Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-08-2009, 22:52   #343
Kaworu
 
Kaworu's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputacjęKaworu ma wspaniałą reputację
Sytuacja zaczęła się wyjaśniać.

Dominika podeszła do doktora, zadając wyjaśnień i grożąc mu butelką z jakimś farmaceutycznym środkiem. W innym wypadku Julian uznałby to za komiczne, teraz jednak nie było mu do śmiechu. Przytłoczony bolesną świadomością śmierci tylu istnień, siedział przy ścianie, próbując powstrzymać łzy.

Kat okazał się innym człowiekiem, takim samym jak chłopak czy inni obecni. Miał pracować w Firtyxie, organizacji badającej historię obdarzonych. Mówił coś o jakiejś ekspedycji, ważce, DNA, blondyn jednak nie słuchał tego. Jego wywód był przydługi, nudny i nie wnosił nic do rozmowy. Julian chciał usłyszeć czemu znaleźli się w Thagorcie i dlaczego to wszystko skończyło się tak, jak się skończyło. Prehistoria darów nie miała dla niego absolutnie żadnego znaczenia.

Dopiero nagłe wtrącenie się Reynolda do rozmowy sprawiło, że chłopak zwrócił większą uwagę na to, co działo się w jego otoczeniu. Wychodziło na to, że „Sędzia” był nie tylko zwolennikiem tortur, ale też nieetycznych eksperymentów genetycznych, nad którymi nie mógł zapanować. Owszem, próbował usprawiedliwić to jakąś gra, w której rzekomo miałby być tylko pionkiem i „czasem wyborów”, który miał nadejść, jednak Julian wiedział lepiej, o co mu chodziło. Bawił się w Boga, i, o ironio, stworzył go, w dwóch osobach. Adam i Ewa, dzieci, które mogły zniszczyć świat, obdarzone nieograniczoną mocą, mądrością, siłą, a jednocześnie kruchą, dziecięcą psychiką. Teraz wszystko zaczynało mieć sens. Moralność panująca w Thagorcie, system Stad i Towarzyszy, lecznicze bagna, ogniste psy, życzliwe diabły... czyż wszystko to nie było rodem z wyobraźni dziecka?

Peter i Doktor zaczęli dyskutować nad tym, kto miał rację. W oczach chłopaka oboje byli tak samo... nie istniało słowo w języku polskim czy thagorckim, by ich opisać. Jeden stworzył i wychował istoty, które mogłyby zniszczyć świat, drugi chciał je otruć, choć były zaledwie dziećmi. Przez krótką chwilę chłopak miał ochotę ich porządnie zlać, ale szybko uczucie gniewu i irytacji zmieniło się w smutek, gdy zrozumiał, jak ciężki los miały te dzieci. Nawet dorosły zwariowałby od takiej mocy, a co dopiero osoby, które miały ją od chwil narodzin. Nikt ich nie mógł nauczyć, jak się nią posługiwać, nikt też nie mógł ich poskromić. Bez rodziców, którzy mogliby ich zlać, zostali rozpieszczonymi bachorami.

Ale to nie ich wina. To przecież tylko dzieci

- To znaczy, że to już koniec ?
- Obawiam się, że nie.

W drzwiach stanął czteroletni chłopczyk z poparzoną twarzą, przepraszając wszystkich za wydarzenia, które miały miejsce.

- To nie twoja wina- odpowiedział przygnębiony Julian zmęczonym, ponurym głosem, idealnie pasującym do jego nastroju- Jeden dorosły miał chęć na eksperymenty, a masa innych chciała Cię otruć, co jak widać im się udało. Przynajmniej częściowo. Od naszej strony nie zaznasz krzywdy, ani Ty, ani Twoja siostra. Nie wiń też żołnierzy, wybrali „mniejsze zło”. Osobiście z chęcią uleczyłbym Ewę, ale niestety, „tatuś” mi to uniemożliwia. Powinniście też opuścić to miejsce, możliwe, że poza naszą planetą byłoby wam najlepiej. Tu, używając waszych nie do końca opanowanych mocy stanowicie zagrożenie. W kosmosie możecie się uczyć tak długo, jak chcecie, a potem stworzyć Thagort od nowa. Tam was nie skrzywdzą ani „odpowiedzialni rodzice”, ani „honorowi obrońcy ludzkości”.

Po wypowiedzeniu swojego krótkiego monologu Julian westchnął. Czuł się stary, taki stary...
 
Kaworu jest offline