Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2009, 20:36   #47
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Jego szczęście się skończyło zaraz jak wszedł na tą arenę. Wiedział, że to nie dobry pomysł, ale cóż może uczynić skuty mały goblin gdy za plecami ma złego elfa? Złego elfa który dobrze włada magią i nie zawaha się rozgnieść małego ludzika dla swej niecnej zachcianki. Zank nie był w dobrym położeniu. Mozna by powiedzieć fatalnym... Ale po co zadręczać się zmartwieniami gdy i tak nie ma się wyboru?

Niepokój jednak nie opuszczał malucha. I nawet gdy ściągnął czerwoną płachtę, czerwoną jak krew i wino, obawy nie rozwiał y się. Ba! Powiem więcej, ściskając szorstka materię tkaniny ręce drżały mu jak osika na wietrze. Nogi uginały się bezwolnie, a głos załamywał się jak słowa młodzika podczas pierwszej rozmowy z upragnioną kobietą. Do tego przeczucie, że coś pójdzie źle.

Jego intuicja nie myliła się bardzo. Wszystko się pokiełbasiło i założony plan nie wypalił. Ale nie wyprzedzajmy faktów. Wszystko po kolei.

Nim zaczął swój operowy śpiew, trzęsące się nogi nie wytrzymały napięcia i postanowiły pójść na wakacje. Nie było by to takie złe. W końcu odnóża kroczne mimowolnie zabierają też tyłek i resztę ciała. Szkoda tylko, że każda z kończyn ruszyła w inną stronę, zderzając się ze sobą. Brak współpracy między uciekinierami zakończył się nie aktorskim upadkiem na scenę. Ręce, które idąc za przykładem swych dolnych sąsiadów, też wyrwały się spod kontroli nieogarniającego umysłu i w odruchu ochronnym zawinęły całe ciało w czerwoną płachtę. Nie pomyślały tylko o procesie odwrotnym, teraz już nie możliwym do spełnienia samemu. Ciało skrepowane, leżące na piasku areny było bezbronne i bezradne wobec otaczającego go świata. Iście niemowlak zawinięty w pieluchę i kocyk, co tylko ślipia wystawia i krzyczy z głodu. Zank jednak wrzeszczał ze strachu.

I tak oto mógł skończyć swe życie niczego bogu winny kucharz, co nawet nie mógł ugotować swej ostatniej wieczerzy. Bo czym? I co? Jednak Zank bardzo, ale to bardzo nie chciał się rozstawać z tym ziemskim padołem. Tak mocno kochał... swoje życie, że postanowił działać. Była tylko jedna rzecz która mogła by go uratować.

Lecz ta rzecz była po drugiej stronie pola walki w jego plecaku. I wcale nie była to stara patelnia tkwiąca w dłoniach małego gnoma. Był to wielce magiczny przedmiot który leżał sobie spokojnie w znoszonym plecaku. Jego skarb. Jego ulubiony przedmiot. Jego talizman.

Ale jak tu się dostać do czegoś, co broni hydra, a ruchy nie przyjemnie krepuje zerwany materiał? Jeśli samemu się nie da do czegoś dojść, to niech to dojdzie do ciebie. Ta... łatwo powiedzieć... Ale plecaki nie mają setek nóżek i nie wracają do właściciela. To nie skrzynie.

Jednak zawsze pozostaje alternatywne rozwiązanie. Zamiast setek małych nóżek mogą być to dwie duże nogi. I ręce trzymające Zankowy tobołek.

Goblin rozejrzał się dokładnie, a gdy jego wzrok spadł na gigantyczne cielsko ich trollowego przyjaciela oczy rozszerzyły się w zachwycie. Doszedł. Jest przy plecakach. Ale czy będzie chciał pomóc drobnemu kucharzowi? No nic. Nie zaszkodzi próbować go poprosić. Głowa hydry usnęła to i trol posłucha. Może...

~ Zaraz, jak ten trol miał na imię... Kazik? Kasyk? Kashyyk... Tak to było to. Przynajmniej to imię wykrzyczał w klatce. Tak go zwać chyba lubi. - myśli szybko przelatywały przez zdenerwowaną głowę. W końcu tu szło o jego życie. I jego amulet.

- Kashyyk, Kashyyk, Ty przynieść plecak do Zank! Ty dobry kompan! Zank dobrze gotować! Dobre żarełko! Zank chcieć twej pomocy za dobre żarełko! Kashyyk przynieść Zankowy plecaczek! - wydał z siebie możliwie jak najsłodszy krzyk który miał zwrócić uwagę wielkoluda i przekonać go do swej propozycji.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline