Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2009, 23:14   #114
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Już było tak dobrze...

Gniew rozchodził się w powarkiwaniach, Diakon zaczął przemowę w swoim hermetyckim stylu. Sieroża rozgościł się przy ognisku jak u siebie, stracił może przy tym zaskakującą dostojność rozjemcy i mówcy, ale odzyskał za to swój urok bezczelnego łobuza. Znowu próbował, jak daleko może się posunąć, ale Ravnie w ciągu ostatnich godzin przesunęły się granice tego, na co pozwalała Rosjaninowi w swojej obecności. Jej twarz na chwilę rozjaśniło mgnienie uśmiechu. A potem pomału przymrużyła lewą powiekę, puszczając może nie do końca swobodne, ale przyjacielskie perskie oko.

Wszystko było naprawdę dobrze i wracało na swoje miejsce.
Cirn przyjął pozę niepokonanego przywódcy, zgromił przelotem Ravnę wzrokiem i szamanka odnalazła swój zagubiony strach. Pochyliła głowę i wbiła oczy w ziemię. Właściwe zachowanie szamana, który powiedział, co musiał, a teraz czeka na rozwój wypadków, na melodię, która urodzi się ze słów. Mimowolnie się ukorzyła, ale jakoś jej to nie bolało. Przed kimś formatu Cirna to nie był żaden wstyd... a do tego Srebrny Kieł nagle, choć nie do końca nieoczekiwanie, zaczął mówić z sensem. "Nie, wróć. W ogóle zaczął mówić".

Poruszała przemarzniętymi palcami w butach i nie udzielała się w dyskusji. Nie miała właściwie nic do dodania poza tym, że nie chce walczyć. Nie chce się bić. Że wolałaby usiąść przy ogniu i śpiewać pieśni swojego ludu, aby nie zostały zapomniane. Ale każdemu, kto podniósł rękę na jej stado, urwie tę rękę przy samym ramieniu, a zanim utopi mordercę w jego własnej krwi i gównie, ten krwawy ochłap powiesi na drzewie jako ostrzeżenie dla naśladowców.

Grzebała niemrawo palcem w śniegu. Adam gdzieś tu był. Gdzie? Ten biały? Była niemal pewna, że znał jakieś oszukańcze triki, choć nigdy się nimi nie pochwalił. Ale odmienić do tego stopnia swój wygląd? Jedyne, co się zgadzało, to powalający na kolana zapach z pyska. Jak nie domył zębów, to tak miał. Ravna niemal zachichotała na wspomnienie deszczowej nocy, kiedy Adam zwlókł się do niej po bójce, w zakrwawionej koszuli i kompletem przednich zębów w garści, rozwarł zdekompletowaną szczękę jak wrota piekieł i wyseplenił soczyście i jękliwie: Zrób coś, bo dziewuszki na szczerbatych nie lecą. A Ravna wypiła dwie szklanki wódki, zanim przystąpiła do pracy w tak toksycznych warunkach.

I coś jeszcze się zgadzało. Brak strachu. Nawet nie musiał wyśmiewać jej obaw i zmartwień. Wystarczyło, że był, a Ravna nie bała się niczego i nikogo. Wszystko było możliwe.

Bębny, narastające drżenie, pulsowanie w uszach i mrowienie w dłoniach, które powinny wybijać rytm. Obce bębny, nie te, przy których snuje się opowieści. Muzyka wojny. Zdążyła tylko złapać Siergieja za rękę, kiedy padł pierwszy strzał, kładąc posłańca. Gdzieś na krawędzi słyszalności drgało przeczucie następnego strzału. Paznokcie przemarzniętej dłoni Norweżki zacisnęły się na dłoni Sieroży, znacząc ją czerwonymi półksiężycami.

Ktoś krzyczał. Wszyscy krzyczeli.
- W las! - wrzasnęła Ravna, nim przymknęła oczy, wsłuchując się w oddech las, cięty przez obce dźwięki. Za wybuchem gniewu, poza słowami, płynął ostry jak nóż wizg.

"Znajdę tego snajpera..."

Tylko trzeszczenie śpiących drzew, cichy szmer wiatru i obcy świst kul. Ravna puściła zmaltretowaną rękę Sieroży.

"Ubiję...".

Pochwycona myślą kula zaśpiewała inaczej, nanizana na wyższą pięciolinię, uwięziona w świecie Ravny, w którym wszystko było dźwiękiem lub zapisem dźwięku, mknęła w innym kierunku, niż był jej pierwotnie nadany.

"Potem obedrę ze skóry..."

Świst kolejnej kuli zlał się z narastającymi werblami.

"... a ze skóry zrobię bęben".

- Minaaaaan! - jedno słowo jak trzask pękającego od mrozu drzewa, dartego brutalnie istnienia.

"Mój! Moi!"
 
Asenat jest offline