Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2009, 16:25   #14
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Załoga Zelditza wróciła zwycięsko z tej małej wyprawy. Mimo, że nikt nie znał celu, wszyscy z entuzjazmem przyjęli wiadomość o przywiezieniu świeżego mięska. Wreszcie coś lepszego niż te cholerne konserwy. Gdy Tygrys powoli wjeżdżał do obozu, wokół wiwatowali żołnierze Wehrmachtu, dla których zwykła krowa była powodem do wielkiego świętowania. To się nazywa podnieść morale. Gdy dojechali do swojego miejsca postoju, Lanzer pobiegł po znajomego rzeźnika, który miał się zająć zdobyczą.

Franz tymczasem udał się do kapitana, by złożyć meldunek z przebiegu akcji.

- Gratuluję kolego. Naprawdę świetna robota. Szybko i sprawnie. Widziałem, że na kim jak na kim, ale na was można polegać - oznajmił dowódca po wysłuchaniu całej historii.

- Dziękuję panie kapitanie. Ja i moi ludzie staramy się jak możemy.

- Wszyscy wokół mówią, że ostro szkolisz swoich chłopaków.

- Staram się.

- Nie bądź taki skromny. Utrzymać karność w tych warunkach to nie lada wyczyn. Cieszę się, że mam cię w kompanii.

- Dziękuję panie kapitanie.

- A powiedz jak radzisz sobie z tym Gapą. Cały batalion o nim huczy - po wysłuchaniu opowieści podsumował. - To nie masz z nim lekko. No nie zatrzymuję cię. Dopilnuj wszystkiego i wieczorem zapraszam do mnie na ognisko. Mam schowaną jeszcze jedną butelkę wina. Jeszcze z czasów kampanii francuskiej.

- Tak jest, panie kapitanie - Zelditz zasalutował i wyszedł.

Na wieczornym ognisku było bardzo miło. Oficerowie, podobnie jak ich żołnierze, od dłuższego czasu nie mieli okazji zjeść porządnego posiłku, więc panowała ogólnie radosna atmosfera. Franz rozmawiał z dowódcą Grenadierów i zachwalał jego ludzi opowiadając co większe smaczki z przebiegu dzisiejszego zadania. Kapitan odwdzięczał się pochwałami na temat załóg Tygrysów. Potem zeszli na tematy bardziej rozrywkowe.

W tym czasie wybuchła sprzeczka pomiędzy majorem z trzeciej kompanii i kapitanem Rostitzem. Ten drugi oskarżył swojego rozmówcę o szerzenie defetyzmu i brak wiary w końcowe zwycięstwo. Major oburzył się i opuścił namiot. Następnie kolejni oficerowie znajdowali powody, by również wyjść. Było jasne, że to koniec "imprezy". Gdy dowódca Grenadierów oznajmił, że na jutro rano zaplanował lekkie ćwiczenia dla swojej kompanii, do Franza podszedł gospodarz całego spotkania.

- Widzisz Franz, tak to jest. Stary Prusak myśli, że jak pochodzi ze szlacheckiej rodziny to mu wszystko wolno.

Oberleutnant nie odezwał się ani jednym słowem. Znał tą niechęć między oficerami ze starej pruskiej szlachty i tymi z, jak to niektórzy określali, pospólstwa. Pierwsi byli przekonani o swojej wyższości, a drudzy ich za to serdecznie nienawidzili. Von Zelditz był ponad tym. Tak jak nigdy nie interesował się polityką, tak nigdy nie interesowały go podziały klasowe. Trzeba było przyznać, że zdecydowana większość oficerów nie pochodzi z Prus Wschodnich, ale nie przeszkadza im to w zwyciężaniu. Sami Prusacy natomiast nie ustępowali im w niczym. Pochodzenie nie miało większego znaczenia. Nikt nie był lepszy dlatego, że urodził się w Berlinie, Monachium, Breslau, czy Koningsbergu, w szlacheckiej czy pospolitej rodzinie. Ale obrażanie tych drugich na pewno nie było tym, co młody porucznik tolerował. Zwłaszcza jeśli chodziło o jego małą ojczyznę.

- Ja myślę tak samo – kontynuował kapitan. – Jednak gdybym to ja powiedział wiesz co by się działo. Ja plebejusz. To by była zdrada, Franz. A ta gruba świnia może mówić co myśli bezkarnie. To dlatego tak się obruszył, cholerny Prusak.

- Dość panie kapitanie – Zelditz przerwał stanowczo – Pora chyba odpocząć. Ja też muszę już iść do moich ludzi. Żegnam.

Nawet nie zasalutował. Wyszedł od razu i stanowczym krokiem ruszył w stronę swojego czołgu. Nie doszedł tam jednak. Musiał się najpierw uspokoić. Mało brakowało, a wyrżnąłby temu pijakowi w pysk. A wtedy co? Oczywiście sąd polowy. Ech, gdyby Rostitz wysilił się odrobinę i sprawdził gdzie jest Seerappen, z pewnością Franz przestałby być jego pupilkiem. Ale Oberleutnanta to nie obchodziło. Niech sobie sprawdza, niech się dowie. Czort z nim. Po jakichś 10 minutach powoli ruszył do swoich ludzi.

* * * * *

Po prawie dwóch tygodniach bezczynności, dowództwo wreszcie przypomniało sobie o 503 batalionie. Wciąż próżno było wypatrywać operacji "Cytadela", ale przynajmniej mieli coś do roboty. Współdziałając z elementami 3 Dywizji Pancernej SS-Totenkompf mieli osłonić transport sześćdziesięciu maszyn Pzkpfw V "Panther". Co ciekawe te wozy były przeznaczone dla "Trupich Główek". Wehrmacht pierwszy i pewnie ostatni raz zobaczy je właśnie teraz. Ale Zelditz się nie skarżył. Wszystko było lepsze o tego czekania na ofensywę.

Po wstępnym zapoznaniu z zadaniem została jeszcze odprawa u dowódcy batalionu. Ten poinformował swoich podwładnych czego od nich oczekuje i dlaczego właśnie oni zostali wyznaczeni do tej operacji. Franzowi pozostawało tylko przekazanie wszystkiego swoim podwładnym i przygotowanie wozu. W ciągu następnych dwóch godzin ruszyli.
 
Col Frost jest offline