Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-08-2009, 22:42   #509
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gnomy z ciekawością przypatrywały się Silii, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Jeden trącił drugiego łokciem i konspiracyjnym szeptem, który wszyscy słyszeli, zaczął mówić, nieszczególnie zwracając uwagę na półelfkę.
-Ej, Ben. To ta od rudej?
-Ehe, Ted.
-Chyba ją lubię. Patrz, klęczy.
-Może jej się podobasz, Ted.
-Myślisz? Czekaj, spytam.

Dopiero teraz spojrzeli na zirytowaną czarodziejkę, szczerząc się całkiem radośnie.
-Podobamy ci się? Wiesz, jesteśmy świetni w łóżku...
-Ted, patrząc po jej oczach to jednak nie. Czy ona warczy?
-Zdawało ci się, Ben. Ekhem.

Odchrząknął.
-A jeśli o tą maść... krasnale strasznie nie lubią jak się zasady psuje.
-Oj tak, Ted już się kilka razy naciął.
-Ale chyba możemy ci pomóc. Znaczy jej, bo przecież nie tobie potrzebne, nie?

Błysnął ząbkami, a w jego dłoni w tajemniczy sposób pojawiła się buteleczka z zielonkawym płynem.
-Nie goi ran, ale płyn idealnie uśmierza ból! Jedyne trzy srebrniki i jest twój. Sam przyrządziłem!
-Ej, Ben, powiedz jej o skutkach ubocznych.
-Ted! Ja się tu targuję a ty co?! Ekhem. No dobra. Znaczy jak ona to wypije, to będzie spała.
-Długo spała, Ben. Pamiętasz tą jedną? Trzy dni jej dobudzić nie szło.
-Ale nic jej już nie bolało!

Roześmiali się obaj.
-To jak, bierzesz?
Szybko zakończyli transakcję, a Silia ukoiła ból Elizabethy. Która w dodatku wyspała się za wszystkie czasy.

***

Jens musiał przyznać, że jego oddział spokojnie można by zaliczyć do najbardziej niezdyscyplinowanego wojska w całym Faerunie. Niziołek szybko odlazł gdzieś w bok, jak dla tropiciela to za bardzo rzucając spojrzeniem we wszystkie strony, dwóch starych mężczyzn patrzyło prawie z wrogością, najwyraźniej nie akceptując na tym stanowisku jakiegoś młodzika. Pozostali dwaj ludzie jednak odnieśli się dość przyjaźnie do słów łowczego, podając mu dłoń.
-Mirn i Elot, będziesz wiedział, co napisać na nagrobkach.
Uśmiechnęli się obaj, ale nie wyglądali na zbytnio przejętych.
-Mieczami walczymy z całkiem niezłą wprawą, będziemy osłaniać, gdyby doszło do starcia. A czemu strzelamy? Bo tu większa szansa na przeżycie.
Mirn wzruszył ramionami i obaj przywitali się też z resztą oddziału. Prócz nizioła, który zdążył już gdzieś wsiąknąć. W końcu podeszli również starsi.
-Garret, Flawiusz. Mamy nadzieję, że nas nie pozabijasz. Będziemy w karczmie, nie musimy robić nic, gdy zieloni nie atakują.
Bez dalszych wyjaśnień poszli sobie, zostawiając na placu tylko piątkę. No cóż, nikt nie powiedział, że akceptacja dowódcy przychodzi od razu. Alex poklepał Jensa po ramieniu.
-Nie przejmuj się, stary. Pomyśl, co by było, jakby ci do oddziału Pugglego wsadzili.
Mrugnął do niego.
-O nas też się zanadto nie bój, umiemy sobie poradzić. Tylko nie w szyku. Może potrenujemy? Strzelanie z łuku do tarcz jest cholernie nudne.
Przejście na walkę na miecze było wyczerpujące, ale i znacznie ciekawsze. Mirn i Elot walczyli całkiem standardowo, używając długich mieczy i skupiając bardziej na defensywie. Zapewne dobrze radzili sobie z tarczami, ale tych łucznicy przecież w walce posiadać nie będą. Za to Alex i Angela mieli dość... osobliwy styl. Posługiwali się na raz krótkimi mieczami i sztyletami i też było widać, że długo trenowali razem. Przy czym Jens, ze swoją długą, ciężką i nieporęczną bronią... nie miał z nimi szans! Przynajmniej na placu treningowym, gdzie szybcy jak błyskawica zachodzili go od flanki, zanim dobrze pchnął czy uderzył drzewcem. Oboje poruszali się z kocią gracją, która zwłaszcza w przypadku dziewczyny, była bardzo przyjemna w oglądaniu. No i Jens zobaczył coś jeszcze. Gdy trenowała, Angela wreszcie przypominała młodą kobietę a nie zombie - jej oczy błyszczały, a na ustach nawet pojawiał się uśmiech. Pytanie, czy wyobrażała sobie zabijanie?

***

Jak na atak nieprzygotowany i rozpoznawczy, to trzeba było przyznać, że był dość imponujący. Odkryty teren przed murami twierdzy praktycznie w całości zapełnił się pędzącymi sylwetkami napastników, ryczących coś kompletnie niezrozumiałego tylko po to, by dodać sobie odwagi. A odwagi było potrzeba wiele, gdyż z olbrzymich murów napastnicy byli tylko małymi sylwetkami, których pierwsze linie padały pokotem przed gradem pocisków. Ale to było za mało, by powstrzymać pędzącą falę wściekłych orków, goblinów, ogrów i wszelkich innych stworów tego rodzaju.
Po strzelcach wkroczyli magowie i kapłani, ale to nie była szczególnie istotna siła. Trochę stworów przewróciło się, trochę stanęło bez ruchu, unieruchomionych. Jeszcze inne zaczęły tłuc się między sobą. I tylko wasz, "ludzki" odcinek, robił coś bardziej efektownego. Silia rzuciła kilka swoich czarów, Alexa doszła do wniosku, że wystarczy minimalna moc i atak na orka na drabinie, by ten złapał się za głowę i spadł, często strącając kilku swoich towarzyszy. Ale to nie one grały pierwsze skrzypce, przynajmniej w efektowności. Oba gnomy dwoiły się i troiły, najwyraźniej doskonale się bawiąc. Ich rozmyte i zwielokrotnione magicznie sylwetki krążyły po murach i ciskały iluzjami. Drabiny znikały, na podłożu pojawiały się wilcze doły, z nieba spadały wielkie głazy i, co prawie oderwało od tego co ważne walczących na murach - jeźdźcy na pegazach czy nawet smokach. Niewiele to przynosiło wymiernego efektu, ale działało na pewno spowalniająco i demoralizująco. Również półelf nie pozostawał bierny. Silia szybko odkryła, że jego żywiołem jest powietrze. Otoczył się jakimś zaklęciem i wzniósł w górę, wisząc nad murami. Strzały omijały go dziwnym trafem, a on sam przyjął prostą taktykę. Każdy jego czar zamieniał powietrze w huragan, który uderzał w orki na drabinach, strącając je na dół.
Pozostali również mieli sporo pracy, ale tylko łucznicy mogli jeszcze powiedzieć, że są zmęczeni. Niewielu zielonych dochodziło do szczytu drabin, a nawet jeśli, to spotykali zbyt wielu obrońców, by w nielicznej grupie móc sobie poradzić. W końcu drabiny zostały odepchnięte a stwory odparte. Obyło się bez większych strat, tylko kilku ludzi było rannych, głównie od strzał. Pod murami zaś leżała masa trupów. Jak dużo było orków? Jak bardzo mogli sobie pozwalać na takie straty? Odpowiedź na te pytania mogła przyjść tylko z czasem.

Większość oddziałów porozchodziła się do swoich kwater. Szybko się okazało, że niewielu z nich przebywa w waszej karczmie - Alex i Angela, półelf - Lariel, Mirn i Elot oraz jeszcze dwóch żołnierzy, których Drago i Lilla kojarzyli z treningów. Większość zresztą spotkała się we wspólnej izbie, pijąc lekko rozwodnione piwo. Przodował tu oczywiście Puggle, którego najpewniej i tak nigdy nikt na murach nie ujrzy.
-Zdrowie za dzielnych obrońców murów! Biedny Puggle niestety nie jest tak dobrze wyszkolony, by bardziej pomagać niż przeszkadzać, ale trzymał będzie kciuki za każdym razem, grzejąc wam przytulne miejsca w tym pięknym przybytku! Zdrowie, zdrowie!
Nagle zapatrzył się na "nietutejszego" kapłana, zamrugał i uśmiechnął raz jeszcze.
-Ah, dawno nie widziany przyjaciel, spotkany w takich okolicznościach! Tylko czy to dobry, czy zły omen, ujrzeć kościstą dłoń naszego dziwnego boga śmierci, zawieszoną na jego młodej piersi?
Mrugnął wyraźnie i wrócił do picia. Tylko Angela, cichym ale dźwięcznym głosem powiedziała w stronę Alexa coś, co brzmiało jak "nawet śmierć da się oszukać". Nikt zresztą nie słuchał. Czekała opowieść!
 
Sekal jest offline