Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-08-2009, 23:29   #25
Ribesium
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
MJ z walącym sercem obserwowała całą akcję. Jebana arytmia. Obraz przed jej oczami pulsował w rytm uderzeń pikawy. Najchętniej sama rozwaliłaby stwora bez pytania. Faktem było jednak, że nie ona tutaj decydowała. Podporządkowanie się Mortimerowi bywało trudne. Podporządkowanie się KOMUKOLWIEK zresztą było wbrew naturze MJ. A przecież jeszcze nie tak dawno sama decydowała o tym, co robi. Nie musiała się nikomu tłumaczyć, z uporem stawiała na swoim i kpiła z niebezpieczeństwa. Nawet wtedy, gdy Tim kazał jej zostać... Jedna krótka myśl o Tim'ie momentalnie napełniła łzami oczy zadziornej radiooperatorki. Przy Tim'ie czuła, że może wszystko. Że nikt jej nie dopadnie, że los da się przechytrzyć a śmierć przekupić. Uczucie to, tak komfortowe i dodające skrzydeł, odeszło jednak bezpowrotnie. Zaciskając zęby i wyrównując pracę serca głębokimi powolnymi oddechami, MJ położyła palec na spuście Beretty. Wtedy jednak wydarzenia przybrały natychmiastowy i nieoczekiwany obrót. Czyżby się pomylili? Wypadający zza rogu łachmaniarze najwyraźniej nie chcieli, by upieprzyć mutanta.

- Co jest do cholery, strzelamy czy nie?! - krzyknęła w stronę mierzącego prosto w ślepia potwora Mortimera. Wtedy padł oczekiwany strzał. Najmłodszemu Daytonowi puściły nerwy. Kula przeleciała dosłownie centymetry nad głową kreatury i utkwiła w fasadzie kościoła. Odłamki tynku posypały się na ziemię. MJ powoli opuściła broń. Szybko zlustrowała sytuację. Rocket, ten bezczelny, lubieżny degenerat, trząsł się jak osika. Niesłychane i warte zapamiętania. Ciekawe, czy narobił w gacie. Cóż, przynajmniej będzie mogła mu wypomnieć kiedyś chwilę słabości, której była świadkiem. W sumie mało obchodził MJ stan Rocketa, zwłaszcza, że Pyro zajął się uspokajaniem grangera. Bardziej ciekawiło ją, co ma do powiedzenia przedziwny wybryk natury, który jej skromnym zdaniem, powinien już dawno powitać zaświaty. Czy cokolwiek tam jest, o ile jest, po śmierci. Na słowa stworzenia, MJ uniosła w górę brwi powstrzymując się od parsknięcia sarkastycznym śmiechem albo ciętej riposty. "Osady, w której mutanci żyją na równi z ludźmi"? Dobre sobie. Mutanci nie mogą i nie powinni żyć na równi z ludźmi. To potwory, których mordercze zapędy prędzej czy później wyjdą na jaw. Mutacji nie da się powstrzymać, tak samo jak natury. Cóż, głupi ludzie na pewno wkrótce przypłacą życiem za swoje zaufanie do świniogłowego (duchowy przywódca?! koniec świata...). Nie jej zresztą zmartwienie, osobiście nie zamierzała ani zostawać tu na dłużej ani obcować z tym... jak mu tam... Matgulfem. Jeszcze jej nie pojebało doszczętnie, by słuchać albo zasięgać porady jakiegoś pieprzonego mutanta.

"Burza… Tak… Wielki Duch się rozgniewał na nas… niebawem odczujemy jego niezadowolenie" - usłyszała stwierdzenie Manniego. Dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie kątem ust. O, z pewnością Wielki Duch się rozgniewał. O to, że pozwalają żyć tej kreaturze zamiast posłać ją do piachu. No nic, jeśli Matgulf będzie próbował jakichś sztuczek, spełnimy wolę Wielkiego Ducha... MJ podążyła za karawaną i "duchowym przywódcą" w stronę kościoła, rozglądając się czujnie dookoła i obserwując ubranych w postrzępione szaty ludzi. Co jest nie tak z tym Antonito?
 

Ostatnio edytowane przez Ribesium : 16-08-2009 o 23:35.
Ribesium jest offline