Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-08-2009, 11:56   #41
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Ork zakończył swój przyciężkawy kłus tuż przed swoim ekwipunkiem, do którego podszedł nieśpiesznym krokiem. Zastanawiał się przez chwilę, czy gdzieś tutaj nie ma pułapki na nieostrożnych zawodników zbyt zajętych grzebaniem w klamotach, by zauważyć niebezpieczeństwo. On by tak zrobił, gdyby miał organizować walki schwytanych uprzednio goblinów, czy ludzi. Efekt ten sam, bo i tak wszyscy trafili by do kotła, ale zabawy jakby więcej.

Schylając się po leżące fanty rozglądał się czujnie swoimi świńskimi oczkami spod przymrużonych powiek. Poza drącą japy publiką i trzema innymi więźniami, którym udało się przedostać, nie zauważył nic podejrzanego. Zgarnął swój ekwipunek nie zapominając o uprzednim zdjęciu kajdan. Po chwili namysłu i drapania po łbie, do zrobionej ze skóry górskiego lwa sakwy wrzucił również dwimerytowe więzy wraz z kluczem.
"No brawo. Co za przemyślność. Robisz postępy..." - czart nie mógł powstrzymać się od złośliwości.
"Znając ciebie, pewnie zamierzasz to gdzieś sprzedać, co?" - po chwili zapytał ubawiony.
- Yhy - Uthgor mruknął twierdząco, śliniąc się przy tym. Właśnie rozmyślał o tym, co jaszczuropodobny stwór zrobi ze schwytanymi w pułapkę pomiędzy wężowymi głowami więźniami. Każda z możliwych opcji była na tyle ciekawa, że miał przemożną ochotę poobserwować wszystko na spokojnie. Tylko zimnego piwa morgowego i prażonych szczurzych ogonów brak...
"Beznadziejny przypadek..." - w głosie słychać było rezygnację.


Ork tymczasem nie słuchał. Obserwując ruchy wielogłowego dziwadła, odruchowo rozkładał swoją broń. Półtorametrową kość udową olbrzyma, służącą mu za dwuręczną maczugę, przymocował rzemieniami na plecach. Za pas zatknął długi stalowy nóż, który z pewnością nie mógł być dziełem żadnego z orkowych kowali. Zielonoskórzy rzadko sięgali po stal, nie potrafiąc za bardzo połączyć żelaza i węgla - znacznie lepiej radzili sobie z obróbką brązu, czy samego żelaza. Przez ramię przewiesił torbę, przesuwając ją nieco do tyłu, by nie ograniczała ruchów.

Wreszcie sięgnął po bliźniaczo wykonane topór i okutą żelazem wekierę. Zatoczył kilka łuków obiema broniami na raz, wprawnie posługując się zarówno prawą, jak i lewą ręką. Zdawało się, że żelazne narzędzia mordu są przedłużeniem jego i tak długich ramion.

"Chyba kompletnie oszalałeś! Chyba nie myślisz, żeby..." - dalsze słowa biesa zagłuszył bojowy okrzyk Uthgora wznoszącego jakby w salucie broń w górę, na co zareagowała jeszcze większym jazgotem żądna krwi publiczność.
- Uthgor będzie sławny! - rzucił, przebiegając obok obserwującej hydrę drowki, koncentrującego się druhii, omal nie zadeptując zygzakującego gnoma.
"I martwy..." - rozbrzmialo gdzieś w głowie orka.

Wojownik z Klanu Złamanego Kła rzucił się w kierunku wielogłowego gada. Nie, żeby powodem szarży była chęć pomocy innym więźniom. Coś takiego nie mieściło się w rozumowaniu żadnego szanującego się zielonoskórego. Zwyczajnie, kiedy bestia będzie zajęta zjadaniem innych, ork mógł tym łatwiej zaatakować.
Plan miał prosty i, z powodu zainteresowania zwierza kilkoma złapanymi ofiarami, z pewnymi szansami na powodzenie. Zamierzał wbiec po ogonie jaszczura i mając całkiem stabilne oparcie dla nóg na jego szerokim grzbiecie zrobić użytek z ściskanych w łapach narzędzi. Topór świetnie nadaje się zarówno do rąbania drzew, jak i szyj hydry, natomiast kolczastą maczugą może opędzać się od co bardziej natrętnych łbów.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 10-08-2009, 18:42   #42
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Prościej się nie dało. Wszystko biegło z godnie z planem. Tylko z czyim planem? Skoro taki wilki pan jak Troll nie mógł poradzić nic z taka masą głów jaką była Hydra. Hydra skutecznie powstrzymała chytry plan Takiego pod tytułem "biec za skałą". Skały nie miał ale rzucił się za zielonym olbrzymem. I to był plan "be"; plan "a" uwzględniał atak na podbrzusze stwora ale okazał się nie do realizacji - stwór dobrze go bronił. Zatem rzeczony plan "be" stał się istotniejszy.

Miało być: W prawo, w lewo, ponownie w lewo, dwa razy w prawo i w lewo. Potem dyla do ekwipunku pomiędzy nogami Trolla - niejakiego Kashyyk'a czy jak mu tam. Wielki chłop. I wszystko było by dobrze, żeby nie fakt, że....

- ...chęędożony sk... - wyrwało się nagle przygniatanemu właśnie Takiemu. Ogromne - jak dla gnoma - cielsko runęło na całą ferajnę goblinów i orka, którzy biegli razem. Zatem i plan "be" też nie miał prawa wypalić.

Taki leżał z bólem biodra, kląc pod siebie ile wlezie. Przygnieciony był, bodajże, nogą - ciężko było to jednak stwierdzić gdyż głowę wciśniętą miał w jakąś szmatę albo siatkę. Coś uwierało go w biodro.

- złaśś ssku.... - syknął Taki niemogąc prawie się ruszyć. Szamotał się na tyle ile mógł. Gdy się wykaraskał spojrzał szybko w górę bojąc się tego co tam może na niego czekać. Usłyszał pojękiwania Ghardula. Spojrzał na niego.
- Wiiidzę druuhu, że podziieeliłeś moją dooole... - stęknął wstając na kucki Taki - ...masz jakiś pomysł jak z tego łajna wyjść? - zapytał po czym dodał:
- Syytuacja ma się niiee doobrze. Na lewoo i na prawoo po głoowie. Na front teżż głoowaa. Czyli tszyy do chooleery.

Końcówkę wymówił jakby do siebie. Ghardul nie zwrócił większej uwagi na gnoma i popędził dalej ze swoim wargiem. Trudno się mówi. Trzy głowy. Któryś z gnomów też postanowił wiać. Kontem oka zauważył tego pijaczynę. Gnoma, od którego tak zalatywało alkoholem, że po rozmowie z nim można się upić. Ów przystojniak pędził właśnie w stronę przeciwną niż prawie cała reszta. Co za tym? A to, że musiał dotrzeć już do ekwipunku. Taki zauważył też swoje sztylety w jego łapach. Były tylko dwie możliwości:
Pierwsza - złodziejaszek z przystojniaczka.
Druga - Taki zaraz będzie wolny.

Uśmiech zagościł na brudnej twarzy alchemika. Ręce omiatały piaszczystą powierzchnię areny. Nagle poczuł ból. Ukuł się w palucha, którego wsadziłby szybko do ust gdyby nie to, że ręce miał założone za plecami. Spojrzał tam gdzie przed chwilą zamiatał ręką. Trójząb.



Bardzo zakurzony i poplamiony krwią. Przed oczami przewinął się widok ginących panienek. Jedna z nich miała trójząb, inna miała miecz, a inna siatkę i coś tam jeszcze. To, na co gnom natrafił należało do zjedzonych panienek.

- Daawaj... - krzyknął do pijaczyny. Wziął broń w rękę i kucając dalej czekał na to aż podejdzie ów gnom i go uwolni. Natomiast gdy nadarzy się tylko okazja. Będąc już wolnym zaatakuje Hydrę i pobiegnie po resztę swojego ekwipunku.
 
__________________
gg: 3947533


Ostatnio edytowane przez Fabiano : 10-08-2009 o 20:53.
Fabiano jest offline  
Stary 10-08-2009, 23:37   #43
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- Podoba Ci się?
- Co?
- No to! To, to co oni wyczyniają...
- Ci....
- Hę?
- Mają w sobie potencjał!
- Ale zobacz jak działają! Zobacz trola, zobacz tego imbecyla co gadał do Katarzyny...
- Żyje?
- Jeszcze tak... ale Kaśka pewnie zaraz sobie z nimi poradzi.
- Czworo dotarło do kluczy, są lepsi niż Ci Twoi sprzed dwóch tygodni. Poza tym jeszcze nikt nie zginął.
- Troje... zobacz tego alkoholika... przecież on szybciej....
- Jeszcze nikt nie zginął!
- Ale....
- Spokojnie... można będzie coś z nich zrobić... mówię Ci. Jeśli przeżyją to sobie z nimi porozmawiamy.
- Heinrich! Chyba nie chcesz z nich drużyny zrobić?
- Jeśli przeżyją... to się zobaczy... wiesz co to może być nawet zabawne. Wiesz co będzie jeszcze zabawniejsze? Będziesz pracował razem z nimi!


***

Na arenie wrzało dokładnie tak samo jak wcześniej. Wszyscy oczekiwali kiedy to w końcu krew zacznie tryskać to na prawo to na lewo... Nie zaczynała, więc początkowe krzyki radości zamieniały się teraz z wolna w gwizdy i przytyki pod Waszym adresem. Gdybyście mieli czas żeby się nad tym zastanawiać zapewne by Was to ubodło... no bo jakże to? Walczycie z całych sił o życie, staracie się zabawić tłum... a gdy już Wam się udaje postąpić ten pierwszy krok na arenie... gwizdy i wyzwiska...ehhh świat nie jest sprawiedliwy.

Katarzyna okazała się być przeciwnikiem wręcz wymarzonym. Jej działania (w przeciwieństwie do Waszych) były w jakiś sposób koordynowane. Jej ataki były przemyślane... puszczając część z Was skupiła się na tych wyglądających co bardziej smakowicie. Jak to mawiała Katarzyna: lepszy troll w paszczy niż goblin pod nogą.

J'ram zwisanie na łańcuchach zdecydowanie nie należało do tego co jaszczury lubią najbardziej. Fakt wiszenia niczym ten robak na haczyku dawał Ci się mocno we znaki. Postanowiłeś zatem działać. Rozbujałeś się na zawieszonym łańcuchu chcąc przedsięwziąć coś zaczepnego... Coś? Sam dokładnie chyba nie miałeś pojęcia co, jednak Ci się to udało. Gdy po raz kolejny wierzgnąłeś kopytkami, a twe ciało było w pozycji mnie więcej poziomej ząb hydry się ukruszył. Nieszczęście sytuacji polegało na tym, że zacząłeś swobodnie spadać, szczęście że poniżej była inna głowa...

Kashyyk. Nie godzi się aby sługa Najwyższego od tak leżał sobie na arenie... nie godzi się aby byle przerośnięta jaszczurka pomiatała tak Tobą. TOBĄ! Co to, to nie... podrywasz się na równe nogi... i bohatersko ponawiasz swój bieg w kierunku totemu... drogę zagradza Ci jednak jedna z głów. Szczerzy się brzydko, jakby uśmiecha, po czym rozdziawia szeroko z zamiarem wszamania Cię na przystawkę.... i nagle....

J'ram... Spadasz z impetem na głowę. Połączenie Twego Ciężaru, noszonego pancerza oraz sił przyciągania powoduje że dosłownie wgniatasz głowę w ziemię. Odzyskują równowagę widzisz przed sobą gębę zdziwionego trola. Ale co tam? Jaszczury w końcu robią takie rzeczy na co dzień i nie ma w tym niczego dziwnego!!!


Kashyyk Jaszczur mniejszych rozmiarów, ten z którym byłeś zamknięty w klatkach oczyszcza Ci drogę do totemu... teraz przed Tobą jedynie... Drowka spoglądająca na całe widowisko z charakterystycznym drowim uśmiechem.

Sashivei Spoglądasz na popisy akrobatyczne J'Ram'a oraz na zdziwienie trola. Ten drugi opanowuje się nad wyraz szybko. Obiega wdeptany w ziemię łeb oraz podąża w kierunku swego ekwipunku... niestety stajesz mu na drodze. Nic prostszego. Elfia zręczność znana jest we wszystkich światach... drowy natomiast nie ustępują ani o jotę swym bledszym kuzynom. Z wdziękiem rączej łani schodzisz z drogi rozpędzonemu nosorożcowi, albinosowi... Kashyyk'owi.
<splash>
Ocierasz z twarzy coś co w smaku przypomina pomidora... ale kolorem już jakoś nie za bardzo... tym bardziej że zostało fantazyjnie rozsmarowane po Twej twarzy i przyodzieniu.
- Te Laska! Przestań się gapić.... Ktoś z tłumu krzyknął.

Kashyyk dopadasz ekwipunku... jest wszystko! Z prawdziwym uwielbieniem zerkasz na totem... gdy nagle czyjś cień podejrzanie szybko rośnie w Twojej okolicy... Obracasz się by ujrzeć...

J'ram Skakanie po otumanionym hydrzym łbie jest o niebo przyjemniejsze niż dyndanie po łańcuchu. Podoba Ci się to tak bardzo, że postanawiasz poprawić krewniaczce. Podskakujesz raz i jeszcze i.... uderzenie które nastąpiło gdzież z boku posłało Cię w powietrze. Lecisz... znowu lecisz... lotem parabolicznym posuwasz się w kierunku trola. Kierunku? Nie. Lądujesz centralnie na trolu. Odbijasz się od niego i z gracją siadasz przy swym ekwipunku... jesteś troszkie skołowany... jednak dotarłeś do półmetka.

Zank Gdy pozostali zabawiają się na wyszukane sposoby Ty decydujesz się na coś prostszego. Podbiegasz do ściany areny, zrywasz płachtę i decydujesz się zabawić w torreadora. Przemawiasz przymilając się jednoczenie do Katarzyny, jednak łby zdają się już nie reagować na Twe krasomówstwo... Jedna z paszcz teatralnie chapie przed Tobą. Cofasz się, zawadzasz to materiał, przewracasz i rolujesz... przypominając teraz coś na kształt dywanu... A paszczęka przysuwa się do Ciebie coraz to bliżej i bliżej....

Cyvril bez bransolet z dwimerytu czujesz się zdecydowanie lepiej. Zbierasz w sobie energię, ukierunkowujesz ją na hydrze łby... po czym wypuszczasz w formie czarnego promienia. Ten dotykając kolejno czterech łbów wykrzywia je w histerycznym wrzasku... powoduje iż padają na piasek i wiją się w konwulsjach.

Taki, Sidney,Gadrul, Zergh Łby przed Wami nagle padają. Otwiera się przejście. Puszczacie się biegiem, by po chwili być przy Waszym ekwipunku. O dziwo część z niego przynosi Wam Gerbo, który to zaspokoiwszy swe pragnienie (w tej chwili) podąża w kierunku przeciwnym.

Gerbo Oddajesz to co nie było Twoje, i co mogło przydać się wszystkim postronnym. Dobiegasz do miejsca gdzie był przed kilkoma chwilami Taki... i widzisz rulon czerwonego materiału. Rulon jest o tyle dziwny, że podskakuje... Spoglądasz na flaszkę.... okej... ile ta gorzałka ma procent???

Uthgor Zabrawszy swój arsenał, popluwszy w dłonie. Obejrzawszy tę komedie stwierdzasz, że ktoś mógłby w końcu coś tu zrobić! Ściskasz pewnie broń w zielonych dłoniach i puszczasz się do ataku! Sprawa jest ułatwiona. Połowa głów w jakiś sposób została obezwładniona. Jako wprawny wojownik uznajesz iż nie godzi się atakować czegoś takiego. Taka walka po postu: a) nie była by zabawna b) nie przyniesie Ci sławy! Rzucasz się zatem ku bardziej mobilnym częścią hydry. Uchylasz się raz, podskakujesz drugi. Przerośnięta traszka zdaje się być nadzwyczaj szybka jak na swoje gabaryty... zadziwiająco mocno trzyma się też swego żywota... Ty jednak nie dajesz się złamać. Uderzasz toporem w jedną z szyj, które znalazły się w zasięgu broni... szyja oddziela się od reszty ciała pod wpływem ostrza i upada. Łeb podryguje jeszcze przez kilka sekund po czym zamiera z wybałuszonymi oczyma.
Pozostały jeden zdaje się być jednak zdeterminowany bronić swego cielska do końca...

***
- Mówiłem Ci że są użyteczni!
- Nie mówiłeś, że mogą tacy być!
- Nie ważne... miałem coś innego na myśli.
- Tia... Spotkasz się z nimi?
- Oczywiście... w końcu muszą wiedzieć kto ich w to wpakował!
- Jesteś stuknięty!
- Owszem... i przystojny!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 13-08-2009, 11:40   #44
 
Gadzik's Avatar
 
Reputacja: 1 Gadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodzeGadzik jest na bardzo dobrej drodze
Ostatni odcinek imponującego sprintu Zergha przypominał zawody biegackie urządzane na igrzyskach przez ludy przychylniej nastawione do bezkrwawych widowisk. Były dzikie wrzaski tłumu (połączone, niestety, z burzą gwizdów i rzutami miękkimi produktami spożywczymi), były – co naturalne – wielkie emocje, było błyskawiczne przechwycenie ekwipunku od gnoma niczym przejęcie pałeczki podczas sztafety (pomijając fakt, że mknęli w przeciwnych kierunkach), wreszcie triumfalne przebiegnięcie ostatniego odcinka ze skrępowanymi ramionami uniesionymi ku górze (a raczej próba wyhamowania przed wybieloną wapnem ścianą areny). W każdym razie obojętnie, czy na sprawę patrzyliśmy z bardziej poetyckiego lub obiektywnego punktu widzenia, czarownik zdołał pokonać pierwszy odcinek. Najtrudniejszy odcinek...

Tuman kurzu zaatakował stojącą obok niego Sashivei.

Dyszał głośno, mierząc wzrokiem wracającym do zimnej formy trzymane w dłoniach kuszę i klucz. To pierwsze szybko wylądowało pod jego stopami, odrzucone na chwilę celem jak najszybszego wyzwolenia się z przeklętych antymagicznych okowów. No dalej dziecinko, zaśpiewaj swą mocą dla twego lubego…

Po kilku sekundach ciężkie, dwimerytowe pęta opadły z grobowym trzaskiem na piasek areny. Goblin zachichotał złowieszczo, zwracając na siebie uwagę drowki. Na króciutką chwilkę zmierzyli się spojrzeniami. Sashivei odniosła nieprzyjemne wrażenie, że przez szkła okularów przebijała radość piromana, który właśnie zakupił fabrykę zapałek.
- Ha! – wykrzyknął triumfująco (i niezbyt oryginalnie) na uczucie kojącej, nietłumionej mocy igrającej w jego żyłach. Oktarynowe iskry przeskakiwały pomiędzy długimi palcami czarownika z radością dzieci zdobywających coraz to nowe kałuże po ulewnym deszczu.

Nad głową okularnika przeleciało coś z gatunku aż nadto miękkich warzyw.

Zmrużył oczy, pospiesznie przyglądając się polu bitwy. Łby padały jak muchy, zaś z ogólnego chaosu można było wywnioskować, że *on* i jego towarzysze są na zwycięskiej pozycji. Można nawet stwierdzić, że wykonują więcej, niż od nich oczekiwano... W końcu wzrok Zergha spoczął łakomie na ostatnim łbie hydry, zdecydowanym widocznie walczyć do samego końca. Jeszcze raz spojrzał na emanujące Mocą łapska. I znowu na hydrę… Wykrzywił popękane usta w chytrym uśmieszku.
- Hej! Zwiewajcie od hydry! Trzeba przewalić na nią ten płonący znicz! Zwiewajcie bo i Wy się podpalicie! – ucho czarownika wyłowiło krzyk stojącego gdzieś z boku Civrila. Oczywiście nie słuchał. Po pierwsze nie musiał go słuchać, a po drugie nie miał zamiaru go słuchać. Narrator bodajże już wcześniej wspomniał, że Zergh jest jednostką aż nadto aspołeczną.

Wyciągnął palec w kierunku swojego celu, mrucząc jednocześnie ciąg mrocznych wyrazów układających się w ciąg jeszcze bardziej mrocznych zdań. Ze względów bezpieczeństwa nie lubił używać na darmo Sztuki, jednak są w życiu każdego czarownika takie chwile, kiedy to wręcz wypada spróbować aktywować swoje umiejętności. Dla zasady – i dla zemsty. I dla udowodnienia swojej wartości.

Ostatnie sylaby wylatywały z jego ust, kiedy to w imię wyznawanej autosugestii usilnie wyobrażał sobie magiczną błyskawicę pędzącą w stronę gadziego łba.
 

Ostatnio edytowane przez Gadzik : 13-08-2009 o 12:02.
Gadzik jest offline  
Stary 16-08-2009, 10:07   #45
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Gdy czarny promień obezwładnił hydrę Civril się lekko uśmiechnął, uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej gdy łby zaczęły drgać konwulsyjnie z bólu. W końcu oderwał wzrok od istoty targającej bólem i popatrzył co się dzieje. Jeden z goblinów wyrwał się i biegł w ich stronę, ork pobiegł na hydrę a drowka sobie w najlepsze gapiła się na wszystkich. Upadły prześlizgnął po nich wzrokiem, nagle coś dostrzegł. Uśmiech nie znikał z jego twarzy a oczy wpatrywały się w prymitywny znicz olimpijski i to taki, które się palił. Palił się albo oliwą albo co bardziej prawdopodobne przy tak prymitywnej kulturze alkoholem. Co prawda oliwa byłaby lepsza ale... Potrzebował pomocy, zresztą walka z hydrą miała chyba polegać na współdziałaniu. Nie myśląc długo krzyknął do reszty:
-Hej! Zwiewajcie od hydry! Trzeba przewalić na nią ten płonący znicz! Zwiewajcie bo i Wy się podpalicie!
Plan był genialny w swojej prostocie. Co prawda orkom mogło się nie spodobać i mogli ich wystrzelać za tej magicznej bariery. W końcu pomidor przeleciał więc czemu strzała miała by nie przelecieć. Gdyby zaklęcia nie były hamowane...
Niestety, tępe, zielone rasy nie śpieszyły się do wykonania planu Upadłego. No nic... Sam, chuderlawy druchii raczej nie przewali znicza. Zamiast tego postanowił powstrzymać hydrę. Zamknął na chwilę oczy, po ponownym otworzeniu znów widział wzorzec. Jeżeli hydra odzyska władze w łbach spróbuje je znów uziemić, stosując identyczną taktykę, jeśli nie zajmie się dwiema łapami, przednią lewą i prawą tylną.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 17-08-2009, 10:42   #46
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Cios na odlew okutą żelazem maczugą odrzucił usiłujący pożreć Uthgora łeb hydry. Wojownik trzymanym w prawej garści toporem odrąbał szyję tuż u nasady. Posoka gada trysnęła wokół sprawiając, że ork głośno się roześmiał.
- Giń poczwaro! - zawołał i szybko rozejrzał się, szukając następnej głowy.

Widząc, jak kilka łbów pada bezwładnie na piasek pomyślał, że gadzina pewnie się poddaje, ale smużki dymu unoszące się z uszu i pysków leżących na ziemi wzbudziły w nim podejrzliwość.
- Wraaghh! - warknął, dostrzegając bladego elfiaka - zapewne sprawcę niemocy potwora. Uthgor nie cierpiał szamanów, magów i tego całego tałatajstwa parającego się brudnymi sztuczkami, miast czystej walki. "Czystej" w rozumieniu zielonoskórych, co oznaczało, że dopuszczalne były wszystkie fortele, przewaga liczebna, jak i ciosy w plecy, byle tylko pokonać przeciwnika. Ale tych krętaczy magusów i tak nie lubił.

Pozostał ostani aktywny łeb, którego uwagę skupiał na sobie właśnie Uthgor. Wojownik wzniósł bronie w górę i zaryczał wyzywająco, po czym zeskoczył z cielska gada i pognał w kierunku dziwnie uśpionej paszczy naprzeciw małego goblina-kucharza po drodze przeskakując powalone szyje hydry.

Zbliżając się do celu przeczuwał, że pewnie za chwilę ostatnia żywa głowa zaatakuje, co go motywowało do jeszcze szybszego galopu. Miał nadzieję, że ewentualna próba połknięcia go zostanie udaremniona przez przymocowaną do pleców kość udową olbrzyma, służącą mu za dwuręczną maczugę.

Dobiegł do śpiącego łba i w biegu potężnie machnął toporem celując w miejsce, gdzie szyja była najcieńsza, czyli zaraz za głową. Po wyprowadzeniu ciosu rzucił się na piasek areny i przeturlał kilkakrotnie. Tak na wszelki wypadek - w końcu ruchomy cel, to trudniejszy cel.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 17-08-2009, 20:36   #47
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Jego szczęście się skończyło zaraz jak wszedł na tą arenę. Wiedział, że to nie dobry pomysł, ale cóż może uczynić skuty mały goblin gdy za plecami ma złego elfa? Złego elfa który dobrze włada magią i nie zawaha się rozgnieść małego ludzika dla swej niecnej zachcianki. Zank nie był w dobrym położeniu. Mozna by powiedzieć fatalnym... Ale po co zadręczać się zmartwieniami gdy i tak nie ma się wyboru?

Niepokój jednak nie opuszczał malucha. I nawet gdy ściągnął czerwoną płachtę, czerwoną jak krew i wino, obawy nie rozwiał y się. Ba! Powiem więcej, ściskając szorstka materię tkaniny ręce drżały mu jak osika na wietrze. Nogi uginały się bezwolnie, a głos załamywał się jak słowa młodzika podczas pierwszej rozmowy z upragnioną kobietą. Do tego przeczucie, że coś pójdzie źle.

Jego intuicja nie myliła się bardzo. Wszystko się pokiełbasiło i założony plan nie wypalił. Ale nie wyprzedzajmy faktów. Wszystko po kolei.

Nim zaczął swój operowy śpiew, trzęsące się nogi nie wytrzymały napięcia i postanowiły pójść na wakacje. Nie było by to takie złe. W końcu odnóża kroczne mimowolnie zabierają też tyłek i resztę ciała. Szkoda tylko, że każda z kończyn ruszyła w inną stronę, zderzając się ze sobą. Brak współpracy między uciekinierami zakończył się nie aktorskim upadkiem na scenę. Ręce, które idąc za przykładem swych dolnych sąsiadów, też wyrwały się spod kontroli nieogarniającego umysłu i w odruchu ochronnym zawinęły całe ciało w czerwoną płachtę. Nie pomyślały tylko o procesie odwrotnym, teraz już nie możliwym do spełnienia samemu. Ciało skrepowane, leżące na piasku areny było bezbronne i bezradne wobec otaczającego go świata. Iście niemowlak zawinięty w pieluchę i kocyk, co tylko ślipia wystawia i krzyczy z głodu. Zank jednak wrzeszczał ze strachu.

I tak oto mógł skończyć swe życie niczego bogu winny kucharz, co nawet nie mógł ugotować swej ostatniej wieczerzy. Bo czym? I co? Jednak Zank bardzo, ale to bardzo nie chciał się rozstawać z tym ziemskim padołem. Tak mocno kochał... swoje życie, że postanowił działać. Była tylko jedna rzecz która mogła by go uratować.

Lecz ta rzecz była po drugiej stronie pola walki w jego plecaku. I wcale nie była to stara patelnia tkwiąca w dłoniach małego gnoma. Był to wielce magiczny przedmiot który leżał sobie spokojnie w znoszonym plecaku. Jego skarb. Jego ulubiony przedmiot. Jego talizman.

Ale jak tu się dostać do czegoś, co broni hydra, a ruchy nie przyjemnie krepuje zerwany materiał? Jeśli samemu się nie da do czegoś dojść, to niech to dojdzie do ciebie. Ta... łatwo powiedzieć... Ale plecaki nie mają setek nóżek i nie wracają do właściciela. To nie skrzynie.

Jednak zawsze pozostaje alternatywne rozwiązanie. Zamiast setek małych nóżek mogą być to dwie duże nogi. I ręce trzymające Zankowy tobołek.

Goblin rozejrzał się dokładnie, a gdy jego wzrok spadł na gigantyczne cielsko ich trollowego przyjaciela oczy rozszerzyły się w zachwycie. Doszedł. Jest przy plecakach. Ale czy będzie chciał pomóc drobnemu kucharzowi? No nic. Nie zaszkodzi próbować go poprosić. Głowa hydry usnęła to i trol posłucha. Może...

~ Zaraz, jak ten trol miał na imię... Kazik? Kasyk? Kashyyk... Tak to było to. Przynajmniej to imię wykrzyczał w klatce. Tak go zwać chyba lubi. - myśli szybko przelatywały przez zdenerwowaną głowę. W końcu tu szło o jego życie. I jego amulet.

- Kashyyk, Kashyyk, Ty przynieść plecak do Zank! Ty dobry kompan! Zank dobrze gotować! Dobre żarełko! Zank chcieć twej pomocy za dobre żarełko! Kashyyk przynieść Zankowy plecaczek! - wydał z siebie możliwie jak najsłodszy krzyk który miał zwrócić uwagę wielkoluda i przekonać go do swej propozycji.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline  
Stary 17-08-2009, 22:00   #48
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Trójząb zatańczył młyńca w ręku Takiego. Ręce miał wolne a sam już był poza zasięgiem hydrowych łbów. Stanął tyłem do całej tej ferajny i zawiązywał skórzaną saszetkę na pasie. Zainteresowania hydrą nie było do puki nie upewnił się, że wszystko jest na swoim miejscu. Serce waliło mu z histerią gdy ujrzał, że ma tylko 6 zielonych fiolek. Na szczęście tylko schowała się w głębi saszety.

W pobliżu padła odrąbana głowa. To dopiero przykuło uwagę Takiego. W tym samym momencie albo chwilę później - kto teraz by liczył czas? - odezwał się elf o dziwnej karnacji. To co powiedział nie spodobało się goblinowi.

Taki wbił w ziemię trzymany wcześniej trójząb i ruszył w stronę martwej głowy. W ręku błysnęły sztylety wywijające młyńca. Raz. Drugi. Dobiegł do głowy wbił ile sił w ramionach sztylety w szyje gada. Rozległo się chrupnięcie - ostrza dotarły do kręgów i przebił jakiś z nich. Potem ile sił w nogach ruszył z powrotem do bezpiecznego miejsca gdzie zostawił swój worek ze skarbami. Chwilę się przyglądał. To co go interesowało miał dokładnie przed sobą. Nie było wielgaśne jak myślał, że będzie. Ale przecież w życiu nie widział hydry. Za to jej oko wcześniej tak.


Wyszarpnął nóż i przyłożył do oka. Szczery uśmiech widniał na szkaradnej twarzy goblina.

********

- Zamkniij sieee funfel! - Zawołał zły na cały świat do sowy. Sowa była martwa i wypchana od jakichś trzech lat.
- Noo co siee nie odzywaasz?! - Wziął nóż i rzucił w ptaka. Nie trafił - nie chciał trafić. Spojrzał na notatki nabazgrane jak pazurem. Coś poszło nie tak jak podejrzewał, że pójdzie. Poprzednie eksperymenty były obiecujące. Zważywszy na to, że żaden obiekt doświadczalny nie zdechł. Nawet ten parszywy elf, któremu musiał obciąć język. Żyje mimo dużej dawki szlamu. Spojrzał na kolbę z tak drogiego materiału jakim jest szkło. Wcześniej robił dokładnie tak samo i z trzech gnomów jakim podał szlam dwóch miało objawy wzmocnienia a jeden nawet prawie rozchylił kraty. Udało by mu się, gdyby nie mizerna budowa ów gnoma. Szlam na pewno zwiększa adrenalinę, tak zapisał w tedy w notatkach. Jednak rozfrakcjonowanie tego zasranego szlamu nie dawało żadnych efektów. Kolejne eksperymenty wykazywały zerową aktywność tego specyfiku po destylacji. A musiał to odizolować. Przecież nie narazi sam siebie na szwank na zdrowiu tylko dlatego, żeby być silniejszy. A dawka śmiertelna, LD 50, wynosi tylko jedną fiolkę - na szczurach; trzy fiolki na gnomach; jedna i pól na kocie łazędze.
Elf zniósł 3 i pół, widniał napis w notatniku.

- Funfel do choleery, myyśl! Myyśl! - Krzyknął waląc pięścią w notatnik. - Jak nie załatwię więcej okazów to będę musiał przerwać eksperyment. Rozumiesz, funfel!? Rozumiesz?

Nie chciał tego robić. Bo jaki szanujący się naukowiec chciałby przerywać eksperyment? Żaden. Ale elfa nie mógł dalej męczyć. Postanowił pracować dalej nad drugim składnikiem. Poszedł na drugie stanowisko gdzie wziął do ręki słoiczek z oleistym niebieskim składnikiem.

Zamieszał ostrożnie i spojrzał pod światło. To był sprawdzony czynnik. Z tego mógł być dumny. Działa głównie, a nawet zawsze na samce, ale brakowało mu jeszcze kilku składników. Dostawca z oczami Hydry się spóźniał.

Wyszedł przed norę około południa - chciał się przewietrzyć - i zobaczył kogoś idącego w bliskiej odległości. Nieznajomy szedł z wargiem. Takiego, uradował ten widok.
- Wiitaj. - zaczepił go Taki czekający na zewnątrz nory. - Nie widziałeśś tego chędorzonego łowcy podrobów? Spóźnia się. - Zażartował.
Taki nie wydawał się wcale a wcale zadowolony. Ork natomiast, odwrócił się do Takiego, usiłując nasadzić głowę oczekiwanego łowcy na szczyt swojego kostura.
- Wybacz, ale odkąd wiatry odebrały mi wzrok nie przypominam sobie, bym kogokolwiek widział.
Taki się zaśmiał. Po czym rzekł:
- Co masz?
Ork delikatnie wzruszył ramionami, powodując stłumiony dźwięk z wnętrza worka.
- A bo ja wiem? Nazwałem to ,,Nołpliska", bo jak chwytałem do wora to krzyczało ,,No, please!"
- No ładnniee. - Uradowana morda Takiego mówiła sama za siebie co o tym myśli. - Może wieczorem idziemy do "koziego rogu"?
Pierwotnym zamiarem Takiego było upić Orka i go zasztyletować albo coś - w ramach spóźnienia oczywiście. Jak to się jednak sprawy dziwnie w życiu układają. W ogóle nie wziął pod uwagę, że ork nie jest wysłannikiem szamanów.
Ork, coraz mocniej zdziwiony skinął delikatnie głową. Bezpośrednie podejście goblina bardzo mu się podobało.
- Bardzo chętnie, jednak chciałbym najpierw poznać imię tego, z którym przyjdzie mi się napić.
- Ależ oczywiście, Taki jestem. - podał rękę nie pamiętając w ogóle, że rozmawia ze ślepcem. Wyszczerzył zęby i dodał - gdzie moje maniery?
Ghardul wyciągnął przed siebie dłoń, trafiając szczęśliwie w rękę Takiego.
- Ghardul. Jeśli można wiedzieć, to czemu pytałeś o moją kolac... to znaczy co niosę w worku?
Taki zrobił lekko zdziwioną minę. Rozważył to chwilę.
- nie jesteś dostawcą z oczami Hydry? Zamawiałem u orkowych szamanów oczy Hydry. Pomyślałem zatem... - nie dokończył wzruszył tylko rękoma.
Ghardul podrapał się po czole, wspominając, że człowiek, którego czaszkę postanowił wykorzystać jako ozdobę faktycznie krzyczał coś o tym, że jest posłańcem z bardzo ważnym ładunkiem. Nie chcąc jednak zbyt otwarcie przyznawać się, że dostawca raczej nie dotrze dziś ani nigdy wzruszył lekko ramionami - Jestem szamanem, to prawda jednak nie wiem nic o żadnych oczach hydry.
- a to szkoda. Nic zatem. A co zamierzasz zrobić z zawartością worka? Na handel? - Taki się zainteresował. - Okazy do eksperymentów się przydadzą. - Zwłaszcza takie, które mówią, pomyślał. A jeszcze do tego nie będzie musiał za nimi biegać tylko same wpadły na pogawędkę. - to jak? zhandlujesz? Czy ciężko będzie? W końcu musimy mieć pretekst do tego "Koziego Rogu" skoro nie jesteś dostawcą.
- Eksperyment mówisz? Mam lepszy pomysł. Dam ci to za darmo, zawsze mogę złapać następne. w zamian za to będę obecny przy eksperymencie... Zawsze lubiłem nowe doświadczenia, a jeden Nołplisek to mała cena w zamian za coś interesującego... I wizytę w ,,kozim rogu" oczywiście.
Taki trochę się zawahał. Nie. Bardzo się zawahał. Nie urządzał eksperymentów publicznych. To było nie do pomyślenia. Lecz zawsze mógł pomęczyć elfa czy gobliny jakąś miksturą, którą by testował. Miksturą we wczesnej fazie oczywiście.
- Zobaczę co da się zrobić. - Zastanowił się przez chwilę. - A niech tam. Przyjdź wieczorem. Teraz nie mogę ale wieczorem jak najbardziej. Pokaz przed gorzałą - dobry pomysł. Chociaż nie wiem czy jest co pokazywać. - Taki wzruszył ramionami.
Ghardul uśmiechnął się złośliwie.
- Naprawdę, ślepcowi nie potrzeba wiele do oglądania. Bardziej interesuje mnie zachowanie nołpliska w trakcie eksperymentu... Jeśli jednak przeszkadza ci czyjaś obecność w trakcie to zawsze mogę ci go oddać i bez tego, licząc na rewanż w kozim rogu.
Taki chwilę się zastanowił po czym wreszcie odpowiedział:
- Mimo to zapraszam. A teraz uciekam do swoich badań. Bywaj.
- Zaczekaj! Worek gdzie mam dać?

- A no tak, Dawaj do nory. Postaw w przedsionku dalej se poradzę. - Lekko był nieufny nowej znajomości. Dobrze i tak, że wiedział, że taki ktoś jak Taki tu mieszka. To wystarczy. - Dzięeęki.
- Nie ma za co. Wpadnę o zachodzie słońca.

Taki wrócił, wsadzając zdobycz orka do klatek, do swojego niebieskiego płynu. Szlam na biurku nieopodal obdarzył tylko złowieszczym spojrzeniem. Prawie zabrał się za przeglądanie notatek kiedy rozległo się odległe pukanie. To pewnie był dostawca. Najwyraźniej ów ork, Ghardul nie zabił tego dostawcę co trzeba. Poza tym, głowa na kosturze była ludzka, a on czekał na orkowego przemytnika. Tak też było. Na zewnątrz czekał dostawca z workiem ociekającym czymś czerwonym, krwią.

- Nie mogłeś czymś tego owinąć, nie?
- prawie wrzasnął Taki. - Rozliczyłem się z szamanami.

I już Takiego nie było. Schodził po schodach zaglądając do torby. Oczy hydry. Błyszczące i świeże na tyle na ile mogą jeszcze być. Taki ucieszył się niezmiernie. Jego śmiech zagłuszyła nawet głośne łkanie nowych okazów. Śmiech brzmiał jak czkawka.

Chwilę później Taki stał ze strzykawką i igłą wbitą w jedno z oczu. Naciągnął żółtej cieczy. Ciecz była lepka niczym białko jajka. Jego serce waliło od świadomości przełomowego wydarzenia. Na tą chwilę wydawał się czekać od początku swojego działania jako alchemik.

Następne co pamięta to jeszcze chwila bawienia się fiolkami i strzykawkami a potem zaczęła go boleć głowa jakby od uderzenia. I widok gwiazd. Nie takich prawdziwych tylko takich majakach. Gdy się obudził był poobijany i leżał rozłożony na ziemi. Był na górze. Więc albo przylazł i nie pamięta albo ktoś go przytargał. Jego zmysły wariowały chwilę po czym pozwoliły mu usiąść swobodnie. Zobaczył w pobliży warga. Jak jest warg to jest i ork, mawia przysłowie zielonego ludu. Pokręcił głową - ból ustępował. Na tyle głowy gdzie łączy się kość potyliczna z ciemieniową ciekła krew. No ładnie.

Gdy Taki otrząsnął się na tyle by móc zejść na dół spotkał tam niedawno poznanego osobnika, Ghardula. I może by sprawa przybrała inny obrót ale ów ork zamykał właśnie elfa niemowę do klatki. Czego raczej nie robiłby gdyby był w trakcie okradania goblina.

Sprawa wyjaśniła się przy gorzale w "Kozim Rogu". Jakiś duży i silny osobnik zaczął rozrabiać u Takiego w domu. Uwolnił "nołpliski", bo nigdzie dookoła ich nie widać a klatki były otwarte i puste. Trudno było przewidzieć co się stało. Ork stoczył z nim jedne starcie po czym odrzucony do tyłu stracił go z ocz... duży mu uciekł, po prostu. Goblina znalazł na górze nory. Pozostawił przy nim swojego warga i poszedł się rozsłyszeć, no bo rozejrzeć nie mógł. Kostur dobrze służy mu za laskę, wychodzi na to skoro zdołał złapać elfa niemowę.

Ghardul napastnika opisał jako trollocosia. Coś co przypominało orka, tylko większego. Silny i prawie chaotyczny w swoich poczynaniach. Walił z pięści w klatki gdy Ślepiec go usłyszał. Gdy natomiast Taki zszedł na dół rozejrzeć się po laboratorium zdążył tylko zobaczyć, że nie ma oczu tego parszywego gada. Wychodzi na to że ów oczy zniknęły jak i nołpliski.

********

Wydłubawszy oczy, schował je do torby ze skarbami i udał się pomóc upadłemu elfowi w przewaleniu tej misy wypełnionej oliwą. Oczywiście uważając przy tym żeby gad go nie dostał. Zawołał przy tym Ghardula by im pomógł jak ma jak.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 18-08-2009, 12:06   #49
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
CYNOCEPHALUS, po polsku genuine PSIGŁÓW,
jest Zwierz w Egypskich Puszczach, nakształt Człeka,
ale głowę psią mający, jakich i Xiążę Radziwił z tamtych
był wywiózł Krajów. To ma do siebie podziwienia godne,
że co godzinę puszcza urynę, od godziny do godziny
to czyniąc 24 razy. Dlatego Egypcyanie na Kompasach
i Zegarach go rysują, jako denotantem. Czasem bywała
ta bestya za ciekącą Klepsydrę. Także też czuje naturalnie
Conjunctionem Solis cum Luna, w ten czas w cale wzrok
tracąc. Samiec wtedy nic nie jada, głowę w ziemię
wnurzywszy; i dla tej samej experiencji w domach chowany
bywa. Jonstonus.

Benedykt Chmielowski "Nowe Ateny (...) podkamienieckiego pasterza"

Mała lokomotywa, jak po bardzo krętych szynach, pomknęła do przodu, unikając wyimaginowanych stalaktytów w wyobrażonej jaskini.
Ową małą lokomotywą był Gnom, biegnący z jej prędkością, lecz na tym podobieństwa się nie kończyły.

Kłęby gęstego dymu, unoszące się z komina odpowiadały oparom, wydostającym się całymi obłokami z ust małego stworzonka z fajką w zębach.

-Już do was lecę, mordy moje, rozczochrane!-popędził z częściami ekwipunków tych, którzy utknęli, lecz twarze niektórych czasem rozmywały się, przyjmując zabawne kształty.
Nie wiedział, że takie coś potrafią.

Szybko znalazł się przy Trollu, chcąc wręczyć mu jego klucze, buchając przy tym narkotycznymi wyziewami. Powstał jednak kolejny problem... Któremu z trzech Trolli wręczyć klucze?
Zapewne zastanawiałby się nad tym długo, gdyby nie to, że przedmioty do przekazania dużemu towarzyszowi wypadły mu z rąk.

Sytuacja była jak Windows. Każda łatka, pomagająca Gnomowi, tworzyła kolejny, poważniejszy problem.

Który z trzech kluczy podnieść?

Gerbo zawiesił się, dumając nad dysonansem jaki powstał, gdy nagle wpadł na genialny pomysł. Poprostu rzuci pozostałe na piach, a oni sobie podniosą. Dlatego też klucz do kajdan J'Rama znalazł się obok kawałka metalu Kashyyka, po czym pognał dalej.

Przebiegającemu Sidneyowi rzucił rzeczy, choć nie był pewien czy właściwy Sidney je złapał.
Podobnie potraktował Zergha i Takiego, a kiedy znalazł się koło szamana, już chciał podrzucić mu jego rzeczy, gdy nagle zorientował się, że ich nie zobaczy.
Zaklął paskudnie, podchodząc.

-Masz Orcza mordeczko-powiedział starając się podać klucz wraz z amuletem wprost do wyciągniętej dłoni, ale sytuacja nie była po jego stronie. Trzech Ghardulów stało przed nim, kręcąc się nieustannie.
Zapewne wykonywali uniki przed hydrą, zaś uniki były bardzo sprytne. Gnom nie mógł za nimi nie tylko nadążyć, ale również trafić.

-Dam je tobie, a ty uwolnisz pozostałych dwóch niewidomych, tylko ciii-wyszeptał, podając jednemu, lecz prawie przewrócił się. Czemu Ork nie chciał kluczy? Może spodobały mu się nowe bransoletki? Z pewnością były drogie.

-To w takim razie ty je weź-wyciągnął rękę ku drugiemu, próbując wcisnąć metal do jednej z trzech dłoni.

-Gdybyś tak łapami nie machał to łatwiej by by miło podać-warknął. Prawdopodobnie Ghardul nie ruszał ręką.

Nagle Orcze palce zacisnęły się na kluczu i amulecie, zaś Gerbo pobiegł dalej, zostawiając za sobą ścieżkę dymu oraz wielki kłąb kurzu.
Wyglądało to trochę tak, jakby obłok pyłu i piachu gonił Gnoma, który za wszelką cenę pragnął uniknąć spotkania z nim.

Zatrzymał się obok trzech Zanków, rzucając patelnię i klucze, po czym wyciągnął z kieszeni flaszkę, którą odkręcił jednym, szybkim ruchem, który zapewne odbywał się z przyzwyczajenia.

Przyzwyczajenie również bezbłędnie skierowało dłoń małego stworzenia do fajki, którą wyciągnął z ust, przytykając butelkę, która dopiero po kilku uderzeniach serca zakręcił wkładając fajkę do ust, zaś szkło do kieszeni.

Wśród publiczności brak było oklasków. Nawet słów uznania brakło. Były tyko wyzwiska i gwizdy. Dużo gwizdów.
Gerbo spojrzał z politowaniem na tłum, po czym wprawnym ruchem opuścił spodnie w dół, wypinając się na widzów, czemu towarzyszyło głośne wypuszczenie gazów.
Po tym Gnom założył spodnie ponownie, szczerząc się w stronę, w którą skierowane było miejsce o mało szlachetnej nazwie.

Nagle zauważył coś bardzo niepokojącego i... podejrzanego. Podskakujący, czerwony rulon? Podskakujący, czerwony rulon... Podskakujący, czerwony rulon!

Gerbo dobył świecznika, skradając się w jego kierunku. Obawiał się jednego, mając nadzieję, że się myli.

Skoczył nagle na jeden z trzech podskakujących przedmiotów i... wyrżnął twarzą w piach. Nie zdążył podeprzeć się rękami.

Czerwona tkanina była niepozorna, lecz bardzo szybka. Umknęła żelaznemu uściskowi Ornitologa, teleportując się kilkadziesiąt centymetrów dalej.

-Przede mną nie uciekniesz! Ja cię rozpoznałem! Myślisz, że nie wiem?! Jesteś Psigłowem! Starego ornitologa nie zwiedziesz, ptaszku!-rzucił się na czerwoną materię i chwytając ją, zaczął dusić, turlając się zupełnie tak, jakby walczył z wyjątkowo silnym Ogrem.
Sapał jakby szmata miała tytaniczną siłę, której on, Gerbo, ledwo się przeciwstawia.

-Nie dam ci się przemienić!-wrzasnął z fajką w zębach, po czym przeturlał się ponownie i kopnął płachtę, która rozwinęła się, zaś Ornitolog błyskawicznie chwycił świecznik, rzucając się na rozwiniętą tkaninę.

Wylądował dokładnie na jej środku, gdzie uklęknął, raz po raz tłukąc trzymanym oburącz świecznikiem, w jedno miejsce. Starał się w jedno miejsce, lecz każde uderzenie oznaczało nowe wgłębienie, w kompletnie oddalonym punkcie.

Gwałtownie wstał, wyszarpując zardzewiały miecz ze zniszczonej pochwy, po czym, upadając, co wcale w stanie Gnoma dziwne nie było, przeciwnie, było całkiem naturalne, wbił ostrze tam, gdzie była głowa bestii. Znaczy się Psigłowa. Znaczy się szmaty. Znaczy się tam, gdzie Gerbowi wydawało się, że kryje się głowa wyimaginowanej bestii.

-Przebiegłe gnoje!-krzyknął, chowając miecz i świecznik.

-Podsuwają niegroźnego Wróbla Wielogłowego-tu wskazał na hydrę.

-A za plecami wypuszczają Psigłowa! Oj, dyrektor będzie się z tego gęsto tłumaczył-warknął, patrząc spode łba na przedziurawioną materię. Pokręcił głową, a następnie podszedł do jednej ze śpiących głów, przyglądając się jej uważnie, chuchając silnie nakotycznym dymem oraz wyziewem alkoholowym.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 18-08-2009, 14:37   #50
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
Wśród wrzeszczącej i piszczącej widowni siedział człowiek, wyróżniający się z tłumu trochę lepszym strojem, świadczącym o niezłym stanowisku właściciela. Mimo wyraźnych oznak pochodzenia z „wyższych sfer” znalazł się na tym pokazie dla dzikusów. Jednak na jego twarzy nie gościł nawet ślad zadowolenia. Przeciwnie, jegomość był znudzony i wściekły. Nowi gladiatorzy byli beznadziejni, pseudośmieszni i po prostu żałośni. Jednakże hydra nie potrafiła ich zmasakrować, co tylko zwiększało złość „elegancika”. Nagle jednak się ożywił. Jeden z zielonych krzyknął coś głośno i ruszył pędem na jedną z głów. Człowiek wstał, zaczął krzyczeć wraz z innymi i cieszyć się na myśl o zbliżającej się masakrze, która nasyci jego pragnienie śmierci i cierpienia. Jednak tak się nie stało. W pewnej chwili głowy opadły i zaczęły wić się w agonii, a goblin przeleciał obok nich nawet nie zwalniając. Elegancik ryknął ze wściekłości. W tej samej chwili z widowni posypały się śmieci, wycelowane w sprawcę wszystkich nieszczęść, elfika, który uziemił głowy. Jeden z pomidorów trafił wściekłego jegomościa. Tego było już za wiele. Elegancik odwrócił się i krzyknął z jadem i histerią w głosie: -Ty gnoju, jesteś już martwy, ty… - zobaczył jedynie wielkiego orka z pomidorem w ręku, następnie szybko zbliżającą i kudłatą pięść, a później… ciemność…

Sidney nie wierzył we własne szczęście. Zdołał się przebić bez najmniejszego zadraśnięcia. Wiedział, że to zasługa magika, ale cóż… lepszy rydz, niż nic. Co więcej w połowie drogi do ekwipunku minął się z gnomem, ten powiedział coś w locie i rzucił mu klucze do kajdan. A raczej próbował, gdyż „przepustka do wolności” wylądowała jakiś metr od Bonebraina. ~Alkohol…~ pomyślał rozbawiony goblin, szybko podniósł kluczyk i uciekł w bezpieczną strefę. Tam wreszcie uwolnił się z kajdan. Dopadł do swojego ekwipunku i zaczął gorączkowo go przeszukiwać. Nic nie było ważne, nic, dopóki jej nie znajdzie, bo oczywiście ją znajdzie, bo przecież musi tutaj być, prawda, musi. JEST! Na samym dnie plecaka leżał mała, czarna sakiewka, a w niej… Sidney z błogim uśmiechem otworzył ją i wyjął… małą, obdrapaną monetę: -TAAAK! – krzyknął zachwycony. Schował ją szybko do przedniej kieszeni. Teraz mógł na spokojnie rozważyć sytuacje. Jego kompanii zaraz dobiją hydre. Widział, że prawie każdy coś szykował. Królem „polowania” miał zostać „specjalista od królików”, elfi magik. Planował on zwalić na cielsko gada, olbrzymi znicz. Co prawda nikt nie chciał mu pomóc, ale troll, ork i J’Ram na pewno poradzą sobie z jednym łbem hydry. Poza tym jego towarzysz, Zergh szykował hydrze jakąś „ognistą niespodziankę”. Dlatego należało działać po kolei. ~Po pierwsze – kajdany.~myślał Sidney~ Może i były magiczne, ale blokowały również wszelkie czary i zdolności. Mogły się przydać przy badaniach. ~ Zobaczył jak Uthgor chowa je do plecaka i szybko poszedł za jego przykładem. ~Po drugie – należało coś zrobić, w końcu szanowany inżynier nie będzie byle „pijawką” i nie będzie żerował na pracy magików, nie?~ Bonebrain pogrzebał w plecaku i w końcu wyjął owalny przedmiot. Wyglądał trochę jak ptasie jajo, z tym, że był wielkości sporej, ludzkiej pięści, a jego czubka wystawał średniej długości sznurek. Następnie inżynier wyjął z plecaka papierośnice i pudełko prymitywnych zapałek. Skręcił sobie szybko papierosa, odpalił i zaciągnął się mocno. Następnie przysunął wciąż tlące się łuczywko do sznurka, jednocześnie mówiąc jakby do niewidzialnych słuchaczy: -Tak, tak drogie dzieci… - sznurek wreszcie się zapalił i szybko prowadził płomień do wnętrza „jajka”. Sidney zamachnął się i cisnął przedmiot tuż pod łapy hydry - …granat to to co tygrysy lubią najbardziej, czyż nie?. Inżynier wybrał najsłabszą bombkę, z tych które posiadał. Planował raczej pokazać, że też coś potrafi i jednocześnie przyćmić działania magików. Po rzucie goblin spokojnie opiera się o ścianę i z błogim uśmiechem pali ukochanego skręta i przygląda się walce.
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song
Nagash Hex jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172