Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-08-2009, 12:22   #26
Charlotte
 
Reputacja: 1 Charlotte nie jest za bardzo znany
Helga miała poniekąd dość czekania na jegomość podkanclerza i chętnie by wróciła do domu, gdyby nie fakt że po zamknięciu drzwi pracowni nie bardzo miała do czego wracać. Bez Martina nie miała szans na ich otworzenie. W duchu miała nadzieję, że sprawa na Thay pójdzie w miarę gładko …

Anons podkanclerza, godzien samego Cesarza, nieco śmieszył Helgę, rzuciła okiem na pozostałych. Anna zachowywała spokój. Faethor zdawał się nieprzenikniony. Helga spuściła nieco rzęsy powstrzymując wesołe ogniki w oczach. Durny, nadęty, pompatyczny Trep … pomyślała w duchu używając slangu z najgorszych dzielnic Altdorfu. Strój podkanclerza nie zaciekawił Helgi, mimo jej zamiłowania do fatałaszków. Jej ukochany Martin, zwany czasem wśród znajomych arbiterem elegantiarum, już dawno zaprzestał noszenia szerokiej kryzy twierdząc, że to przeżytek.
wystroił się jak szczur na otwarcie kanałów … . Jednakże coś w postawie i zachowaniu podkanclerza powodowały, że Helga miała się na baczności i pilnowała języka. W końcu bądź, co bądź nie chciała skończyć na bezlistnym drzewie … Również Helga złożyła ukłon wobec osoby kanclerza, nie starała się przy tym się go naśladować, wykonała całkiem znośne dygnięcie. Widząc piruet Faethora była gotów wybuchnąć śmiechem, ale powaga sytuacji i osoba van Eickmara powstrzymały ją od tego. Jednakże elf złowił kątem oka jej oczach wesołe ogniki.

Gdy jegomość podkanclerz zbliżył się nieco i pozwolił usiąść do nozdrzy Helgi doszedł zapaszek dobiegający ewidentnie od van Eickmara. Helga przyzwyczajona do różnorakich zapachów wielkiego miasta miała dziwne wrażenie, że to nie smród lecz nadmiar perfumy był w tym „bukiecie” zbyt intensywny. Próbowała siąść nieco dalej od źródła zapachu, ale udało się to jej połowicznie – siedziała w środku. W duchu współczuła elfowi, który siedział najbliżej i nieco zazdrościła Annie siedzącej na końcu.

Gdy podkanclerz zaczął mówić Helga wyłowiła w jego głosie kilka złowróżbnych nutek, co utwierdziło ją w przekonaniu by być grzecznym. Początek historii był dokładnie taki, jakim przedstawił go Faethor i taki jaki mówiły liczne plotki. Dziwne wydało się jej że słowa podkanclerza były dokładnie takie same jak Faethora. Pomyślała, że zaprawdę ściany mają uszy.
Dalsza część informacji wyjaśniła Heldze dość sporo w wielu sprawach. Domyślała się już dlaczego nie powiadamiano łowców czarownic, dlaczego nie chciano angażować sądu cesarskiego, sądu Kanclerskiego. Jako dziewczyna urodzona i wychowana w wielkim mieście nie raz widziała co znaczy protekcja wielkich i możnych rodzin. Jak za błahe sprawki batożą biedaka, podczas gdy bogacz wykupuje się lichym brzdękiem lub jeno słowem.

Początkowo Helga zbierała się by pierwsza zabrać głos w sprawie, ale powstrzymała się chcąc dokładniej przemyśleć słowa i gesty. W ten sposób Faethor odezwał się przed nią. Jego pytanie o inkwizycję dało jej do zrozumienia, że młody elf niewiele wie o złożoności zależności w społeczeństwie wielkiego miasta i wielkich pieniędzy. W sumie podzielała wątpliwości elfa. Skoro plotkowano o mieście to i być może o samej sprawie. Koniec końców Helga zadała kilka pytań.

– Mości podkanclerzu, zdajecie sobie sprawę, że zwykli zjadacze Altdorfiańskiego chleba, niełatwego co prawda, nie za wiele zdziałać mogą w tej sprawie? Sprawa w którą zamieszane są dwie wpływowe siły może się źle skończyć dla osób wtykających w nią swe nosy.

– Mówicie Panie podkanclerzu o tym, że w razie potwierdzenia się doniesień z listu Edwarda von Thiela mamy zawiadomić odpowiednie służby. A jeśli oskarżony zechce uciec i będzie trzeba go zatrzymać, aresztować? Różnie może się to potoczyć dla niego i dla nas … domyślacie się pewnie o czym mówię.

Helga zamilkła czekając reakcji podkanclerza.
 
__________________
Dla każdego żywego bytu istnieje broń, przed którą nie może się on uchronić. Czas. Choroba. Żelazo. Wina...
Charlotte jest offline