Maja zabrała się pierwszym samochodem, który odjeżdżał z rannymi. Wolała nie zostawać zbyt długo na placu, krew przyciągała zombie... Starała się zatamować krwotok, ale nie było to łatwym zadaniem w transporterze pełnym ludzi, podskakującym na wertepach, ślizgającym się na każdym zakręcie. Spojrzała na mężczyznę, słabnącego z każdą chwilą. Nawet, jeśli żywy dojedzie do szpitala, nie wróżyła mu zbyt świetlanej przyszłości...
Po kilku minutach szaleńczej jazdy pojazd zatrzymał się przed szpitalem. Maja wyszła z furgonetki, zostawiając rannego pod opieką jakiejś studentki. Dwóch mężczyzn otworzyło drzwi. Smród ze środka był naprawdę obrzydliwy.
-Jak tak sobie wyobrażę, co musi tak śmierdzieć, to chyba bardziej sterylnie było na rynku... - stwierdziła cicho Maja.
Zajrzała przez drzwi do środka, zakrywając nos i usta rękawem. Nie miała ochoty wchodzić tam pierwsza, nigdy nie wiadomo, co się tam mogło zagnieździć.
-W prawo jest strzałka na ostry dyżur, w lewo na chirurgię - zrobiła krok do przodu. Na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że przynajmniej ten korytarz nie kryje żadnych niespodzianek. |