Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-08-2009, 22:57   #20
Mono
 
Mono's Avatar
 
Reputacja: 1 Mono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwuMono jest godny podziwu
Muriel czuł się wspaniale na obecnym miejscu, na miejscu Samuela. Pełna kontrola, pan i władca na włościach. To czego pragnął od tak dawna, a co było Mu dane wcześniej tylko pod nieobecność świadomości powiedzmy to… pierwotnego właściciela. Stan idealny: on kierował okrętem, a upierdliwy głosik w środku niego, o imieniu Sam, mógł tylko dawać do zrozumienia, że kurs obrany przez sternika mu się podoba lub nie. Długo, ale to bardzo długo pracował na ten sukces. Nocne wypady, które miały na celu wzmacnianie jego siły ducha i sukcesywne osłabianie siły gospodarza przez sugestie, obniżanie jego samooceny i niekorzystne osądzanie jego poczynań. Wszystko to zaowocowało tym, że nasz drogi Bystrzak jest zepchnięty na drugi plan i nie jest teraz wstanie poruszyć nawet koniuszkiem palca. Cała sytuacja wywoływała zwyczajowy dla Pana M bardzo szeroki, wręcz nienaturalny, uśmiech na ich wspólnej twarzy.



Inkwizytor i Tara cały czas bacznie go obserwowali, a przynajmniej tak mu się wydawało (On nie omieszkałby ich obserwować gdyby byli ludźmi jego pokroju). M raczej nie był taki jak Sam, nie lubił rozmów, które nie miały na celu jego zysku, albo przynajmniej poprawy jego sytuacji… w ogóle nie lubił chyba gadać. Był milczkiem, który rozmawiał tylko wtedy, gdy był pytany lub po prostu wtedy kiedy musiał, tak więc cała podróż (za wyjątkiem kilku pytań od Shawras’a, który chyba oczekiwał równie interesującej rozmowy jak z jego drugą jaźnią, ale niestety się przeliczył) upłynęła pod znakiem ciszy i ukradkowych spojrzeń. Muriel nie opuścił pokładu statku nawet w czasie odwiedzania owej tajemniczej wyspy – Celmy. Jedyne, co robił przez cały pobyt na tym pływającym skrawku drewna, to wychodził wieczorami na pokład sprawdzać możliwości ciała nad, którym przejął niedawno całkowitą władze(jak się okazało potencjał miało spory) i wewnętrzna rozmowa z bardzo niezadowolonym z całej tej sytuacji Samem.

„- Kiedyś na pewno osłabniesz i wtedy ja wrócę na swoje miejsce, a wówczas skorzystam z wszelkich dostępnych środków byś zniknął na zawsze. Zbyt długo Cię ignorowałem.”

„- Taaaaak już bardzo długo się ze sobą rozmawiamy i długo walczymy, tak długo, że aż trudno się doszukać początku. Jedno jest jednak pewne… moim życzeniem nie jest to abyś zniknął


Gdy marynarz z bocianiego gniazda zaalarmował o zbliżającym się z wolna w ich stronę lądzie, Muriel miał już spakowane wszystko z ich, jakby niebyło, wspólnego skromnego dobytku. Okazało się, że ta część brzegu Zhieloskoju była usiana ostrymi skałami i klifami, wśród których jedynym bezpiecznym miejscem była szeroka ścieżka dopływu prowadząca do portu Kokub znajdującego się na, wyglądającym niezwykle sztucznie, wypłaszczonym i delikatnie schodzącym ku morzu terenie. Całość obszaru zdawała się być manipulowana, a Muriel wyczuwał coś, co burzyło jego spokój ducha, ale może była to zwykła aura tego miejsca…

Miasto było niewielkie, ale wszystko, co potrzebne było skumulowane na jego małej powierzchni: baraki, kuźnie, zbrojownie, magazyny i ciągle rozbudowywany port, którego zdolność przyjęcia statków na rozładunek czy przegrupowanie floty bojowej zwiększała się z dnia na dzień dzięki żmudnej pracy niezliczonej ilości robotników i jeńców wojennych. Znalazło się w mieście nawet miejsce na Więżę Magów, która górowała niepodzielnie nad ogółem budynków. Wszystko było okolone murem i częstokołem. Mur był przetykany drewnianymi wspornikami i łatami dość sporych wyrw w ogrodzeniu. Żołnierze stali w pogotowiu na murach, widocznie nie wszystkie siły wroga zostały ostatecznie rozgromione i miasto musi się borykać z problemem wojny partyzanckiej. W każdym razie oni nie przyjechali tutaj aby się użalać nad tubylcami i ich problemami. Oni przybyli tu w innym celu.

Wszyscy wraz ze swoim ekwipunkami stawili się w porcie na życzenie Księcia. Na placu bracia Kreuzenferg rozmawiali z dwoma jegomościami w czarnych strojach. Obserwowali waszą grupę.

- Witajcie w Zhieloskoju! - rzekł łamanym cesarskim mężczyzna o krótkiej bródce i wyłupiastych oczach. - Jesteście tutaj po sławę, pieniądze i nasze zwycięstwo. Zaraz wydamy wam odpowiednie polecenia.

Jegomoście zatrzymali się przy Murielu, szeptali chwilę z naszymi arystokratami i wkrótce, po uprzednim wzruszeniu ramionami i wzroku, który prawdopodobnie miał złamać psychicznie młodzika, doszli do wspólnych wniosków:

- Musisz zgłosić się do samego Kravowa w mieście Mamel - tłumaczył biegle Ultrich, a następnie przekazał mu mieszek z monetami w środku oraz list w kopercie. - To fundusze na podróż. Musisz dotrzeć tam przed tygodniem, bo Kravow szykuje się do kolejnej misji. Ten list musisz mu dostarczyć. Na miejscu dostaniesz następne zadanie. I pamiętaj! Liczy się dyskrecja.



List błyskawicznie został ukryty za połami płaszcza. Zadanie wydawało się dziecinnie proste, jednak ostrzeżono go potem, iż jest tak tylko pozornie z powodu niespokojnej sytuacji w kraju.
„Cały kraj wrze, a wszyscy od drobnych opryszków szukających łatwego łupu po płatnych morderców wroga tylko czekają na powinięcie twojej nogi. Pamiętaj o tym.” – to zdanie cały czas dźwięczało mu w głowie.
Pomimo tego, że nie jest nikim niezwykłym i znanym z osiągnięć (a może właśnie dlatego) dostał ważne zadanie… a może tylko mu się wydawało, że jest ono takie specjalne?

Po ustaleniu detali takich jak dokładne położenie owego miasta, w którym miał się znajdować Kravow, korzystnych i niekorzystnych traktów dojazdowych, a także tak prozaicznych rzeczy jak zapasy i ewentualne miejsca schronienia i namiary na „swoich ludzi” na wypadek gdyby „coś poszło nie tak” Muriel poszedł do stajni po konia oraz magazynu po prowiant – miał mało czasu i nie mógł sobie pozwolić na żadne opóźnienia. Wyruszył niezwłocznie żegnając się tylko nieoficjalnie, bo jedynie wzrokiem, z Shawrasem i Tarą.


Zaraz za murami miasta znajdowała się wielka polana, która płynnie przechodziła w tlące się pogorzelisko, na którym w wielu miejscach było widać tlące się stosy. Widocznie bliskość lasu sprzyjała atakom wrogów. M dopiero po przejechaniu blisko jednego ze stosów zauważył iż pod sporą ilością drewna znajduje się duża liczba trupów, sądząc po rozmiarach i proporcjach, różnych ras. Sam zamknięty w środku swego własnego ciała doznał szoku na ten widok, został nim uderzony niczym obuchem – stosów było setki, a więc śmierć poniosło tu tysiące istot. Muriel uśmiechnął się w normalny dla siebie sposób i rzucił sam do siebie, a w zasadzie do Samuela:

- I właśnie dlatego teraz ja prowadzę, nie jesteś dość silny by podołać tej misji, ba nie jesteś dość silny by na to patrzeć, a ja nie chce umrzeć.

Jechali tak milcząc mijając kolejne większe i mniejsze płonące kopce, jechali wśród śmierci krwi i płomienia – esencji wojny.

Po około dwóch godzinach jazdy dotarli do zwartego poszycia lasu, w którym z dala widocznych było wiele dróg, z których musieli wybrać jedną.



Dostali wyraźne ostrzeżenie przed korzystaniem z dużych i często uczęszczanych traktów. Postanowili więc ruszyć mniejszą ścieżyną, tą której kierunek najbardziej pokrywał się z tym na mapie – na północny wschód.
Jechali długo, wytężając zmysły i starając się nie zatrzymywać na postój, a na dłuższy popas dla konia zatrzymali się dopiero na szerokiej polanie pod koniec tego długiego dnia. Wydawała się im najodpowiedniejsza do tego celu, a nie zamierzali spędzać nocy w siodle. Konia przypalowali na długiej linie, a sami umościli się pod jednym z niewielu drzew w środku polany.
 
Mono jest offline