Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-08-2009, 13:36   #45
Zielin
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Wszechogarniająca ciemność. Ledwo odróżniał kształty. Rozłożyste korony drzew w całości przysłaniały niebo. Poruszał się bardziej na słuch i dotyk niż wzrok. Szeleszczące liście, łamiące się pod nogami gałązki. Kora drzew pokryta starym mchem. I te wszechogarniające poczucie bycia obserwowanym. Można było poczuć na sobie tysiące spojrzeń tak głębokich, że wydawały się jakby dosięgały głębi ludzkiej duszy i przewiercały ją na wylot, szukając największych lęków. Mroczna atmosfera rodem z horrorów
Matt nie wiedział, która może być teraz godzina. Szelest z lewej. Potykając się parł naprzód, jakby to była ostatnia rzecz, jaką miałby zrobić w życiu. Kilkukrotnie upadał na ziemię, zawadzając o konary, których nie było. Wycie wilka z tyłu. Odgłos łamanej gałązki, coraz bliżej. COŚ go goniło. Przyśpieszył kroku. Po chwili już biegł, odgarniając gałęzie i pajęczyny.


Wybawienie. Jasne światło. Ostatkiem sił przyśpieszył jeszcze bardziej. Sweter zaczepił się o gałąź. Mocnym szarpnięciem rozerwał go. Biegł dalej. Już prawie był bezpieczny, rękę wyciągał w kierunku światła. Poczuł ucisk na nodze. Zobaczył krew. Dużo krwi... Zęby zatopiły się w jego nodze. Potwór zaczął zaciągać go spowrotem w mroczną otchłań. Był już tak blisko. i wszystko przepadło.
Słowa uwięzły w gardle. Nie zdołał wezwać pomocy. Spodnie się podarły pod wpływem gwałtownego szarpnięcia. Zęby przejechały po skórze, tworząc poważne zadrapanie. Odwrócił się na brzuch, podniósł na rękach i zaczął uciekać. Powłóczył nogą.
Coś walnęło go w klatkę piersiową, wyciskając całe powietrze z płuc. Upadł na plecy. Błysnęły pazury. Rozległ się skowyt. Odruchowo zasłonił ręce i zamknął oczy...

* * * * *

- Nic ci nie jest? - usłyszał znajomy głos.
Otworzył oczy. Zobaczył twarz Terry'ego Boota, nachylającą się nad nim.
- Nic ci nie jest, Matt? - powtórzył Terry.
- Co, gdzie ja...? - rozejrzał się wokoło. Był w dormitorium, w swoim łóżku. Wszyscy chyba już wyszli, bo byli tu sami. Nawet gwar w pokoju klubowym wydawał się cichszy niż zazwyczaj. Przetarł oczy. - Tak, już w porządku. Po prostu miałem zły sen.
- Bogu dzięki.
- Gdzie reszta?
- Poszli już na śniadanie. Choć, ubierz się i też pójdziemy.

Terry zszedł na dół, zamykając drzwi. Chłopak przetarł spocone czoło. Koszmary nawiedziły go już w pierwszym dniu w Hogwarcie.
"Zawsze to samo" - pomyślał. Ilekroć trafiał do nowego miejsca na noc, zawsze musiały mu się przyśnić jakieś koszmary. Dziwny sposób na aklimatyzację pozostawał jednak skuteczny. Po pierwszej nocy chłopak czuł się lepiej. O niebo lepiej.
Szybko narzucił szatę i zszedł do czekającego w pokoju klubowym Terry'ego. Stał w towarzystwie Hanny i Teegan. Matt pozdrowił obie dziewczyny ciepłym uśmiechem schodząc ze schodów. Przywitał się z nimi, a później poprowadził do Wielkiej Sali. Mimo iż spędził tu zaledwie kilkadziesiąt godzin, szybko zdołał zapamiętać rozmieszczenie poszczególnych miejsc. Cieszył się, że wybrał się na zwiedzanie wczoraj wieczorem...

* * * * *

Śniadanie było jak zawsze smaczne. Matt siedział obok jakiegoś trzeciorocznego chłopaka z mnóstwem piegów na nosie, a Anthonym Goldsteinem. Z zawzięciem dyskutowali o Quiditchu.
- Mówię ci Matt - Tony łapał powietrze między rozmową a kolejnymi kęsami jedzenia - Nietoperze z Ballycastle w tym roku zdobędą kolejny puchar!
- Nie wiesz co mówisz! Ich obrońca został kontuzjowany, a obaj pałkarze zawieszeni przez Departament Czarodziejskich Gier i Sportów za wyjątkowo brutalna grę!
- Chłopak poczęstował się jeszcze ciepłymi ciasteczkami, które chwilę temu pojawiły się obok półmiska z owsianką - Połowa składu to rezerwa! Sroki z Montrose mają pewną wygraną!
Kłótnia trwała jeszcze długo. Każdy z nich opowiadał się za swoją ulubioną drużyną. Żaden nie zamierzał zrezygnować. W końcu, skarceni przez Hannę za dziecinne zachowanie, wraz z Gryfonami udali się na pierwszą lekcję transmutacji.

* * * * *

Pierwsza lekcja transmutacji w tym roku szkolnym była inna, niż się spodziewali. Profesor McGonagall zapoznała ich poprędce ze swoją osobą. Wprowadzając ich w świat transmutacji, podała krótkie wytyczne na początkowe zajęcia. Zadanie wydawało się proste - ot, zmienić zapałkę w igłę.
- Podobny kształt, podobna wielkość To nie może być trudne. - usłyszał chłopak gdzieś z boku.
Szło im to jednak dość powoli. Jeden niewłaściwy ruch i efekt mógł być całkowicie odwrotny. Matt wymachiwał różdżką w różne kierunki i z różną siłą. Jedyne, co osiągnął, to zamiana główki zapałki na ucho igielne. Szkoda, że nadal dało się je podpalić pocierając o draskę.
Hermiona Granger zdobyła dziesięć punktów dla Gryffindoru, jako pierwsza transmutując zapałkę. Chwilę później, kątem oka dostrzegł, że Teegan także uzyskała igłę. I ona została nagrodzona dziesięcioma punktami dla Krukonów.
- Jak to zrobiłaś? Mnie nie wychodzi... - szepnął jej Matt
- Patrz na moją różdżkę i powtarzaj - odpowiedziała z lekkim uśmiechem Teegan.
Po krótkich instrukcjach, o wiele bardziej zrozumiałych niż te od pani profesor i on zamienił swoją zapałkę w igłę. Chwilę później rozległ się dzwonek.
- Dzięki za pomoc. - powiedział jej przy wyjściu z klasy
-Nie ma za co.

* * * * *

Krukoni, wraz z Puchonami zmierzali w stronę błoni Hogwartu, gdzie miała odbyć się jedna z trzech lekcji latania.
-Witam wszystkich – powitała srogo pierwszoroczniaków Profesor Hooch. Ustawiła wszystkich w dwóch rzędach - stali naprzeciwko siebie w równym szeregu, niczym w wojsku. Atmosfera też była podobna do tej wojskowej. Ton pani profesor jednoznacznie nie tolerował sprzeciwu ani żadnych głupich zabaw.
Obok każdego leżała stara szkolna miotła. Większość z nich to stare Komety szóstki, ale znalazły się też nieco nowsze modele. Wszystkie były w opłakanym stanie - powyginane witki, pobrudzone od kurzu rączki…
-Nie ma czasu do stracenia. Stańcie obok swoich mioteł, wystawcie nad nią rękę i powiedzcie; „Do Mnie!”
Za chwilę dało się usłyszeć okrzyki „Do Mnie!”. Matt sam się zdziwił, że udało mu się to za pierwszym razem. Był zadowolony z siebie. W końcu niewielu osobom udało się to już za pierwszym razem.
Później był czas na utrzymanie się na miotle. Tutaj już więcej osób wzniosło się lekko ponad grunt. Części z nich, w tym i Mattowi, udało się to nadzwyczaj dobrze. Niektórzy jednak praktycznie po wzniesieniu się w górę zaraz opadali. On zaś wisiał w powietrzu nadzwyczaj długo, za co został pochwalony przez panią Hooch - stwierdziła, że "Może coś jeszcze z niego wyrosnąć".

* * * * *

Przerwa obiadowa minęła nadzwyczaj spokojnie, pomijając zamieszki wywołane przez dwoje trzecioroczniaków przy stole Puchonów. Za obrzucanie się jedzeniem zostali porządnie "nagrodzeni" przez profesor McGonagall. Dwadzieścia punktów i miesięczny szlaban to dość sroga kara jak na początek roku, ale nie im było o tym decydować. Atmosfera znów się uspokoiła, więc reszta uczniów mogła spokojnie dokończyć posiłek...

* * * * *

Po obiedzie Ślizgoni i Krukoni spotkali się na drugim piętrze pod drzwiami Sali Historii Magii. Kristin i Alex podzieliły się z Teegan i Mattem wieścią o tragicznej wiadomości jaką otrzymała Sybilla. Chłopak milczał, przetrawiając uzyskaną informację, ale jego koleżanki z przedziału żywo rozmawiały o sprawach, które zwyczajnie go nie obchodziły. Usiadł w kącie, zasłaniając się jakimś stojącym w pobliżu wazonem.
Z tego co słyszał lekcje profesora-ducha są nudne. I dopóki sam nie usłyszał jego wykładu, dotąd by nie wierzył, że coś takiego naprawdę istnieje. Ten ton głosu od razu wprawiał w senność. A sama opowiadana przez niego historia nie była najwyższych lotów.

Te dwie lekcje dłużyły im się w nieskończoność. Większość Krukonów zapisywała - mniej lub bardziej dokładnie - słowa profesora. Matt należał do tych, którzy leżeli pogrążeni w błogim półśnie... Sam nie wiedział, kiedy zajęcia się skończyły, a on trafił do pokoju klubowego.

Obiecał sobie wziąć zatyczki do uszu i coś ciekawszego do roboty na następną lekcję Historii Magii...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline