- Pas, tym razem oczywiście. - Seamus zrzucił karty i odchylił się na krześle. Balansował przez chwilę, po czym wstał i podszedł do okna.
Laredo tonie było Vegas, ani nawet San Diego. Ale było jego szansą na spełnienie ambicji Ojca, a tym samym słodka zemsta na paru osobnikach. Patrzył na przemykające dołem samochody i kolorowy tłum ludzi. Czy nie byłoby mu lepiej wrócić do tej małej, którą zostawił na dole, zamiast ładować się w te wszystkie intrygi. Zwłaszcza, że knucie już się zaczęło.
- Przepraszam panowie, ale obawiam się, że muszę chyba opuścić grę. Nasze panie i Damiana, jak większość kobiet, wykazały się absolutnym brakiem poczucia kierunku i pomyliły drzwi od łazienki z drzwiami wyjściowymi. Pójdę więc ich poszukać, bo aż strach puścić je same w mieście. Do jutra. - rzucił już z drzwi.
Szybkie spojrzenie po holu. Wyglądało na to, że uwinęli się nieco szybciej niż myślał. Ciekawe, czy uda mi się ich teraz dogonić - zastanawiał się zbiegając po schodach.
__________________ Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę. |