Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2009, 01:01   #127
Diriad
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
Bartel i Kurt już spali – Diriael nie dziwił im się w najmniejszym stopniu, sam najchętniej położyłby się i zamknął oczy, by wreszcie, pierwszy raz na Dole, dobrze wypocząć. Ale chciał jeszcze coś załatwić. A nie mógł sobie pozwolić na to, żeby nie zrobić tego zanim będzie zbyt późno.
Dlatego jeszcze raz wstał i rozejrzał się po mieszkaniu. Odetchnął głęboko, kiedy zobaczył na ścianie duże lustro. Wrócił do pokoju i pokazał nie śpiącej jeszcze Ebriel, co miał zamiar zrobić. Starał się przygotować na każdą ewentualność, jednak nie podejrzewał, żeby po drugiej stronie czekało go coś niedobrego.
Ustawił się przez srebrną powierzchnią, wziął głębszy oddech i bez zbędnych ceregieli – skoczył.

* * *

Był w domu. Na Górze. W swoim pokoju, konkretnie rzecz biorąc. Kiedy zapalił światło usłyszał kroki w innej części mieszkania – najwyraźniej obudził kogoś wchodząc. Pewnie któreś z rodziców, choć na wszelki wypadek miał się na baczności, kiedy drzwi stanęły otworem.
Tata.
Adril Espello był wyraźnie zaskoczony widokiem syna, jednak uczucie to dopełniła nuta zrozumienia, kiedy spojrzał na lustro.
- Diriael!
- Hej, tato.

Ojciec przytulił syna.
- To nie jest dla ciebie bezpieczne miejsce…
- Jasne, wiem. Wpadłem tylko na chwilę. Nie chcę stracić kontaktu.
- …ale nieważne. Mów, co u ciebie.
- W sumie… Zaskakująco dobrze – przynajmniej w porównaniu z tym, czego można się spodziewać wiedząc, że na Dół zsyłają najgorszych zbrodniarzy.
- Właśnie –
przypomniał sobie Adril. – Dlaczego ciebie…
- Nieważne –
przerwał syn. – Jest nas szóstka, i wygląda na to, że żadne z nas nie jest psychopatycznym mordercą, czy coś.
„W każdym razie nie mordercą. Ale w pełni zdrowy na umyśle pewnie też nikt nie jest…” – uśmiechnął się Diriael. Kontynuował:
- Dotarliśmy do Tails, największego ludzkiego miasta. Dziura zabita dechami, ale to jak wszystko tam. Za to spotkaliśmy więcej skrzydlatych – oczywiście już bez skrzydeł – niż mogliśmy się spodziewać. Tam, na Dole, jest jakaś organizacja. Nie wiemy do końca o co im chodzi. Ich przywódca, Lucjusz, twierdzi, że zajmują się ochroną ludzi przed podziemnymi – którzy mają im zagrażać w jego alternatywnej wersji historii. Nieważne, w każdym razie inny skrzydlaty mówi, że to tylko przykrywka dla tego, żeby dostać się na Górę i obalić Gabriela. Na razie jemu bardziej wierzę, chyba.
I tak mają się rzeczy… Jesteśmy w siedzibie tego ruchu, o którym mówiłem. Przynajmniej na razie musimy się chyba ich trzymać – w końcu to skrzydlaci. Tato, ważna sprawa. Może mógłbyś się spróbować dowiedzieć czegoś o Dole? O Lucjuszu, o tej organizacji, czy coś… Jeśli będzie się oczywiście dało.
- Oczywiście –
odrzekł ojciec. – Zrobię co w mojej mocy. Ale jak mam ci to przekazać?
- Muszę wziąć ze sobą jakieś lustro…Ile tylko czasu będzie się dało, codziennie będę starał się wpadać tutaj. A dziś muszę wziąć jakieś rzeczy. Z resztą wiesz, że nie mam nic ze sobą.
Diriael odwrócił się i rozejrzał po pokoju. Nie zastanawiał się wcześniej co właściwie powinien wziąć ze sobą. Otworzył szafę i wyjął kilka par spodni – niech starczy też dla innych. Rzucił je na łóżko i zajął się dalszymi poszukiwaniami.
- No, nie wiem – zauważył Adril. – Z tego co wiem, to jeansy chyba będą się tam mocno rzucały w oczy. Zwłaszcza skrzydlatym. A mówiłeś, że teraz mieszkacie u tego Lucjusza, tak…?
Młodszy Espello skrzywił się na myśl o tym, że będzie miał nadal zostać w tych łachach, ale odłożył ubrania na miejsce.
- Masz rację.
„Niech Lucjusz nie wie, ze tu byłem. W takim razie – mniejsze rzeczy” – pomyślał Diriael.
Na łóżku wylądowała latarka, już z wymienioną baterią, scyzoryk (jak dobrze, że jakiś czas temu postanowił wreszcie kupić sobie taki porządny!), odtwarzacz mp3 z wbudowanymi głośnikami, notatnik, długopis i ołówek. Chwilę potem wylądowało też lustro – świetne, akurat takie, żeby przeszło przez ramiona – pewnie jakieś 70x40cm. Owinął je w coś, żeby się nie zbiło. Była jeszcze szabla – ta powinna mimo wszystko przejść bez wzbudzania czyichkolwiek emocji.
Teraz coś, do czego można to spakować. Okej, jest torba…
„Jedyny, czemu tak lubię, kiedy coś wygląda nowocześnie?”
Torba miała masę dodatkowych kieszeni i ozdobników, które, jakkolwiek dobrze wyglądają i przydają się na Górze, nie mogłyby uchodzić za ludzką robotę.
Kiedy tylko zapytał, już sam wzrok jego ojca odpowiedział mu, że nie ma nic bardziej odpowiedniego.
„No, cóż… Trzeba będzie to przerobić albo wymienić już na Dole.”
- Weź jeszcze coś – powiedział Adril i zniknął w drzwiach. Wrócił po chwili niosąc strażniczy blaster. Trzymał go na wszelki wypadek i najwyraźniej uznał, że ten wypadek był wszelki.
- Dzięki…
- Nie mam zapasowych magazynków, więc używaj go ostrożnie. 10 strzałów, sam wiesz. Ale, jeśli będzie taka możliwość, jeśli zostawisz tu pod lustrem magazynek, mogę go bez problemu naładować.
- Dobrze. –
zgodził się i dodał – Jeśli miałbyś coś jeszcze, czy te informacje, czy cokolwiek, zostaw to w szufladzie mojego biurka. Postaram się to zabrać.
Diriael westchnął.
- Chyba powinienem już wracać…
- Nie tak prędko – zatrzymał go ojciec. – Twoja matka osobiście pozbawiłaby mnie skrzydeł i wysłała na Dół, gdybym jej nie obudził zanim odejdziesz.
Syn uśmiechnął się. Tak. Mama zdecydowanie zrobiłaby właśnie to.
Ledwie minutę później Tarnia w koszuli nocnej rzuciła się w ramiona synowi.
- Na Jedynego, ty żyjesz, jak dobrze! Musisz mi wszystko opowiedzieć! Co się dzieje? Jesteś zdrowy? Wszystko w porządku?
- Tarnio, Tarnio!
- zawołał Adril. Diriael musi już wracać. Ja opowiem ci wszystko, co zdążył powiedzieć.
- A więc opowiadał już beze mnie? No wiesz! –
obruszyła się pani Espello. – Ale na pewno źle go spakowaliście. Apteczka! Masz apteczkę?
Diriael pokręcił głową.
- Ha! No, właśnie. I zestaw do szycia. A potem byś żałował, że nie wziąłeś!
Mężczyzna wrzucił dodatkowe rzeczy do torby. Zostało jeszcze trochę miejsca… A więc – książka. Widząc niepewne spojrzenie ojca, rzucił tylko:
- No, co? Jestem w połowie!

