Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2009, 22:48   #147
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Hałas, krzyk, zapach spoconych włosów unoszący się w powietrzu, ból – nieziemsko ostry w okolicach kości udowych, zapach ludzkiego potu, ból – tym razem głowy a właściwie czułek. Tak mniej więcej czuł się Jestem kiedy dwie kobiety próbowały mu pomóc. Miał ochotę zwymiotować, problem polegał na tym, że nie miał aparatu gębowego, skończyło się zatem tylko tym, iż puścił bąka. Gdyby Jestem był istotą obeznaną z kulturą pewnie poczułby wstyd a tak to pozostała jedynie ulga.

Chyba najgorsze jest jednak to, że przed upadkiem avatar mógł przysiąc, iż niektóre z wypowiadanych przez otaczających go ludzi dźwięków były już dla niego zrozumiałe. Teraz zaś ponownie stały się zbieraniną chrząkań, gwizdnięć i huków. Avatar doświadczał czegoś co dobrze znał z czasów powstawania Abigeil. Doświadczał regresji.

Całe szczęście, że Lodowa Pani pomogła Jestem w tym procesie. Zwykle trwa on od kilku godzin do kilku dni. Teraz w wyniku energii jaką dostał od Lorelei mógł cofnąć się w ewolucji znacznie szybciej.

To co działo się z Jestem, kiedy Lorelei próbowała wyswobodzić osoby uwięzione w komorach, przypominało mozolną ucieczkę pająka z jego dawnej, starej skóry. Tuż pod powierzchnią śliskiego nabłonka Jestem powoli wiło się jego nowe ciało. Z każdym wziętym przez niego oddechem zmieniał się w istotę gorszą ewolucyjnie, ale w pełni zdrową. Proces ten był nieziemsko bolesny i gdyby avatar posiadał aparat gębowy pewnie piszczałby teraz z bólu.

Jestem będąc w skorupie swego dawnego ciała przebił je swym owadzim ramieniem. Powoli wydobywał kolejne odnóża koncentrując się na tym aby nie złamać ich. Zawsze po procesie regresji Avatar był osłabiony a jego ciało kruche. W końcu wygramolił się z truchła wielki owad. Zdrowy okaz wielkiej modliszki gotowy był aby stawić czoła zagrożeniom jakie czyhały nadal w pomieszczeniu.

Jestem usłyszawszy głos Lorelei podbiegł do niej, prężnie przebierając odnóżami. Stanął tuż za Lodową Panią w nadziei, iż zdoła ją obronić, jeśli cokolwiek będzie jej zagrażać. Nie miał zamiaru zostawić jej samej nawet na krok. Nie wiedział co dokładnie dzieje się w pomieszczeniu, wiedział zaś, że jeszcze jego towarzysze podróży nie są bezpieczni.

I wcale się nie mylił.

Pajac, który cały ten czas czaił się przyczepiony na suficie, wchłonął swoje włosy. Istota zmieniła się nie do poznania, przypominała teraz bardziej golema niż pajaca. Przeciwnik zeskoczył tuż obok Timiego, zamachnął się i odrzucił mężczyznę kilka metrów w górę.

Jestem z przerażeniem wyczuwał drgania kolejnych istot w pomieszczeniu. Jego zmysły podpowiadały mu jedno – należy uciekać.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline