Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-08-2009, 23:23   #435
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Zerkał to na Finney, to na Alexa. Starał się uspokoić. Uspokoić. Był już w pełni sobą, jego twarz nie wykazywała żadnych emocji, jego oczy chłodno patrzyły nawet na córkę, która lada chwilę może pożegnać się w tym świecie, ale wewnątrz, w jego umyśle wciąż było coś nie tak. Spotkanie z Lilith wciąż nie dawało mu spokoju, wciąż był rozchwiany, zdekoncentrowany, po części przerażony ogromem potęgi swojej „sojuszniczki”...

Jeszcze raz kucnął obok nieprzytomnej dziewczyny, jeszcze raz obejrzał mechanizm… Tak, pomysł Dominika, nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Stary wampir od zawsze lubował się w sadystycznych sztuczkach i zabawach – do perfekcji opanował takie podtapianie ludzi, by ani na chwilę nie tracili przytomności, ciało żywego wciąż człowieka umiał rzekomo przebić szesnastoma ostrzami, nie naruszając przy tym żadnego organu, który odpowiadał za niezbędne funkcje życiowe, jego ulubioną rozrywką było zaś zatruwanie atramentu w księgach. Współczesna technika i przynależność do Sabatu pozwoliły mu, jak widać, na wiele więcej…

- Nie o tym myśl, nie teraz…! – wyszeptał, nie bacząc na zdziwione spojrzenie towarzysza. A potem w jego głowie narodziła się idea, znów pochodząca z zamierzchłych czasów, lecz patrząc się na współczesną wiedzę ludzi o świecie zdawała się być absurdalna. Absurdalna jak to miasto… Czy w mieściewampirycznych Jezusów, kaczek nazwanych imionami demonów zamieszkujących lustra, lalek tworzonych z ludzi i wybuchających z nagła hoteli szalony plan nie powinien się powieść? Zresztą, nie mieli innego wyjścia…

Wyjął telefon, szybkimi ruchami wstukał odpowiedni numer. Nie bał się o własne bezpieczeństwo. Dominik stracił swych najlepszych ludzi, poza tym w tej chwili był niemal pewny, że Lilith nie pozwoliłaby mu zabić bądź okaleczyć go w chwilę przed wypełnieniem jego zadania. Jeśli potrafiła ot tak wysadzić samochód i przenieść ich z miejsca wypadku, to czy problemem będzie dla niej wydobycia go również z magazynu…?

- Sorre? Tak, wiem, przepraszam, odpoczniesz za chwilę. Nie, możesz zostać w domu. Chodzi mi tylko o numer. Numer chirurga, kogoś działającego prywatnie, kto za spore pieniądze zgodzi się przyjechać od razu na miejsce. Poznałeś kogoś takiego? Doskonale. – mówił szybko, po czym wyjął notes i zapisał w nim podany przez prawnika numer. Pożegnał się z nim i natychmiast zadzwonił do lekarza. Ten nawet nie spał, zapewne nocne wizyty i operacje to spora część jego dochodu. Aligarii powtórzył mu trzykrotnie adres, na który ma dojechać, po czym – gry chirurg stwierdził, że będzie na miejscu za piętnaście minut – rozłączył się i powrócił do oglądania ciała córki.

- Dosyć niebezpieczny pomysł, książę, on to wszystko zobaczy, zapamięta… Co masz zamiar zrobić? Wmówić mu, że się przewidział? – mówił Alex, mający zresztą podstawy, by dziwić się decyzji Stańczyka.

- W rzeczy samej, przyjacielu, wmówię mu, że się przewidział. – odparł Robert po chwili milczenia – Ale ty się tym nie martw. Twoja rola będzie polegała tylko na tym, by w odpowiednim momencie uderzyć lekarza. Na tyle lekko, żeby stracił przytomność, bez żadnych zbędnych obrażeń. – zdziwiony Brujah skinął delikatnie głową – zdawał sobie chyba sprawę, że w sytuacji bezpośrednio dotyczącej życia córki Venture nie warto było się z nim sprzeczać.

- A, przy okazji… Nie masz może papierosa?

***
Rzeczywiście, pojawił się na miejscu po piętnastu minutach. Z dwoma sporymi torbami w obu rękach rozglądał się po ciemnym pomieszczeniu w magazynie, dopóki stojący w kącie Robert nie pomachał w jego kierunku ręką. Spokojnie podszedł ku niemu, przedstawił się, nie oburzył się gdy jego wyciągnięta dłoń została zignorowana. Prawdziwy profesjonalista.

- Doskonale, że pan przybył… - rzucił Aligarii, uśmiechając się – Nim przejdziemy do rzeczy, mam do pana parę próśb… Dobrze? [Prezencja – Zauroczenie]

- Oczywiście, zamieniam się w słuch… - chłód na twarzy lekarza w jednej chwili zamienił się w sympatię. Nieźle jak na początek, pomyślał wampir.

- Jest późno, ufam panu, ale mogę panu zaoferować coś na przebudzenie…? Zawsze lepiej jest mieć świeższy umysł przy ciężkich operacjach… O, ten papieros. – wyjął z kieszeni płaszcza „podarek” od Alexa. – To doskonała mieszanka południowoamerykańskich liści tytoniu, mocno orzeźwiająca. Może by pan zechciał…?

Chirurg z radością przystał na propozycję. Gdy odpalał papierosa, Stańczyk odszedł na dwa kroki. Na co dzień zachowywał się spokojnie przy małym płomyku, ale lepiej nie ryzykować… Po chwili całe pomieszczenie wypełnił zapach dymu tytoniowego, medyk zaś pod wpływem sugestii zaczął zachwalać znakomite walory smakowe zwykłego Marlboro.

- Sprawa jest dość nietypowa… - westchnął Robert, gdy jego rozmówca szykował już się do pracy – W następnym pomieszczeniu czeka na pana widok dosyć makabryczny… Martwa kobieta przytwierdzona do ściany, z wmontowaną w jej ciało instalacją – wbity w serce pręt i ostrza wokół głowy. O całej tej sprawie zapewne przeczyta pan za parę dni w gazetach, ale w tej chwili proszę nie zadawać pytań – za to wynagrodzenie będzie dużo większe. Pana zadanie – zdemontować tkwiącą w kobiecie instalację tak, by pod żadnym pozorem nie uszkodzić jej głowy. Rodzina tej dziewczyny wystarczająco się już wycierpiała, zasługuje przynajmniej na to, by móc spojrzeć na nią ostatni raz przed śmiercią…

Oczy lekarza pełne były przerażenia, lecz po kilku kolejnych motywacyjnych odzywkach Aligariego postanowił podjąć się zleconego mu zadania. Zresztą, czy miał inne wyjście? Nie czekając więc już na nic wszedł do pomieszczenia, gdzie leżała Finney i powoli zaczął rozkładać sprzęt niezbędny do dokonania operacji. Odpowiednie oświetlenie, sterylność na miarę możliwości, przygotowanie narzędzi… Pierwsze cięcie ukazujące wnętrze jej brzucha.

Zapach krwi. Słodkiej krwi. Jak dawno jej nie kosztował, jak dawno w ogóle nie pił tego życiodajnego płynu… Czuł wysuwające się powoli kły, spojrzał na Alexandra stojącego obok – jego mina też nie była zbyt wyraźna. Jego myśli krążyły wokół córki i operującego ją mężczyzny – mógłby przecież napić się z niego, nikt by tego nie zauważył, wszystko byłoby w…

Nie. Nie mógł. Przymknął na chwilę oczy. Opanował się.

Chirurg tymczasem wykonywał kolejne cięcia. Chwilę siedział, wpatrując się w urządzenie ukryte wewnątrz kobiety, ale gdy już zrozumiał mechanizm działania szybko zabrał się do „demontażu”. Gdy odkręcał pierwsze ostrze, Robert zamarł pełen niepokoju. Udało się. Później było już z górki. Kolejne części lądowały na ziemi, coraz częściej zszywał jakieś tkanki, zamiast ciąć…

- Ten pręt… Też mam go usunąć? – spytał w końcu.

- Nie, to dowód, proszę go nie ruszać.

