojeści idealnie wyważonego sztyletu. Spojrzała bacznie na sytuację starając się ocenić ją i wybrać odpowiedni moment. Odpowiedni, tylko na co?



***

~ Masz świetną okazję wykazać się.
~ Tylko wyczekaj odpowiedni moment.
~ Ale kiedy taki będzie?
~ Niech emocje tobą targną, a doświadczenie pokieruje w odpowiednim kierunku.
~ Będziesz to czuła...




***

Sytuacja była co najmniej komiczna, ale i za razem nieciekawa, co dla niektórych istot. Goblin, który ściął ją na chwilę z nóg, teraz dalej kombinował na swój dziwaczny sposób. Jednak ten sposób wyszedł za pierwszym razem, to może i teraz mu się ta sztuka uda. ~ Czyżby hipnoza? ~ pomyślała, jednak dalej przebiegła spojrzeniem, na harmider, który zrobił się przy trollu, a ten, nic dziwnego, dalej walczył o swoje życie. Reszta za nim biegnąca, z wielkim zdziwieniem na twarzy, zauważyła, że troll nie jest idealną tarczą na hydrę. Natomiast reptalion dyndał ponad ziemią i próbował, nie dość, że wyrwać się z patowej sytuacji, to jeszcze zranić ową głowę, która przez przypadek go podniosła.
Drowka czekała, ale nie bezczynnie. Starała się analizować sytuację. ~ Słabe punkty? Każdy przecież takowe ma ~ przyszło je na myśl. Zaczęła pod takim kontem patrzeć na bestię. ~ Hydra. Ma siedem głów, które pracują niezależnie od siebie. Tłuczenie ich po kolei nie ma sensu, ale... ~ spojrzała na korpus hydry ~ pewno znalazłoby się parę punktów, w które warto uderzyć, ba okażą się skuteczne. Czemu by nie mierzyć wysoko? Drowka nie należała do impulsywnych osób, choć nie zawsze. Jednak w tej chwili chciała zaimponować samej sobie. ~ Brzuch, oczy, szyja, pachwiny, to najbardziej typowe punkty w które atakuje się. Sashivei bacznie obserwowała wroga i szukała na niego "haka", który by go uśmiercił, czułego punktu, w który jak uderzy, bestia padnie.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."

Ostatnio edytowane przez Szaine : 06-08-2009 o 17:06.
Szaine jest offline  
Stary 06-08-2009, 21:08   #39
 
Blacker's Avatar
 
Reputacja: 1 Blacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputacjęBlacker ma wspaniałą reputację
Sytuacja w jakiej się znalazł stanowczo nie była zbyt korzystna dla Ghardula. Co prawda nie była też korzystna dla nikogo innego, jednak orkowemu szamanowi dodatkowo przeszkadzał fakt, że nie był w stanie zobaczyć swojego przeciwnika. Jedyne co mógł zrobić, to ruszyć do przodu kierując się ciężkimi uderzeniami stóp trolla, mając nadzieję że w ten sposób zdoła bezpiecznie dostać się do ekwipunku. Wtedy, mając w rękach swój kostur i swój miecz mógłby stanąć do nierównej walki z piekliszczem czającym się na środku areny. Niestety, szczęście nie sprzyjało w tym dniu orkowi i nagle ogromna masa uderzyła w niego z góry, przyciskając do ziemi i odbierając oddech. Oceniając po zapachu i fakturze tego, co w niego uderzyło najwyraźniej skończył pod trollem. Obok słyszał oddechy kilku innych istot, po czym wnioskował że nie jest jedynym uwiezionym. Nie wiedział, jak wyglądała sytuacja wokół niego, wiedział jednak mniej-więcej w którym kierunku były jego przedmioty i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie tam musi się skierować.

Kształt areny ocenił sobie mniej-więcej po głosach publiczności, dobiegających ze wszystkich stron. Nie był pewny dokładnych odległości, błąd mógł być nawet rzędu kilku metrów, jednak nie było to aż tak istotne. Wiedział, że miał szanse dotrzeć do ekwipunku nawet bez pomocy trolla. Problemem było jednak wydostanie się. Macając grunt wokół siebie szukał jakiegoś punktu oparcia, by wypełznąć spod ogromnego cielska. Zamiast tego trafił na coś zimnego i metalowego w kształcie walca. Druga ręka trafiła na bliźniaczy przedmiot. Ghardul nie miał pojęcia, co to jednak postanowił to zachować i zbadać w bezpieczniejszym miejscu. W końcu udało mu się wydostać, jednak cieszył się że brak zmysłu wzroku nie pozwala mu zobaczyć jak wyglądało jego ubranie. Zawsze był zadowolony ze swoich wspaniałych szamańskich szat, świadczących o jego prestiżu i sile. Teraz zapewne wyglądał jak jakiś obdartus, a nie jak szaman Klanu i daleki potomek słynnego Chana Zerat'hul'a. Na dodatek w tym stanie widziała go masa ludzi, co nie poprawiało mu humoru. Postanowił, że gdy tylko będzie miał wolne ręce to da hydrze nauczkę jak powinno się traktować tych, którzy rozmawiają z duchami!

Pomógł uwolnić się także Wharr'fag'owi, który utkwił pod trollem. Na szczęście poza drobnymi stłuczeniami ani Ghardul ani Czarnofutry nie byli ranni. Nie było jednak czasu na to, by okazywać radość albo dziękować duchom za pomoc, gdyż w każdej chwili hydra mogłaby uznać go za smakowity kąsek i połknąć. Miał także nadzieję, że Taki jest bezpieczny, jednak nie mógł tego w żaden sposób sprawdzić. Jedyną możliwością było zatem ratowanie swojego tyłka, by w razie czego być zdolnym do udzielenia pomocy przyjacielowi. Ruszył więc biegiem z wargiem u boku w kierunku, w którym powinien znajdować się jego ekwipunek
 
__________________
Make a man a fire, you keep him warm for a day. Set a man on fire, you keep him warm for the rest of his life.
—Terry Pratchett
Blacker jest offline  
Stary 07-08-2009, 18:04   #40
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wódka jest wysokoprocentowym napojem
alkoholowym, w którym upodobanie znaleźli między
innymi ludzie, Gnomy oraz Krasnoludowie. Nie gardzą
nim również Orkowie, natomiast Elfy wyraźnie wolą
napoje tworzone na bazie winogron, leżące w butelkach
około wieku lub więcej. Inaczej niż inne rasy, nie przepadają
również za piwem pitym bardzo powszechnie wśród
większości stworzeń humanoidalnych...

"Alkohole" Mark Garsanty

***

W jednej chwili Gerbo stał na arenie, gapiąc się na swoją flaszkę. Nie widział przypadkowej zbieraniny, jaką utworzyli, nie widział hydry, nie widział publiczności. Nie widział niczego, w tym podłoża ani nieba, interesując się tylko jednym przedmiotem, którym nie był zardzewiały miecz mogący przydać się w walce z wielogłowym gadem czy nawet bezużyteczny świecznik, ale szklana butelka wódki.

W drugiej, jednak, chwili, zamiast małej istotki o krótkich nóżkach, kotłowała się spora ilość kurzu, częściowo przysłaniającego widoczność tym, których można było nazwać drużyną.

***

-Na długą lufę mojej babki!-wyrwało się jednemu z Orków siedzącemu na stadionie.
-Czego on się nażarł?!-skomentował inny.
-Sraka to bardzo nieprzyjemna dolegliwość-z powagą pokiwał głową pewien Goblin.

***

Bieg Gnoma był iście kreskówkowym sprintem, w którym postronny obserwator miał wrażenie, iż nóżki małego stworzenia kręcą się, zakreślając pełny okrąg.
Sam Gerbo pochylał się z wyciągniętymi rękami nad podłożem, niemal równolegle do niego, pędząc na hydrę z dużą i ciągle rosnącą prędkością.

Z jednej strony gad, który jedną głową namierzył już szybki cel. Z drugiej strony Gnom pędzący prosto do celu. Nie mniej jednak do słowa "prosto" można było się przyczepić, ponieważ nawet wąż byłby zszokowany, obserwując zazdrośnie zygzaki jakie czynił niski O'Lerbo.
Nie mniej jednak owe zygzaki były niezwykle chaotyczne i nijak nie dało się tam znaleźć prawidłowości.

Odległość drastycznie malała.
Dziesięć metrów.
Siedem.
Pięć!
Dwa!!
Metr!!!

Głowa hydry wystrzeliła ku Gerbo i... nie trafiła! Gnom akurat potknął się o własne stopy, wzlatując lekko, by przelecieć nad łbem bestii, gdzie machając rękami i ciągle nie przestając przebierać nogami, wylądować tuż nad ziemią, co zmusiło do jeszcze szybszego biegu!

Druga głowa uderzyła zaraz po pierwszej, lecz szybki przeciwnik niespodziewanie zatoczył się ku niej! Efekt był taki, iż szczęka zamknęła się w powietrzu bez łupu, natomiast cel był tuż pod podgardlem, co każdy doświadczony wojownik wykorzystałby, wbijając tam cokolwiek ostrego.

To jednak nie interesowało Gnoma, który nie zauważył nawet, że coś go zaatakowało. Teraz był już bezpieczny, lecz wcale go to nie satysfakcjonowało. Ba! Nie zwalniało go to nawet z biegu!

Teraz przed nim była jedynie powiększająca się butelka - pole dla zmagających się ze sobą, tańczących promieni słonecznych. Był już blisko, bardzo blisko, zaś odległość się zmniejszała aż w końcu dopadł do niej, ignorując kajdany i klucz do nich.

Gerbo szybko odkręcił nakrętkę, zaś wylot szyjki przytknął do ust i przechylił, zrównując ją z linią pionu.

Na ten widok ożywała bajka z tekstem: "I pił. I pił. I pił. I pił. I pił. I pił...", tyle że w roli Smoka wystąpił malutki miłośnik alkoholu, zaś w roli rzeczki, butelka z gorzałą. Zlewały się przy tym jakiekolwiek różnice, budząc wątpliwości wśród poetów: "Może to o nim? Smok jest idealny porównaniem dla takiej "żarłoczności" alkoholowej!". Ponadto wydawało się, iż O'Lerbo wypił dokładnie tyle, co owy gad, który pękł, ale jego żywy odpowiednik nie miał takiego zamiaru.

Teraz Gnom korzystał z umiejętności, jaką nabył przez lata praktyki. Zaczął wlewać w siebie płyn z częściowym pominięciem procesu przełykania. Jabłko Adama nie poruszało się wogóle, a jednak mała istotka piła nieustannie, by przerwać wtedy, kiedy przy swoim ekwipunku znalazła się Sashivei.
Wtedy to, bowiem, zakręcił dokładnie butelkę, powoli przełykając ostatni łyk wódki, na którą spojrzał z czułością.

-Mój skaaaaarb!

Czyżby ktoś już tego nie powiedział?

Szybko schował butelkę do jednej z kieszeni, kiedy, jako ostatni, przybył Elf. Wtedy właśnie chwycił klucze do kajdan, lecz gorzałka powoli zaczynała działać i Gerbo miał niejakie trudności z trafieniem w dziurkę.

Pierwsza próba okazała się na tyle nieudana, że nawet nie trafił w metal bransolet.

Druga nieco bardziej bliska była poprawności, ponieważ tym razem trafił... w sam rant, z którego klucz ześlizgnął się z taką łatwością, z jaką rozjeżdżają się nogi pijanego Krasnoluda umieszczonego na tafli lodu.

Do trzech razy sztuka, głosiło powiedzenie, ale teraz z jednej dziurki zrobiły się trzy i jakby tego było mało, chaotycznie obracały się, nakładały i rozdzielały, myląc ręce, również nie potrafiące znaleźć właściwego rytmu.

Przy akompaniamencie licznych klątw, obrażających całą rodzinę upartego metalu na dwa pokolenia wstecz, za trzecim razem trafił w otwór, napotykając kolejny problem warty kontemplacji.

W którą stronę przekręcić kluczyk? W lewo? A może w prawo?

Pewnie myślałby jeszcze długo nad owym problemem, gdyby nie wpadł na iście genialną myśl, mówiącą, iż najpierw przekręci w jedną, a potem w drugą stronę.

Tak też uczynił i pierwsza próba zakończyła się porażką, więc przekręcił w drugą stronę. Tym razem udało się.
Usłyszał jedynie głośne kliknięcie, po którym kajdany rozwarły się szeroko, opadając bezwładnie na piach.

Okazało się, że wśród ekwipunku Gnoma, oprócz miecza i świecznika znajdowało się jeszcze coś. Jakaś dziwna, brązowa sakiewka, ciepła już od promieni słońca.


Oprócz niej była również drewniana, stara fajka, lekko podniszczona.


Gerbo szybko zgarnął sakiewkę i zadziwiająco precyzyjnie włożył palce do środka sakiewki tylko po to, by wyjąć z niej około grama lub dwóch czegoś suszonego, po czym nasypał tego do fajki.

To musiał być odruch, ponieważ bez zachwiania ręki, trafił za pierwszym razem. Ponownie włożył małą rękę do sakiewki i wyjął szkło, które osadził na fajce, którą położył na słońcu, przypinając do pasa miecz, po czym smarknął, wkładając sobie świecznik za pas.

Schował również sakiewkę, uprzednio chowając do niej szkło, zaś z fajki zaciągnął się mocno dymem, wypuszczając niespodziewanie wielką chmurę.

Nagle zobaczył, że nie wszyscy przedostali się do swoich rzeczy, a Wróbel Wielogłowy okazał się niespodziewanie agresywny.

-Spokojnie! Jestem ornitologiem, znam się na tym gatunku ptaków-mówił zapitym głosem, trzymając fajkę w jednej części ust, zaś z drugiej wypuszczał całe pióropusze dymu.

Nadspodziewanie szybko porwał klucze i amulet wyglądający na szamański, z jednej kupki, ignorując pozostałą część zidentyfikowaną na zbyt ciężką.
Druga zawierała klucze i jakąś malutką kuszę, więc również to porwał, nie biorąc nic więcej, by się nie przeciążać.
Podszedł do trzeciej, z której wydobył patelnię wraz z kluczami, pomijając inne kucharskie przyrządy.
Następna zawierała topór i tarczę, lecz były one zbyt ciężkie jak na przedsięwzięcie, którego miał zamiar dokonać Gerbo, więc chwycił coś, co było podobne do kłów, a także to, co wszędzie, czyli... klucz.
Z ekwipunków wyglądającego na ten, który należał do Takiego wydobył sztylet, zaś z reszty jedynie klucze.

-Już lecę drogie ptaszki!-powiedział, tachając różne przedmioty, z którymi ruszył biegiem w kierunku uwięzionych, niejako w pułapce.
O dziwo, prędkość, którą rozwinął Gnom, nie była spodziewanie mała. Ba! Teraz była większa, lecz również zataczał się bardziej, widząc przed oczami trzy wirujące hydry.

-Pieprzona ziemia-warknął w biegu, nie wypuszczając fajki z ust, z których uszła całkiem spora ilość dymu.

Chciał skupić na sobie uwagę hydry, możliwie największej ilości głów, które nie śpią, buchając im dymem z ust prosto w łby, a przy okazji rozdając ekwipunek innym, kończąc na Zanku, chcąc do niego dobiec jako do ostatniego.
Tym sposobem wysunąłby się z zasięgu głów hydry, którym miał zamiar wygrażać świecznikiem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172