Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-08-2009, 18:32   #113
Drusilla Morwinyon
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Amaryllis Vivien Seracruz


Cisza... Jeszcze kilka dni temu przeraziłaby ją, jeszcze kilka dni temu zrobiłaby wszystko, by przerwać jej kokon. Teraz jednak ta... nieobecność przynosiły ukojenie, tym większym szokiem był obraz, który pojawił się przed nią parę chwil później.
Dziecięcy pokój, czego się tu bać? Ten widok powinien ją uspokoić, zamiast tego budził jednak dawno zapomniane lęki i strach przed tym, co ją tu sprowadziło.

- Amaryllis... Amaryllis...

Głos... Głos identyczny z jej własnym, cała jednak jej świadomość wzdragała się przed przyjęciem go jako części siebie, coś w niej cały czas chciało odrzucić go jak najdalej uciszyć na zawsze...

- Amaryllis!

Wzdrygnęła się, smak czekolady... Gdyby była w prawdziwym ciele pewnie dostała by mdłości, teraz pozostała jednak tylko natrętna świadomośc, że coś tu jest niewłaściwe, nienaturalne, wypaczone... I podejrzenie, że najprawdopodobniej wypaczenie to jest częścią jej samej. Widok skrzydlatego jedynie utwierdził ją w tym przekonaniu. Gdy on, ona? skinął jej by usiadła nie ruszyła się z miejsca, nie cofnęła się jednak również. Co by to zmieniło? Jeżeli zechce i tak odbierze jej co zechce...

-Kim ty jesteś? Kim właściwie jesteś? Spójrz na siebie i sobie odpowiedz Czy jesteś dalej tą samą, mała dziewczyną która potrzebuje opieki i przytulanki?

Ciągle ten sam głos, ten sam pokój, zdjęcia ludzi, których kiedys znała...


- Naucz się być Jedyną.

"Nie jestem..." - strzęp myśli, nie dość ważny jednak, by wypowiedzieć go na głos, a może po prostu to ten, do którego możnaby je skierować nie był tego wart...?

- Naucz się być sama, sama o siebie troszczyć.

"Byłam sama, ty nigdy..."

- Naucz się brać odpowiedzialność.

"Nawet nie wiesz co to słowo znaczy... Co możesz o tym wiedzieć, ty, który nigdy go na siebie nie wziąłeś, gdy cała cenę musiałam płacić ja?"

- Kiedy nauczysz się być tylko dla siebie – oddam go.

"Morderca... Zdrajca... Złodziej..."

- Kiedy nauczysz się być tylko dla innych – pomogę ci w tym.


"Kłamca... Czemu mam ci wierzyć, tyle obietnic złamałeś..."

Zdjęcia zniknęły, gdy nowa postać Avathara zamilkła, Amy jednak nie zwróciła na to uwagi, spoglądała na postać, której zmiana jeszcze bardziej uzewnętrzniła zmianę jaką w nich zaszłą, odcięcie, które powinna już dawno zauważyć, ale była zbyt ślepa, zbyt ufna...

- Pogódź to.

"NIE. Nie jestem... Nie będę twoją zabawką. Jestem sobą... I tylko tym chce być."



***

Amerykanka oszołomiona otworzyła oczy i rozejrzała się wokół, świat powoli powracał do tego, co większość nazywała normą, choć tak naprawdę nie było w tej sytuacji nic, co mogłaby nazwać normalnym. Magowie wokół zajmowali sie własnymi sprawami, które jednak w niczym na dobrą sprawę jej nie dotyczyły, bo... Bo na dłuższą metę nie zmieniały niczego. Jak to ktoś powiedział prawda jest jak tlen, otrzymasz zbyt wiele i się rozchorujesz... A prawda była taka, że cokolwiek nie zrobią historia potoczy się własnym torem i uratowanie bądź nie jednej osoby niczego nie zmieni...

Ama potrząsnęła głową i drżąc stanęła na nogi. Powinna chyba zdać raport o jeziorze jednak... Tak naprawdę nie była pewna czy powinna, ani czy chce dalej uczestniczyć w tym całym bałaganie.

Zwłaszcza, że właśnie straciła jedyną istotę, dla której chciała tak naprawdę zmienić świat, jeśli zaś nie ma dla kogo walczyć, to po co ma to robić? Och, oczywiście, może gdzieś tam Richy istniał, może wreszcie był wolny, może Avathar powiedział racje i jej przyjaciel powróci, gdy spełni jego, jej? żądania. A może Avathar skłamał, by zmusić ją do próby wykonania niemożliwego, niewątpliwie nie pierwszy raz... Może Richy jakim go znała nie istniał, może Avathar w celu "przyspieszenia jej rozwoju" zniszczył go? Skąd miała to wiedzieć? Nawet, gdyby gdzieś tam jej jedyny przyjaciel istniał, cały i wolny, jakie miała prawo znów przykuć go do siebie, uwięzić i uzależnić od siebie? Jakie miała prawo zrobić to, co je Avathar robił z nią cały czas, zniewolić, nagiąć do swej woli? Nie, lepiej żeby był wolny, pogodzi się z tym, oczywiście, prędzej lub później będzie musiała się przyzwyczaić. I mieć nadzieję, że nigdy już go nie spotka.

Z tą myślą dziewczyna powlokła się do swojego pokoju, przez chwilę wachała się spoglądając na pluszowa zabawkę leżącą bezwładnie na podłodze, pod wpływem impulsu podniosła ją, bez słów mijając innych Przebudzonych.
Wchodząc do pomieszczenia bez słów minęła biurko i stojące obok krzesło nawet spojrzeniem nie zaszczycając rzeźbionej szafy. Po chwili ubrania magini wylądowały w bezładnej kupie na łóżku, tuż obok upadł pluszowy zwierzak.
Nagie stopy bezszelestnie przesunęły się po białych kafelkach łazienki,a chwilę później lodowaty strumień wody popłynął po bladym ciele stojącej z opuszczoną głową dziewczyny. Ta nie drgała nawet, zacisnęła tylko mocniej zęby i uniosła twarz pozwalając strumieniom spływać po niej mieszając się z niechcianymi łzami.

Żegnaj, nigdy cię nie zapomnę, przepraszam, że musiało się to tak skończyć, nawet nie wiesz jak chciałabym żeby wszystko potoczyło się inaczej... Jeżeli jesteś tam, gdzieś... Powodzenia... I nie wracaj.

Wreszcie po paru sekundach zdających się trwać wiecznie ciałem kobiety wstrząsnął cichy, nie powstrzymywany wreszcie szloch.
Szum wody ustał dopiero po parunastu minutach, przemoczona drżąca magini nie troszcząc się o opatulenie ręcznikiem, czy choćby wysuszenie włosów ruszyła w kierunku łózka, nie przejmując się tym, że za sobą zostawia ślady mokrych stop.
Ciągle bez słów stanęła i wyciągnęła dłoń delikatnie - jakby dotykała bezbronnego dziecka - pogładziło futerko pluszowego rysia po czym odwróciła się i nerwowo oblizując wargi otworzyła torebkę - znalezienie butelki spirytusu salicylowego i pudełka zapałek zajęło jej ledwo chwilę. Drżącą nieco dłonią podniosła pluszowego kociaka za kark - jakby trzymała w nich prawdziwe zwierze i ruszyła do łazienki. Ułożywszy co, co niedawno było jej przyjacielem w samym kącie kabiny, odkręciła korek buteleczki wylała całą jego zawartość na pokrytego szarym futrem kociaka, gdy ostatnia kropla łatwopalnego płynu rozprysnęła się na nim Amaryllis przełykając ślinę odetchnęła i na chwilę zamknęła oczy, przed którymi momowolnie staneły jak żywe obrazy z przeszłości... Chwila, w której po raz pierwszy zobaczyła Richiego... Ile to już lat? Dwadzieścia? Czy więcej...? Wydawałoby się, że ich znajomość trwała wiecznie, teraz jednak miała się skończyć... Richy był zawsze przy niej.. Gdy Przebudziła się, był tam, gdy jej "Mentor" zabawiał się zostawiając swą "uczennicę" samą sobie, był tam by ją wspierać, gdy po raz pierwszy spotkała Garou, to on ją powiadomił, gdy stanęła oko w oko z wampirem, to on ją ostrzegł, gdy po raz pierwszy, zagubiona i nieufna trafiła do Fundacji był tam... Teraz jednak... Zniknął, jakby go nigdy nie było.



Kolejnemu cichemu westchnieniu towarzyszył równie cichy trzask zapałki, w powietrzu na chwilę czuć było zapach płonącej siarki...

Płonący kawałek drewna spadł na nasączony spirytusem szary kłębek mający za chwile stać się jedynie kupką spalonej sierści...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline