Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2009, 15:11   #112
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Amaryllis Vivien Seracruz była jak ogłuszona. Jeśli oczekiwała odpowiedzi swego wewnętrznego ja, odpowiedzi na pytanie dlaczego czy też powrotu swego przyjaciela – nic z tych rzeczy nie nadeszło. Cisza. Doznała uczucia od dawien dawna nie doznawanego – bycia tylko człowiekiem. Nic nie cofnie Przebudzenia lecz można je stępić, metafizyczne zmysły okryć płaszczem rozmycia, przeciwna siłą bronić rzeczywistości i milczeniem zamknąć usta boskiej iskierki. To nastąpiło. Jon wystukiwał kolejne to rzędy cyferek do komputera. Sprawiał wrażenie jakby programował bezpośrednio w języku maszynowym. Czy było inaczej? Rytmiczne uderzania klawiszy wygrywały symfonię na pół z fontanną. Wnet Jon nacisnął enter, odetchnął i spojrzał na Grzegorza.

-Nie jestem AI jeśli o to chodzi. To tylko plotka... Chyba, że ty... Nie, coś ty... Wkopali nas. Jak chcesz to porywaj o mnie w Kryształowym Pałacu.

Abraham niezauważalnie zakpił.

Obrzeża Moskwy

Mistrz Aureliusz dokończył i raz z większego o ogniska, przysunął się do niego bliżej.

-Przypuszczamy, że maa wpływy jeszcze w sektorze medialnym i finansowym ale to tyczy bardziej miasta i ludzi niż zmiennego ludu.

Uśmiechnął się niemrawo czując na sobie złowrogie spojrzenie Crina. Siergiej ujrzał w tym właśnie momencie błysk czerwonej, gniewnej aury emocjonalnej od Crina i blondynki, o ile przy Srebrnym Kle był to błysk to blondynka ciągle była utuczana przez tą gniewną barwę. Crin odezwał się.

-Przybyliśmy tutaj świętować, cieszyć się i palować natomiast nie podejmować przedsięwzięcia. Widać Matka chce inaczej i co róż mamy co innego przed nosem. Zaiste, wielkie zbiegi losów. Tylko czego od nas oczekujecie? Ruszymy jak dawni bohaterowie legend w szarży na placówki wojskowe podczas gdy wy będziecie pić kawę? Nikt nie jest kuloodporny. Dużo nas? Ale jednocześnie tak mało nas zostało, że nie zamierzamy się narażać.

W tym samym czasie wojskowy uśmiechnął się ironicznie.

-Crinie, masz prawo mówić tylko za Srebrne Kły, przyjacielu.

Wiatr zawył pomiędzy drzewami niosąc ze sobą zalakowana płatki śniegu. Iglaste drzewa wyglądały bardzo dostojnie. Siergiej dojeżdża na kilku dalekich, poza polaną, wydrapane znaki których za nic nie mógł rozszyfrować. W tym samym czasie Mistrz Aureliusz kiwnął głową i użyczył swojego płaszcz Ravnie. Nie wyglądał na tak obszerny, lecz objął kobietę. Obydwoje Mówcy Marzeń dostrzegli delikatne, połyskujące nicy Kwintesencji w samym połatanym płaczu. Nawet Ravna zauważyła je chociaż zawsze miała problem z wzorcami materii. Siergiej skomentował wszystko mimowolnym tikiem lewej strony twarzy oraz kilkakrotnymi drgawkami stopy. Zapewne trochę bolało, ale kończyny miał tyle przemarznięte, a skórę tak spieszczając, że tylko bliżej ognia czół ból po drgawkach. Diakon opar dl dłoń o laskę.

-Oferujemy waszą nietykalność. Co zaś ewentualnego rozwiązania siłowego to nie jest do końca u nas uzgodnione. Sam za tym postuluje ale w takim układzie musimy wcześniej odizolować cele na którychże na zależy, prawda Towarzyszu?

Zwrócił się do Milczącego Wędrowca który to z kamienną twarzą obserwował magów. Szczególną uwagę poświęcał wyrazowi twarzy Siergieja. [b[]Ravna[/b] mogla dożęć błysk w oku wilkołaka. I usłyszeć delikatne postukiwania bębnów. Raz prawa strona brzmiała, a raz lewa Tymczasem Fabrin zacisnęła mocno szczękę w gniewnym wyrazie.

Gdzieś w głębi skrywanej świadomości



Biel. Nieskazitelna biel otoczyła Amaryllis. Białe tutaj było wszystko – ściany, podłoga czy sufit. Białe było światło padające przez szklane, strzeliste okna. Bielone zostało dwa fotele i herbaciany stolik. Sama wola i myśli Amy były w tym momencie białe, czyste, nieskalane, racjonalne. W rogach pokoju walały się zabawki. Koń na biegunach, lalki, domki.

- Amaryllis... Amaryllis...

Głos nie był głosem z zewnątrz lecz głosem środka tak jakby amerykana mówiła sama do siebie. Jakby nie było różnicy między nią, a głosem. Użala zdjęcia na ścianach, niezmierzony ogrom zdjęć. Byli na nich ludzie znajomi ze stanów, inni magowie. Lecz ginęli pośród niezmierzonej większości istnień.

- Amaryllis!

Amerykanka drgnęła, ciepłu dreszcz przebiegł po jej skórze, w ustach poczuła smak czekolady. Użala taż skrzydlatego mężczyznę. Usiadł na fotelu, gestem dłoni pokazał aby uczyniła to samo.

-Kim ty jesteś? Kim właściwie jesteś? Spójrz na siebie i sobie odpowiedz Czy jesteś dalej tą samą, mała dziewczyną która potrzebuje opieki i przytulanki?

Zamilkł. Cisza ogarnęła pokój. Jeszcze jeden rzut oka na fotografie, na zabawki, na biel. I na niego.

-Naucz się być Jedyną. Naucz się być sama, sama o siebie troszczyć. Naucz się brać odpowiedzialność. Kiedy nauczysz się być tylko dla siebie – oddam go. Kiedy nauczysz się być tylko dla innych – pomogę ci w tym.

Zamilkł. Fotografie zniknęły.

-Pogódź to.

Horyzontalna Dziedzina Białych Kruków

Amerykance film się urwał. Po chwil otrzeźwiali i błędnym wzrokiem obejrzała Jona i Grzegorza. Wirtualny Adept spojrzał na amerykankę zdziwiony.

-Z niej to już dziś nic nie będzie... Sam sobie dasz radę, Grzesiek? Będę cie wspomagał stąd.

Mówiąc to podał mu słuchawkowe bluetooth od telefonu.

-Pomoże mi to cię lokalizować. Poza tym zwykła rzecz, będziemy mogli rozmawiać. Przy czym jak nie użyje satelity to nic nie zobaczę.

Gdzieś w głębi dziedziny trzasnęły drzwi. Z korytarza wyszedł Mistrz Robert. Przypominał cień siebie samego, okulary zsunięte, zapuchnięta krew na policzku i podbródku dopełniała kompozycji z plamionym osoczem swetrem, smutna mina i drżącymi dłońmi. Ponadto Robert miał przypalone brwi i skrawek spodni. Przeszedł przez hol, a za nim ciągnął się zapach spalenizny.

-Robię to ostatni raz.

Sklecił w kierunku sali obrad i zniknął w korytarzu. Abrahama zamurowało, a Grzegorz poczuł aurę emocji ubranych w słowa, usłyszał smutny i żałosny wydźwięk kaca moralnego. Przez chwile nawet czul to u siebie niczym... Metafizyka leczenia kanałowego? Jon pobladł.

-Czy on robił z Dołmatowem oto o czym myślę?

Przełknął ślinę. Amy odzyskała pełną ostrość widzenia.

-Noś tą samochwalcę w uchu i będzie dobrze. Bierz też mój samochód, to jedyne czym teraz dysponujemy, chyba Gustaw nawalił z zakupami. Mam tam GPS i będziesz miał zaznaczoną filie telewizji. Rozejrzyj się, nie rób zadymy. Potem będziemy kombinować co i jak, dobra?

Szpital Moskiewski nr 3

Szamil rozpoczął mozolne odpalanie poszczególnych programów. Poufały postanowił na bieżąco włączyć się w pamięć operacyjną jednostki przyśpieszając obliczenia. Trzeba było przyznać, Samuel nadzorujący prace oprogramowania i na bieżąco wprowadzający poprawki wydawał się odcięty od rzeczywistości. Ślepe spojrzenie wbijało się ekran komputera, a dłoń spoczywała na klawiaturze. W jego szeroko otwartych oczach odbijał się właśnie komunikat o nawiązania łączności z Węzłem. Po szlo błyskawicznie.

Optymalizacja sieci na przypadek przyszłych połączeń:
80%
81%
82%
Errror
Kontynuować?

Zaczęło się, zaczęła się robota. [b[]Samuel[/b] poprawił program który za drugim podejściem wykonał wszystko jak trzeba i potrzebne deklaracje wytrawił na karcie SD. Pozostało wykonanie zabezpieczeń łączności, brami, zabezpieczenia promieniowania echa psyche które to netsurferzy chętnie zwali matematycznym halo, zabezpieczać Umbrę... Roboty była od groma i z każdą godziną pojawiały się nowe problemy. A to program nie chciał się kompilować, a to jego efektywnośc była za maa i trzeba było rozpisać kod pod większa wydajności aby osiągnąć lepsze wyniki. Samuel prawie nie mrugał, wyschnięte oczy łzawiły co razu, a obolałe palce dzielnie wystukiwały nowe linie kodu. Prawie skończył już miał nacisnąć enter, a z głośnika wydobył się metaliczny głos Poufałego.

-Wykryto próbę namierzenia. Procedura Archanoid użyta.

w metafizycznym świecie wystrzelały świetlista smugi, tysiące złotych, błękitnych i seledynowych strzał wyruszyły z szpitala po całym świecie Wnet zniknęły, a tam gdzie dotarły świat wybuchnął w tysiącach kolorów, niczym latarnie i flary pokazujące „hej, tu jestem!”. Sprawiające wrażenie, że Samuel jest wszędzie. Na monitorze pojawił się komunikat.

Sugerowany czas zatrzymania: 5 minut
Program czystaumbra.exe nie zakończył swojej pracy. Gwałtowne przerwanie może doprowadzić do błędu krytycznego (ryzyko 25,7835%), kontynuacja zwekslować ryzyko wykrycia. Pozaprogramowaowy spryt Archanoid prosi o zezwolenie dostępu do pamięci.

W szpitalu było cicho. Na dole ktoś pojękiwał, czasem pielęgniarki uderzyły butami o posadzę ale ponad wszystko górowała cisza. Serce Wirtualnego Adepta zabiło szybciej, aparatura zamrugała.

Obrzeża Moskwy

Odgłos bębnów dla Ravny nasilił się. Lecz nie były to bębny naolid, nie były to bębny starych zwyczajów. Te bębnienie przypominało bębny wojny, wielkie pieśni wikingów na swych statkach. Zwiastowały pożogę. Niepokój ogarnął Siergieja, to samo chyba czuł Diakon. Wilkołaki rozejrzały się niepewnie na boki, jeden węszył. Coś biegło z daleka.
Wielki wilkołak w bojowej formie biegł, trochę leniwie jakby się mu nie śpieszyło. Chyba niósł wiadomość gdyż po razu porykiwał w dziwnym języku do swych braci.
Strzał. Carcarin pobladł., omal nie wypuścił z dłoni przedmiotu. Ciało wielkiego wilka z dziurą w głowie stoczyło się martwe na ziemię. Jaki pocisk miał taką siłę? Odpowiedź naczesała sama wraz z kolejnym wystrzałem który świsnął nad ogniskiem zostawiając za sobą smugę kwintesencji i jakby wrzeszcząc. Nikogo nie było, wiatr raz jeszcze zawył przeraźliwie. Nikogo nie było.

-To wasza sprawka?

Zaryczały gniewnie niemal chórem wszystkie wilkołaki. Tak na prawd to zaryczał tylko Crin ale wszyscy magowie wyłapali emocje to mówiące.
Krew pod ciałem w oddali nabrała rozmiarów wielkiej kałuży. Diakon skrzywił się.

-Ktoś chce aby nie doszło do por...

Świat kolejnego pocisku zagłuszył jego mowę.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest teraz online