Książka mnie gryzie, kobieta mnie bije... -westchnął do siebie Grzesiek. Sytuacja coraz bardziej go irytowała. Jedyne co go pocieszało i powstrzymywało przed zażyciem niewyobrażalnej dla obdarzonej zdrowym rozsądkiem istoty ludzkiej ilości leków to fakt że jego rozchwiany obecnie umysł generował całkiem ciekawy obraz otoczenia.
Nie chodziło tu nawet o nęcące jego szósty zmysł wijące się i drgające spazmatycznie emanacje entropii, kłębiące się wokół łona Dagmary. Nie chodziło o to że Adrian był ubrany w przezabawny według Grześka w tej chwili pogrzebowy frak i wysoki cylinder. Chodziło oto co widział kiedy z podejrzanie przyjazną miną zerkał w kierunku Joli. Było co oglądać jego skromnym zdaniem.
Tak, zdecydowanie, leki mogą nieco poczekać. Co prawda w jego wizji łóżko wyglądało na nieco twarde, jednak gdyby tak podnieść wieko...
-Dobrze.-westchnął ostentacyjnie.-
To niech ktoś go poszuka. My tym czasem może udamy się do tych Stillerów? -spojrzał z wyrzutem w kierunku Dagmary.
-Ktoś zbiera się zemną? Niewiele czasu nam zostało przypomnę...
Czekając na reakcję pozostałych, Głodniok zaczął pakować swój sprzęt do plecaka. Na szyję zarzucił słuchawki od swojego fikuśnego playera, a do kieszeni wcisnął pilota który sprawiał wrażenie jakby Grzesiek przez nieustające modyfikacje chciał by za jego pomocą mógł obsługiwać cały świat...