Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2009, 22:37   #11
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Scorpion wiedział, że te głupki nie spodziewały się takiego "oświadczenia", ale ich reakcja była chyba najlepszą z możliwych.

- Co robimy? Co robimy? - doszło do uszu najemnika. Te skurwielki są mocne tylko w gębie i ewentualnie w starciu ze staruszkami i dziećmi. W prawdziwej walce nie są już takimi chojrakami.

- Zamknij ryj i kurwa zacznij strzelać! - ktoś krzyknął. Więc jednak jest jakiś twardszy zawodnik. A może po prostu za dużo Tornada dzisiejszego ranka?

Bandito nie miał czasu zastanawiać się nad tym mankamentem, bo nad jego głową zaczęły świstać kule przeróżnej maści. Scorpion w połowie siedząc, w połowie leżąc został obsypany kawałkami szkła z szyby wystawowej, ale poza tym nie doznał żadnego uszczerbku. Ci idioci marnowali amunicję, a on siedział bezpieczny jak u mamy i śmiał się z nich. Gdy wyczerpali magazynki, kanonada ustała.

- Candy, sprawdź to! Jeśli ten chuj dalej tam jest to... To dobij skurwiela! - ktoś rzucił. Zabijaka był już pewien. To nie odwaga. To prochy.

Drzwi ze sporą siłą otworzyły się i trzasnęły o ścianę, aż wyleciała z nich szyba. Na ulicy pojawiła się jakaś dziwka. Była brzydka jak noc i pewnie dlatego wyhodowała sobie na głowie ten irokez, żeby odciągał uwagę od innych części ciała. W rękach miała... pręt.

- Cześć - powiedział spokojnie Scorpion, gdy odwróciła się w jego stronę. Zdążyła tylko otworzyć szerzej oczy zanim najemnik przywitał ją strzałem ze swojej Beretty. Fryzura, która tak bardzo przyciągała wzrok chyba pomagała również w celowaniu, bo pocisk trafił prosto w czoło. Dziewczyna bez wydania jednego dźwięku upadła na ziemię. - Mówiłem, żebyście się poddali - bandito poinformował trupa.

- Zajebać skurwysyna!

Pociski znowu przeszywały powietrze nad głową zabijaki, by za chwilę znowu przestać.

- Urywamy się stąd! Ty i ty, za mną! Reszta osłania. Wykończcie gnoja i spotkamy się na rozjazdach!

Znowu ten sam zaćpany głos. Pewnie ich lider. Głupie dzieciaki. Przecież i tak wszyscy zginą. Po co zadawać sobie tyle trudu? Zanim ci "gangsterzy" zdążyli przeładować magazynki, Scorpion usłyszał kroki jakby ktoś opuszczał pomieszczenie. Chyba kierował się do jakiegoś tylnego wyjścia. Już miał się wychylić i nie pozwolić na to, ale akurat w tej chwili wznowiono ostrzał. Facet zwiał!

Tym razem strzelały już tylko dwie lufy. A zatem "pan boss" zabrał jedną spluwę ze sobą. Gdy ci kretyni po raz kolejny zabrali się za przeładowanie broni, najemnik postanowił działać. Dźwignął się z ziemi i na klęczkach wycelował ze swojego Garanda. Zauważył trójkę ludzi. Dwóch miało broń. Miał parę sekund zanim tamci znów będą mogli odpowiedzieć ogniem.

Wycelował i nacisnął spust. Pierwszy z nich złapał się za gardło. Bandito uśmiechnął się pod nosem. Nie lubił zadawać szybkiej śmierci. Niech skurwiel sie trochę pomęczy przed zejściem z tego świata. Nie obserwował jednak swojej ofiary, od razu wycelował w drugiego pajaca. Kolejne dwa pociski i facet leżał na ziemi z dwoma kulami w klatce piersiowej.

Pozostał jeszcze trzeci. Jeden z tych, którzy mieli spluwy. Akurat skończył przeładowywać, więc zaczął pruć w coś co kiedyś było wystawą. Scorpion padł na ziemię i przysiągłby, że kule dotknęły jego włosów. Ten dureń walił jednak w wystawę, a nie zwracał w ogóle uwagi na drzwi. Najemnik przeczołgał się do trupa suki, którą załatwił wcześniej. Spokojnie wycelował i pociągnął za spust po raz ostatni. Gówniarz upadając na ziemię pociągnął jeszcze serię po ścianie i suficie, po czym pozwolił by jego mózg wypłynął na podłogę.

Bandito pewnym krokiem wkroczył do cukierni. Przy wejściu leżał facet bez pleców, którego wcześniej ściągnął Ant, po lewej od wejścia martwy już kretyn, wciąż trzymający się za gardło, a po prawej ten, który zginął ostatni. Gdzieś pomiędzy nimi wciąż ruszał się głupek, który dostał dwie kulki w płuca. Zabijaka podszedł do niego i z uśmiechem maniaka na ustach wymierzył mu kilka kopniaków, a następnie przyłożył lufę Beretty do jego głowy i strzelił.

Po wszystkim usiadł na stole i rozejrzał się. Niestety na tych obsrańcach nie zdobędzie amunicji do swoich spluw. Gnoje wszystko wystrzelały. Gdy tak rozmyślał uchyliły się drzwi prowadzące na zaplecze. Scorpion wymierzył w tamtą stronę pistoletem, ale to był tylko Ant. Chociaż z zakrwawiona twarzą.

- No co tak długo? - przywitał go najemnik. - Nie mogłem się ciebie doczekać to sam zacząłem imprezę.
 
Col Frost jest offline