Chwilę potem pożegnał się z rodzicami i był już po drugiej – właściwie pierwszej – stronie lustra.

* * *

W mieszkaniu w Tails wszyscy już spali. No, dobrze… Ale powinni wiedzieć. Cóż, trzeba obudzić…
„Żeby mnie tylko nie zabili zanim nie powiem o co chodzi…” – pomyślał. – „Ja bym tak zrobił.”
Podszedł najpierw do Bartela i potrząsając jego ramię obudził go.
- Nie, jeszcze nie rano. Ale równie ważne. Obudź Kurta, ja zajmę się Ebriel.

Kiedy wszyscy byli na nogach – a w praktyce na łóżkach, wyjaśnił:
- Byłem na Górze. Potrafię przechodzić przez lustra, wchodzić jednym i wychodzić drugim. Chciałem, żebyście o tym wiedzieli. Udało mi się wrócić na chwilę do domu i przyniosłem trochę rzeczy, które mogą nam się przydać. Wziąłbym też trochę normalnych ubrań, ale równocześnie nie chcę, żeby Lucjusz wiedział, że mogę to zrobić – przynajmniej nie w najbliższym czasie, kiedy nie jesteśmy go pewni. – pokazał „zdobycze” z wizyty w Pierwszym Mieście.
- Co do torby, chcę ją przerobić tak, żeby nie rzucała się tak bardzo w oczy… Może ktoś z was bardziej zna się na szyciu?

Rzeczy położył tymczasowo na stole i zabrał się za torbę – oczywiście nie będzie protestował, jeśli wyręczy go ktoś bardziej utalentowany w tym obszarze. Na dyskusje też był otwarty.
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline