Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2009, 15:59   #98
Raphael
 
Raphael's Avatar
 
Reputacja: 1 Raphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znanyRaphael nie jest za bardzo znany
Elf bacznie obserwował ruchy za palisadą. Przywódca grupy zrzucił Gloriannę z konia i ciągnąc za włosy zaprowadził do niewielkiego budynku, który najwyraźniej pełnił rolę więzienia. Sam wrócił do konia, wygrzebał coś z juków i ruszył w stronę pałacyku.
- Teraz nic nie zrobimy - głośno myślał Ryani - Uwolnimy ją wieczorem.
Jak pomyślał, tak zrobił. Przeczekali z ropuchą do zmroku, kryjąc się w krzaczorach, które na szczęście gęsto zaścielały teren tak po jednej, jak i drugiej stronie rzeki. To dziwne – pomyślał – że nie czynią przedpola równym i łysym. Tak postępuje większość strategów. Pewnie za wiele im tu nie zagraża. W tym przekonaniu utwierdził go również widok strażników, którzy zaraz po nastaniu ciemności zaczęli zbiorowo drzemać. Widział to wszystko dzięki wyostrzonym elfim zmysłom, oczywiście.
Strażnicy widzieli zgoła gorzej, więc, nie robiąc najmniejszego hałasu, Ryani schował ropuchę do torby (nie żeby obyło się bez protestów) i ruszył w stronę wypatrzonego wcześniej brodu. Szuwary rosły tu bardzo bujnie, a ponadto ziemia bardzo się obniżała, więc mógł iść wyprostowany bez obaw, że ktoś go wypatrzy. Znalazłszy odpowiednie miejsce, złożył na ziemi tobół i począł się rozbierać. Po chwili, gdy został już tylko w przepasce, spiął włosy w sztywny, wygodny kok i zaczął się nacierać błotem. Nie minęło kilka minut, a stał postacią podobną do potwora z bagien raczej, niż do elfa. Do przepaski przypiął nóż w pochwie i zszedł do wody.
Świadom, że taka operacja zmyłaby całe błoto, nie zanurzał się bardziej, niż to konieczne. Na szczęście w najgłębszym miejscu bród miał niewiele ponad trzy stopy głębokości, więc po dostaniu się na drugi brzegu, uzupełnienie kamuflażu zajęło mu mikroskopijną ilość czasu.
Sunął jakiś czas tuż pod murem, kryjąc się za krzakami, aż dotarł do miejsca najbliższego więzieniu. Przybliżył się jeszcze do ściany i wymacał stopą zagłębienie między balami. Następnie, powoli i rozważnie zaczął się wspinać, cały czas przylegając maksymalnie do muru, by strażnik (jeśli jakimś cudem by nie spał) nie mógł go ujrzeć. Po chwili znalazł się tuż przy krawędzi umocnień. Ostrożnie zza niej wyjrzał.
Nieopodal leżał strażnik, obejmujący czule butelkę. Jego pierś unosiła się miarowo, a sumiaste wąsy furkotały, gdy chrapał. Ryani jednym susem znalazł się po drugiej stronie i począł schodzić drabiną, przystawioną nieopodal do muru. Gdy znalazł się na ziemi, przywarł do ściany i nasłuchiwał.
Cisza, zakłócana jedynie chrapaniem wartownika, umocniła jego poczucie bezpieczeństwa. Skulony podbiegł do domu, oddalonego od ściany kilkadziesiąt jardów i zaczął sunąć w jego cieniu. Po chwili dotarł do więzienia. Przy drzwiach nie było nikogo, najwyraźniej wierzyli w moc zasuwy zamykającej pomieszczenie z zewnątrz. Dziękując boginiom za tę okoliczność, Ryani otworzył cichutko zasuwę i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Nagle coś się na niego rzuciło, nieomal zwalając go z nóg.
Tym czymś okazała się Glorianna, która bynajmniej nie atakowała elfa, a jedynie uwiesiła mu się na szyi. Zdumiony, odwzajemnił uścisk, czując jednocześnie, jak cały pąsowieje.
Błogosławmy błoto – pomyślał. W końcu elfka odsunęła się od niego, dla odmiany zawstydzona. I ubłocona. Lecz ona zdawała się tego nie zauważać. Jej uta ułożyły się w nieme „dziękuję”.
- Nie ma za co. – szepnął radośnie elf. – Musimy się stąd wydostać. Chodź! – chwycił ją za rękę. Elfka chwyciła ją, choć z ociąganiem, którego powód elf miał poznać niebawem. Bez przeszkód dotarli na wał, ale kiedy przyszło do schodzenia z niego, elfka stanęła na krawędzi muru, nie chcąc się ruszyć.
- Co się stało? – szepnął jak najciszej elf, nie chciał bowiem mieć na karku pijanego strażnika. Elfka pokrótce wyjaśniła mu wszystko gestami. Musieli odzyskać lampę. – Ale gdzie ona jest? – wskazała jakiś budynek. Zaraz, to tam wchodził hegemon. – Zdecydowanie przeceniasz moje umiejętności, kochana. – „kochana” sprawiała wrażenie, jakby w razie czego sama poszła by chętnie po lampę. – No dobrze. Czekaj w krzakach pod murem.
Pomknął z powrotem, nie bacząc na Gloriannę. Powinienem żądać premii – pomyślał.
Przemykał miedzy budynkami niezauważony (mimo późnej pory i kilku libacji, ciągle niektórzy strażnicy pozostawali przytomni), aż w końcu dotarł do tego wskazanego przez elfkę.
Frontowych drzwi pilnowało dwóch strażników, zresztą próba wejścia przez nie była co najmniej szaleńczym pomysłem. Elf siląc się jak mógł, by pozostać niezauważonym, przebiegł zgarbiony wzdłuż ściany budynku, mijając kilka wielkich, zamkniętych okiennic. W końcu dotarł na tyły budynku, gdzie tkwiło drugie wejście do budynku. Pokusa była silna, ale Ryani postanowił nie używać też tych drzwi. Zamiast tego wpadł na, genialny jak mu się wówczas wydawało, pomysł: sprężył swoje całe ubłocone ciało do jednego szaleńczego skoku, który wyniósł go na wysokość, pozwalającą uczepić się krawędzi dachu. Modląc się, by nikt nie usłyszał hałasu, jaki wywołał swoim wyczynem akrobatycznym, podciągnął się i po chwili stał już niepewnie na strzesze.
Po jego lewej i prawej stronie miały swoje miejsce dwa okna, najwyraźniej nie zabezpieczone już tak pieczołowicie, jak te na dole. Oba były wypuszczone z dachu, jak baszty z murów.
Ene due like fake…
Gun podczołgał się do lewego okna i zajrzał do wnętrza pokoju…
 
__________________
W każdej sekundzie rozpadamy się i stajemy się nowym człowiekiem, w którym coraz mniej jest tego, kim byliśmy przed laty.
Raphael jest offline