- W takim razie… Gotowe. – stwierdził jeszcze po zszyciu kilku fragmentów skóry, po czym wstał od leżącego już swobodnie na ziemi ciała.

Delikatny znak, spojrzenie w kierunku motocyklisty, potem szybkie spojrzenie na lekarza, z radością wstaje, pewnie chce zapalić jak po zabiegu robi to większość chirurgów. Nie tym razem. Szybkie, acz stosunkowo delikatne uderzenie Brujaha niemal natychmiastowo pozbawia lekarza nieprzytomności, podtrzymywany przez wampira osuwa się on powoli na ziemię…

***
Wszystko przygotowali w niecałe dziesięć minut. Starli krew wampirzycy rozlaną przy ścianie, spakowali błyskawicznie pozostawione przez lekarza przybory i torby z nimi ustawili zaraz obok niego, założyli mu płaszcz, który zdjął przed przystąpieniem do zabiegu, uprzątnęli nawet resztkę po papierosie i włożyli mu w dłonie nowego, częściowo już spalonego. Wszystko wyglądało tak, jak przed operacją… A właściwie jakby nigdy się nie odbyła. Nieprzytomna wciąż Finney została ukryta w samochodzie Alexa.

- Doktorze… Doktorze… - zaczął w końcu mówić Aligarii, delikatnie klepiąc po twarzy mężczyznę. Ten po chwili się ocknął.

- Co… co się stało? Gdzie… A, to pan… Co z tą dziewczyną…?

- Jaką dziewczyną?

- Tą martwą, ze śrubami w ciele, z mechanizmem, który mógłby obciąć jej w każdej chwili głowę! Młoda, naprawdę ładna, z kołkiem w sercu, nie pamięta pan…!?

- Młoda dziewczyna z kołkiem… Że jak? Czy pan słyszy, co mówi…?!Robert udawał rozbawienie i, prawdę mówiąc, szło mu to doskonale. Pomógł mężczyźnie wstać, wraz z nim otrzepywał kurz z jego płaszcza.

- Ale ja to przecież pamiętam… - westchnął lekarz

- Prawda jest taka, że trochę przesadziliśmy z tym, czym pana poczęstowaliśmy… - wskazał czubkiem buta na dopalającego się na ziemi papierosa – Orzeźwia i owszem, ale sam pan wie, jak to jest z takimi substancjami… Jednemu nie szkodą, drugiemu owszem, a nie ma tego jak zbadać, bo to niezbyt legalne… Mam nadzieje, że nie obrazi się pan za ten incydent…?

- Nie, nie, w porządku… - mężczyzna wciąż był pod wpływem zauroczenia, Aligarii wiedział o tym doskonale. – Tylko w takim wypadku po co panowie mnie tu wezwali…?

- Na pewno nie do żadnej machiny w zwłokach kobiety… - zaśmiał się ponownie StańczykZ kolegą wynajęliśmy wczoraj ten magazyn, chcemy tu coś urządzić, właśnie mieliśmy się za to zabierać, a tu podczas wchodzenia po schodach stanąłem tak niefortunnie, że coś mi się stało z kostką. – zaprezentował w sposób wyćwiczony, kulejąc jak zwykle na jedną nogę – Nie chcieliśmy marnować całego wieczoru, ale teraz… No, i tak trzeba wrócić do domu… Ale że nie pomógł mi pan z naszej winy, chciałbym zapłacić, w końcu poświęcił nam pan całkiem sporo czasu…

Po paru chwilach lekarz święcie przekonany co do tego, że przed chwilą znajdował się pod wpływem ciężkich narkotykówwrócił do domu zamówioną przez Alexa taksówką, wampiry zaś ponownie ruszyły w kierunku auta i, wyciągając z niego ciało Finney, położyli je wewnątrz magazynu, zamykając za sobą drzwi.

- Oby wszystko było w porządku… - westchnął tylko Robert, chwytając w dłoń kołek. Szybkim, zdecydowanym ruchem wyrwał go z serca swojej jedynej córki, po czym zręcznie dobytym nożem przeciął sobie nadgarstek i przystawił go do ust Finney.

Czekał na przebudzenie.
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline