Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-08-2009, 18:04   #40
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Wódka jest wysokoprocentowym napojem
alkoholowym, w którym upodobanie znaleźli między
innymi ludzie, Gnomy oraz Krasnoludowie. Nie gardzą
nim również Orkowie, natomiast Elfy wyraźnie wolą
napoje tworzone na bazie winogron, leżące w butelkach
około wieku lub więcej. Inaczej niż inne rasy, nie przepadają
również za piwem pitym bardzo powszechnie wśród
większości stworzeń humanoidalnych...

"Alkohole" Mark Garsanty

***

W jednej chwili Gerbo stał na arenie, gapiąc się na swoją flaszkę. Nie widział przypadkowej zbieraniny, jaką utworzyli, nie widział hydry, nie widział publiczności. Nie widział niczego, w tym podłoża ani nieba, interesując się tylko jednym przedmiotem, którym nie był zardzewiały miecz mogący przydać się w walce z wielogłowym gadem czy nawet bezużyteczny świecznik, ale szklana butelka wódki.

W drugiej, jednak, chwili, zamiast małej istotki o krótkich nóżkach, kotłowała się spora ilość kurzu, częściowo przysłaniającego widoczność tym, których można było nazwać drużyną.

***

-Na długą lufę mojej babki!-wyrwało się jednemu z Orków siedzącemu na stadionie.
-Czego on się nażarł?!-skomentował inny.
-Sraka to bardzo nieprzyjemna dolegliwość-z powagą pokiwał głową pewien Goblin.

***

Bieg Gnoma był iście kreskówkowym sprintem, w którym postronny obserwator miał wrażenie, iż nóżki małego stworzenia kręcą się, zakreślając pełny okrąg.
Sam Gerbo pochylał się z wyciągniętymi rękami nad podłożem, niemal równolegle do niego, pędząc na hydrę z dużą i ciągle rosnącą prędkością.

Z jednej strony gad, który jedną głową namierzył już szybki cel. Z drugiej strony Gnom pędzący prosto do celu. Nie mniej jednak do słowa "prosto" można było się przyczepić, ponieważ nawet wąż byłby zszokowany, obserwując zazdrośnie zygzaki jakie czynił niski O'Lerbo.
Nie mniej jednak owe zygzaki były niezwykle chaotyczne i nijak nie dało się tam znaleźć prawidłowości.

Odległość drastycznie malała.
Dziesięć metrów.
Siedem.
Pięć!
Dwa!!
Metr!!!

Głowa hydry wystrzeliła ku Gerbo i... nie trafiła! Gnom akurat potknął się o własne stopy, wzlatując lekko, by przelecieć nad łbem bestii, gdzie machając rękami i ciągle nie przestając przebierać nogami, wylądować tuż nad ziemią, co zmusiło do jeszcze szybszego biegu!

Druga głowa uderzyła zaraz po pierwszej, lecz szybki przeciwnik niespodziewanie zatoczył się ku niej! Efekt był taki, iż szczęka zamknęła się w powietrzu bez łupu, natomiast cel był tuż pod podgardlem, co każdy doświadczony wojownik wykorzystałby, wbijając tam cokolwiek ostrego.

To jednak nie interesowało Gnoma, który nie zauważył nawet, że coś go zaatakowało. Teraz był już bezpieczny, lecz wcale go to nie satysfakcjonowało. Ba! Nie zwalniało go to nawet z biegu!

Teraz przed nim była jedynie powiększająca się butelka - pole dla zmagających się ze sobą, tańczących promieni słonecznych. Był już blisko, bardzo blisko, zaś odległość się zmniejszała aż w końcu dopadł do niej, ignorując kajdany i klucz do nich.

Gerbo szybko odkręcił nakrętkę, zaś wylot szyjki przytknął do ust i przechylił, zrównując ją z linią pionu.

Na ten widok ożywała bajka z tekstem: "I pił. I pił. I pił. I pił. I pił. I pił...", tyle że w roli Smoka wystąpił malutki miłośnik alkoholu, zaś w roli rzeczki, butelka z gorzałą. Zlewały się przy tym jakiekolwiek różnice, budząc wątpliwości wśród poetów: "Może to o nim? Smok jest idealny porównaniem dla takiej "żarłoczności" alkoholowej!". Ponadto wydawało się, iż O'Lerbo wypił dokładnie tyle, co owy gad, który pękł, ale jego żywy odpowiednik nie miał takiego zamiaru.

Teraz Gnom korzystał z umiejętności, jaką nabył przez lata praktyki. Zaczął wlewać w siebie płyn z częściowym pominięciem procesu przełykania. Jabłko Adama nie poruszało się wogóle, a jednak mała istotka piła nieustannie, by przerwać wtedy, kiedy przy swoim ekwipunku znalazła się Sashivei.
Wtedy to, bowiem, zakręcił dokładnie butelkę, powoli przełykając ostatni łyk wódki, na którą spojrzał z czułością.

-Mój skaaaaarb!

Czyżby ktoś już tego nie powiedział?

Szybko schował butelkę do jednej z kieszeni, kiedy, jako ostatni, przybył Elf. Wtedy właśnie chwycił klucze do kajdan, lecz gorzałka powoli zaczynała działać i Gerbo miał niejakie trudności z trafieniem w dziurkę.

Pierwsza próba okazała się na tyle nieudana, że nawet nie trafił w metal bransolet.

Druga nieco bardziej bliska była poprawności, ponieważ tym razem trafił... w sam rant, z którego klucz ześlizgnął się z taką łatwością, z jaką rozjeżdżają się nogi pijanego Krasnoluda umieszczonego na tafli lodu.

Do trzech razy sztuka, głosiło powiedzenie, ale teraz z jednej dziurki zrobiły się trzy i jakby tego było mało, chaotycznie obracały się, nakładały i rozdzielały, myląc ręce, również nie potrafiące znaleźć właściwego rytmu.

Przy akompaniamencie licznych klątw, obrażających całą rodzinę upartego metalu na dwa pokolenia wstecz, za trzecim razem trafił w otwór, napotykając kolejny problem warty kontemplacji.

W którą stronę przekręcić kluczyk? W lewo? A może w prawo?

Pewnie myślałby jeszcze długo nad owym problemem, gdyby nie wpadł na iście genialną myśl, mówiącą, iż najpierw przekręci w jedną, a potem w drugą stronę.

Tak też uczynił i pierwsza próba zakończyła się porażką, więc przekręcił w drugą stronę. Tym razem udało się.
Usłyszał jedynie głośne kliknięcie, po którym kajdany rozwarły się szeroko, opadając bezwładnie na piach.

Okazało się, że wśród ekwipunku Gnoma, oprócz miecza i świecznika znajdowało się jeszcze coś. Jakaś dziwna, brązowa sakiewka, ciepła już od promieni słońca.


Oprócz niej była również drewniana, stara fajka, lekko podniszczona.


Gerbo szybko zgarnął sakiewkę i zadziwiająco precyzyjnie włożył palce do środka sakiewki tylko po to, by wyjąć z niej około grama lub dwóch czegoś suszonego, po czym nasypał tego do fajki.

To musiał być odruch, ponieważ bez zachwiania ręki, trafił za pierwszym razem. Ponownie włożył małą rękę do sakiewki i wyjął szkło, które osadził na fajce, którą położył na słońcu, przypinając do pasa miecz, po czym smarknął, wkładając sobie świecznik za pas.

Schował również sakiewkę, uprzednio chowając do niej szkło, zaś z fajki zaciągnął się mocno dymem, wypuszczając niespodziewanie wielką chmurę.

Nagle zobaczył, że nie wszyscy przedostali się do swoich rzeczy, a Wróbel Wielogłowy okazał się niespodziewanie agresywny.

-Spokojnie! Jestem ornitologiem, znam się na tym gatunku ptaków-mówił zapitym głosem, trzymając fajkę w jednej części ust, zaś z drugiej wypuszczał całe pióropusze dymu.

Nadspodziewanie szybko porwał klucze i amulet wyglądający na szamański, z jednej kupki, ignorując pozostałą część zidentyfikowaną na zbyt ciężką.
Druga zawierała klucze i jakąś malutką kuszę, więc również to porwał, nie biorąc nic więcej, by się nie przeciążać.
Podszedł do trzeciej, z której wydobył patelnię wraz z kluczami, pomijając inne kucharskie przyrządy.
Następna zawierała topór i tarczę, lecz były one zbyt ciężkie jak na przedsięwzięcie, którego miał zamiar dokonać Gerbo, więc chwycił coś, co było podobne do kłów, a także to, co wszędzie, czyli... klucz.
Z ekwipunków wyglądającego na ten, który należał do Takiego wydobył sztylet, zaś z reszty jedynie klucze.

-Już lecę drogie ptaszki!-powiedział, tachając różne przedmioty, z którymi ruszył biegiem w kierunku uwięzionych, niejako w pułapce.
O dziwo, prędkość, którą rozwinął Gnom, nie była spodziewanie mała. Ba! Teraz była większa, lecz również zataczał się bardziej, widząc przed oczami trzy wirujące hydry.

-Pieprzona ziemia-warknął w biegu, nie wypuszczając fajki z ust, z których uszła całkiem spora ilość dymu.

Chciał skupić na sobie uwagę hydry, możliwie największej ilości głów, które nie śpią, buchając im dymem z ust prosto w łby, a przy okazji rozdając ekwipunek innym, kończąc na Zanku, chcąc do niego dobiec jako do ostatniego.
Tym sposobem wysunąłby się z zasięgu głów hydry, którym miał zamiar wygrażać świecznikiem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline