Guun i Thorius
Gdy Grumil oswoił się z myślą, że padlinożerny pokurcz został uwolniony, zapytał go śmiało:
- Słyszałem conieco o tej Koronie Władzy. Czy możesz powiedzieć coś więcej na jej temat?
Guun zaniepokoił się nieco faktem, że krasnolud także poszukują Korony.
-
Kolejni konkurenci. Wygląda na to, że wbrew zapawnieniom wiele osób jej poszukuje, ci brodacze także. Nie mogę się przed nimi zdradzić z moim prawdziwym celem podróży. To mogłoby być niebezpieczne.
Zielony karzeł oswobodzony z łańcuchów rozmasował sobie kości i rozsiadł się z lubością na złotym tronie.
- Cóż... - westchnął - chcecie usłyszeć o Koronie Władzy. Ileż to legend słyszałem, ile opowieści i ile historii tych co pragnęli ją zdobyć... oh aż za wiele...
- Jak nas nie zeżre, to nas zanudzi - szepnął Thorius.
- Cicho - rzekł rozdrażniony Grumil słuchając z przejęciem skrzata.
- Wielu było śmiałków, niezliczone rzesze poszukiwaczy, nawet czcigodny faraon Semerchet pragnął władzy nad światem. Jak skończył?
Skrzat widząc wpatrzonego w niego Grumila zrobił efektowną pauzę.
- A leży wypatroszony w tym grobowcu owinięty w bandaże. Mózg mu przez nos wijeli, oczy wydłubali, trzewia wywlekli. I co się stało z tymi podrobami? Biedny Neuris je zjadł za co zakuli go w kajdany i wsadzili do tego ponurego więzienia. Gdzie w ciemności, o głodzie i chlodzi przesiedział niewiadomo ile lat.
Cóż więc dziwnego, że gdy jakiś poszukiwacz tu trafił Neuris skubnął sobie trochę mięska dla siebie...
- Hmmm... - ośmielił się przerwać Thorius - Twoja historia jest niewątpliwie wzruszająca, ale przejdź do konkretów. Kolege Grumila interesuje Korona Władzy. Co z tym faraonem?
- Czcigodny faraon Semerchet umarł. I nie udało mu się zdobyć władzy na światem Trzech Krain. Dobrze jednak się stało, bo zły i okrutny był to władca i rządził żelazną pięścią...
- Co z Koroną? - upomniał po raz kolejny krasnolud.
- Semerchet pragnął jej wyjątkowo silnie i z pomocą swoich czarowiników stworzył sobie niewolników, którzy za niego mieli szukać po świecie wskazówek. Najpotężniejszym z nich był, a jak się okazałało przed chwilą nadal jest Wielki Cthul. To wasz mackowaty towarzysz, który przebudził się z wiecznego snu. To faraon Semerchet i jego kapłani rzucili czar na Cthula, gdyż bali się jego potęgi. Potęga jego bowiem przerosła moc faraon. Niewolnik zbuntował się i na własną rękę zaczął poszukiwacz Korony za co został surowo ukarany. Strzeżcie się jednak teraz nic go już nie powstrzyma. Został uwolniony i podąża do głównej komnaty grobowej, gdzie spoczywa czcigodny faraon Semerchet, a na jego szyi wisi równie legendarny jak sama Korona Władzy, jeden z nielicznych prawdziwych Talizmanów.
- Faraon ma Talizman? - Guun nie wytrzymał i zadał nurtujące go pytanie.
- Przecież mówię, że na szyi czcigodnego faraona...
- Thorius, Grumil - badacz przerwał tyradę skrzata - musimy powstrzymać tego maszkarona. On nie może zdobyć Korony.
- My nic nie musimy - warknął Grumil - owszem możemy, ale - tu krasnolud podniósł do góry wskazujący palce - nie musimy.
Thorius zamyślił się. Sprawa nie wyglądała dobrze. Potężny magiczny stwór władcą Trzech Krain.
-
Już za sam wygląd powinni mu tego zabronić - pomyślał.
- Grumil my jednak musimy powstrzymać potwora - zaczął Thorius - Pomyśl tylko... taki maszkaron ma rządzić szlachetną rasą krasnoludów.
Grumil podrapał się po brodzie i rzekł głęboko poruszony wizją Cthula na tronie:
- Racja bracie! Na pohybel maszkarze! - zawołał - Podsadźcie mnie! - dodał podchodząc do komina wentylacyjnego.
- Ej stójcie! - pisnął Neuris - Zabierzcie mnie ze sobą mogę się wam przydać. Dobrze znam te korytarze.
Widząc niezbyt przekonaną minę Grumila dodał błagalnym piskliwym głosikiem:
- Prooooszzęęę!
Gun'Ryan
Elf dokonywał bohaterskich czynów niemal hurtowo. Nie minął tydzień a on miał na swoim koncie. Ocalenie pięknej niewiasty (i to dwukrotnie, raz obronił ją przed dżinem, drugi raz przed bandą złodziei), potem uwolnił ową niewiastę z więzienia hegemona, a teraz podjął się misji odbicia dżina wprost z twierdzy watażki. Sam był z siebie dumny. Brakowało tylko barda, który ułożyłby zgrabną pieśń o tych chwalebnych wyczynach.
Ryani przedarł się przez obóz pełen strażników i wdrapał na dach.
Podczołgał się do lewego okna i zajrzał do wnętrza pokoju...
W środku panował półmrok, ale w świetle księżyca i dzięki niezywkłemu wzrokowi dostrzegł, że w środku leży na dużym łożu jakaś para. Brodaty mężczyna i puszysta kobieta. Spali obok siebie. Elf nawet za zamkniętych okien słyszał jak kobieta chrapie.
-
Spróbujmy w drugim - pomyślał.
Podszedł po cichu do sąsiedniego okna. Ostrożnie zajrzał do środka. Wyglądało na to, że tutaj nie ma nikogo. Okna były co prawda zamknięte, ale Ryani podważył je sztyletem i zakradł się do środka. Wewnątrz tylko stół, dwa krzesł i stos wszelkiego rodzaju połamanych narzędzi rolniczych i stolarskich. Pokój wyglądało na to, że służy jako składzik i zwykła graciarnia.
Nagle tuż obok Ryaniego ukazał się dżin. Zaskoczony elf aż odskoczył w bok.
- Chcesz żebym umarł na zawał? - spytał z irytacją.
- Przepraszam - szepnął z pokora dżin - Przyszedłeś mnie uwolnić?
Twarz dżina rozjaśnił promienny uśmiech. Najwyraźniej schlebiało mu że ktoś naraża się dla niego.
- Nie robię tego dla ciebie - odparł elf - tylko dla Glorianny.
Słowa elfa przygasiły nieco uśmiech dżina.
- Powiedz mi wiesz gdzie jest lampa? - spytał Ryani przerywając niezręczną ciszę.
- W piwnicznym składziku. Pilnuje go uzbrojony strażnik, ale w tej chwili śpi.
Elf ucieszył się. Niespodziewał się, że pójdzie mu tak łatwo. Bohaterstwo miał poprostu we krwi. Uśmiechnął się do swoich myśli i otworzył ostrożnie drzwi. Zaskrzypiały one przeciągle. Elf znieruchomiał. Stał w oczekiwaniu, ale nikt nie nadszedł. Najwyraźniej wszyscy spali. Wyszedł na korytarz i skierował się ku schodom. Cały czas czujny i uważny zszedł a dół. Dzięki wskazówkom jakie otrzymał od dżina, bez trudu odnalazł drzwi do piwniczki. Odchylił je i zajrzał do środka. Na dole na drewnianym taboreci siedział strażnik i drzemał.
-
Szczęście mi sprzyja - pomyślał i ruszył w dół.
Podkradł się do strażnika. U pasa zobaczył pęk kluczy.
-
Gdybym tylko widział który to - zastanawiał się, ostrożnie odpinając je.
Zerkając co chwila na śpiącego, Ryani rozpoczął mozolny proces eliminowania nie właściwych kluczy. W dłoni zamykał za te za małe i za duże, a resztę ostrożnie zaczął wypróbowywać w zamku.
Szczęście nadal mu sprzyjało, bo już czwarty klucz otworzył drzwi. Zerknął jeszcze raz na strażnika i wszedł do składziku. To tutaj hegemon gromadził swoje bogactwa. w równych stosach leżało kilkanaście złotych sztabek obok dwa worki wypełnione klejnotami i wyrobami ze złota.
-
A gdzie lampa? - zastanawiał się.
Wtedy tuż obok pojawił się dżin.
- Brawo, brawo jestem pod wrażeniem.
- Dobra komplementy i gratulację oraz wyrazy wdzięczności przyjmę później. Teraz pokaż gdzie jest lampa.
Dżin wskazał sufit. Jest. Wisiała na łańcuchy i udawała zwykły kaganek.
- Sprytne - szepnął Ryani odpinając ją.
Dżin ponownie zniknął, a elf ruszył do wyjścia. Ominął śpiącego strażnika i wyszedł z piwniczki. Stanął na chwilę zastanawiając się nad droga ucieczki, gdy nagle otworzył się drzwi na wprost elf. Nie zdążył on nawet zareagować, gdy stanął twarz w twarz z brodatym mężczyzną, którego widział na górze. W jednej ręce miał świecę, a w drugiej pęto kiełbasy.
- A thy khto? - powiedział przeżuwając jej kawałek.
Elrix
Wydarzenia ostatniej nocy sprawiły, że Laura zyskała dużo pewności siebie. Tak jak powiedział smokowiec była gotowa na dalsze szkolenie w fachu poszukiwacza przygód. Wkroczyli razem w mroczne i pachnące zgnilyzną i śmiercią leże upiorów. Zeszli po kilku stopniach do krypty. Na śrosku pomieszczenia leżały dwie połamane trumny, które służyły upiorom najwyraźniej za łóżka. W ścianach w wyciosanych niszach umieszczono dwa rzędy trumien, po pięć w każdym. Wyglądało na to, że weszli do grobowaca jakieś bogatej rodziny.
- Tędy - rozkazał smokowiec kierując światło pochodni w największy mrok. W najdalszym kącie sali zauważyli dużą wyrwę w ziemi. Smokowiec zajrzał w dół. Kilka metrów w dole dostrzegł wygrzebane w miękkiej ziemi korytarz. Sięgnął po linę i przywiązał do najsolidnieszego uchytu we wnęce.
- To schodzimy - rzekł do Laury - Ja zejdę pierwszy a ty za mną, zgoda?
- Tak, ale czy to wytrzyma - spytała wskazując na metalowy okrągły uchwyt do którego przywiązana była lina.
- Nie będę cię oszukiwał... mam nadzieję, że wytrzyma. A jak nie to znajdziemy inne wyjście. Z takich podziemnych kompleksach, zwykle jest więcej niż jedno wejście.
Laura pokiwała na zgodę głowę i smokowiec zaczął schodzić w dół po linie. Gdy dotarł na miejsce przeniknął go wilgotny smród rozkładających się zwłok.
-
Ohydne! - pomyślał -
Mam nadzieję, że Laura ma mocny żołądek
Po chwili dziewczyna stała u jego boku.
- Na bogów jak tu śmierdzi - rzekła zatykając usta i nos rękawem koszuli.
- W drogę - rozkazał smokowiec.
Ruszył naprzód oświetlając drogę migoczącym płomieniem pochodni. Na podłodze poniewierały się poobgryzane ludzkie i zwierzęce kości. Smród zgnilizy i śmierci byl potworny. Elrix kierując się wrodzonym smokom instynktem szedł w stronę pieczary z ukrytymi skarbami. Nos i przeczucie go nie zmyliły. Skręcił w prawo i po przejściu jeszcze kilkunastu metrów stanęli na progu skarbca upiorów. Jak na dwa tak ohydne stworzenia to mieli wyjątkowo dobry gust. Po pomieszczeniu walało się kilka bogato zdobionych w kamienie szlachetne pucharów, kilka spleśniałych niestety już kobierców, dwa woreczki ze srebnymi i złotymi monetami oraz to co Elrixa najbardziej zaintersowało dwa kunsztownie wykonane miecze oraz tarcza do kompletu. Laura stała oniemiał. Nigdy w życiu nie widziała tyle złota. Za to co było tu zebrane mogła żyć dostatnie przez najbliżesz kilka lat. Smokowiec podszedł do broni i bacznie ją obejrzał.
Sądząc po inskrypcjach na rękojeści była to jakaś magiczna broń. Smokowiec wziął miecze i zaczął je ważyć w dłoniach. Wykonał nimi kilka młynków i stwierdził, że są doskonałe. Lekkie, wykonane przez świetnego kowal, ostre jak brzytwa. Co ciekawe zauważył, że o wiele lepiej czuje się gdy ma je oba w dłoniach. Tak jakby nie mogły istnieć bez siebie i wzajemnei się uzupełniały. Kręcą młynki i symulując ciosy stwierdził, że czuje dziwną siłę z nich płynącą.
Tarcza także posiadała magiczne inskrypcje. Okrągła, solidna tarcza, a przy tym bardzo lekka. Deliktne zdobienia i wzory dodatkowo podnosiły jej wartość. Smokowiec zabrał oba przedmioty i spojrzał na Laurę. Widać, że nadawał się na poszukiwacza skarbów, bo duża część złotych monet zapełniała już jej kieszenie.
- Wracajmy na górę. Czas się przespać jutro czeka nasz ciężki marsz - rzekł Elrix - Chciałbym jutro wieczorem być już przy moście.
- Faktycznie, wracajmy - Laura rozejrzała się niepewnie wokół - Nie jest tu zbyt przyjemnie.
Wrócili tą samą drogę. Lina nadal wisiała i czekała na nich. Smokowiec wspiął się zręcznie a potem wciągnął Laurę na górę.
Rozłożyli obóz i udali się na spoczynek. Byli zbyt zmęczeni, by wystawiać wartę nawet nocując w tak osobliwym miejscu.
Na szczęście dla nich nic się nie wydarzyło. Cali i zdrowi obudzili się rano i po krótkim śniadaniu ruszyli w drogę. Cmentarz o świcie nie wyglądał już tak ponuro i niebezpiecznie jak wczorajszej nocy. Zwykłe stare cmentarzysko. Mimo tego gdy wyszli za bramę cmentarza poczuli dziwną ulgę. Dzień zapowiadał się na słoneczny i pogodny. Doskonały na długą wędrówką, Smokowiec narzucił duże tempo. Laura starała się jak mogła, ale nie była w stanie dorównać Elrixowi. Mimo licznych postoi, głównie ze względu na dziewczynę, udało im się odtrzeć do Kamiennego Mostu tuż przed zmierzchem. Rozbili prowizoryczny obóz nad Wielką Rzeką i po wykąpaniu się w niej poszli spać. Postanowili, że rano spróbują sforsować Most.